M. Night Shyamalan często miewa ciekawe pomysły inspirowane rzeczywistością, tylko nie zawsze potrafi obudować je filmowo. W 2000 roku wraz z "Niezniszczalnym" wprowadza w życie własną koncepcję superbohaterów. Nadludzka moc jest wynikiem chorób, jakie dotknęły postaci.
Postaci są wpisane w komiksowe archetypy: niechętny, ale honorowy bohater; antybohater z bolesną skazą; arcywróg i mistrz intelektu, czyli „Mastermind”. Ten ostatni tworzy bohatera i jego alter ego. Następnie doprowadza do ich konfrontacji – głównie dla własnej zabawy i sprawdzenia własnych umiejętności. Prawdziwej strategii (masterplanu) nie wyjawia nikomu. Upodabnia się tym do samego twórcy, który w “Szóstym zmyśle” w ostatnich minutach prawdziwą wisienką wieńczy swoje dzieło. Tylko czy “Glass” będzie równie zaskakujący?
Pewnego dnia w brukowcu zostaje przytoczona historia Davida Dunna, który jako jedyny ocalał z wypadku kolejowego. Ten niczym niewyróżniający się przedstawiciel klasy średniej jest w stanie udźwignąć niebotyczne ciężary, ale stąpa twardo po ziemi i prędzej zawierzy w działanie przypadku, niż sił nadprzyrodzonych. Niewykluczone, że mutacja genu LRP5 prowadzi u Dunna do powstania wyjątkowo gęstych kości, na skutek czego w wodnym zbiorniku idzie on prosto na dno. Istnienie takiej przypadłości potwierdził naukowiec Karl Insogna w 1994 roku po tym, jak znaleziono człowieka nieuszkodzonego po poważnym wypadku samochodowym.

W tym momencie przyklasnęłaby w zachwycie pani doktor Staple (grana przez Sarah Paulson) z „Glassa”, bo byłby to kolejny dowód jej teorii o nieistnieniu superbohaterów. Głosu w dyskusji nie zabrałby zdeterminowany Elijah Price, którego analityczny umysł byłby pochłonięty łączeniem faktów w całość, służącą realizacji wyższych celów – zamierzeń geniusza. Mr Glass jest znawcą sztuki, cierpiącym od urodzenia na wrodzoną łamliwość kości. Niepowstrzymanie wierzy w to, że skoro natura stworzyła ludzi, którzy są fizycznie niedorozwinięci, to muszą istnieć również osoby o ponadprzeciętnych zdolnościach fizycznych – podobnie jak superbohaterowie w komiksach. Price jako 13-letni niewinny jeszcze chłopak otrzymał swój pierwszy komiks. Stał się największym zwolennikiem i naraz niewolnikiem kolorowych obrazków. Uniwersum postaci o nadludzkich zdolnościach pochłonęło bez reszty jego świat, odgradzając od empatii względem prawdziwych ludzi i czyniąc go egocentrykiem. Przeżył życie w cierpieniu i izolacji społecznej, jednak poczuciu odrazy do antagonisty towarzyszą również pokłady współczucia.
Nie da się zaprzeczyć, że postacią nie z tego świata jest Kevin Wendell Crumb, główny bohater „Splita” z 2016 roku. Można odnieść takie wrażenie, obserwując nieobliczalne zachowania młodego mężczyzny z osobowością mnogą, odgrywanego z wirtuozerią przez Jamesa McAvoya. Na początku nie wiadomo, czemu właściwie porywa dziewczyny. Jedną z nich jest skryta, ale odważna Casey (w tej roli Anya Taylor-Joy, podobnie hipnotyzująca i szczera jak w “The Witch”), która umiejętnie manipulując poszczególnymi osobowościami, przy okazji prowadzi z nimi dialog i poznaje bliżej Kevina, który na co dzień pracuje w zoo i uczęszcza na sesje do dr Fletcher.

Horda – czyli wszystkie osobowości razem – wierzy w potęgę i w słuszność istnienia potężnego stworzenia, które zrodziło się pośród drapieżników w zoo, aby ochronić Kevina. Ten ostatni nie skrzywdziłby muchy i gdy tylko zdaje sobie sprawę, że zabija w momentach wybudzania się agresji, to cierpi za wszystkie swoje ofiary. Nadal nie wiemy, co się właściwie stało z rodziną bohatera po śmierci jego ojca, bo otrzymujemy jedynie skąpe retrospekcje z przeszłości. Najpewniej są przesadzone, będąc po części wytworem chorego umysłu, który utracił kontakt z rzeczywistością na skutek pogłębiających się zaburzeń psychicznych. Wszystko wskazuje na to, że matka, nie radząc sobie z sytuacją, nie miała cierpliwości do wychowywania dziecka i znęcała się nad nim. Przemawiając do niego niejednokrotnie językiem pełnym przemocy, nie potrafiła zapewnić mu bezpieczeństwa.

