Wedle tradycji przygotowaliśmy dla Was redakcyjne podsumowanie festiwali, w którym nie znalazły się filmy z potwierdzoną dystrybucją w 2025 roku lub mające już polską premierę w kinach bądź serwisach vod (o nich napiszemy w drugiej połowie stycznia w osobnym rankingu).
10. STRANGER EYES 🇸🇬/🇹🇼 [Wenecja / Valladolid / Pięć Smaków]
Pomysł na fabułę Stranger Eyes narodził się ponoć w głowie Yeo Siewa Hua za sprawą, a jakże, obserwowania w parku starszego mężczyzny. Reżyser zaczął snuć narrację na jego temat, aż złapał się na tym, że projektuje własne aspiracje i cechy na swój obiekt. Przecież postrzegamy innych ludzi przez własne lęki, wiedzę i społeczne uwarunkowania. Jednocześnie, jak dodawał autor Wyśnionej krainy, wokół nas, jak wówczas w parku, stoją kamery monitorujące, non stop rejestrują, przekazują gotowy obraz, zapisują, archiwizują. Stajemy się megabajtem zajętej pamięci na dysku, ale też sami produkujemy dowody na własne istnienie i na nasze grzechy. Niedawna pandemia przesunęła wektor z obawy o wolność na dyskusję o odpowiedzialności społecznej. Samotność w wielkiej metropolii, będąca przecież tematem choćby dla Tsai Ming-lianga, zastępuje teraz poczucie wiecznej inwigilacji. W azjatyckich miastach molochach (od niekończącego się Tokio przez rosnące w zatrważającym tempie chińskie megalopolis po zatłoczone Tajpej i Singapur) do codzienności należy zaglądanie do cudzego okna, obserwacja na każdym kroku, na ulicy i w sieci. Dla Yeo jego wyspiarska ojczyzna, z jej gęstym zaludnieniem i wynikającym z zamordystycznego prawodawstwa nadzorem, jawi się jako wzorowa egzemplifikacja tego procesu.
Reżyser stawia więc pytania natury moralnej i filozoficznej. Nie tyle o przedstawione na ekranie zdarzenia, ludzkie potknięcia, domysły poszczególnych postaci i ich utracone nadzieje, ale o sam proces oglądania, powiedzmy nawet dosadniej – oglądactwa i pożerania treści. Jako czytelnicy, telewidzowie, kinomani, użytkownicy serwisów randkowych, tiktokerzy, zakochani w memach, uzależnieni od instastories celebrytów i łaknący jak kania dżdżu twitterowych wpisów polityków – sami jesteśmy w centrum cichego oskarżenia Singapurczyka. Filujemy i śledzimy, knujemy na grupkach i złorzeczymy na konfach. Era, gdy kino było domeną podglądaczy i zboczeńców przeszła już do lamusa, robimy to teraz wszyscy na swoich ekranach: telefonach, tabletach, e-czytnikach, zegarkach. Wszystkie są oknem na świat, wszystkie zniewalają nas w mroku naszych żądz. Spojrzenie zamknięte w czarnej otchłani.
9. MOWA WSPÓLNA 🇨🇦 [Cannes / Nowe Horyzonty]
Kanadyjski twórca Matthew Rankin w 2020 roku podbił nowohoryzontowe serduszka dzięki debiutanckiemu Dwudziestemu stuleciu (2019), w którym do łez bawił melanżem ekspresjonizmu, skeczy Latającego Cyrku Monty Pythona i teledysków Pet Shop Boys. W tym roku reżyser wysłał z Cannes do Wrocławia Mowę wspólną, pełną ciepła i ironicznego humoru opowieść o powrocie w rodzinne strony połączoną z hołdem dla Irańskiej Nowej Fali.
Rama fabularna Mowy wspólnej opiera się na podwójnej podróży, tak hołubionej przez kino irańskie i doskonale wpisującej się w tematykę jednej z nowohoryzontowych sekcji – „Let’s Go”. Z Montrealu do rodzinnego Winnipeg na spotkanie z dawno niewidzianą i leżącą obecnie na łożu śmierci matką rusza introwertyczny urzędnik Matthew (w tej roli sam reżyser). Swoją eskapadę odbywają także siostry Negin (Rojina Esmaeili) i Nazgol (Saba Vahedyousefi), które – będąc na tropie zagubionych w śnieżnej zaspie okularów kolegi – natrafiają na zamrożone w lodzie 500 riali. Wydobycie banknotu będzie najważniejszym i zupełnie dobrodusznym zadaniem dziewczynek, choć świat i napotkani ludzie rzucą mnóstwo kłodek pod ich nogi. Te peregrynacje wpisują się doskonale w filmowe losy słodkich, perskich uparciuchów, które całą wioskę zmuszały do pomocy w drobnych, acz dla nich doniosłych misjach (zdobyciu drobnej kwoty na balonik, dotarciu do domu przyjaciela czy znalezieniu jakiegoś „drogocennego” przedmiotu).
