Cannes 2018 – prognozy i oczekiwania

Przed nami 71. edycja Festiwalu Filmowego w Cannes, uznawanego za najważniejszy na świecie. W dniach 8-19 maja oczy wszystkich kinomanów zwrócone będą w stronę niewielkiego miasta na Lazurowym Wybrzeżu. Spośród wielu sekcji największe emocje wzbudza walka o Złotą Palmę w konkursie głównym. Zwyczajem Pełnej Sali zaangażowaliśmy całą redakcję, aby przybliżyć Wam sylwetki tegorocznych uczestników.

Jury konkursu głównego pod przewodnictwem Cate Blanchett stoi w tym roku przed nie lada wyzwaniem. Ze swoimi najnowszymi filmami przyjeżdżają do Cannes m.in. takie tuzy reżyserii, jak Asghar Farhadi, Hirokazu Koreeda, Spike Lee czy ikona kina Jean-Luc Godard. Istotnym elementem konkursu jest także udział naszego rodaka Pawła Pawlikowskiego, reżysera oscarowej „Idy”. Cieszy ponadto silna reprezentacja krajów azjatyckich. Zapraszamy do lektury i typowania swoich faworytów.

En Guerre

„En guerre” („At War”)

 

reżyseria: Stéphane Brizé

występują:  Vincent Lindon, Mélanie Rover, Jacques Borderie i inni

gatunek: dramat

kraj: Francja

Twórczość francuskiego reżysera Stéphane’a Brizé kojarzy się przede wszystkim z lewicującym kinem społecznie zaangażowanym. Zanim został filmowcem, spełniał się w teatrze. Brizé już od początku kariery z dokumentalistycznym zacięciem lubił przyglądać się jednostkom w szponach bezdusznego systemu lub kreślić portrety psychologiczne bohaterów zagubionych we własnych namiętnościach i pragnieniach.  Jego pełnometrażowy debiut to muzyczny komediodramat „Le bleu des villes” (1999), opowieść o zahukanej Solange, niespełnionej zarówno w małżeństwie, jak i w życiu zawodowym. Pracuje jako pokojówka, choć pragnie zostać wokalistką. Pod wpływem nowo poznanej pisarki zaczyna się zmieniać. Film nie zdobył co prawda uznania poza Francją, ale już wtedy chwalono występ  Florence Vignon, która do dziś współpracuje z reżyserem przede wszystkim jako scenarzystka. Muzyka i taniec często odgrywają u niego ważną rolę, gdyż kolejny projekt Brizé to „Je ne suis pas là pour être aimé” (2005), historia komornika (nominowany do Cezara Patrick Chénais), który dzięki lekcjom tanga na nowo odnajduje radość życia.

Największą sławę przyniosła mu jednak współpraca z wybitnym francuskim aktorem – Vincentem Lindonem. Począwszy od nagrodzonego Cezarem za scenariusz melodramatu „Mademoiselle Chambon” (2009), przez zgłębiający problem eutanazji „Quelques heures de printemps” (2012), aż do docenionej szeregiem nagród (w tym Złotą Palmą dla Lindona) „Miary człowieka” (2015).  Właśnie ten film, opowiadający o destrukcyjnym wpływie dzikiego kapitalizmu na jednostkę, uchodzi za jego najlepsze dzieło i najbardziej uwypukla wrażliwość społeczną reżysera. Bardzo surowy w formie, oglądany z perspektywy odrzuconego przez system, poczciwego mechanika, może kojarzyć się z dokonaniami braci Dardenne. Po odskoczni w postaci ekranizacji prozy Guya de Maupassanta, rozgrywającym się w XIX-wiecznej Francji dramacie kostiumowym „Historia pewnego życia” (2016), Brizé wraca do współczesności i wytacza kolejne działa przeciwko kapitalizmowi.

Do Cannes przyjeżdża z En guerre („At War”). Na tytułową wojnę wybiera się Eric Laurent (ponownie Vincent Lindon), rzecznik pracowników poszkodowanych przez Perrin Industrie. Firma, podejmując decyzję o zamknięciu obiektu, pogwałciła umowy zostawiając na lodzie ponad tysiąc osób. Pod przewodnictwem Laurenta ludzie zaczynają dochodzić swoich praw. Możemy liczyć na charakterne kino protestu z charyzmatyczną rolą Lindona.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny
Dzika grusza

„Ahlat Ağacı” („The Wild Pear Tree”)

 

reżyseria: Nuri Bilge Ceylan

występują: Doğu Demirkol, Murat Cemcir, Bennu Yıldırımlar i inni

gatunek: dramat

kraj: Turcja / Francja / Niemcy / Bułgaria / Bośnia i Hercegowina / Macedonia / Szwecja / Katar

Nuri Bilge Ceylan jako nastolatek zainteresował się fotografią. Pasja zawiodła go na Uniwersytet Boğaziçi w Stambule. Podczas studiów łączył zajęcia z elektroniki z uczęszczaniem na koła fotograficzne i filmowe, a także dorywczą pracą przy zdjęciach paszportowych. Po zdobyciu tytułu inżyniera jakiś czas podróżował (m.in. po Wielkiej Brytanii i Nepalu). Dopiero w wieku 36 lat zajął się kinem (plotka głosi, że po przeczytaniu autobiografii Romana Polańskiego). „Kokon”, 20-minutowy debiut, zrealizował własnym sumptem w rodzinnej wiosce Yenice, angażując jako aktorów rodziców i krewniaków. Już wtedy podjął główne tematy swojej twórczości – nieuchronny rozpad i idącą za nim melancholię. Podobnie jak jego rodak Orhan Pamuk wierzy, że Turcja, a szczególnie dawna stolica Imperium Osmańskiego, pozostaje pod wpływem hüzün, czyli rodzaju niewypowiedzianej tęsknoty za utraconą świetnością, która prowadzi do przytłaczającego smutku (mogą to zrozumieć tylko Portugalczycy ze swoim saudade). Ceylan w imię tej narodowej bolączki kreuje swoich bohaterów na zagubionych milczków, persony stojące w rozkroku między dawnym a obecnym, inteligentów upośledzonych społecznie. Ci wykolejeńcy zwykle mają w sobie domieszkę jego własnej biografii.

Konflikty nie do zażegnania, niedoskonałe wybory, moralne dylematy powracają w kolejnych filmach Turka jak mantra. W pierwszym pełnym metrażu, „Miasteczku”, i w jego rewersie – „Chmurach w maju” – przyglądał się małomiasteczkowym bolączkom. Wraz z genialnym „Uzakiem” jego alter ego przenosi się do miasta, ale uczucie melancholii tylko się wzmaga. Mahmut (Muzaffer Özdemir) w swoich egzystencjalnych wygibasach wpisuje się doskonale w schemat samotnego w tłumie. Tutaj po raz pierwszy Ceylan ujawnia z taką mocą fascynację i jednocześnie próbę ucieczki przed piętnem Andrieja Tarkowskiego. W „Klimatach” sam reżyser i jego żona Ebru wcielili się parę, której małżeństwo ulega powolnemu rozpadowi. Erozji podlega także relacja rodzinna w „Trzech małpach”. Wyjątkowym dziełem w dotychczasowej karierze było „Pewnego razu w Anatolii”. Dwuipółgodzinny kryminał idący wbrew przyzwyczajeniom widzowskim, zamiast atrakcjonów i dreszczyku serwujący niepokojącą serię dysput na tematy ostateczne. Jeszcze dalej poszedł Ceylan w nagrodzonym w Cannes Złotą Palmą „Zimowym śnie”. Film inspirowany opowiadaniami Czechowa podzielił krytykę – powtarzano, że czuć w nim „zapach naftaliny”, że bywa pretensjonalny i przegadany. Być może z uwagi na format i dominację (niezwykłą dla niego) słowa nad obrazem zbudował tak solidny mur między nim a odbiorcami. Osobiście uważam, że Turek idzie nadal wyznaczoną skrupulatnie drogą twórczą, testuje po prostu nowe rozwiązania realizacyjne i formy ekspresji.

Ceylan należy do ulubieńców canneńskiej imprezy, pokazywał tutaj wszystkie swoje filmy. Oprócz wspomnianej Złotej Palmy dla „Zimowego snu”, za „Uzaka” dostał Technical Grand Prize, za „Trzy małpy” – nagrodę za reżyserię. „Klimaty” spotkały się z ciepłym przyjęciem ze strony FIPRESCI, a „Pewnego razu w Anatolii” przyznano Grand Prix Festiwalu. Tym razem do Francji przyjedzie z ponad 3-godzinnym „Ahlat Ağacı”. Tytuł można z tureckiego przetłumaczyć jako drzewo dzikiej gruszy. Nawiązuje on do relacji syna z ojcem. Młody Sinan pragnie zostać pisarzem, w niedalekiej perspektywie pojawia się napisanie debiutanckiej powieści. Fundusze na jej wydanie planuje pozyskać od ojca. Powróciwszy do rodzinnej miejscowości zastaje rodzica pogrążonego w ogromnych długach. Wydaje się, że turecki mistrz pragnie tym dziełem nawiązać do swojej trylogii prowincjonalnej (czyli trzech pierwszych produkcji), a jednocześnie przypomnieć o starej i smutnej prawdzie, że grzechy i przywary poprzedniego pokolenia mogą odbić się czkawką ich następcom. Nie ukrywam, że czekam na powrót do Yenice z równym utęsknieniem co na letnie truskawki.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
ajka

„Ayka” („My Little One”)

 

reżyseria: Siergiej Dworcewoj

występują: Samał Jesljamowa, Polina Siewiernaja, Andriej Koliadow i inni

gatunek: dramat

kraj: Rosja / Kazachstan / Polska / Niemcy / Chiny

Siergiej Dworcewoj to reżyser urodzony w ZSRR na ziemiach obecnie należących do Kazachstanu. Chociaż sposób finansowania jego dzieł sugeruje określanie go mianem rosyjskiego twórcy, to należy podkreślić, iż w swojej twórczości zdecydowanie bliżej mu do stron rodzinnych niż do Moskwy czy Petersburga. Często tematyką jego twórczości są więc ludzie borykający się z problemami biedy czy wyobcowania względem zachodniego świata. Po stworzeniu czterech dokumentów zdecydował się na fabularny debiut. „Tulpan” opowiada historię mężczyzny, który po odbyciu służby wojskowej wraca na rodzinne kazachskie stepy, by tam założyć własne ranczo. Zanim to zrobi, musi jednak znaleźć żonę. W tym celu wybrał sobie piękną dziewczynę imieniem Tulpan, która niestety odrzuca jego zaloty. Obraz ten zachwycił krytyków swoją szczerością, jak i szczególnej urody zdjęciami i zdobył wiele nagród, w tym statuetkę dla najlepszego filmu przeglądu Un Certain Regard podczas 61. edycji festiwalu w Cannes, pokonując między innymi „Głód” Steve’a McQueena czy „Mimowolnie” Rubena Östlunda. Nie dziwi więc, że kolejne dzieło Dworcewoja zostało zakwalifikowane do głównego konkursu, chociaż od tamtego triumfu minęła już dekada.

