„Kino to całe moje życie”. Wywiad z Denisem Côté

Denis Côté, kanadyjski filmowiec urodzony w Brunszwiku, ze swoimi projektami zwiedził prawie cały świat. Po jego produkcje często sięgają selekcjonerzy Berlinale, MFF w Locarno czy wrocławskich Nowych Horyzontów, a on sam chętnie oddaje się oglądaniu festiwalowych tytułów. Porozmawiałem z quebeckim autorem o jego filmowych inspiracjach i spojrzeniu na kondycję kina niezależnego. Zapytałem go o własną twórczość oraz cele, które jej przyświecają. Jego najnowszy film, Takie lato, swoją premierę miał na tegorocznym Berlinale. Traktuje on o trzech hiperseksualnych kobietach zamkniętych w oddalonej od ośrodków miejskich willi, które zostają poddane próbie odzwyczajenia się od seksu. Recenzję tego tytułu znajdziecie TUTAJ.

Michał Konarski: Twój najnowszy projekt – Takie lato – miał swoją polską premierę w czerwcu 2022 roku podczas Post Porn Film Festival Warsaw. Sam film oczywiście traktuje o pożądaniu seksualnym, fetyszyzmie, posiada także sekwencje z wiązaniem, ale nie nawiązuje bezpośrednio ani do pornografii, ani postpornografii. Skąd wziął się pomysł na tak wyciszoną i intymną narrację?     

Denis Côté: Bardzo się cieszę, że taki festiwal miał szansę odbyć się w Warszawie. Mam wrażenie, że organizatorzy mieli zamiar nieco poszerzyć definicję postpornografii, umieszczając mój film w programie. Głównym motywem do nakręcenia czegoś w tym kierunku stanowił fakt, że kino Quebecu przez ostatnie trzy dekady było niezwykle dyskretne w poruszaniu problemu seksualności. Przeczytałem bardzo ciekawą książkę nowojorskiego historyka o różnych interpretacjach głupawego słowa „nimfomania” na przestrzeni wieków. Następnie zacząłem pisać historię skomplikowanych bohaterów, jednocześnie starając się ich nie oceniać oraz unikać moralizowania czy szokowania publiczności mocnymi scenami. Nasze uczucia i uzależnienia nie powinny być przedmiotem taniej rozrywki, bo często są niejednoznaczne i ukryte. I o tym starałem się nakręcić film.

Takie lato jest naszpikowane freudowską symboliką; zekranizowana terapia również w wielu względach przypomina psychoanalizę. Miałeś w zamiarze umieścić w treści filozoficzne odniesienia czy to po prostu detale pozostawione do interpretacji dla widzów?

Na samym początku pracy przy tym projekcie pewna seksuolożka wyjaśniła mi, że tego typu terapie nie mają miejsca w prawdziwym życiu. Wiem o tym. To przecież fikcja. Zdecydowałem, że nie będę nazywał tych kobiet „chorymi”. Prawdopodobnie nie potrzebują nawet tzw. „leczenia”. Są w trudnej sytuacji życiowej, która wymusza na nich opowiadanie obcym ludziom o swojej seksualności, a oni w zamian otaczają je szacunkiem i poczuciem bezpieczeństwa. Motywacje przyświecające tej terapii są dosyć próżne i po krótkim czasie orientujemy się, że nie będzie ona działać tak, jak zostało objaśnione w założeniach. Można powiedzieć, że bohaterki przez cały czas walczą z demonami drzemiącymi w ich seksualności, ale w rzeczywistości ten film jest przede wszystkim o empatii. Nie portretuję walki z demonami, a raczej konwersację. Prawdopodobnie może być to dla niektórych frustrujące, bo nie jest ona czarno-biała i nie ukazuje uleczenia lub chociażby znacznej przemiany postaci. Na końcu wszystko pozostaje w szarej strefie. Publiczność może używać freudowskiej symboliki, by pomyśleć o swojej własnej seksualności. Nie wiem, nie jestem terapeutą.

