Rebusy Jean-Luca – recenzja filmu „Do piątku, Robinsonie” – Nowe Horyzonty

Jury 22. edycji festiwalu Nowe Horyzonty, w składzie: Agata Buzek, Michel Franco, Radu Jude, Nadav Lapid i Sandra Wollner, przyznało Grand Prix skromnemu dokumentowi Iranki Mitry Farahani pt. Do piątku, Robinsonie. W tym epistolarnym eseju śledzimy rozpisany na 29 tygodni intelektualny pojedynek między dwoma nestorami kina: 100-letnim Ebrahimem Golestanem i 91-letnim Jean-Lukiem Godardem.

Skojarzenie ze sobą tych dwóch siwowłosych jegomości, którzy nie mieli okazji spotkania na żywo, jest zasługą wspomnianej Farahani. Pomimo że irańska twórczyni już w trakcie studiów wyjechała do Paryża, a teraz żyje i pracuje pomiędzy Francją a Włochami, trudno jej zapomnieć o ojczystej kulturze. Tęsknoty tej nie zdusiło nawet jej aresztowanie, na szczęście krótkotrwałe, przez rząd w Teheranie w 2009 roku. Reżyserka, choć pozostaje z dala od kraju, raz po raz powraca w swych dokumentach do wielkich rodaków: w Fifi Howls from Happiness (2013) opowiadała o Bahmanie Mohassessie, zwanym perskim Picassem, zaś Tabous – Zohre & Manouchehr (2004) oparła na poemacie Iraja Mirzy. Tym razem uwagę zwróciła w kierunku reżysera i pisarza Ebrahima Golestana, który przed laty współtworzył zręby nowoczesnego kina irańskiego. Nie tylko nakręcił kilka krótkich metraży oraz Cegłę i lustro (Khesht va ayeneh, 1965), ale przede wszystkim wyprodukował Dom jest czarny (1963), jedyny film w dorobku poetki Forugh Farrokhzad (z którą był związany również prywatnie), uważany za dzieło zapowiadające tamtejszą Nową Falę.

Dla Mitry Farahani asumptem do stworzenia Do piątku, Robinsonie był wiersz Piera Paola Pasoliniego (cytowany zresztą przez Orsona Wellesa w Twarogu, w jednym z czterech segmentów Ro.Go.Pa.G.):

„Jestem siłą pochodzącą z przeszłości. Tradycja to moja jedyna miłość. Pochodzę z ruin, kościołów, nastaw ołtarzowych, zapomnianych wiosek w Apeninach i u podnóży Alp, gdzie żyją nasi bracia. Przemierzam Drogę Tuskulańską niczym szaleniec i Via Appia jak bezpański pies. Spoglądam w zmierzch, w poranki ponad Rzymem, ponad Ciociarią i ponad światem jak w pierwsze akty post-historii, których jestem świadkiem z racji urodzenia w najdalszych zakątkach pogrzebanej epoki”.

Mając zatem temat filmu (uchwycenie momentu przejścia, pewne podsumowanie życiowego dorobku, pozbawione nostalgii obejrzenie się na minione lata) oraz chętnego do snucia podobnych rozważań Golestana, irańska reżyserka wymyśliła, że dysputa nabierze rumieńców, gdy dołączy do niej inny mędrzec, czyli Jean-Luc Godard. Dlaczego Godard? Bo Godard. Ponadto mogę pokusić się o taki trop: jeżeli Farahani tak spodobał się fragment Ro.Go.Pa.G., to może nieprzypadkowy był wybór akurat jedynego nadal żyjącego z czwórki twórców tej nowelowej produkcji (pozostali dwaj to Ugo Gregoretti i Roberto Rossellini). Zderzenie ze sobą tych dwóch zasłużonych artystów okazało się strzałem w dziesiątkę. Interakcja między nimi, przez ich wiek i szalejącą pandemię COVID-19, musiała przebiegać na odległość. 