„Ayka” to pełna bólu i smutku opowieść o młodej Kirgizce, mieszkającej oraz nielegalnie pracującej w Moskwie, która porzuca swoje dziecko tuż po porodzie w jednym ze stołecznych szpitali. Po pewnym czasie tknięta macierzyńskim instynktem postanawia odnaleźć swojego syna, co okazuje się nie lada wyzwaniem. W wywiadach reżyser podkreśla, że pomysł na film został zainspirowany trendem, który autentycznie można zaobserwować na rosyjskich oddziałach położniczych. Pracując nad scenariuszem twórca starał się zrozumieć, co skłania kobiety do tak dramatycznych decyzji.

Warto wspomnieć, że „Ayka” uzyskała dofinansowanie z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Autorką zdjęć jest zaś Jolanta Dylewska, znana z „W ciemności” (za który to film została uhonorowana Orłem, Złotą Żabą i Złotą Kaczką), „Pokotu”, filmów Przemysława Wojcieszka („Made in Poland”, „Doskonałe popołudnie”, „Głośniej od bomb”) czy poprzedniego filmu Dworcewoja.

Przewiduję, że „Ayka” może być jednym z głównych faworytów do nagrody głównej, a ze względu na powiązania z naszym krajem z pewnością będziemy mogli go zobaczyć w polskich kinach.

Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż
Everybody Knows

„Todos lo saben” („Everybody Knows”)

 

reżyseria: Asgar Farhadi  

występują: Javier Bardem, Penélope Cruz, Ricardo Darín i inni

gatunek: dramat

kraj: Hiszpania / Francja / Włochy

Pierwszym filmem wyreżyserowanym przez Asghara Farhadiego było „Tańcząc w pyle” z 2003 roku, jednak produkcja ta jest praktycznie nieznana szerszemu gronu odbiorców. Kolejna twórcza próba Irańczyka to powstałe rok później „Piękne miasto”, ale dopiero „Perski Nowy Rok” (2006) pozwolił reżyserowi zostać zauważonym przez krytyków i przyniósł nominację do Złotego Lamparta na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Locarno. Główna bohaterka, Rouhi, przygotowuje się do ślubu, jednak brak jej pieniędzy na organizację wesela i wymarzoną wizytę w salonie piękności. Aby je zdobyć, zatrudnia się jako sprzątaczka. Jej pracodawcy przeżywają kryzys w związku i Mozhdeh wykorzystuje Rouhi do szpiegowania męża. Pozycję Farhadiego w kinowym świecie umocniło „Co wiesz o Elly?” walczące w berlińskim konkursie głównym; przyniosło ono Irańczykowi Srebrnego Niedźwiedzia dla najlepszego reżysera. Tytułowa Elly zostaje zaproszona do wyjazdu nad morze przez kobietę z grupy znajomych organizujących wakacje. Niespodziewanie Elly znika podczas sztormu i nikt nic o niej nie wie.

Przełomem w karierze Farhadiego było obsypane nagrodami „Rozstanie” z 2011 roku. Zapewniło ono reżyserowi m.in. nagrodę publiczności na MFF w Toronto, Złotego Lwa, Złoty Glob, Cezara i w końcu Oscara. Istotne były także nominacje do BAFTA, Satelity i Oscara za scenariusz oryginalny. Kolejne dzieło Irańczyka, „Przeszłość” (2013), gościło w Cannes z nominacją w konkursie głównym, wygrało Nagrodę Jury Ekumenicznego i zagwarantowało Bérénice Bejo Złotą Palmę dla najlepszej aktorki. Wciąż w pamięci mamy „Klienta” sprzed dwóch lat, także z nominacją w konkursie głównym w Cannes oraz Złotą Palmą za scenariusz i dla najlepszego aktora. Historia aktorskiego małżeństwa pozwoliła reżyserowi zdobyć kolejnego już Oscara.

Powodem, dla którego nazwisko Asghara Farhadiego po raz kolejny pojawia się na francuskim wybrzeżu, jest „Todos lo saben” („Wszyscy wiedzą”).  Thriller będzie otwierał festiwal. Nakręcony w języku hiszpańskim angażuje najbardziej rozpoznawalne gwiazdy z Półwyspu Iberyjskiego, jak Penélope Cruz i Javier Bardem. Główna bohaterka to Laura żyjąca w Buenos Aires, która przyjeżdża do rodzinnego miasta pod Madrytem na wesele. Ma tam nastąpić wstrząsające zdarzenie, które wywlecze rodzinne tajemnice na światło dzienne. Patrząc na poprzednie filmy Irańczyka, można spodziewać się napięcia i nutki tajemnicy oraz zastanawiać się, czy dotychczas świetne dialogi również po hiszpańsku będą brzmiały tak emocjonująco. Już w najbliższym czasie rozstrzygnie się, czy reżyser opuści Cannes ze Złotą Palmą, jednak przecieki z pokazów technicznych donoszą, że może być o to trudno.

Ania Wieczorek
Ania Wieczorek
dogman

„Dogman”

 

reżyseria: Matteo Garrone

występują: Marcello Fonte, Edoardo Pesce, Adamo Dionisi i inni

gatunek: dramat

kraj: Włochy / Francja

Matteo Garrone wyniósł artystyczne pasje z rodzinnego domu. Jego ojciec Nico pisał recenzje teatralne dla La Repubblica, a matka Donatella zajmowała się fotografią. Po skończeniu rzymskiego liceum Ripetta pracował jako asystent operatora, by niedługo potem zadebiutować jako samodzielny reżyser. Jego „Silhouette” wygrało Sacher d’Oro (nagroda przyznawana młodym filmowcom przez Nanniego Morettiego), a potem weszło w skład w nowelowego „Terra di mezzo”. Badał w nim problem imigracji, którego egzemplifikacją były losy nigeryjskich prostytutek, jednodniowych robotników z Albanii oraz egipskich pracowników stacji benzynowych. W kolejnych latach Garrone próbował sił w dokumentach („Oreste Pipolo, fotografo di matrimoni”, „Bienvenido espirito santo”), a w fabułach nadal trzymał się blisko tematów społecznych. W docenionym na weneckim festiwalu „Ospiti” śledził perypetie dwóch Albańczyków starających się ułożyć sobie życie we Włoszech. Już dwa pierwsze filmy zdradzały upodobania młodego reżysera do realizmu, korzystania z naturszczyków i – jak przystało na niedoszłego malarza – do strony wizualnej. Owocna współpraca z Marco Onarato została niestety przerwana przez śmierć wybitnego operatora w 2012 roku. Wcześniej obaj panowie zrobili razem 6 filmów.

Pierwszym tytułem, dzięki któremu Włoch wypłynął na szersze wody, był „Balsamista” („L’imbalsamatore”). Opowieść o specyficznym trójkącie miłosnym wyróżniono w Cannes, a potem na rozdaniu nagród David di Donatello. Także kolejne „Primo amore” zostało ciepło przyjęte na festiwalu w Berlinie (Srebrny Niedźwiedź za muzykę zespołu Banda Osiris). Jednak dopiero „Gomorra” oparta na głośnej powieści Roberto Saviano przyniosła Garrone zasłużoną sławę. Dla fanów klasycznego kina gangsterskiego była ona jak uderzenie obuchem w potylicę. Film trzymał się skrajnego realizmu, obdzierał znaną konwencję z wielkich gestów i bon motów. Niebezpieczeństwo czai się tu, podobnie jak w rzeczywistości, na każdej ulicy Neapolu, a gangsterki zaczynają uczyć się już wyrostki. Szkoda tylko, że jury festiwalu w Cannes zawahało się, by tej nieprzejednanej wizji dać Złotą Palmę. Większe uznanie zyskała wówczas „Klasa” Laurenta Canteta, a włoską produkcję nagrodzono Grand Prix. Zaskoczeniem był fakt, że „Reality”, następne dzieło Rzymianina, otrzymało podobny laur. Stanowiło ono mimo wszystko krok w tył; oczywiście zdjęcia i pomysły inscenizacyjne reżysera wciąż stały na wysokim poziomie, ale krytyka programów telewizyjnych typu reality show była spóźniona przynajmniej o dekadę. Baśniowa perspektywa, ujawniająca się nieraz w jego wcześniejszych dokonaniach, wyszła na powierzchnię za sprawą „Pentameronu”. Adaptacja okrutnych fantazji Giambattisty Basilego z nieziemską grą kolorów (zdjęcia weterana Petera Suschitzky’ego) i niezwykle smaczną obsadą udowodniła, że Włoch radzi sobie równie dobrze w kinie kreacyjnym.