Tytuł filmu nawiązuje do żartobliwego hołdu z użyciem farsi, ale odnosi się też do języka wizualnego pożyczonego od Kiarostamiego. Objawia się to nie tylko w długich ujęciach w szerokich planach wpisanych w municypalną przestrzeń, ale również w prezentacji poszczególnych budynków. Kamera zazwyczaj ukazuje kadry wypełnione przez ceglane bloki. Architektura przemawia tu tak wyraźnie jak nie czyniła tego od La Sapienzy Eugène’a Greena. Matthew Rankin w wywiadzie dla „Filmmakera” powiedział nawet, że „starał się ukazać te beżowe struktury w sposób, w jaki Terrence Malick filmował zachód słońca”. Ta poezja zwyczajnych murów zostaje jeszcze podbita przez obserwację Kanadyjczyka z podróży odbytej w wieku 21 lat, że Teheran i Winnipeg łączą podobne barwy.
8. 78 DNI 🇷🇸 [Rotterdam / OFF Camera / Toffifest]
Nie ma bardziej najntisowej soczewki od VHS-owych sprzętów. Wcześniej świat oglądało się monochromatycznie, w sepii, z szumem na twarzach i złamaniami w przypadkowych miejscach, a później z datą w rogu. Tak było, nie zmyślam.
Nie zmyśla też Emilija Gašić w debiutanckim dzienniku, posklejanym z inscenizacji jej dziecięcych wspomnień 78 days. Wraca pamięcią do wiosny 1999 r. Wiosny, w której wiatr może i wiał cieplejszy, ale lat zdecydowanie nie ubywało. Siostrzane trio wraz z rodzicami spędza popołudnia na zabawach i – jak to bywa w rodzinie – kłótniach w domu na jednej z serbskich wsi. Gdzieś pomiędzy słowami pojawia się widmo zbliżających się wydarzeń, a po kilku dniach spełnia się najgorszy scenariusz – NATO rozpoczyna tytułowe siedemdziesięcioośmiodniowe bombardowanie Jugosławii. Ojciec zostaje wysłany na front. I życie toczy się dalej. Wojna wychyla się w małych klinach między kolejnymi scenami nastoletniej codzienności. W przestrzeniach pozostawionych przez włosy, zbyt krótko obcięte maminymi nożyczkami, pierwsze samodzielnie usmażone naleśniki i chłopaka ze stolicy, który zawrócił w głowie zbyt wielu siostrom.
Gašić porusza okiem kamery konsekwentnie, co oznacza w tym przypadku filmowanie dopasowane do osobowości bohaterki akurat trzymającej sprzęt, prawdziwe Hi8, miast komputerowego filtra symulakryzującego obraz. Gašić, której odpowiednikiem w ekranowym dzienniku zdaje się Tijana, najmłodsza z sióstr, wzorem wielu filmowców swojego pokolenia, retromaniaków, autoterapeutów i księgowych [choćby Philip Sotchyenko i jego udany debiut z zeszłego roku (NASZA RECENZJA)], powraca do dziecięcych lat przypadających na jeden z wielu burzliwych okresów w historii Półwyspu Bałkańskiego. Na co dzień rezydująca w Nowym Jorku reżyserka odrzuca jednak potencjalną rolę dziejowego urzędu skarbowego, nie wchodzi również w buty psychoanalitykom wszelkiej maści. Zakłada na uszy słuchawki, puszcza na walkmanie nostalgiczny evergreen Charliego Chaplina i przepisuje na magnetowid reminiscencyjne pasaże. Ubarwia, wymyśla, przestawia, jak akurat pasuje. Coś o dokuczliwych i troskliwych zarazem siostrach, o chłopaku ze stolicy, o koleżance, której przydzielało się w zabawie rolę cyrkowego klowna. Coś o zrywaniu jabłek i miłym dziadku zza płota. Coś o wiejskim proteście małych aktywistów przeciwko NATO. Coś o zamartwiającej się matce i o wpatrującym się w dal ojcu. O dniach, po których nic nie będzie tak, jak było.