Lekiem na całe zło jest uczucie, które spada jak grom z jasnego nieba. Emocjonalna więź z pełną opanowania Casey staje się wentylem bezpieczeństwa dla nadpobudliwego Kevina. Oboje zaznali krzywd na skutek nadużyć ze strony opiekunów, a jednocześnie są oni swoimi przeciwieństwami, siłami natury instynktownie mającymi się ku sobie. Przypomniało mi to o relacji zmaltretowanej dwójki z austriackiej produkcji „Mrok”. Tam dwójka młodych ludzi, również pokrzywdzonych przez dorosłych, poczuje między sobą pokrewieństwo i doświadczy duchowej bliskości. Relację między Kevinem i Casey powstrzymuje chłód bijący od dr Staple. Podchodząca instrumentalnie do innych naukowiec próbuje zjednać sobie Casey, namawiając ją do kooperacji z zakładem psychiatrycznym, przekonując o zbawiennym wpływie na Kevina jej towarzystwa. Dziewczyna nie zgodzi się, a jej nieprzejednana postawa przywodzi na myśl słowa: „Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko”.
Teoria pani psycholog ze „Splita” świetnie wpisuje się w koncepcję reżysera. Pacjenci z mnogą osobowością mają moc wpływania myślami na biochemię swojego ciała. W „Glassie” psychiatra będzie starała się wybić bohaterom z głów przeświadczenie o posiadanych nadprzyrodzonych zdolnościach. Argumentem będą wyniki rezonansu magnetycznego wskazujące na wzmożoną aktywność płata czołowego, do której przyczyniają się traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa. U Elijah Price’a mógł być to groźny wypadek na karuzeli w parku rozrywki, gdy chłopiec doznał poważnych złamań czy też obrażenia fizyczne podczas narodzin. U Davida Dunna w wybudzeniu mocy odegrał swoją rolę moment, w którym prawie utonął podczas szkolnych zajęć na basenie.

Tak jak słabością Supermana jest mieniący się na zielono kryptonit, tak Nadzorcę – znanego w internecie ze swoich heroicznych wyczynów – czyni bezsilnym woda. U Shyamalana mężczyzna pracujący jako ochroniarz dosłownie otrzymuje zielone światło na zostanie herosem. Kolory odgrywają ważną rolę u tego twórcy: są powiązane ze słabościami, zwiastują nadejście superbohaterów, służą ich identyfikacji. W ujęciu ukazującym narodziny Elijaha pojawi się zależność łącząca Price’a i Dunna, a kadry wysycone będą fioletem – barwą będącą znakiem rozpoznawczym postaci granej przez Samuela L. Jacksona, z niebieskimi i zielonymi refleksami. Na moment przed pojawieniem się „niezniszczalnego” mężczyzny, do postaci granej przez Bruce’a Willisa przysiądzie się kobieta w fioletowo-granatowej bluzce, co zasugeruje, że Mr Glass maczał palce w wypadku kolejowym. Powszechnie wiadomo, że niebieskie światło jest szkodliwe dla oczu, ale to antagonista zdradza uszkodzenie wzroku swoim skrzywionym sposobem, w jaki postrzega świat. Film korzysta z fiołkowej aury otaczającej Elijaha w ujęciach, w których przejawia się oddziaływanie tej postaci. Poświata fiołkowej barwy unosi się nad stadionem w „Niezniszczalnym” czy opatula pomieszczenie podczas terapeutycznej sesji w „Glassie”. Taki efekt dają misterne, niecne plany rojące się w głowie arcywroga.
Kolory odgrywają ważną rolę także w innych produkcjach Hindusa, pomagając lepiej wczuć się w stany emocjonalne postaci. Mieszkańcy „Osady” byli odziani w żółte płaszcze. Ivy jako jedyna zrzuca z siebie okrycie, co symbolizuje uwolnienie się od strachu, którym emanuje wioska. Od Kevina bije niesamowita siła, kiedy zrywa z siebie odzienie o barwie musztardy, stając się Bestią. Kolor czerwony przyciąga zagrożenie niczym płachta byka, ale też wyraża gotowość bojową, szerząc strach w szeregach przeciwnych armii. Kobiety w „Osadzie” w pośpiechu zrywają i zakopują kwitnące na czerwono kwiaty, bo wywabiają one z lasu potwory. W „Szóstym zmyśle” mały Cole w chwili wkroczenia duchów do jego pokoju ukrywa się pod wigwamem okrytym czerwonym materiałem.
Drugim w kolejności atutem fabuł Shyamalana jest zgrabne przemycenie zawirowań ugruntowanych psychicznie. Potrafią świetnie nastraszyć, bo nie da się przewidzieć, do czego zdolne są osoby o zwichrowanej osobowości. Tak było choćby w „Wizycie”, gdzie para staruszków zachowuje się podejrzanie. W „Szóstym zmyśle” Cole doświadcza halucynacji, które mogą być objawem odmiany schizofrenii paranoidalnej. Z powodu swoich ukrytych zdolności tkwi w przeświadczeniu wpojonym mu przez rówieśników, że jest “czubkiem”.