Garrone nad Lazurowe Wybrzeże przyjeżdża po raz piąty. Tym razem w konkursie głównym canneńskiej imprezy zaprezentuje „Dogmana”. Będzie to mroczny dramat osadzony w latach 80. Na przedmieściach Rzymu, zawieszonych między miejską dżunglą a pustynią, prawo stanowi silniejszy. Główny bohater, Marcello, mały i brzydki pięknoduch, prowadzi salon piękności dla psów. W życiu prywatnym z trudem wywiązuje się z obowiązków rodzicielskich wobec córki Sofii. Łączy go też specyficzna więź z Simoncino. Wyższy o dwie głowy od niego były bokser jest oprychem, który terroryzuje okolicę. Jak można się domyślać, poetycka natura protagonisty zderzona zostanie z opresyjnym charakterem jego kompana. Na ekranie zobaczymy Marcello Fontego (wcześniej pojawił się w „Corpo celeste” Alice Rohrwacher, która zresztą rywalizuje z rodakiem w Cannes), Edoardo Pescego (znany polskim widzom z „Fortunaty” czy „Jak Bóg da”) oraz Adamo Dionisiego (pamiętny lichwiarz z netflixowego serialu „Suburra”). Film Garrone ma już zapewnioną polską dystrybucję. M2 Film zapowiedział premierę na jesień.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
The Image Book

„Le livre d’image” („The Image Book”)

 

reżyseria: Jean-Luc Godard

gatunek: dramat

kraj: Szwajcaria / Francja

Jean-Luc Godard to jeden z tych twórców, o którym powiedziano już chyba wszystko, a jego życie opisano w dziesiątkach biografii. Mało jednak który miłośnik X muzy zdawał sobie kilka lat temu sprawę, że ten nestor kina jeszcze tworzy. Ale po kolei…

Godard nie skończył żadnej szkoły filmowej, a swoją karierę rozpoczął jako krytyk filmowy pracujący w redakcji słynnego miesięcznika „Cahiers du Cinéma”, a wraz z nim tacy twórcy jak Truffaut, Rohmer czy Rivette. Połączyła ich niechęć do hollywoodzkiego modelu kina stylu zerowego i francuskiego kina papy oraz potrzeba stworzenia czegoś zupełnie nowego. Wkrótce okazało się, że Godard jest najbardziej radykalny z twórców kształtującego się nurtu Nowej Fali. Jego legendarny debiut kinowy „Do utraty tchu” (1960) wyrasta z potrzeby stworzenia „czystego kina”, odrzucenia skostniałych reguł tworzenia i opowiadania historii. Widz nie troszczy się tu o losy bohaterów, gdyż reżyser ciągle łamiąc czwartą ścianę przypomina, że to, co widzimy, to tylko fikcja. Do roku 1968 trwa najważniejszy i najwyżej ceniony okres twórczości Godarda, przypieczętowany Złotym Niedźwiedziem za „Alphaville” (1965) na festiwalu w Berlinie i Nagrodą Specjalną Jury za „Chinkę” (1967) na festiwalu w Wenecji. Francuski twórca chętnie dekonstruuje w tym czasie gatunki filmowe, nie stroniąc jednak od bardziej osobistych dzieł jak „Żyć własnym życiem” (1962). Na fali paryskiego Maja ’68 Godard postanawia zerwać z dotychczasową twórczością i wraz z zawiązaną grupą „Dżiga Wiertow” tworzy skrajnie lewicowe filmy polityczne. Dopiero w latach 80. reżyser ponownie zostaje zauważony przez bardziej masowego widza. Mimo olbrzymiej liczby stworzonych obrazów i licznych nagród, w tym Złotego Lwa za „Imię: Carmen” (1983), pozostaje jednak w pamięci ludzi jako czołowy przedstawiciel Nowej Fali lat 60. Tymczasem w roku 2014 Godard niespodziewanie znów pojawia się na ustach wszystkich dziennikarzy w Cannes za sprawą filmowego eksperymentu „Pożegnanie z językiem”. Reżyser ostatecznie wyjeżdża z festiwalu z Nagrodą Jury, jednocześnie przypominając kinowemu światu, że nadal ma coś do powiedzenia.

Okazuje się, że Godard nie spoczął na laurach i w tym roku spróbuje powalczyć o Złotą Palmę filmem „Le livre d’image” („The Image Book”). Oczywiście nie zamierza ułatwić dziennikarzom i bukmacherom pracy: nadal niewiele wiadomo o samym filmie, a enigmatyczny opis, przywodzący na myśl narrację z offu z późnych dzieł Malicka, i pozornie chaotyczny teaser nie ułatwiają sprawy. Spodziewamy się jednak szalonego eksperymentu, jaki tylko Godard potrafi stworzyć. Wiadomo zaledwie, że twórca kręcił film przez prawie dwa lata w arabskich krajach i nie zatrudnił żadnych aktorów. Czekamy z niecierpliwością na rezultat, tym bardziej że plotka głosi, iż reżyser planuje dystrybuować swoje dzieło przez Netflixa.

Krystian Prusak
Krystian Prusak
Un-Couteau-dans-le-coeur

„Un couteau dans le cœur” („Knife + Heart”)

 

reżyseria: Yann Gonzalez

występują: Vanessa Paradis, Kate Moran, Nicolas Maury i inni

gatunek: thriller

kraj: Francja / Meksyk

Yann Gonzalez canneńskiej publiczności jest już dobrze znany. W 2013 roku na festiwalu można było zobaczyć jego pełnometrażowy debiut „Spotkania po północy”, a 4 lata później short „Les îles” otrzymał Queer Palm. Nim bohater niniejszej notki został zauważony, zajmował się głównie krótkimi formami. Wszystko zaczęło się od „By the Kiss” (2006). Był to 5-minutowy film (niektórzy pokusiliby się o określenie „teledysk”) opowiadający o burzliwym życiu miłosnym bezimiennej dziewczyny. Cała historia została przedstawiona przy użyciu jednego ujęcia i kilku pocałunków. Już przy tej produkcji mieliśmy okazję poznać dwóch stałych współpracowników Gonzaleza, czyli aktorkę Kate Moran (wystąpi później w czterech kolejnych jego projektach) oraz twórcę muzyki – jego brata, Anthony’ego (znanego z zespołu M83). W swych kolejnych dziełach Francuz sięgał po nieco więcej dialogów, często obierał teatralną formę narracji, pozostał jednak wierny wideoklipowej estetyce dzięki specyficznej grze światłocienia oraz efektownej kompozycji kadrów. Motywem odwiecznie związanym z jego kinem była tematyka LGBT, z naciskiem na B, ale także domieszką pozostałych liter tego skrótu.

Zbliżający się konkurs w Cannes przyniesie nam drugi film pełnometrażowy Yanna Gonzaleza o tytule „Un couteau dans le cœur”. Rzecz dzieje się w 1979 roku. Producentka taniego gejowskiego porno, Anne (w tej roli Vanessa Paradis), rozstaje się ze swoim partnerem i współpracownikiem. Postanawia sama zrealizować film. Jej celem jest stworzenie ambitnego, nieszablonowego utworu, dalekiego temu, czym zajmowała się wcześniej. Nim pada ostatni klaps na planie, jeden z aktorów zostaje brutalnie zamordowany. Anne wikła się w śledztwo, a sama opowieść momentalnie zamienia w thriller. Nie jest to tytuł typowany na konkursowego faworyta. Znając wcześniejszą twórczość reżysera jestem jednak pełen dobrych myśli. Pierwsze kadry przywodzą na myśl filmy giallo, w obsadzie ponownie można zobaczyć muzę autora, Kate Moran, a za muzykę odpowiada oczywiście M83. Dwanaście lat po „By the Kiss” znów mają okazję nas zachwycić.

Adrian Burz
Adrian Burz
0065aQefgy1fqa2nsmhu0j31kw28bx6l

„Netemo sametemo” („Asako I & II”)

 

reżyseria: Ryūsuke Hamaguchi

występują: Erika Karata, Masahiro Higashide, Sairi Itō i inni

gatunek: melodramat

kraj: Japonia / Francja

Urodzony w 1978 roku Ryūsuke Hamaguchi ma na swoim koncie osiem pełnometrażowych filmów fabularnych, sześć krótkometrażówek i trzy filmy dokumentalne. Ten absolwent Tokijskiego Uniwersytetu Sztuki w interesujący sposób łączy dokumentalne podejście z bezkompromisową artystyczną koncepcją, dzięki czemu buduje swój autorski, niebanalny styl. Wyraźny w jego twórczości jest motyw przenikania się narracji, wzajemnego oddziaływania pozornie odmiennych porządków formalnych i stylistycznych; Hamaguchi często też zaciera granicę między tworzeniem a odtwarzaniem, narratorem a bohaterem. W czterogodzinnym „Shinmitsusa” („Intimacies”) z 2012 roku, nakręconym ze studentami tokijskiej uczelni filmowej, łączy dokumentalną kronikę przygotowań do wystawienia tytułowej sztuki, zapis samego spektaklu i motywy fikcyjne, układając różnorodne elementy w niepowtarzalną, zrytmizowaną całość pozostającą na pograniczu filmu i teatru. „Bukimi na mono no hada ni sawaru” („Touching the Skin of Eeriness”) z 2013 roku to z kolei mocno stylizowana, symboliczna opowieść pełna niedopowiedzeń, która dzięki szczątkowej fabule nabiera charakteru eksperymentu formalnego. W latach 2011-2013 Hamaguchi wraz z Kō Sakaim stworzył monumentalny, prawie ośmiogodzinny cykl dokumentów dotykających skutków trzęsienia ziemi i tsunami w regionie Tōhoku. Temu traumatycznemu doświadczeniu reżyserzy przyglądają się z jednostkowej, intymnej perspektywy, całkowicie oddając głos ocalałym. W Trylogii Tōhoku („Nami no oto” / „The Sound of the Waves”, 2011; „Nami no koe” / „Voices from the Waves”, 2013; „Utau hito” / „Storytellers”, 2013) Hamaguchi i Sakai zastanawiają się także nad funkcją ustnej opowieści w przekazywaniu tradycji i specyfiką narracji w japońskiej kulturze.