7. DER SPATZ IM KAMIN 🇨🇭 [Locarno]
Autorzy Dziewczyny i pająka sięgają tym razem po familijny dramat, rozgrywający się w sielankowej atmosferze prowincji, między rustykalnym domkiem odziedziczonym po zmarłej matronie rodu a niewielką szopą na skraju lasu, służącą za miejsce schadzek niewiernych – spokojnie, tym razem nikt nie profanuje muzyki Legranda. Szwajcarski tandem przyzwyczaił nas do tego, że architektura pełni w ich utworach tak samo ważną, jeśli nie istotniejszą rolę od samych postaci, toteż analizę warto zacząć od pozornie skostniałego elementu mise-en-scène, na przekór konwencjom recenzji.
Nie ma co ukrywać, kino Zürcherów to sztuka dla cierpliwych. Skrupulatne budowanie rodzinnych relacji poprzez odkrywanie kolejnych pomieszczeń i nowych perspektyw na dobrze znane izby oraz metodyczne przesuwanie pozycji aktorów w gęstwinie powszedniości – taniec, którego nie powstydziłby się Zbigniew Rybczyński – to właśnie charakteryzuje styl duetu filmowców. H steht für Haus, przekładając na niemiecki tytuł eksperymentu Greenawaya. Podobnie jak we wcześniejszych dziełach koronkowa struktura w końcu zaczyna się pruć, chociaż trudno tak naprawdę wskazać początek degeneracji. Po pierwsze dlatego, że już w trakcie szycia diegezy co rusz upada komuś igła – każde ujęcie budzi niepokój swą kompozycją lub audialnym kontrapunktem. Po drugie postępujące zepsucie okazuje się mieć paradoksalnie oczyszczający wymiar.
6. AGGRO DR1FT 🇺🇸 [Wenecja / Nowe Horyzonty]
Nie bójmy się tego słowa, Aggro Dr1ft to kino totalne, atakujące wszystkie zmysły i przyzwyczajenia. Jeśli estetyka może być głośna, termowizyjna perspektywa z pewnością wyraża krzyk – zarówno przyciągając uwagę uzależnionych od optycznego haju, jak i odstręczając znużonych barwnym hałasem. Niemniej redukowanie sukcesu reżysera wyłącznie do niecodziennego skąpania taśmy w tęczowych kleksach technologicznej spermy wydaje się nie na miejscu.
Między strzałami zabójców z Miami i odgłosem klaszczących pośladków ich wiernych partnerek – Cézanne’a Wielkie kąpiące się w wersji trap – Korine zdołał bowiem wypluć filozoficzny esej na miarę najbardziej afektowanych wywodów Terrence’a Malicka. W cukierkowym świecie postironii, gdzie pradawnych bogów o rogatych obliczach zastąpiła przemoc i chciwość z ludzką twarzą, autor znalazł przestrzeń dla rozważań na temat wiary, miłości i kondycji rodziny w starciu z systemową korupcją. Nie dziwi zatem, że obaj twórcy planują w przyszłości podjąć współpracę. Trochę jak w tym żarcie o przestawianiu literek w słowie „kościół” – wystarczy kilka zgrabnych ruchów i na kartce pojawi się szatan. Niedaleko stoi czołowy teolog kina od pyskatego bluźniercy.
Niech Was zatem nie zwiedzie powierzchowna prostota kryminalnej historii o płatnym mordercy, oczyszczającym ulice z szumowin najgorszego autoramentu. Owszem, są dupy, cycki, tatuaże, wielkie spluwy, złote kajdany i szybkie bryki – ikonografia rodem z serii Grand Theft Auto – to jednak wyłącznie naboje intelektualnej penetracji, od których krwawi i eroduje schemat kina zaangażowanego w sprawy ważkie. Jeśli choć na chwilę potraktować dochodzący z offu manifest na serio, okaże się wówczas, że Korine nie miał na celu wzbogacić repertuaru popularnego cyklu z filmami tak kiepskimi, że aż zabawnymi. Chciał natomiast pokazać, że istnieje rzeczywistość poza dobrem i złem, a na pozór błahe rytuały, jakimi operują gangsterzy, skrywają cenne tajemnice kolektywnego współistnienia.
