Zbrodnia i wiara – recenzja filmu „Dzięki Bogu”

François Ozon jest jednym z najbardziej znanych twórców francuskiego kina, chociaż nie wypracował jakiegoś charakterystycznego dla siebie języka, który sprawiałby, że z łatwością rozpoznajemy jego filmy. Dążąc to tzw. „stylu zerowego”, tworzy obrazy bardzo różnorodne, sięgając również po kino gatunkowe - od musicalu, przez historyczne kino kostiumowe, po thriller erotyczny. „Dzięki Bogu”, jego najnowsze dzieło, nagrodzone Srebrnym Niedźwiedziem na Berlinale, to klasyczny dramat społeczny, podejmujący trudny temat pedofilii w Kościele katolickim.

Historia została oparta na dosyć głośnej sprawie księdza Bernarda Preynata z diecezji lyońskiej (gra go Bernard Verley) , który w latach 1986-1991 napastował seksualnie około siedemdziesięciu chłopców w wieku od 10 do 12 lat. Twórcy nie zmienili żadnych nazwisk oraz oparli się na obfitej korespondencji i dokumentacji sprawy, cytowanej również w filmie. Przyjmują obecną perspektywę czasową, ukazując wydarzenia z paru ostatnich lat, z kilkoma zaledwie krótkimi i dyskretnymi retrospekcjami do czasu, w którym popełniano przestępstwa.

Początkowo poznajemy Alexandre’a (w tej roli Melvil Poupaud, znany z filmu Xaviera Dolana „Na zawsze Laurence”), dobrze sytuowanego szczęśliwego ojca dużej katolickiej rodziny. To mężczyzna bardzo wierzący i zaangażowany w życie Kościoła. Jego żona uczy w katolickiej szkole, a dzieci służą do mszy. Gdy wracają do niego wspomnienia traumy dzieciństwa, postanawia działać, zwłaszcza, że molestujący go przed laty ksiądz nigdy nie został ukarany i wciąż pracuje duszpastersko – również z małoletnimi. Sprawę chce załatwić spokojnie i bez rozgłosu, kanałami kościelnymi. W końcu obecny biskup diecezji lyońskiej to powszechnie lubiany i szanowany kardynał Barbarin (François Marthouret), który wielokrotnie stawał ramię w ramię z papieżem Franciszkiem, wyrażając swoje współczucie względem ofiar oraz ogłaszając politykę „zero tolerancji” wobec pedofilów w sutannach (choć sam nie lubi używać tego określenia). Pomimo dobrej woli przykładnego katolika, jakim jest Alexandre, sprawa ciągnie się już dwa lata i donikąd nie zmierza, pomimo licznych spotkań i obfitej korespondencji, pięknych słówek i uspokajających zapewnień kurii. Ksiądz Preynat wciąż pracuje – zupełnie bezkarny.

I w tym momencie, gdy polubiliśmy już naszego bohatera, nieco się z nim zżyliśmy i dopingujemy jego zmaganiom, film porzuca go, podążając nie tyle za konkretną postacią, co za sprawą. A ona zaczyna zataczać coraz szersze kręgi. Na scenę wchodzą inne ofiary: wojowniczo nastawiony ateista François (w tej roli Denis Ménochet, którego ostatnio oglądaliśmy w „Jeszcze nie koniec” Xaviera Legranda), pełen zapału do działania lekarz Gilles (Éric Caravaca) oraz inteligentny, ale nie radzący sobie w życiu Emmanuel (Swann Arlaud). Postawieni wobec niechętnego do działania Kościoła, postanawiają założyć stowarzyszenie, aby połączyć siły i wspólnie rzucić wyzwanie potężnej instytucji. Do końca filmu poznajemy kolejno ich samych, ich sytuację rodzinną i życiową oraz śledzimy wspólne zmagania w tej trudnej batalii o sprawiedliwość. Widzimy jak na naszych oczach rodzi się swoisty ruch obywatelski, wykuwający się nie bez trudu, jako że każda z postaci jest zupełnie inna. Mają różne poglądy na temat świata, jedni są wierzący, inni nie, niektórzy pragną głośnych, a nawet sensacyjnych akcji, gdy pozostali preferują bardziej dyskretne i wyciszone działania. Są tacy, którzy udzielają się medialnie oraz ci nastawieni bardziej na walkę w sądzie. Obserwowanie ścierania się tych postaw jest naprawdę fascynujące – aż do tego ostatniego pytania: „Czy wierzysz jeszcze w Boga?”. Czy przynależność do Kościoła ma wciąż jakiś sens czy rozsądniejszy będzie akt apostazji?