Najbardziej znanym dziełem Hamaguchiego jest bez wątpienia „Happī awā” („Happy Hour”) z 2015 roku. To opowieść o czterech przyjaciółkach, trzydziestokilkulatkach z Kobe. Rozwód jednej z nich staje się dla bohaterek przyczynkiem do refleksji nad dotychczasowym życiem i decyzjami, jakie podjęły. „Happī awā” jest projektem niezwykłym z kilku względów. Po pierwsze, wszyscy aktorzy to naturszczycy, uczestnicy zajęć improwizowanego aktorstwa zorganizowanych w Kobe przez Hamaguchiego. Dzięki rewelacyjnemu scenariuszowi, pewnej reżyserii, naturalnym dialogom i niewymuszonemu urokowi głównych aktorek ta pięciogodzinna opowieść wychodzi z kostiumu filmu obyczajowego, nabierając charakteru po części inscenizowanego dokumentu, po części zapisu efektów warsztatów teatralnych, cały czas pozostając realistycznym portretem pokolenia i nieprzeciętnie udaną próbą uchwycenia tej chwili w życiu, gdy nadchodzi czas na poważne podsumowania. „Happī awā” jest niejako połączeniem rewersu „Mężów” Johna Cassavetesa (1970) z wnikliwym spojrzeniem na kobiety okiem Kenjiego Mizoguchiego. Jednocześnie odwołuje się do obecnego we współczesnym kinie japońskim dialogu filmu z telewizją, będąc próbą pogodzenia kinowej formy i serialowej treści, co przywodzi na myśl podobne eksperymenty takich reżyserów, jak Shunji Iwai, Kazuyoshi Kumakiri, Hirokazu Koreeda czy Kiyoshi Kurosawa. Film otrzymał nagrody na festiwalach w Nantes, Singapurze i Locarno – gdzie Złotego Lamparta za najlepszą rolę kobiecą otrzymały cztery aktorki pierwszoplanowe: Sachie Tanaka, Hazuki Kikuchi, Maiko Mihara i Rira Kawamura.

To zapewne ten obraz, uznany przez redakcję „Kinema Junpo” za trzeci najlepszy japoński film 2015 roku, utorował Hamaguchiemu drogę do Cannes, gdzie o Złotą Palmę zawalczy jego najnowsze dzieło, „Netemo sametemo” („Asako I & II”). Jest to adaptacja powieści Tomoki Shibasaki. Bohaterką filmu jest Asako (Erika Karata), której ukochany pewnego dnia znika bez śladu. Dwa lata później kobieta spotyka jego sobowtóra, Ryōheia (Masahiro Higashide w podwójnej roli) i zakochuje się w nim. Obaj mężczyźni, mimo że wyglądają identycznie, mają zupełnie różne osobowości. Asako będzie musiała odpowiedzieć na pytanie, którego z nich kocha naprawdę.

Wojciech Koczułap
Wojciech Koczułap
plaire

„Plaire, aimer et courir vite” („Sorry Angel”)

 

reżyseria: Christophe Honoré

występują: Vincent Lacoste, Pierre Deladonchamps, Denis Podalydès i inni

gatunek: dramat

kraj: Francja

Christophe Honoré czerpie garściami od swoich mentorów (m.in. Jacques’a Demy’ego, Jean-Luca Godarda, Jacques’a Rivette’a). W miarę jak postępują prace nad filmem, twórca ma tendencję do sabotowania własnych scenariuszy, nadając im indywidualną kompozycję. Autor trylogii „queer” („Dans Paris”, „Les chansons d’amour”, „La Belle Personne”) pokazuje więzi, którym towarzyszą: spojrzenie na Paryż, spojrzenie na francuskie kino i spojrzenie na sentymentalny portret młodzieży. Piosenki, będące ważnym elementem składowym, pozwalają na ukazanie innego wymiaru rzeczywistości, oddają stan emocjonalny postaci i czynią niezobowiązującym dodatkiem przewijające się gdzieś w fabule bardziej przyziemne monologi. Bohaterowie nie potrafią wyrazić swoich uczuć inaczej niż przez śpiewanie.

„Les chansons d’amour” opowiada historię pary ze związkiem w stagnacji, ale jest to głównie opowieść o smutku i radzeniu sobie z żalem po osobistej tragedii. Honoré jest w tym temacie nowoczesny i szczery w traktowaniu relacji seksualnych.

Francuz bierze tradycyjne elementy filmowe – komedie, dramaty, romanse, muzykę, piosenki – i splata je ze sobą w świeży i niekonwencjonalny sposób, który nigdy nie wydaje się być wymuszony. Na Lazurowym Wybrzeżu zaprezentował do tej pory łącznie cztery swoje obrazy („17 fois Cécile Cassard”, „Dans Paris”, „Les chansons d’amour”, „Les bien-aimés”). Opis „Plaire, aimer et courir vite” zapowiada znany już z wcześniejszych projektów reżysera typ opowieści o uczuciu, które złączy dwóch mężczyzn. Dramat ten dotyczy związku paryskiego pisarza Jacques’a, mieszającego w Paryżu z synem i młodego ucznia Artura, studiującego w Rennes. Historia pierwszej i ostatniej ich miłości ukazana jest z dużą czułością i jest romantyczna w sposobie oswajania się z kolejami losu w latach 90., kiedy to AIDS sieje spustoszenie. W wydaniu już bardziej realistycznym, ale wciąż z dużą dawką miłości do sztuki, twórca ma szanse dotrzeć do szerszej publiczności.

Anna Strupiechowska
Anna Strupiechowska
663541

„Les filles du soleil” („Girls of the Sun”)

 

reżyseria: Eva Husson

występują: Golshifteh Farahani, Emmanuelle Bercot, Evin Ahmad i inni

gatunek: dramat

kraj: Francja / Belgia / Gruzja / Szwajcaria

Eva Husson ma skromny dorobek artystyczny. „Les filles du soleil” to dopiero jej drugi film. Pierwszy powstał w 2015 roku. „Bang Gang” opowiada o grupie znudzonych nastolatków zamieszkujących nieduże francuskie miasto. Wakacje upływają im na snuciu się, rozmowach i imprezach. Kiedy George odkrywa, że jej ukochany zdradza ją z jej najlepszą przyjaciółką, zaczyna szukać pocieszenia w przygodnym seksie i wkrótce rozpoczyna organizować tytułowe orgie. Film podzielił publiczność – niektórzy widzieli tu rohmerowską opowieść o beztrosce młodości, inni beznadziejnie konserwatywny moralitet.

Historię z „Les filles du soleil” Eva Husson osadziła w Kurdystanie. Dowódczyni batalionu pragnie odbić miasto z rąk wrogich mężczyzn i przy tym odnaleźć swojego syna. Całej sytuacji przygląda się francuska dziennikarka Mathilde (nagrodzona Złotą Palmą za „Moją miłość” w 2015 roku Emmanuelle Bercot), na bieżąco relacjonując wydarzenia. Wydaje się, że w filmie położone będą silne akcenty feministyczne, bowiem kobiety walczą o wolność, życie swoje i swoich dzieci. Opowieść została zainspirowana prawdziwą historią grupy jazydek, które po ucieczce z niewoli ISIS rozpoczęły zbrojną walkę z ekstremistami.  

W obsadzie znalazła się między innymi Golshifteh Farahani, która była odtwórczynią roli Laury w „Patersonie” Jarmuscha, a także wystąpiła ostatnio w „Piratach z Karaibów: Zemście Salazara” oraz „Co wiesz o Elly?” Asghara Farhadiego, który również walczy o Złotą Palmę w tegorocznym konkursie. Reżysera wyznała, że scenariusz był pisany właśnie z myślą o tej aktorce w której widzi potencjał na idealną współczesną heroinę. 

Ania Wieczorek
Ania Wieczorek
6852e8d5gy1fpcoiy529zj20u01hce83

„Jiang hu er nv” („Ash Is Purest White”)

 

reżyseria: Jia Zhangke

występują: Zhao Tao, Liao Fan, Zhang Yi i inni

gatunek: dramat

kraj: Chiny / Francja

Jia Zhangke jest przedstawicielem szóstego pokolenia chińskich filmowców, które debiutowało w sytuacji zaostrzonej cenzury po wydarzeniach na placu Tian’anmen. Dopiero od 2004 roku jego dzieła zyskują aprobatę państwa. W swych filmach porusza najczęściej temat miejsca jednostki w kulturze opartej na prymacie zbiorowości. Cechą jego bohaterów, często samotników i zagubionych outsiderów, jest szukanie tożsamości w zmieniającym swe oblicze chińskim społeczeństwie rozpostartym między kultywowaniem tradycji a wyzwaniami globalizacji. Filmy Jia są wizualnie zróżnicowane; nie boi się on łączyć tradycyjnych zdjęć i długich, minimalistycznych ujęć z ziarnistymi, jaskrawymi sekwencjami kręconymi kamerą cyfrową. Sam jako źródło filmowych inspiracji wskazuje na Hou Hsiao-hsiena, Michelangelo Antonioniego i Yasujirō Ozu, jednak nie ulega wątpliwości, że Jia Zhangke jest twórcą wyrazistym, ukształtowanym i ważnym nie tylko dla chińskiej, ale i światowej kinematografii. Odwołujący się do kina gatunkowego „Dotyk grzechu” („Tian zhu ding”, 2013) wykorzystuje cztery oparte na faktach historie morderstw i samobójstw, by ukazać, jak niewydolności i słabości chińskiego modelu polityczno-ekonomicznego odbijają się na sytuacji zwykłych obywateli. Dziejący się na przestrzeni dwudziestu pięciu lat „Nawet góry przeminą” („Shan he gu ren”, 2015) traktuje o poszukiwaniach tożsamości w świecie poddanym procesowi globalizacji oraz stawia pytanie, co oznacza bycie Chińczykiem w XXI wieku.