Bohaterowie nie wybrali świadomie swoich nadprzyrodzonych darów. Niejako zostali nimi napiętnowani i utrudniają im one znacznie życie. Z tego tytułu, jeśli mieliby wybór, to by się ich zrzekli, otrzymując w zamian anonimowość. David Dunn daje nam odczuć, że wcale nie kwapi się do pojedynków z Bestią, a w „Niezniszczalnym” odprawia Price’a z kwitkiem, gdy ten snuje swoje insynuacje o istnieniu nadludzi w rzeczywistości. Dopiero gdy postać grana przez Willisa zda sobie sprawę z własnej odrębności, zacznie bardziej świadomie korzystać ze swoich zdolności, po części za namową syna. Nawet w “Glassie”, czyli 19 lat po wypadku kolejowym z pierwszej części, protagonista traktuje obowiązki herosa jako przykrą konieczność. Gdy prasa donosi o kolejnych przypadkach porwań młodych dziewczyn, protagonista bacznie śledzi ze swoim synem poczynania mordercy i zamierza mu pokrzyżować szyki. Na to tylko liczy Elijah, ze stoickim spokojem wyczekujący na swoją kolej w celi (kiepsko strzeżonego) zakładu psychiatrycznego, aby wkroczyć na scenę z tupetem pod koniec drugiej połowy „Glassa”.
W „Splicie” doktor Fletcher, sympatyzując ze swoim pacjentem z dysocjacyjnymi zaburzeniami osobowości, przybliża sukcesywnie widzowi postać Kevina. Dla odmiany w „Glassie” doktor Ellie Staple swoją sceptyczną postawą zasiewa w głowie widza wątpliwość, beznamiętnie depcząc już skonstruowane, pełne niezwykłości wyobrażenie na temat nadludzi. Czuć tu, jak chwilowo film zaczyna skręcać w stronę poczciwego zamysłu „Niezniszczalnego”, gdzie reżyser nie wykładał widzowi łopatologicznie swoich racji, a wszystko mogło być dziełem przypadku, nie wykluczając jednocześnie oddziaływania supermocy.
Reżyser, skuszony technicznymi sztuczkami, przedkłada choćby dynamizm ujęć nad dogłębne ich przestudiowanie, co jest efektem współpracy z młodymi twórcami. Objawia się to w początkowej scenie kradzieży, kiedy kamera prześlizguje się szybko na przeciwną stronę operując w 360 stopniach, utrzymując wrażenie trójwymiarowości. Hindus bawi się efektami vertigo w początkowej scenie w “Splicie” i scenie z sesją terapeutyczną w fiołkowej auli w “Glassie”, tworząc sieć powiązań w trylogii. Nie zastaniemy tu sekwencji montażowych korespondujących spójnie z treścią i klimatycznej muzyki Jamesa Newtona Howarda, a poprowadzenie wątków zdradzi brak kreatywności. Thriller nazbyt odcina kupony od poprzednich części, zamiast na siebie sam zapracować.

Twórca dość statycznie snuje swą historię, co jawi się częściowo jako zaleta, bo usypia – na zbyt długi czas – czujność widza. Przywołując w pamięci pełne rozmachu pojedynki z kosmitami w “Avengers”, światowi przedstawionemu można zarzucić przyziemność i taniość, ale i przypadkowość. Elementy układanki są znajome: charakter relacji pacjent – doktor zdaje się być zaczerpnięty z “Lotu nad kukułczym gniazdem”, a miejsce przetrzymywania porwanych dziewczyn – stara fabryka, niczym wyjęta z “Kolekcjonera kości”. Z pompatycznością godną sekwencji Bruce’a Bannera przeistaczającego się w Hulka wielokrotnie powtarzane jest wybudzanie się Bestii. Ze znużenia wytrąca scena, w której para złoczyńców toczy między sobą pełen podskórnego napięcia pojedynek – konsensusem jest wyzwolenie z okowów szpitala dla obłąkanych.
Mr Glass jest narratorem wszechwiedzącym tej historii. Gdy przegląda jeden ze swoich komiksów zatytułowany „Koalicja zła”, wie już wcześniej o zaangażowaniu tajnej organizacji przywodzącej na myśl polowanie Hydry na agentów S.H.I.E.L.D. w “Zimowym Żołnierzu”. Mało satysfakcjonująco wypada rola mediów, pamiętając jak “czwarta władza” potrafiła zaangażować w takich filmach, jak m.in. “Wyrok za prawdę” (“Kill the Messenger”), “Stan gry” czy “Urodzeni mordercy”.



Glass
Rok: 2019
Gatunek: dramat, sci-fi, thriller
Kraj produkcji: USA
Reżyser: M. Night Shyamalan
Występują: James McAvoy, Bruce Willis, Samuel L. Jackson i inni
Dystrybucja: Disney
Ocena: 3/5