„Dzięki Bogu” ujął mnie wieloma aspektami, z których na wyróżnienie zasługuje obsada. Mamy tu całą plejadę znakomitych i doświadczonych, acz nieopatrzonych aktorów i aktorek, którzy wnoszą bardzo wiele autentyzmu w opowiadaną historię. Jednak to, czym film wygrywa najbardziej jest jego niezwykle stonowany i rzeczowy ton. Ten spokój w podejściu do tematu może wręcz szokować – zwłaszcza polskiego widza, przyzwyczajonego do pełnej uzasadnionego gniewu optyki z „Kleru” Smarzowskiego i „Tylko nie mów nikomu” Sekielskiego. Ozon nie szuka sensacji, nie epatuje drastycznością czy radykalnymi tezami – które przecież byłyby w tym przypadku zrozumiałe. Jednak to pełne opanowania, niemal beznamiętne podejście nie sprawia, że dzieło cokolwiek traci z siły wyrazu. Wręcz przeciwnie, oddziaływuje tym mocniej. Zdajemy sobie bowiem sprawę, że nie ma tu mowy o jakiejś przesadzie czy podszytej ideologicznie walce z Kościołem – o co oskarżano niekiedy nasze rodzime produkcje na ten temat.

Ciekawie wygląda też porównanie tego, co widzimy na ekranie z realiami polskiego Kościoła i naszego społeczeństwa. W filmie nawet stosunkowo niewielkie niezręczności językowe kardynała przyjmowane są z oburzeniem. U nas przechodzą o wiele gorsze brednie wygadywane w tym kontekście przez niektórych biskupów. Inna sprawa, że te wypowiedzi – wygłaszane „w dobrej wierze” – obnażają to, w jak odrębnym świecie żyją hierarchowie Kościoła. To oderwanie od realiów potwierdza autentyczne zdziwienie jakie okazują, gdy ich słowa, czyny lub brak reakcji spotykają się z krytyką. Widać na przypadłość tą cierpi nie tylko nasze duchowieństwo. Człowiekowi, który przyzwyczajony jest do tego, że ma zawsze rację i nigdy nie musi za nic przepraszać, może się przecież zdarzyć, że „wyleci mu z głowy” to, że powinien poprosić o przebaczenie za swoje zbrodnie, gdy zostaje skonfrontowany z ofiarą.

Patrząc na ukazane sytuacje możemy też dostrzec jak wiele jeszcze nam zostało do zrobienia – pomimo tego, że i procedury francuskie pozostawiają sporo do życzenia. Kiedy bowiem spróbujemy porównać jak wygląda w naszych realiach zgłoszenie się ofiary molestowania w kurii biskupiej – a było to badane i opisywane w prasie oraz unaoczniane w naszych produkcjach podejmujących ten temat – to przekonamy się, że w Polsce ofiara o krzywdach wyrządzonych przez księdza będzie zmuszona opowiedzieć nie świeckiej pani psycholog, jak to ma miejsce we francuskim filmie, ale… innemu facetowi w sutannie, który w dodatku raczej nie będzie terapeutą, ale prawnikiem. Jest on tam dla dobra pokrzywdzonego człowieka czy instytucji?

Myślę, że warto, aby jak najwięcej osób obejrzało ten wyważony film Ozona, skonfrontowało nasze realia z tamtymi i wyciągnęło wnioski, wyłapując podobieństwa i różnice między działaniem hierarchów Kościoła, ale i dziennikarzy czy obywateli. I być może zadało sobie te dramatyczne pytania o wiarę w obliczu kryzysu instytucji.

 
Paweł Tesznar (Snoopy)
Paweł Tesznar
dzięki bogu

Dzięki Bogu

Tytuł oryginalny: „Grâce à Dieu”

Rok: 2019

Gatunek: Dramat

Kraj produkcji: Francja / Belgia

Reżyser: François Ozon

Występują: Melvil Poupaud, Denis Ménochet,  Swann Arlaud i inni

Dystrybucja: Against Gravity

Ocena: 4/5