Jia był już nagradzany m.in. w Cannes, Berlinie, Nantes, Pusan, San Sebastián, Singapurze, São Paulo i Wenecji. Do Cannes powraca ze swym najnowszym dziełem, „Jiang hu er nv” („Ash Is Purest White”). Ta historia o miłości, zdradzie i wierności rozgrywa się na przestrzeni piętnastu lat w mieście Datong (prowincja Shanxi). Tancerka Qiao Qiao (muza, a prywatnie żona reżysera – Zhao Tao) zakochuje się w lokalnym gangsterze, Binie (znany z „Czarnego węgla, kruchego lodu” Liao Fan). Gdy dochodzi do porachunków gangów, kobieta używa broni, by chronić ukochanego. Zostaje skazana na pięć lat więzienia. Po wyjściu zza krat Qiao Qiao postanawia odszukać Bina i spróbować zacząć wszystko od nowa. Za zdjęcia odpowiada Francuz Éric Gautier; obsadę uzupełniają znani z „Nawet góry przeminą” Zhang Yi i Dong Zijian, a ponadto czterej chińscy reżyserzy: Feng Xiaogang, Xu Zheng, Diao Yinan i Zhang Yibai.

Wojciech Koczułap
Wojciech Koczułap
MV5BMjE5Y2Y3YTAtMzNjMi00NDI1LTkwODgtM2Y1YWUyZjA5ZDQ0XkEyXkFqcGdeQXVyMjY2OTU0MTg@._V1_SY1000_CR0,0,706,1000_AL_

„Manbiki kazoku” („Shoplifters”)

 

reżyseria: Hirokazu Koreeda

występują: Lily Franky, Kirin Kiki, Sakura Andō i inni

gatunek: dramat

kraj: Japonia

Hirokazu Koreeda (lub zgodnie z preferencjami samego reżysera i japońską tradycją: Kore-eda Hirokazu) ukończył literaturę na prestiżowym Uniwersytecie Waseda w Tokio. Filmową karierę rozpoczął jako reżyser filmów i programów dokumentalnych w TV Man Union, co miało znaczący wpływ na jego późniejszą twórczość. Już dzięki debiutowi fabularnemu „Blaskowi ułudy” (1995) Koreeda został zauważony. Za reżyserię filmu będącego poetycką refleksją nad utratą bliskich osób zdobył Złotą Osellę na festiwalu w Wenecji. Tematykę przemijania poruszył również w swoim następnym dziele „Po życiu” (1998), które otrzymało nagrodę FIPRESCI na festiwalu w San Sebastián i było dystrybuowane w ponad 30 krajach. Tym razem reżyser postanowił wykorzystać motywy ponadnaturalne, umieszczając bohaterów w czyśćcu jako dusze zmarłych i ich przewodników. W konkursie głównym w Cannes Koreeda pojawił się po raz pierwszy w 2001 roku z filmem „Odległość”. To jednak następnym obrazem, „Dziecięcym światem” (2004), naprawdę zachwycił publiczność na Lazurowym Wybrzeżu. Historia czwórki rodzeństwa walczącej o przetrwanie po odejściu matki została doceniona m.in. za kreację 14-letniego Yūyi Yagiry, który został najmłodszym laureatem nagrody dla najlepszego aktora na tym prestiżowym festiwalu. Kolejne ważne filmy to „Ciągle na chodzie” (2008) oraz „Jak ojciec i syn”, który w 2013 roku otrzymał Nagrodę Jury na festiwalu w Cannes. Koreeda tym samym po kilkuletniej absencji na Lazurowym Wybrzeżu z przytupem dołączył do grona canneńskich ulubieńców. Polscy widzowie mogli wreszcie zobaczyć japońskiego reżysera w szerokiej dystrybucji kinowej w naszym kraju, co miało również miejsce przy okazji „Naszej młodszej siostry” (2015).

Koreeda jest często zestawiany z mistrzem japońskiego kina Yasujirō Ozu, ale reżyser sam woli porównywać swoje filmy do dzieł Kena Loacha. Niezależnie od tego, z którym twórcą utożsamimy Koreedę, faktem pozostaje, że w tym kinie najważniejsi są ludzie oraz ich codzienne czynności i problemy. Osią filmów często jest rodzina i relacje łączące jej członków, a wszystkie kadry przepełnione są ciepłem i zrozumieniem dla ludzkiego dramatu. Skojarzenia z kinem Ozu nie kończą się jednak na treści filmów, gdyż japoński reżyser nie stroni od ulubionych zabiegów formalnych mistrza, takich jak statyczna kamera z perspektywy maty tatami (sceny posiłków w „Naszej młodszej siostrze”). Koreeda, jak przystało na twórcę kina autorskiego i absolwenta literatury, sam pisze scenariusze do swoich filmów, a nierzadko też je montuje i produkuje. Niepokoić może zatem drastyczna zmiana stylu w zeszłorocznym „Sandome no satsujin” („The Third Murder”), będącym rasowym kryminałem i dramatem śledczym. Próba zmierzenia się reżysera z kinem gatunkowym okazała się niestety artystyczną porażką i zawodem dla miłośników kontemplacyjnego oblicza Japończyka.

Najnowszy film Koreedy „Manbiki kazoku” („Shoplifters”) będzie miał swoją premierę w konkursie głównym tegorocznego festiwalu w Cannes. Udostępnione trailery pozwalają mieć nadzieję, że twórca wrócił na właściwą sobie ścieżkę i wyciągnął wnioski z porażki poprzedniego obrazu. Film ma być historią biednej rodziny, która by przetrwać okrada sklepy. Pewnego dnia ojciec familii znajduje przemarzniętą dziewczynkę, którą zabiera do domu. W obsadzie powraca wielu stałych współpracowników Koreedy, w tym Lily Franky (świetna rola w „Jak ojciec i syn”) i Kirin Kiki (znana również z „Kwiatu wiśni i czerwonej fasoli” Naomi Kawase). Wśród nowych twarzy nie sposób zaś przeoczyć wschodzącej gwiazdy japońskiego kina, Sakury Andō („Miłość obnażona”). Czy pomoże ona zdobyć pierwszą Złotą Palmę dla najlepszego filmu Hirokazu Koreedzie? Przekonamy się już niedługo.

Krystian Prusak
Krystian Prusak
mv5bzjmznte3mzctm2y3zi00nzg3lthimmqtnwyyzmjhmwe2n2iyxkeyxkfqcgdeqxvynzi4mdmymtu_v1_

„Cafarnaúm” („Capernaum”)

 

reżyseria: Nadine Labaki

występują: Nadine Labaki i inni

gatunek: komediodramat, baśń

kraj: Liban / Francja

Nadine Labaki to przykład twórcy przez całą karierę związanego z jednym festiwalem. W 2006 roku program Cannes Film Festival Residence dla młodych reżyserów pomógł jej zrealizować debiutancki „Karmel”, który już w kolejnym roku po pokazaniu w festiwalowej sekcji Directors’ Fortnight został box office’owym hitem we Francji i wszedł do kin w ponad 40 krajach. W „Karmelu” oglądaliśmy historię pięciu klientek bejruckiego salonu piękności. Opowieści o roli kobiety we współczesnym arabskim społeczeństwie, podzielonym między hipokryzją islamu a zapatrzeniem na Zachód, uderzały autentycznością i łączeniem silnego wydźwięku z lekką, chwilami wręcz komediową formą. Wszystkie dialogi były improwizowane, a w większość ról wcieliły się zwykłe kobiety pasujące reżyserce charakterologicznie do wymyślonych postaci, a nie zawodowych aktorek. Podczas promocji swojego debiutu Labaki żarliwie odżegnywała się od poszukiwania komentarzy politycznych czy alegorycznych w tej produkcji, ale już w następnym „Dokąd teraz?” pojawiło się ich sporo więcej. Była to historia wielowyznaniowej i wieloetnicznej grupy kobiet z małego miasteczka, które jednoczą się w celu uspokojenia nastrojów społecznych i pogodzenia swoich mężów. Kolejna lekka komedia zdobyła serca widzów, przynosząc Labaki nagrodę publiczności w Toronto i występ w drugim najważniejszym z canneńskich konkursów – Un Certain Regard.

O tegorocznym „Cafarnaúm” póki co wiadomo naprawdę niewiele. Wedle słów reżyserki ma być to politycznie zaangażowana współczesna baśń, dziejąca się „gdzieś na Bliskim Wschodzie”, opowiadająca o dzieciach, które decydują się pozwać swoich rodziców. Artystka kontynuuje zasadę zatrudniania naturszczyków i pozwalania im samym stworzyć sobie dialogi, a także obsadzania samej siebie w jednej z głównych ról. Tytuł filmu to nazwa starożytnego biblijnego miasta na pograniczu izraelsko-libańskim, a jedną z hipotez etymologii tej nazwy jest tłumaczenie jej jako „wieś pocieszenia”, co może nas naprowadzić na potencjalny ton filmu. Wszystko wskazuje na to, że możemy się spodziewać jakiejś krytyki dla coraz bardziej pruderyjnego i tradycjonalistycznego świata, zarówno Zachodu, jak i Wschodu.