Takie lato 3
Takie lato (2022), reż. Denis Côté, fot. Lou Scamble

Powiedziałeś kiedyś, że nie interesuje Cię robienie potulnego kina. Na Wikipedii możemy przeczytać, że nie uważasz swojego filmu za udany, jeśli żaden widz nie wyjdzie z sali podczas seansu. Takie lato nieco się różni od Ona chce chaosu (2008) czy Wilcoxa (2019) – jest bardziej przystępne i mniej radykalne formalnie. Zmieniłeś swoje artystyczne upodobania czy to tylko część drogi twórczej?

Produkcja niejednoznacznych projektów staje się coraz żmudniejsza, podobnie jak ich odkrywanie. Większość moich filmów składa się wyłącznie z pytań, nigdy z odpowiedzi. Mnóstwo w nich „a co jeśli?”. Zadaniem twórców jest zadawanie pytań i bycie usatysfakcjonowanym z braku odpowiedzi. Świetnie, że mamy możliwość robienia filmów o rzeczach, o których nic nie wiemy. Oczywiście mogą się czasem wydawać zbyt chaotyczne czy niejasne. Wielu twórców robi szeroko zakrojony research przed każdą produkcją. Ostatecznie dokładnie wiedzą, co przedstawiają, posiadają własne zdanie na temat swoich bohaterów i zagadnień, które poruszają. Tworzą tym samym filmy z bardzo bezpośrednią narracją i przesłaniem. Kroczą jasną ścieżką z prostymi wnioskami, a ja wolę poruszać się w ciemności, trochę nie wiedząc, z czym mam do czynienia. Publiczność ma tak samo. Płacą za możliwość obejrzenia czegoś dostarczającego rozrywkę i pudrującego kryzysy egzystencjalne. Jako widz i twórca wolę przyglądać się i poszukiwać, pozostawiając niewytłumaczalną ciemność w zakończeniu. Cześć z moich projektów nie ma tradycyjnego scenariusza i są kręcone przy bardzo niskich budżetach (Carcasses, Bestiarie, Wilcox), dzięki czemu mogę pozwolić sobie na więcej. Inne są lepiej dofinansowane i mają bardziej precyzyjne skrypty. Mam szczęście, ciesząc się taką wolnością i wsparciem. Nigdy nie zastanawiałem się nad byciem mniej lub bardziej przystępnym.      

Jesteś bardzo płodnym twórcą. W ciągu ostatnich trzech lat aż cztery twoje projekty były wyświetlane na festiwalach w Polsce i innych krajach europejskich. Czy mimo to masz problemy ze znalezieniem producentów i koproducentów? A może po prawie dwudziestu latach w branży udało Ci się wytworzyć własny sposób na realizowania filmów w szybszym tempie?

Długo by można o tym mówić. Byłem bardzo aktywny przez całą moją karierę, ponieważ kino to całe moje życie. Mam pewne problemy ze zdrowiem, więc być może trochę walczę z czasem. Zazwyczaj pracuję dynamicznie, bez pisania i przepisywania, obawiania się pracy przy zaniżonych budżetach i ambicjach. Kanadyjskie i quebeckie instytucje kulturalne przyjęły z otwartymi ramionami moją festiwalową rozpoznawalność, więc teraz dają mi więcej wsparcia. Nie mam zamiaru tworzyć arcydzieła co pięć lat. Pracuję podobnie do malarza: każdy kolejny film jest szybkim gestem, niektóre z nich są ważniejsze niż pozostałe. Bez nadmiernego myślenia i sztywnej strategii. Tworzyłem już z wieloma współpracownikami i producentami. Z niektórymi krócej, z innymi dłużej. Czasem kręcę bardziej uparte, autorskie filmy jak chociażby Wilcox czy  Higiena społeczna. Część moich współpracowników uważa, że ciężko się ze mną współpracuje, że moje tempo pracy jest zbyt szybkie i wykraczające poza zasady ukute przez branżę.     

Zanim zacząłeś kręcić autorskie projekty, zajmowałeś się krytyką filmową. Którzy reżyserzy najmocniej odcisnęli na Tobie piętno? Jakie filmy lubisz najbardziej? Uważasz się za kinofila?

