Bracie, gdzie jesteś? – recenzja filmu „Close Your Eyes” – Cannes 2023

Nasłuchując rozmów w licznych kolejkach wokół słynnego canneńskiego Pałacu Festiwalowego, nie dało się w tym roku nie usłyszeć jednego słowa „Scorsese”. Premiera najnowszego dzieła hollywoodzkiego weterana rozpaliła olbrzymie emocje, jednak moje serce zdobył film Victora Erice, innego ponad osiemdziesięcioletniego reżysera, również niepartycypującego w żadnym z konkursów, mianowicie Close Your Eyes, słusznie nagrodzony kilkuminutową owacją na stojąco podczas swojej premiery. 

W pierwszej scenie swojego najnowszego dzieła twórca Ducha Roju prowadzi nas do tajemniczej posiadłości, której posiadacz pogodzony z nadchodzącą na skutek postępującej choroby śmiercią zleca detektywowi odnalezienie swojej biologicznej córki wraz z jej matką mieszkającej w Azji. Wkrótce okazuje się, że historia ta jest początkiem niedokończonego filmu – Rey Triste, wyreżyserowanego przez głównego bohatera, Miguela Garaya (Manolo Solo). Produkcję rzeczonego dzieła wstrzymano w zagadkowych okolicznościach. Pewnego dnia jeden z najważniejszych aktorów, wcielający się w rolę śledczego Julio Arenas (Jose Coronado), zaginął bez śladu.

Dalsza akcja Close Your Eyes ma miejsce ponad 20 lat po nagłym zakończeniu prac na planie zdjęciowym. Miguel zostaje poproszony przez dziennikarkę telewizyjną o udział w programie przywołującym niezamknięte śledztwa z przeszłości. Bohater, będący prywatnie przyjacielem Julio, przystaje na propozycję, nieco nieświadomy jak ciężką emocjonalnie przeprawą okaże się praca nad materiałem. Rozdrapanie starych ran sprawiło bowiem, że w protagoniście odżyły wszystkie uczucia związane z tą nieprzewidzianą stratą, łącznie z chęcią prowadzenia śledztwa na własną rękę. Pomocna w tym przedsięwzięciu okazała się emisja show, uświadamiająca ludziom, że gdzieś w ich sąsiedztwie może przebywać dawna gwiazda kina, być może posługująca się już zupełnie innymi personaliami.

Chociaż główna linia fabularna może być traktowana jak prosta historia kryminalna, niesprawiedliwym byłoby sprowadzanie najnowszego filmu Victora Erice tylko do niej. Hiszpan w swoim dziele swobodnie porusza się między stylami i sprawnie zmienia środek ciężkości swojej narracji. Początkowo, być może nieco autobiograficznie, portretuje kryzys twórczy protagonisty. Deklarującego, że nieplanowane zakończenie prac nad Rey Triste sprawiło, że już nigdy nie był w stanie wrócić na reżyserski stołek, na życie zarabiając jako literat i tłumacz. Dalsze zagłębianie się w prywatne śledztwo Miguela można traktować dwojako, nie tylko jako próba odnalezienia przyjaciela, lecz też jako podróż w głąb siebie samego, wiążąca się z próbą obudzenia w sobie dawnego ognia. 

Erice w żadnym miejscu nie popędza swoich bohaterów, daje czas żyć ich historiom i przemyśleniom. Pozwala zbudować przekonujący obraz zarówno pogrążonego w marazmie reżysera, którego życie znowu zaczęło nabierać celu, jak i aktora, mogącego mieć powody, by pragnąć rozpoczęcia wszystkiego od nowa, a także jego rodziny, od dawna oswojonej ze stratą, lecz wciąż niepewnej jej okoliczności. 

Autor Słońca pośród liści pigwy nie tylko tworzy niezwykle emocjonalną opowieść o ludzkich emocjach i lękach, ale również (co w ostatnich latach modne) tworzy swoim charakterem pisma list miłosny do Dziesiątej Muzy. Tak można bowiem odbierać oba fragmenty Rey Triste stanowiące klamrę obejmującą sobą całą resztę obrazu. Sceny te są nie tylko próbką wysmakowanego kina kostiumowego, ale również doskonale rezonują z główną osią fabularną, poruszając kwestie tych samych wartości, operując jednak diametralnie inną stylistyką. Co więcej, okoliczności pokazu drugiej części zapomnianego filmu wprost pokazują, że protagonista, mimo wielu lat pracy za kamerą, wierzy w magiczną moc kina nie mniej niż mały Totò z niezapomnianego Cinema Paradiso (1988, Giuseppe Tornatore). 

Victor Erice wrócił do pełnometrażowego kina fabularnego po 30 latach, po to, by opowiedzieć widzom o prostych, autentycznych uczuciach. Pokazać inspirującą historię o tym, że nigdy nie jest za późno, by rozwiązać pewne stare sprawy i że z pewnością warto, dopóki  ma to sens choćby dla jednej osoby. Tak jak klasycy kina drogi pokazał, że największą wartością wędrówki jest ta, która zachodzi wewnątrz siebie. Na końcu tej niezwykłej, niemal trzygodzinnej przygody oczami bohaterów składa swoiste wyznanie wiary w niezwykłą moc kina, niezależną od tego, czy na jej istnienie mamy jakiekolwiek dowody.


Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż
cannes plakat

Close your eyes

Tytuł oryginalny:
 Cerrar los ojos

Rok: 2023

Kraj produkcji: Hiszpania

Reżyseria: Victor Erice

Występują: Manolo Solo, José Coronado, Ana Torrent i inni

Ocena: 5/5

5/5