Marcin Prymas
Marcin Prymas
6b7c5633ly1fqa0wbw1xkj212q1jk1kx

„Beo-ning” („Burning”)

 

reżyseria: Lee Chang-dong

występują: Yoo Ah-in, Steven Yeun, Jun Jong-seo i inni

gatunek: dramat, thriller

kraj: Korea Południowa / Japonia

Niewątpliwym zaskoczeniem tegorocznego Cannes jest powrót Lee Chang-donga po 8 latach od premiery jego ostatniego filmu. To jeden z najbardziej cenionych koreańskich twórców, chociaż do płodnych nie należy. W czasie 21 lat zrealizował zaledwie 6 długich metraży. Nakręciwszy w 1997 roku „Zieloną rybę”, nie zdobył jeszcze serca publiczności. Był to jedynie poprawny kkangpae movie (odpowiednik japońskich yakuza eiga), polany co prawda noirowym sosem, lecz zbyt wierny kinu gatunkowemu, by zaskakiwać. Rewolucją okazał się za to jego drugi film, „Miętowy cukierek” (1999). To monumentalna w koncepcie i skromna w środkach historia obywatela Korei Południowej, który przez 20 lat uczestniczy pośrednio w przemianach politycznych kraju. Zachwycająca była forma dzieła (jeszcze przed „Memento” Nolana Lee zdecydował się opowiedzieć historię wspak) oraz powracający motyw kolei, oddzielający kolejne segmenty scenariusza. „Miętowy cukierek” był filmem realistycznym. W kolejnych latach swej twórczości reżyser zboczył w stronę metafizyki, interesując się bardziej duchowością bohaterów. Niezwykle sugestywny melodramat „Oaza” (2002) co prawda zawierał sporo naturalistycznych sekwencji, często jednak mieszał rzeczywistość z magią. Kolejne obrazy Lee Chang-donga poszły konsekwentnie tą drogą. Zarówno „Sekretne światło” (2007), jak i „Poezja” (2010) były kinem medytacji. Opowieściami o kobietach, których tragedia stanowi wyjście do podróży po ludzkiej podświadomości. Oba filmy nominowano w canneńskim konkursie. „Sekretne światło” zostało nagrodzone za główną rolę Jeon Do-yeon, zaś „Poezja” otrzymała Palmę za scenariusz.

Twórca „Miętowego cukierka” po latach przerywa milczenie filmem „Beo-ning”. Jest to adaptacja opowiadania Harukiego Murakamiego, poczytnego japońskiego pisarza popularnego również w Polsce. Fabuła dotyczy trojga młodych ludzi, których losy splatają się w wyniku zbiegów okoliczności. Opisy sugerują, iż życie bohaterów zmieni tajemnicze hobby, jakim zajmuje się jeden z nich. Reżyser stara się, by za wiele nie zdradzać przed seansem. Wiemy jedynie, że jak zwykle w jego przypadku będziemy mieli do czynienia z ponad 2-godzinną, złożoną wizją. Główne role zagrają Yoo Ah-in (znany głównie z telewizyjnych produkcji), Steven Yeun (serial „The Walking Dead”, „Okja”) oraz debiutantka Jun Jong-seo. Znając poprzednie dokonania Lee Chang-donga, szanse na Złotą Palmę są olbrzymie, jeżeli tylko utrzyma on swój dotychczasowy poziom.

Adrian Burz
Adrian Burz
BlacKkKlansman 01

„BlacKkKlansman”

 

reżyseria: Spike Lee

występują: John David Washington, Adam Driver, Topher Grace i inni

gatunek: biograficzny   

kraj: USA

Spike Lee to postać, której przedstawiać w zasadzie nie trzeba. Absolutna ikona kina reprezentującego afroamerykańską społeczność. Wśród jego dzieł znajdują się ważne obrazy, poruszające wyjątkowo istotne dla reżysera tematy związane z dyskryminacją, jak jego pierwszy doceniony na szeroką skalę film „Rób, co należy” czy doskonała biografia jednego z najważniejszych działaczy walczących o równouprawnienie ras, „Malcolm X”, ale także widowiska czysto rozrywkowe, skrojone z myślą o podbiciu box office’u, czego najlepszym przykładem jest „Plan doskonały” – heist movie z Denzelem Washingtonem i Clive’em Owenem w rolach głównych czy remake koreańskiego thrillera „Oldboy”, który mimo dużego budżetu finalnie okazał się finansową klapą. Urodzony w Atlancie twórca w przerwach między filmami kinowymi tworzy fabuły i dokumenty przeznaczone do telewizji, nagrywa teledyski oraz udziela się jako producent, zazwyczaj przy filmach tworzonych w jego własnym studiu – 40 Acres and a Mule Filmworks.

„BlacKkKlansman” prezentowany przez Spike’a Lee na tegorocznym festiwalu w Cannes z pewnością będzie filmem społecznie zaangażowanym, chociaż fabuła zdaje się stwarzać okazję do zmieszczenia w nim elementów kina akcji czy też kryminału. Jest to bowiem historia czarnoskórego oficera policji, będącego jedynym w historii Murzynem, któremu udało się przeniknąć do Ku Klux Klanu w celach operacyjnych. Ron Stallworth, czyli główny bohater, nie tylko został członkiem tej osławionej organizacji, ale nawet szefem lokalnej struktury. Mężczyzna nie był oczywiście samobójcą i na wszystkie spotkania wysyłał swojego białego współpracownika, sam ograniczając się do kontaktów telefonicznych. Nie ulega jednak wątpliwości, że policjant był mózgiem operacji, a co ciekawe przez cały czas działał pod swym własnym nazwiskiem.

Poza znanym reżyserem w obsadzie filmu znajdziemy kilka innych głośnych nazwisk. W głównego bohatera wcieli się John David Washington, były futbolista, gwiazda serialu „Gracze” i syn Denzela Washingtona. Będzie to jego najpoważniejsza rola filmowa w dotychczasowej karierze. Partnerować mu na ekranie będzie chociażby Adam Driver, z pewnością znany widzom z „Patersona” czy najnowszych części „Gwiezdnych wojen”, gdzie wciela się w mrocznego Kylo Rena.

„BlacKkKlansman” zapowiada się na kino, które w przystępny sposób rozlicza się z ciężką historią uciemiężenia afroamerykańskiej społeczności w USA. Przeczucie mówi mi, że nie należy traktować go jako faworyta do nagród, ale również to, że będzie to jeden z filmów, jakie trafią do Polski w szerokiej oficjalnej dystrybucji.

Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż
Poster-2017-Under-the-Silver-Lake

„Under the Silver Lake”

 

reżyseria: David Robert Mitchell

występują: Andrew Garfield, Riley Keough, Topher Grace i inni

gatunek: neo-noir, thriller, komedia

kraj: USA

David Robert Mitchell ma w dorobku zaledwie trzy filmy. Dwa poprzednie, „Legendarne amerykańskie pidżama party” oraz „Coś za mną chodzi”, miały swoje premiery w Cannes. Dopiero jego najnowsze dzieło, „Tajemnice Silver Lake”, dostało nominację do głównej nagrody. Urodzony w Clawson (Michigan) Mitchell brawurowo stał się popularnym twórcą kina indie. Jego pierwszy, nakręcony w wieku 28 lat film krótkometrażowy „Virgin” przeszedł bez większego echa. Ale już wspomniane „Legendarne amerykańskie pidżama party” w 2010 roku zachwyciło krytykę. Było zawieszonym ponad czasem portretem amerykańskiej młodzieży, starającej się dorosnąć mimo olbrzymiego niepokoju, jaki wiąże się ze zmianą. Czyli niejako o tym, o czym traktuje kolejny obraz reżysera, „Coś za mną chodzi”. Z tą różnicą, iż tym razem mieliśmy do czynienia z… horrorem. Twórca opowiedział o młodocianych bohaterach ze szczerą sympatią, obarczając ich jednocześnie klątwą przenoszoną drogą płciową. Jakkolwiek niedorzecznie to brzmi, „Coś za mną chodzi” okazało się strzałem w dziesiątkę. Dziś wymienia się go jako jeden z najważniejszych filmów grozy XXI wieku, doceniając olbrzymią warstwę metaforyczną. Dziesiątki reżyserów wzorują się na jego sennym, odrealnionym klimacie, a niewielki budżet (2 miliony dolarów) zwrócił się już dziesięciokrotnie.

„Tajemnice Silver Lake” również korzystają z tropów gatunkowych. Ma to być współczesny czarny kryminał opowiadający o mężczyźnie poszukującym zaginionej ukochanej. Trop wiedzie do Hollywood, a w intrygę zdają się być wplątani celebryci. Prócz mrocznego klimatu, jaki już raz nam zaserwował Mitchell, opowieść ma obfitować w czarny humor. Tak przynajmniej sugeruje szalony zwiastun zmontowany do rytmu genialnego „Add It Up” zespołu Violent Femmes. Jakby tego było mało, główną rolę gra obiecujący aktor młodego pokolenia, Andrew Garfield, a za tło muzyczne odpowiada Richard Vreeland, lepiej znany jako Disasterpeace. To ten sam pan, dzięki któremu „Coś za mną chodzi” brzmiało tak magnetycznie i niepokojąco jednocześnie. Czy sumą tych składowych będzie Złota Palma? Nigdy nie wiadomo, ale to niewątpliwie mieszanka wybuchowa, której będziemy mogli doświadczyć dzięki polskiej dystrybucji ogłoszonej przez Gutek Film.

