Łaknienie krwi – recenzja filmu „Drapieżnicy” – 22. Millennium Docs Against Gravity

Telewizyjne fenomeny przybierają różne formy, czasem są to wydarzenia sportowe, jak Małysz skaczący 151,5 metra w Willingen, innymi razy Big Brother z Frytką w jacuzzi, albo rozdzierający wokalny występ pięciolatki z rakiem w Mam Talent!. Nic jednak nie uwodzi tak jak Prawda (koniecznie przez wielkie Pe), przełamywanie granicy między tym co ekranowe, a rzeczywiste fascynuje i odblokowuje kompletnie nową gamę emocji. Wszak fenomen produkcji True-Crime nie wziął się znikąd, podobnie jak nieśmiertelne dziedzictwo i popularność być może najlepszego reality show w historii srebrnego ekranu – To Catch the Predator Chrisa Hansena i NBC. To właśnie temu programowi, jego dziedzictwu i monumentalnej inherentnej nieetyczności przygląda się David Osit w Drapieżnikach.

Między 2004, a 2007 rokiem w ramach programu Dateline NBC ukazało się ledwie dwadzieścia czterdziestoparominutowych odcinków programu To Catch the Predator. Chociaż ktoś zaangażowany całość obejrzeć może dziś w ciągu jednej doby, nawet odliczając czas na posiłki, prysznic i odrobinę snu, to wpływ show na kształt telewizji i społeczeństwo. Także w krajach, gdzie oficjalnie program nigdy pokazywany nie był, takich jak Polska, objawił się fenomen „łowców pedofilów” w działalności patologicznych grup, na przykład Fundacji ECPU. Chris Hansen, sam określający się jako dziennikarz śledczy, z wynajętymi aktorami, grupą Perverted-Justice i wsparciem lokalnej policji polował w internecie na potencjalnych pedofili, uwodził ich i przekonywał do spotkania na żywo, a następnie przed kamerami obnażał i oddawał niebezpiecznych zboczeńców w ręce organów ścigania. Sprawiedliwość spadająca na najbardziej pogardzanych degeneratów, wzorzec społecznego zaangażowania w obronę dzieci i wspomożenie państwa na niedofinansowanym froncie. To wszystko ku milionowej widowni, zachwytom bogów opinii publicznej jak Oprah Winfrey czy Jimmy Kimmel, oraz niesłabnącej do dziś miłości i fascynacji internautów. Dlaczego więc program przetrwał mniej niż dwa tuziny epizodów? Przez drobiazg, transmitowanie w ogólnokrajowej telewizji samobójstwa, które aż dziw, że nadeszło tak późno….

Jak dowiadujemy się w filmie, jego reżyser, David Osit w dzieciństwie został wykorzystany seksualnie. Gdy zmagał się z tą traumą, już na studiach, z fascynacją pożerał kolejne odcinki show Hansena. Przystojny, pewny siebie i morderczo spokojny prowadzący każdego drapieżcę zaskakiwał w domu podstawionej ofiary i z opiekuńczością terapeuty zadawał pytanie „Dlaczego tu przyszedłeś?”. Między kolejnymi pytaniami zadawanymi przez Hansena w prokuratorskim stylu, z wydrukiem internetowej konwersacji w ręce, nigdy nie padła odpowiedź. Desperacko poszukujący jej reżyser z czasem sam sobie zdał sprawę z tej rozbieżności między słowami celebryty, a jego czynami i sposobem w jakim prowadzono rozmowy. Pojawiła się wątpliwość.

W środę siódmego maja około 18:40 dwudziestodwuletni student prawa, którego dane osobowe bardzo łatwo znaleźć w internecie, na Kampusie Głównym Uniwersytetu zamordował siekierą portierkę Auditorium Maximum, a następnie na oczach dziesiątek studentów i pracowników administracyjnych dokonał zbezczeszczenia jej zwłok. Gdy odsiejemy stos spragnionych pogromów komentatorów, przypisujących noszącemu staropiastowskie imię zbrodniarzowi wschodnie pochodzenie, zaleje nas nieprzebrana fala wezwań do przywrócenia kary śmierci, do brutalnej, ostatecznej i możliwie bolesnej egzekucji zwyrodnialca. Wysyłanie skazańców naprzeciw lwom w Koloseum, droga krzyżowa na Golgotę, palenie czarownic i dekapitacja skazańców na miejskich rynkach. Te wszystkie formy publicznej egzekucji, jak bardzo nie chcielibyśmy przydawać im wagi mechanizmu opresji i prewencji – odstraszania ludzi od dokonywania najstraszliwszych lub najbardziej zakazanych czynów, w pierwszej kolejności były rozrywką. Krwawą i widowiskową metodą wywołania poczucia moralnej wyższości i sprawiedliwości społecznej, nakarmienia człowieczego łaknienia zemsty. Ludzie zgromadzeni wokół stryczka, otaczający kata jednocześnie czuli lęk i obrzydzenie, o każdy z nich w następstwie politycznego lub społecznego wyroku mógłby znaleźć się pod ostrzem, oraz przeżywali ekstazę doświadczania wyższości, sprawiedliwości, vendetty na zwyrodnialcu.