5. ZAMKNIJ OCZY 🇪🇸 [Cannes / Nowe Horyzonty]
Autor Słońca pośród liści pigwy nie tylko tworzy niezwykle emocjonalną opowieść o ludzkich emocjach i lękach, ale również (co w ostatnich latach modne) tworzy swoim charakterem pisma list miłosny do Dziesiątej Muzy. Tak można bowiem odbierać oba fragmenty Rey Triste stanowiące klamrę obejmującą sobą całą resztę obrazu. Sceny te są nie tylko próbką wysmakowanego kina kostiumowego, ale również doskonale rezonują z główną osią fabularną, poruszając kwestie tych samych wartości, operując jednak diametralnie inną stylistyką. Co więcej, okoliczności pokazu drugiej części zapomnianego filmu wprost pokazują, że protagonista, mimo wielu lat pracy za kamerą, wierzy w magiczną moc kina nie mniej niż mały Totò z niezapomnianego Cinema Paradiso (1988, Giuseppe Tornatore).
Victor Erice wrócił do pełnometrażowego kina fabularnego po 30 latach, po to, by opowiedzieć widzom o prostych, autentycznych uczuciach. Pokazać inspirującą historię o tym, że nigdy nie jest za późno, by rozwiązać pewne stare sprawy i że z pewnością warto, dopóki ma to sens choćby dla jednej osoby. Tak jak klasycy kina drogi pokazał, że największą wartością wędrówki jest ta, która zachodzi wewnątrz siebie. Na końcu tej niezwykłej, niemal trzygodzinnej przygody oczami bohaterów składa swoiste wyznanie wiary w niezwykłą moc kina, niezależną od tego, czy na jej istnienie mamy jakiekolwiek dowody.
4. CISZA PRZED BURZĄ 🇨🇭🇺🇸 [American Film Festival]
Reżyseria:
Alexandra Simpson
Poprzedni rok obfitował aż dwiema ciekawymi perspektywami na śmiercionośne, niszczące zjawisko tornad. Pierwsze z nich, Twisters z Daisy Edgar-Jones i Glenem Powellem, obrazowało hedonistyczne, młodzieńcze uniesienia na skutek zobaczenia z bliska szalejącego żywiołu i zrobienia z tego dobrego materiału wideo czy zdjęć. Drugie, mające premierę podczas listopadowego American Film Festival w postaci debiutu Alexandry Simpson, preferowało ujęcie atomistyczne obrazujące jak poszczególne jednostki przeżywają nadchodzący kataklizm, mając szalejący huragan w swoich duszach.
Ktoś napisał, że „jeśli Twisters to piosenka Taylor Swift, tak No Sleep Till to jeden z piękniejszych trenów podobny do twórczości Lany del Rey”. Ciężko się z tym porównaniem nie zgodzić. Alexandra Simpson w swoim pełnometrażowym debiucie skupia swoją uwagę na indywidualnym kosmosach bohaterów, godzących się ze swoimi wewnętrznymi porażkami. Sporo można znaleźć tutaj z kina Beli Tarra. Reżyserka, jak węgierski mistrz, nadchodzący kataklizm traktują jako tło, będące zapalnikiem do desperackich prób zmiany obecnego stanu rzeczy bohaterów. Oniryczne, statyczne kadry pustej przestrzeni czy doskonała warstwa audialna wspólnie tworzą w pustoszejącym Atlantic Beach swój własny krąg piekła – zapętlony, dynamiczny, niszczący wszystko co spotka na drodze, niczym huragan. Może jednak zjawiska pogodowe nie są najgorsze, gdy na ziemi mamy ludzi? Zniszczone budynki da się odbudować, zdewastowane serca trochę ciężej zakleić plastrem.
3. PEPE 🇩🇴 [Berlinale / Nowe Horyzonty]
Świat jest wszechogarniającym systemem wzajemnych zależności. Życia istot kształtowane są decyzjami obcych im jednostek. Dominikański reżyser Nelson Carlo de los Santos Arias w swoim najnowszym projekcie pt. Pepe stara się w poetycki sposób ująć tę prawdę poprzez zobrazowanie losów tytułowego hipopotama, jedynego przedstawiciela swojego gatunku zabitego na obszarze Ameryk.