Do piątku, Robinsonie

Oglądając Do piątku, Robinsonie, trudno nie przypomnieć sobie innych produkcji o charakterze epistolarnym. Choćby o Charing Cross 84 (1987) Davida Hugh Jonesa, gdzie nowojorska pisarka grana przez Anne Bancroft zawiera korespondencyjną przyjaźń z londyńskim antykwariuszem, w którego wciela się Anthony Hopkins. Można odnaleźć tu również dalekie echa legendarnej screwball comedy Sklep na rogu (1940) Ernsta Lubitscha i inspirowanego nim Masz wiadomość (1998) Nory Ephron. Qui pro quo wynikało w obu tych produkcjach właśnie z wymiany listów miłosnych przy jednoczesnym rywalizowaniu ze sobą na niwie zawodowej. W rimejku z Tomem Hanksem i Meg Ryan komunikacja (z racji rozwoju technologicznego) odbywała się już za pomocą komputerów, zaś skrzynka mailowa być może pierwszy raz w kinie głównego nurtu otrzymała tak ważną rolę dramaturgiczną.

W dokumencie Farahani panowie przez 29 tygodni prowadzą ze sobą mailową korespondencję: co piątek jeden z nich wysyła swój list do przyjaciela po piórze, by za tydzień uzyskać nań odpowiedź. Pisząc do siebie, tytułują się Robinsonem i Piętaszkiem (wszak nazwany tak od piątku, dnia, w którym został wyratowany od ludobójców przez rozbitka). Odniesienie do powieści Daniela Defoe to dopiero pierwsza deseczka w intelektualnej arce, jaką obaj budują wspólnymi siłami przez siedem miesięcy. Już po pierwszym mailu od Godarda okazuje się, że nie będzie to zwykła wymiana uprzejmości. Oprócz lakonicznej wiadomości w załączniku współtwórca francuskiej Nowej Fali wysyła m.in. fragment obrazu Goyi, Saturn pożerający własne dzieci, oraz ustęp z Finneganów tren Jamesa Joyce’a. W kolejnych mailach autor Weekendu swymi rebusami coraz bardziej wciąga w sidła swego rozmówcę, ale ten nie pozostaje mu dłużny, próbując dociec natury tych zagadek i poszerzając konwersację o własne konteksty i uwagi. 

Do piątku, Robinsonie

To starcie tytanów czy raczej sprzysiężenia intelektów, tak odmiennych, bo zakorzenionych w innych kulturach, a jednak przyciągających się do siebie, Mitra Farahani ukazuje w dość rubasznym tonie. Komizm płynie tu rzecz jasna już z przekomarzań dyskutantów, ale reżyserka chętnie podsuwa widzom także wizualne kontrapunkty, które budzą uśmiech na twarzy. Wystarczy porównać przepastny pałac w Sussex w południowo-wschodniej Anglii, w którym mieszka samotnie od 1975 roku Golestan, ze skromną chatką Godarda w Rolle, mieścinie pod Genewą, niby w Szwajcarii, ale rzut śnieżką od Francji. Pers otoczony przez służbę, opływający w luksusy i piszący od dziesięcioleci do szuflady, zostaje zderzony ze Szwajcarem, do dziś tworzącym filmy i żyjącym, jak to celnie zauważyły Godardowskie igraszki i wujkowie Apichatponga Weerasethakula, niczym „​​przeciętny polski studenciak: w zabałaganionym pokoju, z porozrzucanymi skarpetkami, wyciera koszulką brudny mokry stół i wysyła do znajomych śmieszne filmiki z psami albo foty, jak je banana”. To zejście z piedestału, szansa na ujrzenie ich w codziennych pieleszach decyduje też o głęboko humanistycznym wydźwięku filmu Iranki, demokratyzuje przekaz i odbrązawia żyjące legendy.

Farahani ponadto wydobywa jeszcze jeden wątek, który uczłowiecza obu bohaterów (szczególnie Godarda – tak niesłusznie obsmarowanego po finale Twarze, plaże Agnès Vardy i JR). Nie tylko zaczynają sobie przesyłać selfie, ale dzielą się szpitalnymi historiami, jakie każdy z nich akurat przeżywa w związku z podupadającym zdrowiem. Stojący już jedną nogą po drugiej stronie dziadkowie nieco przypadkiem poruszają zatem dwa tematy, które żywo interesują współczesność: rolę mediów w naszym życiu oraz ludzką kruchość w dobie takich koszmarów jak globalna pandemia, ale i zwyczajnego przemijania.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
Do piątku, Robinsonie plakat

Do piątku, Robinsonie
Tytuł oryginalny:
À vendredi, Robinson

Rok: 2022

Kraj produkcji: Francja, Szwajcaria, Liban, Iran

Reżyseria: Mitra Farahani

Ocena: 3,5/5

3,5/5