Byłem dosyć aktywnym krytykiem od 1994 do 2005. To był wspaniały okres, mimo że wydarzył się dosyć przypadkiem. Zawsze chciałem być filmowcem, a nie dziennikarzem czy krytykiem. Jako nastolatek byłem chodzącą encyklopedią horroru, a później stałym bywalcem Cinémathèque québécoise. Poszukiwałem kina artystycznego, zapomnianego i porzuconego; interesowały mnie projekty twórców z Europy Wschodniej i Środkowej. Zawsze byłem kinofilem i nawet dziś jestem jednym z niewielu reżyserów, których spotkasz w kolejkach na seanse podczas festiwali. Staram się unikać wywiadów i zobowiązań, by móc obejrzeć jak najwięcej. Gdy w latach 90. pisałem teksty i kręciłem krótkie metraże, najbardziej inspirowało mnie Nowe Kino Niemieckie lat 60, Czechosłowacka Nowa Fala, kino włoskie, Fassbinder, Pialat, Cassavetes czy Pasolini. Później, na początku XXI wieku byłem bardzo przesiąknięty twórczością Claire Denis, Beli Tarra, Kiarostamiego, Panahiego, pierwszych filmów Jia Zhangke. Mam słabość do popularnego kina Hollywoodzkiego. Wciąż uwielbiam sewentisowe filmy klasy B i giallo. Nigdy nie widziałem żadnej produkcji superbohaterskiej poza Hulkiem wiele lat temu — tylko dlatego, że wyreżyserował go Ang Lee.

Ze swoimi projektami byłeś zapraszany na festiwale we wszystkich zakątkach świata. Jako filmowy globtroter masz perspektywę obcowania z wieloma kulturami kinowymi. Jak, Twoim zdaniem, radzi sobie współcześnie kino niezależne? Czy proces produkcyjny był prostszy te dwadzieścia lat temu, gdy zaczynałeś przygodę z kamerą, a może jest odwrotnie?

Teraz jest mi trochę smutno, w związku z ograniczeniem liczby podróży przez pandemię. Czuję, że tracę kontakt z festiwalowym światem. Poza tym na każdym takim wydarzeniu muszę też promować siebie, zamiast uczestniczyć w panelach i oglądać filmy. Nie jestem aż tak na bieżąco, jak kiedyś. Programerzy obawiają się o swoje prace i zainteresowanie publiki. Stają się coraz mniej ciekawi kina, ale także mniej w nim obeznani. Nie chcą „przestraszyć” widza trudnymi filmami. Nie zamierzam powiedzieć, że kiedyś było lepiej, ale odczuwam zmęczenie problemami ze zbyt dużym ego niektórych festiwali, które dążą wyłącznie za Wielkimi Premierami. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego mój film po premierze na jednym meksykańskim festiwalu, nie może znaleźć się w selekcji drugiego, nawet jeśli dzieli je 300 kilometrów. Jeśli pytasz mnie o proces twórczy, to każdy sam decyduje jakie filmy chce robić i jakie ryzyko jest w stanie unieść. Wiem, w jakim miejscu się znajduje i nie zmieniło się ono od dwudziestu lat.

Na łamach Pełnej Sali przeważnie staramy się eksplorować mniej znane rejony współczesnego kina, ale dużą wagę przykładamy do klasyki. Czy byłbyś w stanie wskazać pięć swoich ulubionych polskich filmów? Może być to lista TOP 5 lub po prostu pięć tytułów – jak wolisz.

Wyglądałaby jakoś tak:

Krótki film o zabijaniu (1988), reż. Krzysztof Kieślowski

Człowiek z marmuru (1977), reż. Andrzej Wajda

Na srebrnym globie (1988), reż. Andrzej Żuławski

Przesłuchanie (1989), reż. Ryszard Bugajski

Tango (1981), reż. Zbigniew Rybczyński

Takie lato 4
Takie lato (2022), reż. Denis Côté, fot. Lou Scamble
Michał Konarski
Michał Konarski