Najbardziej niebezpieczne ssaki świata zostały ściągnięte z Afryki do Kolumbii – pierwotnie w liczbie czterech sztuk – na przełomie lat 70. i 80., by stać się perłą Hacienda Nápoles Pabla Escobara. Pozbawione naturalnych drapieżników, a także zagrożenia ze strony kłusowników zaczęły się błyskawicznie rozmnażać. Po śmierci barona narkotykowego świata państwo nie zapewniło im z kolei odpowiedniego zabezpieczenia i rozpierzchły się po regionie.
Pepe, to rozciągnięta na trzy dekady poetycka baśń o krzywdzie, której doznają maluczcy w wyniku decyzji wielkich tego świata; w wyniku wyborów, których ze swojej pozycji nie są w stanie pojąć umysłami. Widza prowadzi dowcipny, ale też przepełniony starczą mądrością długowiecznego enta, monolog wygłaszany przez duszę martwego hipopotama, który przerywany jest dla rodzajowych scenek poświęconych ludzkiej perspektywie. Dostaniemy m.in. seidlowską z ducha sekwencję o wycieczce bogatych Niemców do Namibii w 1982 roku, podczas której eksponowane jest podejście zadufanych Europejczyków tak do dzikiej przyrody, jak i afrykańskich ludów rdzennych, oraz opowieść o prowincjonalnych kolumbijskich wyborach miss, gdzie z kolei inspirując się Lavem Diazem, reżyser mówi o problemach regionu i ambicjach młodych. Problem stanowi jednak absolutne bałaganiarstwo całości. Następujące po sobie ujęcia mają przypadkową szatę kolorystyczną, co rusz zmieniają się kamery i obiektywy, a jedna kilkudziesięciosekundowa scena w końcówce bez żadnego powodu nagle ma inne aspect ratio.
2. TO NIE JA 🇫🇷 [Cannes / Nowe Horyzonty]
To nie ja uświadomiło mi, jak rzadko zastanawiamy się nad zasadnością składania hołdów. Gdy jednemu zamkną się oczy, dziesięciu natychmiast otworzy mordę. Ktokolwiek by nie umarł, od razu zaczyna się wyścig pożegnań, nekrologów i epitafiów, przeważnie bezcelowych, opartych na chłopskorozumowym banale spod znaku „o zmarłych dobrze albo wcale”. W mediach to codzienność, bo papier przyjmie wszystko, ale najgorszą formą takiego symbolicznego pogrzebu jest nakręcenie filmu-sylwetki. Zwłaszcza gdy chodzi o gwiazdę kina. W ten sposób Godardowi oddawano cześć jeszcze nawet za życia. Ciarki żenady po tych kilku błahych biografiach i dokumentach wreszcie wynagrodził nam Leos Carax swoim czterdziestominutowym autoportretem zrealizowanym na zamówienie paryskiego Muzeum Pompidou. W osobistym liście żegna starszego towarzysza, jego intelektualną i artystyczną spuściznę, ale też przede wszystkim samego siebie.
Film Caraxa jest Godardowski i o Godardzie, ale nie dosłownie i nie tylko. Na To nie ja składają się bowiem wycinki z poprzednich filmów Caraxa i specjalnie dokręcone wstawki, subwersywnie wykorzystane fragmenty klasyków oraz domowych archiwów, czarne plansze, zachrypnięty głos z offu, gierki słowne zapisane nudną czcionką, refleksje nad stanem Europy, Historii i Kina. A także cały komplet żarciochów na ulubione tematy francuskich twórców – wojna, trudna miłość, pedofilia. Hitler, Netanjahu. Cięcie. Polański, Bowie. Cięcie. Oksana Szaczko z feministyczną odezwą na gołym biuście versus szklane spojrzenie bressonowskiego Baltazara. Cięcie. Denis Lavant jako Monsieur Merde versus zwłoki trzyletniego Aylana Kurdiego na tureckiej plaży. Cięcie, cięcie, cięcie. Słowo versus Obraz. Głos Caraxa versus głos Godarda. A może to ten sam głos? Kto jest kim? To ja czy nie ja? To on czy nie on?