Adrian Burz
Adrian Burz
panahi plakat

„Se rokh” („Three Faces”)


występują: Behnaz Jafari, Marziyeh Rezaei, Maedeh Erteghaei i inni

gatunek: dramat

kraj: Iran

Drugim spośród irańskich reżyserów walczących o Złotą Palmę jest Jafar Panahi. Zaczynał on jako autor filmów dokumentalnych i asystent Abbasa Kiarostamiego, po czym zwrócił na siebie uwagę nakręconym w 1995 roku pełnometrażowym debiutem, „Białym balonikiem”, za który otrzymał Złotą Kamerę w Cannes. Kariera Panahiego jest interesującą egzemplifikacją drogi, jaką przechodzą irańscy filmowcy. Trudności w uzyskaniu pozwolenia na produkcję, blokowanie wywozu kopii filmowych za granicę, ingerowanie w kształt filmów, cenzurowanie gotowych już dzieł, aresztowanie taśm filmowych – dla Panahiego to codzienność, z którą zmagał się już od drugiego swego filmu. Niejako z konieczności omijał zakazy w pomysłowy sposób – wysyłał władzom fałszywe scenariusze, podpisywał dzieła fikcyjnym nazwiskiem, kręcił zdjęcia metodą partyzancką, zachęcał do nielegalnej dystrybucji filmów na DVD, po kryjomu wysyłał kopie na zagraniczne festiwale. Powołując się na wolność artystycznej wypowiedzi, zdecydowanie sprzeciwiał się ingerencji władz w swoje dzieła.

Niepokorny Panahi został w 2010 roku ukarany dwudziestoletnim zakazem tworzenia filmów i opuszczania kraju za „udział w spisku mającym na celu popełnienie zbrodni wobec bezpieczeństwa narodowego oraz szerzenie propagandy wymierzonej w Islamską Republikę Iranu”. Nałożono także na niego karę sześciu lat więzienia, którą odbył tylko częściowo. Co pokrzepiające, Panahi nie zrezygnował z reżyserowania mimo niebezpieczeństw wiszących nad nim i jego rodziną. Aresztowanie i proces niewątpliwie przydały mu rozgłosu, choć dotychczasowe apele filmowców z całego świata o anulowanie kary dla artysty nie spotkały się z odzewem irańskiego rządu.

Panahi od czasu aresztowania nakręcił dwa dokumenty i trzy filmy fabularne, co razem z poprzednimi dziełami składa się na dorobek osiemnastu filmów. Jest on niewątpliwie reżyserem docenianym poza Iranem. Wystarczy spojrzeć na listę nagród, z których najważniejsze to: Złoty Niedźwiedź („Taxi-Teheran”, 2015), dwa Srebrne Niedźwiedzie („Zasłona”, 2013 i „Na spalonym”, 2006), Nagroda Jury Un Certain Regard („Karmazynowe złoto”, 2003), Złoty Lew („Krąg”, 2000), Złoty Lampart („Lustro”, 1997). Można więc zaryzykować twierdzenie, że także tegoroczne canneńskie jury doceni Panahiego, choć wszystko wskazuje na to, że Irańczyk nie pojawi się we Francji osobiście.

Przyglądając się samej tematyce jego filmów, można łatwo wywnioskować, dlaczego jest on tak niewygodnym reżyserem dla irańskich władz. Trudna pozycja kobiet w społeczeństwie islamskim, ograniczenia wynikające z nierównego traktowania płci w państwie, gdzie system prawny opiera się na nierozdzielności życia świeckiego i religijnego, tradycja zakorzeniona tak głęboko, że hamuje rozwój jednostki i odmawia jej prawa do decydowania o własnym losie – Panahi obserwuje te problemy z nieprzeciętnym wyczuciem. Skromne w środkach, a silne i uniwersalne w przekazie, jego filmy są realistycznym i przepełnionym humanistycznymi wartościami spojrzeniem na życie zwykłych ludzi. Jednocześnie stronią one od bycia dosłownym politycznym manifestem, niosąc ze sobą wiarę w dobro człowieka oraz godność i siłę, której nie pogwałci żaden opresyjny system.

Najnowsze dzieło Panahiego to dramat zatytułowany „Se rokh” („Three Faces”). Splatają się w nim losy trzech aktorek z trzech pokoleń – bohaterek, których sytuacja życiowa pozwala dostrzec podobieństwa i różnice w pozycji kobiet w irańskim społeczeństwie. Doświadczona aktorka, debiutująca jeszcze przed rewolucją, zostaje zmuszona do odejścia na emeryturę. Młoda dziewczyna, która marzy o dostaniu się do szkoły aktorskiej, zderza się z niechęcią ze strony rodziny i tradycyjnej wiejskiej społeczności. Popularna gwiazda kina, poruszona jej sytuacją, wyrusza w podróż na odległą prowincję, by zrozumieć motywy, jakie kierują młodą kobietą. „Se rokh” zapowiada się jako swoisty film drogi kontynuujący tematykę obecną w poprzednich filmach Panahiego. Wydaje się, że reżyser nie rezygnuje z charakterystycznej metody twórczej, czerpiąc z języka filmu dokumentalnego; zarówno Behnaz Jafari, jak i sam Jafar Panahi grają w filmie samych siebie – znaną aktorkę i reżysera. Jeśli najnowsze dzieło Irańczyka zachowa siłę uniwersalnego przesłania, obecną w poprzednich jego filmach, ma duże szanse na zdobycie nagrody w Cannes.

Wojciech Koczułap
Wojciech Koczułap
Cold War

„Zimna wojna” („Cold War”)

reżyseria: Paweł Pawlikowski

występują: Joanna Kulig, Tomasz Kot, Agata Kulesza i inni

gatunek: dramat

kraj: Polska / Wielka Brytania / Francja

Początki kariery Pawła Pawlikowskiego są ściśle powiązane z telewizją. Po ukończeniu filozofii na Oksfordzie przerwał swój przewód doktorski na rzecz pracy dla BBC.  Przez całe lata 90. realizował dla brytyjskiej telewizji liczne dokumenty, w humorystyczny i absurdalny, ale też bardzo odważny sposób towarzysząc swoim bohaterom w podróżach. Przywiązany do kraju dziecięctwa, który opuścił już jako czternastolatek, opowiadał głównie o Europie Wschodniej. Dostał m.in. nagrodę Emmy za „Z Moskwy do Pietuszek z Wieniediktem Jerofiejewem” dotyczące rosyjskiego pisarza, czy Nagrodę Griersona dla najlepszego brytyjskiego dokumentu za opowiadającą o kontrowersyjnym rosyjskim polityku „Podróż z Żyrinowskim”. Największą sławę przyniósł mu jednak zrealizowany u szczytu wojny jugosłowiańskiej obraz „Serbski epos”, gdzie z niemal antropologicznym obiektywizmem pokazuje kilka epizodów z życia Radovana Karadžicia i serbsko-bośniackiej strony konfliktu. Oglądamy narady wojenne, spotkania z matką, a nawet masowe nabożeństwa.

Fabularnie debiutował stworzonym dla BBC i osadzonym w Moskwie „Korespondentem” ze znanym z obrazów Aleksieja Bałabanowa Siergiejem Bodrowem juniorem w roli głównej. Pierwszym filmem kinowym stało się „Ostatnie wyjście” z 2000 roku, w którym symbolicznie rozstawał się z tak ważną dla swojej wcześniejszej kariery Rosją. W filmie poznawaliśmy młodą Rosjankę Tanię, która przybywa do Wielkiej Brytanii i zamieszkuje w małym nadmorskim miasteczku. Wypełniony zimnymi kolorami i wszechobecną pustką obraz zdobył uznanie na całym świecie, a Pawlikowski w Wielkiej Brytanii stał się jednym z najgorętszych nazwisk: BAFTA dla najlepszego debiutanta, zwycięstwa na festiwalach w Londynie, Salonikach czy Bratysławie.

W „Lecie miłości”, kameralnym melodramacie o międzyklasowej lesbijskiej miłości, nie tylko odkrył dla kina Emily Blunt, ale także siebie dla wielkich festiwali, pokazując swoje dzieło w Berlinie. To prawdopodobnie do tego obrazu, a także oczywiście do jego najgłośniejszej „Idy”, najbliżej jest najnowszemu dokonaniu twórcy – „Zimnej wojnie”. Ma to być pełna pasji historia miłosna dwojga kochanków, całkiem różniących się zarówno charakterem, jak i pochodzeniem, osadzona w Europie lat 50. W tradycyjnie bardzo krótkim, około 90-minutowym metrażu odwiedzimy nie tylko Polskę, ale także Berlin, Paryż i Jugosławię. W dużej mierze za film odpowiadają najlepsi dotychczasowi współpracownicy Pawlikowskiego. Zdjęcia zrobił nominowany do Oscara za „Idę” Łukasz Żal, w głównej roli wystąpiła Joanna Kulig (znana z „Kobiety z piątej dzielnicy”), a także Agata Kulesza, której kreacja w „Idzie” przyniosła międzynarodowy rozgłos. Poza tym świetni, ale często bardzo źle obsadzani Tomasz Kot, Borys Szyc i Adam Woronowicz.

„Zimna wojna” była już pokazywana na zamkniętej projekcji podczas festiwalu w Berlinie, gdzie mieli okazję zapoznać się z nią dystrybutorzy z całego świata. Plotki głoszą, że jest to bardzo udany obraz, być może nawet lepszy od zachwycającej „Idy”. Wielu ekspertów widzi tu jednego z głównych faworytów do tegorocznych nagród.

Marcin Prymas
Marcin Pryms
DP-iYeTW0AAlGEc

„Lazzaro felice” („Happy as Lazzaro”)


reżyseria: Alice Rohrwacher

występują: Nicoletta Braschi, Sergi López, Alba Rohrwacher i inni

gatunek: dramat

kraj: Włochy / Szwajcaria / Francja / Niemcy

Alice Rohrwacher miała do kina daleką drogę. Urodziła się w niewielkim toskańskim miasteczku Fiesole nieopodal Florencji. Młodość spędziła jednak w Castel Giorgio w Umbrii, najdzikszym regionie Włoch, odciętym od reszty świata pasmami gór i wzgórz, po dziś dzień częściej odwiedzany przez kataklizmy niż rzesze turystów. Na tym odludziu zachowały się tradycyjne sposoby upraw i obrzędy ludowe. Po latach Włoszka odmaluje uroki prowincjonalnego życia w „Cudach”. Autobiograficzna, pełna rodzinnego ciepła historia spotkała się z entuzjastycznym odbiorem w Cannes (Grand Prix Festiwalu). Oczami małej Gelsominy (przekonująca Maria Alexandra Lungu) ukazała codzienne zmagania jej rodziców z gospodarstwem. Szczególną rolę w rodzinnej układance pełni surowy ojciec, podobnie jak rodziciel samej reżyserki, niemiecki emigrant zajmujący się pszczelarstwem. Imię dziewczynki i realizm magiczny, który przebija się w scenach telewizyjnego show, zdradza inspiracje twórczością Federico Felliniego.

