"Hard Paint", reż. Filipe Matzembacher, Marcio Reolon
Ocena: 3/5
Mimo nieustannie napływających filmów z kategorii LGBT, sportretowanie relacji homoseksualnej w sposób pozbawiony pretensjonalności, wzbudzając po drodze empatię w dalszym ciągu stanowi wyzwanie dla twórców. „Hard Paint” to nie tylko opowieść o samotności odizolowanych jednostek, które odnajdują swobodę gdzieś po ciemnej stronie internetu, unikając narażenia się na ostracyzm społeczny. Widz doświadcza również uniwersalnej historii miłosnej, ukazanej dyskretnie i z dużą dozą zmysłowości. Z tego powodu film zasłużenie otrzymał nagrodę na ubiegłorocznym Berlinale. Tym bardziej smuci fakt okrojonej dystrybucji. Film możemy oglądać od wczoraj na ekranach kin, dzięki Tongariro Releasing.
W Porto Alegre młody mężczyzna zarabia na życie występując przed kamerą internetową na prywatnym czacie. Pedro (Shico Menegat) jest nieśmiały i przejęcie alter ego o ksywce Neon Boy pomaga mu uzyskać większą pewność siebie i samoświadomość. Rzadko opuszcza swoje mieszkanie, a sesje z klientami są formą ucieczki od ponurych realiów. Boryka się często z nieprzychylnymi reakcjami i przyzwoleniem na przemoc ze strony otoczenia. Podczas pokazów używa fluorescencyjnych farb do ciała. Wkrótce pozna innego performera, Leo, naśladującego jego styl. Wspólne, erotyczne występy zbliżą ich do siebie i wkrótce staną się partnerami. Brzmi schematycznie i o ile fabuła nie jest oryginalna, to brazylijski duet Filipe Matzembacher i Marcio Reolon odmalowuje z subtelnością, bez zbytecznego dramatyzmu, relację dwójki.
Twórcy poświęcili dużo czasu na dobranie obsady i opłaciło się. Shico jest introwertykiem o delikatnym wyglądzie, ale drzemią w nim pokłady agresji. Leo jest jego przeciwieństwem, o łagodnym, przyjacielskim usposobieniu. Jest utalentowanym tancerzem, który chce się rozwijać jako artysta. Uzyskuje stypendium i wyjeżdża do większego miasta. Rozdzierają serce chwile, kiedy Pedro zostaje pozostawiony samemu sobie. Warstwa wizualna filmu jest dopracowana. Codzienny, przyziemny świat wspaniale kontrastuje z nocnymi pokazami upstrzonymi neonowymi barwami. Aktorzy świetnie są dobrani, wczuwają się w siebie nawzajem i widać na ekranie zaangażowanie w kreację postaci. Ich występy ogląda się z przyjemnością.
Film wypełniają sceny ukazujące samotność, opuszczenie i brak perspektyw w średniej wielkości mieście. Gdy siostra głównego bohatera, znająca prawdę o nim, zmuszona jest wyjechać, pozostaje on wtedy z babcią, której nie chce mieszać w swoje kłopoty osobiste, z utrzymaniem się, czy zatargi z prawem. Widz dowiaduje się, że chłopak pobił dotkliwie kolegę ze szkoły i sąd rozstrzyga o jego winie. W jednej z sugestywnych scen kurator sugeruje Pedro, by przyszedł na rozprawę z kimś bliskim, by ocieplić swój wizerunek. Czuć wtedy, jak w odpowiedzi wzbiera w protagoniście powstrzymywana złość i uczucie bezradności, które będą powracać wielokrotnie podczas seansu.
Na uwagę zasługuje również nastrojowa ścieżka dźwiękowa, którą wykonują w większości artyści z kręgów queer. Muzyka towarzyszy stanom emocjonalnym bohatera i tym bardziej kontemplacyjnym momentom ukazującym stagnację i homofobię w Brazylii. Po części, dzięki świetnie dobranej piosence, ostatnia scena dostarcza silnego emocjonalnego przekazu. „Hard Paint” oddziaływuje solidnie (“tinta”) po czasie, ale jak to już robi to błyszczy (“bruta”) wtedy jak diament pośród szarej rzeczywistości.