1. TRENQUE LAUQUEN 🇦🇷 [Nowe Horyzonty]
(…) stan gonitwy myśli, w której synapsy otwierają co rusz nowe połączenia w mózgu i nakazują błądzić po nieznanym, świetnie oddaje Trenque Lauquen w reżyserii Laury Citarelli. To ponad czterogodzinny, dwuczęściowy kryminał opowiedziany w dwunastu rozdziałach. Akcję osadzono na argentyńskich peryferiach, a tytuł pochodzi od małego miasteczka, wyznaczającego środek mapy wydarzeń. Leitmotiv stanowi tu tajemnicze zaginięcie Laury, akademiczki i botaniczki, oraz zawiłe próby poszukiwania jej przez Rafaela i Ezequiela. Pierwsza połowa filmu koncentruje się na niecodziennej korespondencji listownej, znalezionej przez główną bohaterkę w książkach wypożyczonych z miejskiej biblioteki. Druga część skupia się zaś na okolicznym jeziorze, w którym dzieją się dziwy i cuda wymagające wyjaśnienia. Zbiornik wodny nazywa się tak jak miasteczko, a w tłumaczeniu oznacza tyle, co „okrągłe jezioro”.
Fabuła, jak w przykładzie z obchodzeniem jeziora, zostaje w Trenque Lauquen sprytnie okrążona. Jest kłączokształtna – poszczególne elementy rozbiegają się i wodzą nas za nos, ale zawsze znajdują połączenie z poprzednimi wydarzeniami, tworząc gęste łańcuchy znaczeń. Argentyńska reżyserka ze śmiałością i wyczuciem komponuje narracyjne labirynty, prezentując wydarzenia w formie zbioru krótkich powieści zdradzających jedynie fragmenty całej historii. Nad wszystkim unosi się duch jej poprzedników po piórze: Jorge Luisa Borgesa, Julio Cortazara czy Gabriela Garcíi Márqueza. Czuć go nie tylko w stylu, zawiłym, wielopiętrowym i opartym na retro- czy introspekcjach, ale też w tematyce oraz poszczególnych wątkach. Geometria relacji, biblioteczne fantazje, uwalnianie myśli za pomocą ruchu, gwałtowne decyzje w obliczu problemów nie do przejścia – Citarella co rusz puszcza oczko w stronę klasyków latynoamerykańskiej literatury. Pozostaje przy tym jednak świeża i pomysłowa, a utarte ścieżki służą jej do wytyczania zupełnie nowych szlaków.
Do pierwszej dziesiątki nie załapały się niestety tak ciekawe produkcje jak:
11. POTRZEBA PODRÓZY (reż. Hong Sang-Soo) 🇰🇷 [Berlinale / Nowe Horyzonty] – NASZA RECENZJA
12. ŚPIĄC Z OTWARTYMI OCZAMI (reż. Nele Wohlatz) 🇩🇪🇦🇷🇹🇼 [Berlinale / Nowe Horyzonty] – NASZA RECENZJA
13. JESZCZE NIE JESTEM TYM, KIM BYM CHCIAŁA (reż. Klára Tasovská) 🇨🇿 [Berlinale/MDAG] – NASZA RECENZJA
14. KRÓTKA HISTORIA RODZINY (reż. Lin Jianjie) 🇨🇳 [Berlinale / Nowe Horyzonty] – NASZA RECENZJA
15. MADEMOISELLE KENOPSIA (reż. Denis Côté) 🇨🇦 [Locarno / Nowe Horyzonty] – NASZA RECENZJA
16. A DIFFERENT MAN (reż. Aaron Schimberg) 🇺🇸 [Berlinale / Nowe Horyzonty] – NASZA RECENZJA
17. DRUGI AKT (reż. Quentin Dupieux) 🇫🇷 [Cannes / Nowe Horyzonty] – NASZA RECENZJA
18. TWST – THINGS WE SAID TODAY (reż. Andrei Ujică) 🇷🇴 [Wenecja / Valladoid]
19. RÓG (reż. Jaione Camborda) 🇵🇹 [Nowe Horyzonty]
20. ARKADIA (reż. Yorgos Zois) 🇬🇷 [Berlinale / Nowe Horyzonty] – NASZA RECENZJA
21. ŚCIEŻKA DŹWIĘKOWA ZAMACHU STANU (reż. Johan Grimonprez) 🇧🇪 [MDAG] – NASZA RECENZJA
22. TU ME ABRASAS (reż. Matías Piñeiro) 🇦🇷 [Berlinale]
23. O, KANADO! (reż. Paul Schrader) 🇺🇸 [Cannes / American Film Festival] – NASZA RECENZJA
24. KUKANGI NIE PŁACZĄ (reż. Phạm Ngọc Lân) 🇻🇳 [Berlinale / Nowe Horyzonty] – NASZA RECENZJA
25. MONIZM (reż. Riar Rizaldi) 🇮🇩 [Pięć Smaków] – NASZA RECENZJA