Jest to jedna z najbardziej absurdalnych rzeczy, jakie w życiu widziałem – powiedział Robert Makłowicz, zwiedzając posiadłość Gabriele D’Annunzio nad jeziorem Garda. Dokładnie te słowa miałem na ustach po seansie nowego filmu Igora Bezinovića, poświęconego aneksji Rijeki, którą w latach 1919-1921 kierował włoski faszysta, poeta i dramatopisarz.
Podobnie jak osadzony na lombardzkim zboczu fragment krążownika Puglia, biorącego udział w morskich bataliach na Adriatyku w czasie I wojny światowej, przypominał wygnanemu rewolucjoniście o minionej „chwale”, utwór Chorwata nie tylko przybliża martwy okres w dziejach, ale jest też swoistym palimpsestem – hybrydyczną próbą napisania ich na nowo. Reżyser zaangażował bowiem w projekt dziesiątki mieszkańców. Zaoferował im możliwość inscenizacji lokalnej tożsamości oraz wejścia w polemikę z romantyzującą narracją o ekscentrycznym anarchiście, jaką uprawia się chociażby w niedalekim Trieście.

Bo chociaż w tytułowej Fiume, jak na początku XX wieku nazywano portowy ośrodek, większość obywateli nie zna dzisiaj nazwiska charyzmatycznego dyktatora, a ślady jego panowania są w większości zatarte – freski zostały zniszczone, nazwy ulic zmienione, a pomniki obrócone w proch – zachodni sąsiedzi wciąż pielęgnują pamięć o ekstremiście. Wiele elementów tradycji faszystowskiej zrodziło się zresztą z propagandowych potrzeb D’Annunzio. Dość wspomnieć o czarnych koszulach jego wiernych legionistów, pozdrawianiu tłumów rzymskim salutem czy rozpowszechnienia słów Giovinezzy, późniejszego hymnu partii kierowanej przez Benito Mussoliniego.
Eksplorowany przez Bezinovića temat jest zupełnie poważny – co gorsza, wciąż aktualny. Twórca wyszedł jednak naprzeciw konwencjonalnemu myśleniu, że reprezentacja trudnego zjawiska wymaga szlachetnego gatunku. Zarówno sondy uliczne, rozmowy z mieszkańcami dotyczące ich ról (w czarny charakter wciela się niemal tuzin łysych mężczyzn wywodzących się z różnych środowisk), rekonstrukcje czarno-białych fotografii lub ręcznie malowanych pocztówek, jak i eseistyczne gesty, którymi autor zniekształca archiwalia – większością zabiegów wywołuje jednocześnie refleksję i salwy głośnego śmiechu. Nie dajcie się zatem zwieść podręcznikową anegdotą, bo Fiume o morte! to nie nużący wykład, lecz potencjalny faworyt publiczności i trzeźwiące remedium na populizm.

Heterogeniczny portret przywódcy, w jaki układają się anachroniczne scenki, oraz dialogiczność historii zapisanej na kartach oficjalnych akt i protetycznych wspomnień przedstawicieli kolejnych pokoleń Chorwatów doskonale oddają fundamentalną tezę reżysera: totalizacja przeszłości i manichejska redukcja służą wyłącznie niecnym planom szarlatanów. Mimo iż Bezinović przeprowadził wywód z chronologiczną precyzją, formą performansów zarejestrowanych na ulicach Rijeki dokonał istotnego wyłomu. Nie tylko podał w wątpliwość cudowność autobiografii włoskiego poety. W zabawny sposób przyjrzał się także groźbie nowego kapłaństwa, podkreślając przy tym paralele między czasami, kiedy artystów fascynował ołów, a dniem dzisiejszym, gdy sztylety w zębach zastąpiły smartfony – to nie jedyna parafraza Godarda lub Jude, jaką można uświadczyć w filmie.
Gdyby główna bohaterka Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy zdecydowała się nakręcić dokument, prawdopodobnie powstałoby dzieło zbliżone do pierwszego chorwackiego utworu w konkursie głównym festiwalu w Rotterdamie. Duch Ionescu zdaje się unosić także nad Dalmacją i widmową spuścizną zafiksowanego kombatanta.

Fiume o morte!
Rok: 2025
Kraj produkcji: Chorwacja
Reżyseria: Igor Bezinović
Ocena: 4/5