Czystość – recenzja filmu „Elaha” – Berlinale 2023

Fabularny debiut Mileny Aboyan idealnie wpisuje się w sekcję Perspektive Deutsches Kino Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie. Opowieść o rodzącej się odwadze i samoświadomości niemiecka reżyserka osadziła na tle konserwatywnej kurdyjskiej społeczności zamieszkującej Niemcy, zmuszając tytułową bohaterkę do pierwszej w jej życiu konfrontacji z pojęciem wolności.

W jednym z odcinków kultowego serialu Seks w wielkim mieście (1998-2004), cztery główne bohaterki rozmawiają o zabiegu przywrócenia dziewictwa, niemniej jednak nie w kontekście nawiedzonych mitem czystości mężczyzn, ale chęci przeżycia ponownie pierwszego razu z kimś, kogo po latach sypialnianej tułaczki wybrało się na życiowego partnera. Temat ten traktują jako nowinkę chirurgii plastycznej, podyktowaną głównie kaprysem. Dla tytułowej postaci filmu jest on jednak kwestią najwyższej wagi. Elaha (Bayan Layla), mimo młodego wieku 22 lat, ma mocno zorganizowane życie i zaplanowaną przyszłość. Studiuje, jednocześnie pracuje w pralni, a za kilka tygodni bierze ślub z Nasimem (Armin Wahedi Yeganeh). Tradycjonalistyczne środowisko, w którym wyrosła, wymaga od niej przedmałżeńskiej czystości, jednak dziewczyna uprawiała już seks – i to nie ze swoim przyszłym mężem. Wraz ze zbliżającym się dniem ceremonii narasta w niej panika przed gniewem ze strony partnera i rodziny. Wyjściem z sytuacji może okazać się operacja rekonstrukcji błony dziewiczej. Zabieg jest jednak zbyt kosztowny. Na domiar złego wymaga określonego czasu rekonwalescencji, którego dziewczynie – będącej dopiero na etapie zbierania pieniędzy – może zabraknąć. Inną opcją jest dostępna w aptekach kropla krwi, mająca symulować krwawienie przerwanej tkanki. Kosztująca 100 euro atrapa to jednak nie do końca skuteczne rozwiązanie.

Aboyan prowadzi akcję, operując napięciem i przyciskając nas do narracyjnych ścian niczym Philip Barantini w Punkcie wrzenia [NASZA RECENZJA] czy Eric Gravel w Na pełny etat [NASZA RECENZJA]. Razem z bohaterką czujemy presję czasu i ograniczone możliwości działania. Jednocześnie reżyserka buduje opowieść na kontrastach. Wschodni tradycjonalizm przeciwstawia zachodniej postępowości. Widać to szczególnie w postaciach otaczających Elahę. Jej rodzina – pierwszy bastion opresyjności systemu – i cała imigrancka społeczność to zbiór zakazów i nakazów, wyznaczających miejsce kobiety w świecie. Po drugiej stronie są sojusznicy. Wykładowczyni z uczelni (Hadnet Tesfai) w przeciwieństwie do matki dziewczyny dostrzega zmiany w jej zachowaniu, dopytuje i oferuje pomoc. Zawsze też podkreśla wagę wykształcenia i wyborów opartych na wolnej woli. Oparciem, ale także powiewem świeżości, jest kilka lat starszy przyjaciel (Slavko Popadić) – przejawiający zupełnie inne od jej kultury, liberalne podejście do kobiet, związków i w zasadzie całego świata. Swoboda, brak oceny, bezwarunkowa akceptacja, na jakie może z jego strony liczyć dziewczyna, silnie ścierają się z postawą przyszłego męża, potrafiącego wpaść w szał zazdrości z zupełnie błahych przyczyn.

Lęk młodej kobiety wydaje się zatem całkowicie uzasadniony. Wszystkie wyszukiwane przez nią środki są jednak tylko doraźnymi plastrami na rozszerzającą się ranę patriarchalnego wpływu. Jednocześnie pojawiające się we wszystkich odcieniach czerwieni flagi alarmują, że to dopiero pierwszy obszar pochylenia głowy. Wypowiadane przez narzeczonego słowa zapewniające o dobrych intencjach i poszanowaniu osobistej przestrzeni skwitowane słowami „chcę tylko, żebyś mnie słuchała”, nie pozostawiają wątpliwości co do kształtu przyszłości. Być może kwestia przedmałżeńskiej czystości może wywoływać ironiczny uśmiech na twarzy wyzwolonego społeczeństwa, jednak dla Elahy za „kawałkiem” tkanki stoi szereg wartości, w których wyrosła i których nie potrafi (jeszcze?) od siebie oddzielić. Przywiązanie do rodziny, wyuczone posłuszeństwo ścierają się zatem z instynktownym robieniem tego, co odcięte od społecznych norm, naturalne i rozwojowe. Bilans zysków i strat ciągle jednak nie jest oczywisty. Wolność może bowiem oznaczać samotność i wymagać poświęceń nie do udźwignięcia.

Elaha stanowi hybrydę coming of age, nurtu emancypacyjnego oraz typowego dla berlińskiego festiwalu kina społecznego. Nie znajdziemy tu ani własnego, artystycznego języka, ani niuansów, wyciągających obraz z ram gatunku. A jednak budzi on zaskakujące zaangażowanie. Reżyserka zgrabnie porusza się po obszarze dorastania, szukając dla swojej bohaterki drogi do wolności, która jednocześnie nie zmusi jej do kulturowej banicji. Nie optuje za opcją radykalnego odcięcia, pokazując, że rodzina to przecież nie tylko zakazy. To też ciepło, opieka, miłość – nawet jeśli inna od zachodnich wzorców. Problemem jest cały skostniały system i kulturowy wymiar dziedziczenia mentalnego niewolnictwa. Aboyan nie ocenia bohaterów, zwracając uwagę na wielowymiarowość ich położenia. Dzięki temu udaje jej się stworzyć wiarygodną historię dopełnioną znakomitym wyborem obsadowym. Bayan Layla ubiera swoją postać w mieszankę lęku, niepewności, ale też stanowczości, z której może wykluć się nowa świadomość i odwaga do życia wbrew regułom.



Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

Elaha
Tytuł oryginalny:
Elaha

Rok: 2023

Kraj produkcji: Niemcy

Reżyseria: Milena Aboyan

Występują: Bayan Layla, Armin Wahedi Yeganeh, Derya Durmaz

Ocena: 3,5/5

3,5/5