Liberalna demokracja i sprzężony z nią neokapitalizm są jednak estetyczne. Czyste. Nie ma już miejsca na wylewające się wnętrzności, juchę tryskającą z pozbawionych kontynuacji aort i poczucie lęku wobec niesprawiedliwości systemu. Mamy wszak niezawisłe sądy i niezależne media, które należy wielbić i bronić, gdyż niosą nam maluczkim boską mądrość i łaskę. Trójpodział władzy i nienaruszalną rolę Konstytucji na ustach mają tłumy domagające się ów ustawy zasadniczej odrzucenia w celu ukarania celebryty-mordercy. Domniemany kanibalizm i brutalne jatki w świetle dnia w centrum miasta zdarzają się jednak ekstremalnie rzadko, pedofilia zaś, także ta potencjalna, jest dużo powszechniejsza, lecz mniej zrozumiała niż mord. Wszak każdy normalny człowiek, wie że czasem trzeba zabić, czy to wroga, czy nachodźcę, czy pedofila właśnie – a kto mógłby skrzywdzić niewinne dziecko?

To Catch the Predator stanowiło, i wciąż stanowi, wszak nagrania z wymierzanych przez program egzekucji łatwo można znaleźć w Internecie, perfekcyjną wersję drogi krzyżowej na nasze, estetyczne i obiektywne czasy. Pytanie „dlaczego?” niby listek figowy zadane zostaje w połowie upokarzania niebezpiecznego zboczeńca, mężczyzny z imieniem, małym miastem pochodzenia i twarzą pokazanymi dziesiątkom milionów odbiorców, by i wydali swój wyrok i cieszyli się widokiem człowieka, który wie, że jego życie właśnie się skończyło. Może i prawo nie pozwala pozbawić go życia, a manipulanckie zagrania stosowane przez telewizję uniemożliwiają de facto jakiekolwiek prokuratorskie dochodzenie, lecz oskarżenie, wyrok i egzekucja pozostają we władaniu rudego gwiazdora oraz wszystkich widzów. Jak w połowie lat dziewięćdziesiątych w napisanym pod wpływem relacji z Wojny Jugosłowiańskiej „Błogosławię zło…” melorecytował Jacek Kaczmarski: „Widzę i osądzam, jak Stwórcy namiestnik / Taniec śmierci, zdrady, gwałtu i rabunku. […] Nie brak mi współczucia. Wzburzam się i wzruszam / Stwierdzam z satysfakcją, że doznałem szoku”.

David Osit nie tylko przybliża historię programu i rozmawia z jego twórcami oraz ekspertami od ludzkiej psychiki. To tylko pierwszy akt, a przy tym klamra i łańcuch oplatający Drapieżników. Jak już wspomniałem To Catch a Predator stanowi wręcz wzór tego do jakiej emocjonalnej i widowiskowej perfekcji zdolna jest telewizja wyzwolona z okowów moralności. Prawdziwe zażenowanie i ból wzbudzają dwie pozostałe części dokumentu. W środkowej filmowiec towarzyszy youtuberowi posługującemu się aliasem Skeeter Hansen (aktualnie zmienionemu już na Skeeter Jean), który tworzy własną wersję programu NBC. Finał zaś poświęcony jest współczesnym losom Chrisa Hansena, ośmiokrotnego laureata Emmy, który dziś w desperackiej walce o zachowanie istotności jeździ na spędy fanów true crime, celebruje przekroczenie progu stu tysięcy subskrybentów na YouTube i  niszczy życie kolejnym pedofilom, takim jak zwyrodniały osiemnastolatek, który umówił się na randkę z piętnastolatką, a następnie dzięki heroizmowi dziennikarza został oskarżony przez prokuraturę oraz objęty zakazem zbliżenia do wszystkich osób poniżej siedemnastego roku życia, w tym własnego brata oraz uczniów liceum, które musiał w związku z wyrokiem rzucić.

W zwięzłej dziewięćdziesięciominutowej formie film Osita pod pretekstem przyjrzenia się popularnemu programowi zgłębia potrzebę przemocy ukrytą w każdym z nas. Pragnienie znalezienia pretekstu do odrzucenia zahamowań moralności i wymierzenia bezwzględnej kary, ujrzenia łamiącego się dzięki nam życia. Bo reakcje na mord Mieszka i obecność zwabionych pedofili nie mówią wcale nic o nich, a właśnie o naszej potrzebie bezkarności, pragnieniu wyżycia się na kimś nie tyle bez konsekwencji, co wręcz w imię wyższej sprawy. 

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Drapieżnicy

Tytuł oryginalny:
Predators

Rok: 2025

Kraj produkcji: USA 🇺🇸

Reżyseria: David Osit

Ocena: 4/5

4/5