Dziecięca optyka wydaje się dla Rohrwacher kluczowa. W swoim debiucie, „Ciele niebieskim” („Corpo celeste”), portretowała budzenie się świadomości 13-letniej Marty. Dziewuszka dekadę spędziła w Szwajcarii, a teraz wraz z rodzicami przeniosła się na południe Włoch. Poznawanie nowego otoczenia idzie z parze z przygotowaniami do Pierwszej Komunii Świętej. Inicjacja dokonuje się zatem na kilku poziomach – wkracza w życie (rodząca się powoli seksualność), w inne środowisko, w świadome postrzeganie wiary. Film pokazywano w Cannes w bocznej sekcji Quinzaine des réalisateurs, gdzie zebrał znakomite oceny. Podkreślano dojrzałe, nieoczywiste podejście do kwestii religijności, doskonałą pracę z dziećmi i oddanie małomiasteczkowej atmosfery.

Do Cannes Rohrwacher przyjeżdża ze swoją trzecią fabułą, „Lazzaro felice”. Główny bohater (Adriano Tardiolo po raz pierwszy na ekranie) jest rolnikiem i jak głosi tytuł odczuwa szczęście. Ten stan wypływa z jego młodego wieku, życiowej naiwności i bezgranicznego zaufania innym ludziom. Ledwie uzyskana pełnoletniość to dla niego szansa na kontakt z naturą, na jaki zawsze liczył. Jednak beztroska zostanie zakłócona, a źródłem problemów będzie przyjaciel Lazzaro, Tancredi. To wokół ich relacji reżyserka zbudowała kręgosłup filmu. W mniejszych rolach pojawią się w nim jej siostra Alba, Nicoletta Braschi (występowała u Jima Jarmuscha czy Roberto Benigniego, prywatnie jej męża) oraz Sergi López (najbardziej znaczące role stworzył w „Labiryncie fauna” i „Harrym, twoim prawdziwym przyjacielu”). Za zdjęcia odpowiadać będzie po raz kolejny Hélène Louvart, znakomita francuska operatorka pracująca wcześniej z Claire Denis, Agnès Vardą czy Wimem Wendersem. Mocno wierzę, że nowy film Włoszki, tak jak „Cuda”, za sprawą Gutek Film trafi na polskie ekrany.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
MV5BMzMxNTQ5ZTgtZTkxYy00ZmMzLWI1NDUtMWRhZDkxOTk4M2I1XkEyXkFqcGdeQXVyNDU4MTA3ODc@._V1_

„Leto” („Summer”)


reżyseria: Kiriłł Sieriebriennikow

występują: Teo Yoo, Irina Starszenbaum, Roman Biłyk i inni

gatunek: dramat, biograficzny

kraj: Rosja

Kiriłł Sieriebriennikow w Rosji znany jest przede wszystkim jako reżyser teatralny. Jego sztuki wystawiane są w największych krajowych teatrach, takich jak Moskiewski Akademicki Teatr Artystyczny, Teatr Bolszoj czy Teatr Maryjski. Zajmuje się także operą i baletem. Od 2008 roku jest wykładowcą na Rosyjskim Uniwersytecie Sztuki Teatralnej, a od 2012 dyrektorem artystycznym Gogol-Center.

Jako filmowiec debiutował w 1998 roku thrillerem „Razdetyye”. Po kilkuletniej pracy przy serialach telewizyjnych  („Rostov-papa”, „Dnevnik ubiytsy”) w 2004 roku wyreżyserował „Doktora Ragina”, będącego ekranizacją opowiadania Czechowa „Sala nr 6”. Film skupia się na relacjach tytułowego doktora z pacjentami oddziału psychiatrycznego. Reżyser otrzymał za niego nagrodę East of West na festiwalu w Karlowych Warach. Rok później powstały „Postelnye stseny”, w których zajrzał do siedmiu rosyjskich sypialni w przeplatających się ze sobą opowieściach o epizodycznej budowie. W kolejnym filmie zamiłowanie do literatury i teatru połączył z szalonym poczuciem humoru i krytyką rosyjskiego systemu karnego. „Grając ofiarę” to wyjątkowo oryginalna interpretacja „Hamleta”, którego współczesnym odpowiednikiem jest młody student zarabiający na życie wcielając się w role ofiar w policyjnych rekonstrukcjach zbrodni. Nawiedzający go duch zmarłego ojca wyjawia, że został on zamordowany w wyniku spisku, zatem chłopak zaczyna planować zemstę. Nagrodzony w 2008 roku na festiwalach w Locarno i Warszawie „Dzień w Juriewie” ukazuje surowy, ale i oniryczny obraz postsowieckiej prowincji. Opowiada o operowej diwie przybyłej wraz z synem do rodzinnego, tytułowego miasteczka. W „Zdradzie” z 2012 roku Sieriebriennikow bierze pod lupę instytucję małżeństwa, przyglądając się konfliktowi moralności z namiętnością na przykładzie dwóch wzajemnie zdradzających się par. Następne dzieło – „Uczeń” – w 2016 roku został laureatem Nagrody im. François Chalais’go w Cannes oraz Grand Prix Festiwalu Filmów Rosyjskich Sputnik. Rosjanin za pomocą lekkiej groteski przestrzega w nim przed fanatyzmem religijnym, bierze na celownik system szkolnictwa, ale przede wszystkim obnaża absurdy polityki spolegliwej wobec populistycznych postaw. Recenzja filmu TUTAJ.  W swoich dziełach Sieriebriennikow zawsze przemyca mniej lub bardziej zawoalowaną krytykę władzy, co jest doceniane na europejskich festiwalach, ale poniekąd może wiązać się z represjami ze strony rosyjskiego rządu. W zeszłym roku został oskarżony o defraudację publicznych pieniędzy i skazany na karę aresztu domowego.

Choć z wyżej wymienionych powodów reżyser nie pojawi się w Cannes osobiście, w konkursie głównym startuje jego najnowszy film „Leto”. Jest to biografia słynnego sowieckiego barda, Wiktora Coja, lidera zespołu Kino i pioniera rosyjskiego alternatywnego rocka. Sieriebriennikow przedstawi rozkwit sceny rockowego undergroundu w Leningradzie  latem 1981 roku, która prężnie rozwijała się pod wpływem zachodnich gwiazd. Fabuła skupi się na miłosnym trójkącie Wiktora, pięknej Nataszy i jej męża Mike’a – mentora i przyjaciela Coja. Mimo że nie będzie to produkcja stricte polityczna, jestem pewien, że twórca nie powstrzymał się od wolnościowej wymowy dzieła, gdyż to właśnie muzyka była zwiastunem przemian, pobudzającym tamtejszą młodzież. Spodziewam się wielkich pokładów nieskrępowanej energii i przewiduję mocnego kandydata do Złotej Palmy, czemu zamieszanie wokół osoby reżysera może się tylko przysłużyć.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny
MV5BNjFjNmVmNWYtOTc2Mi00YzhmLWE3NmQtOWI4ZDZlMzgwMDBjXkEyXkFqcGdeQXVyMjYyMTU5ODk@._V1_SY1000_CR0,0,666,1000_AL_

„Yomeddine” („Judgement Day”)


reżyseria: Abu Bakr Shawky

występują:  Rady Gamal, Ahmed Abdelhafiz, Shahira Fahmy i inni

gatunek: przygodowy, komediodramat

kraj: Egipt / Austria / USA

Abu Bakr Shawky jest zdecydowanie najmniej rozpoznawalnym reżyserem z całej stawki. Do tej pory zrealizował jedynie cztery filmy krótkometrażowe, z czego tylko jeden z nich – „The Road to Atalia” – był produkcją fabularną. Co ciekawe, ostatnia z nakręconych przez niego krótkometrażówek – „Sprawy, o których słyszałem w środy” – była prezentowana w ramach konkursu zagranicznego Krakowskiego Festiwalu Filmowego w 2013 roku, gdzie nie otrzymała żadnej nagrody. Sam reżyser urodził się w Kairze, ma austriackie obywatelstwo, a swego fachu uczył się na Uniwersytecie w Nowym Jorku. Dotychczasowe doświadczenie z pewnością nie stawia go w roli faworyta, ale tegoroczne Berlinale i sukces „Touch Me Not” – dzieła debiutującej Adiny Pintilie – jest najlepszym przykładem tego, że nie należy lekceważyć festiwalowych „underdogów”.

Samo „Yomeddine”, którego tytuł możemy tłumaczyć jako „Dzień sądu”, według zapowiedzi jest przygodowym komediodramatem o trędowatym oraz jego uczniu, którzy z własnej woli opuszczają obóz dla zarażonych chorobą i przemierzają Egipt, aby odnaleźć swoje rodziny. Chociaż cieszy mnie udział afrykańskiego filmu w głównym konkursie Cannes, zarówno dostępne opisy fabuły, jak i dotychczasowe osiągnięcia twórcy nie nastrajają optymistycznie. Ciężko pozbyć się wrażenia, że dzieło znalazło się tam tylko ze względu na dążenie do zwiększenia różnorodności nominowanych obrazów.

Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż