Pożegnanie Godarda w kinie Amondo

W najbliższy piątek (23 września) w AMONDO Kino odbędzie się pokaz Szalonego Piotrusia Jean-Luca Godarda. Przed seansem zapraszamy Was na prowadzoną przez nas prelekcję, a po filmie – do dyskusji o twórczości reżysera. Francuz odszedł 13 września 2022 roku, pozostawiając osierocony świat sztuki w zadumie nad jego dorobkiem. Parafrazując słowa Jean-Pierre’a Melville’a z „Do utraty tchu”, stał się nieśmiertelny i umarł. Pożegnalny seans organizowany jest we współpracy z Institut français de Pologne à Varsovie, a do obejrzenia kultowego dzieła nowofalowca zachęca Tomasz Poborca:

W słynnej scenie błądzenia po monochromatycznych korytarzach nużącego forum paryskiej burżuazji tytułowy Piotruś, jeden z ostatnich egzystencjalnych buntowników kina Godarda – bo i Sartre przestaje w latach 60. być à la mode – pyta Samuela Fullera o to, czym tak naprawdę jest film. Amerykanin odpowiada nonszalancko, lecz przenikliwie: „Film jest jak pole bitwy: miłość, nienawiść, akcja, przemoc i śmierć. Jednym słowem, jest emocją”. Do sentymentalizmu mu bynajmniej daleko, zwraca bowiem uwagę na efemeryczność afektu, jego plastyczność i ulotny charakter fragmentarycznego, relacyjnego w gruncie rzeczy obrazu opierającego się gilotynie znaczenia. Tej samej filozofii daje wyraz francuski reżyser, otwierając Szalonego Piotrusia cytatem o Velázquezie – malującym na starość nie tyle stałe obiekty, co dryfującym między konturami zanikającymi w wieczornym świetle.

Kierowany podobnym instynktem Godard coraz silniej wędruje w stronę uświęconego „pomiędzy” – pośród pojedynczych obrazów i dychotomii je traktujących – które najtrafniej charakteryzuje całą twórczość autora. Ostatnim filmem z Belmondo wyczerpuje poniekąd dotychczasową dialektykę kinofilskiej miłości do amerykańskiego kina i antropologicznej diagnozy francuskiego społeczeństwa uginającego się pod naporem konsumpcjonizmu – to punkt graniczny estetyki określającej zarówno „nowofalowość”, jak i ówczesne fascynacje przenoszeniem brechtowskich manier przed obiektyw kamery.

Jakże atrakcyjny widok rozpościera się z tego chaotycznego szczytu – pełen fowistycznych kolorów układających się w narodowe barwy przy akompaniamencie niewinnych melodii wyśpiewanych w nadmorskich sosnowych laskach i absurdalnych gagów rodem z komedii Lewisa czy Flipa i Flapa. To nic, że u podnóża góry płoną samochody, trupy z nożyczkami w swych zimnych karkach ścielą się gęsto, za winklem terroryści przygotowują kolejny zamach, a z autostrady do nieba ostał się tylko fragment wybudowany gdzieś w polu – niczym postapokaliptyczna pamiątka po cywilizacji, którą należy dopiero zburzyć. Ahoj, przygodo! Cała naprzód! Do granic spektaklu, by przekroczyć jego „niemożliwe zbliżenie z życiem” – jak pisał kiedyś Comolli. Czy na duet błaznów Godarda czeka tam coś więcej, niż zakochanego Pépé le Moko poza murami algierskiej kasby? Zobaczcie sami!

Więcej o odejściu Jean-Luca Godarda znajdziecie również w osobnym tekście in memoriam (LINK).

Pełna sala koło
Redakcja