Sięgając nieba – recenzja filmu „Biały kruk”

“Biały kruk” to opowieść o chłopaku z biednej rodziny, z małej baszkirskiej wsi, który nie boi się mieć wielkich marzeń. Rudolfa Nuriejewa (Oleg Iwenko) poznajemy jak rozpoczyna pilnie trenować pod czujnym okiem nauczyciela tańca klasycznego, Aleksandra Puszkina (Ralph Fiennes). Ten mistrz leningradzkiej szkoły baletowej naucza, że kroki mają swoją logikę. Tylko ze sobą połączone, następują po sobie bez wysiłku i pośpiechu. Główny bohater wstaje o świcie, aby nie stracić nic z tych cennych zajęć, świętych godzin, które ratują dzień od zapomnienia. Po trzech latach w trosce o wolność artystyczną protagonista przylatuje do Paryża, gdzie występuje przed francuską publicznością. Otwierają się przed nim wrota do dynamicznej kariery, ale całe życie służba bezpieczeństwa będzie deptać mu po piętach.

Biografię kosmopolity określają już pierwsze chwile jego istnienia. Ikoniczny rosyjski baletmistrz rodzi się w jadącym pociągu, więc – jak sam twierdzi – może tańczyć wszędzie. W wieku 6 lat za sprawą wygranego na loterii biletu do opery, odkrywa swój cel w życiu. Trenuje z zawziętością, aby występować na deskach słynnych oper i teatrów. Samodzielność rozwijana od najmłodszych lat kształtuje indywidualistę i egoistę. Wielkie poświęcenie i zdyscyplinowanie, jakiego wymaga taniec, odmieniają go, ale też izolują od reszty. Dzięki strategii artystycznej dostaje się na deski Teatru im. Kirowa. Najpierw musi sobie jednak zadać kluczowe pytanie: jakie jest znaczenie tańca?

Technika jest tylko środkiem, a cel leży gdzie indziej. Ważne, jaką historię chce się opowiedzieć. A mówią, że życie to nie film! Dla zdobycia sceny decydujące jest przełamanie strachu. Do przepisu należy dodać jeszcze szczyptę talentu i ziarno pasji, które razem pozwolą tańczyć po swojemu i z sercem. Wie o tym dobrze Nina, niemogąca znaleźć się wraz ze swoim ułożonym stylem w wymykającej się ustalonym regułom roli „Czarnego łabędzia”. Wraz z poczynionymi postępami, tancerz chce mieć pewność, czy prezentuje się bez zastrzeżeń i potknięć. Przygląda się swojemu odbiciu w lustrze na sali treningowej i widzi pozornie doskonały wizerunek – alter ego, które nawiedza i motywuje rzemieślnika w swoim fachu do dalszych ćwiczeń.

Niecierpliwość transformacji jest też obecna w „Girl” Lucasa Dhonta. Lara ofiarnie nadrabia braki w umiejętnościach tanecznych, co w jej wypadku prowadzi do wyniszczenia organizmu. Aby uwolnić z ciała twórczą energię, trzeba dać upust uczuciom, pozwalającym na dostarczenie większej dawki fizycznej ekspresji. “Czemu niby mężczyźni nie mogą wzbijać się jak kobiety?” – pyta zadziornie Rudolf, zbierając się do kolejnego wirtuozerskiego obrotu na palcach, fouetté.

Zabieganie o chwile szczęścia i piękna pozwala przełamać szarą codzienność, ale w los ludzki wpisana jest brzydota. Protagonista odnajduje to wszystko, zwiedzając regularnie galerie sztuki. Przypatrując się naturalistycznemu widokowi kłębowiska splątanych ciał konających podczas morskiej katastrofy z 1816 roku obecnemu na obrazie „Tratwa Meduzy” Théodore’a Géricaulta zaczyna uświadamiać sobie, że powrót do Rosji byłby równoznaczny ze śmiercią jego artystycznej duszy. W ojczyźnie władze wniosłyby przeciw niemu „formalne oskarżenie” za zdradę, czyli kolaborację z obcokrajowcami. Obawia się, że za karę umieszczą go na wiele lat w Ufie lub wtrącą do łagru, gdzie straci młodość. Poza realizowaniem się w tańcu nie widzi innego życia.

Fotografowane w czerni i bieli wspomnienia ujawniają nędzne życie na baszkirskiej wsi. Panuje tu sroga zima, a matka jest zdana sama na siebie. Rudik nie chce się przywitać z ojcem, gdy ten wraca w ramach przepustki do domu. Pod naleganiami matki przełamuje opór i pozwala się objąć. Dłonie opiekuna spoczywają wtedy na plecach Rudiego na wzór opiekuńczego gestu pełnego surowości i wymagań względem potomka z „Powrotu syna marnotrawnego” Rembrandta. Dla oficera wojska balet to najpewniej bardzo niemęskie zajęcie, ale dla głównego bohatera ojciec jest tylko mglistym wspomnieniem. Matka jest jak smutny ptak krążący wokół pola, niczym jedna z doświadczonych, samotnych kobiet ze „Wspomnień z podróży po Litwie” Jonasa Mekasa.

Atutem „Białego kruka” jest ścieżka dźwiękowa w wykonaniu London Metropolitan Orchestra pod batutą wymagającego brytyjskiego kompozytora Ilana Eshkeriego, przy słuchaniu której można dodatkowo rozkoszować się solówkami wybitnej gruzińskiej wiolonczelistki, Lisy Batiashvili. Nie zabrakło też baletów Prokofiewa i Czajkowskiego w wykonaniu zawodowego rosyjskiego tancerza, Olega Iwenko. Na ekranie widać, że aktor przestudiował uważnie archiwalne nagrania Rudolfa Nuriejewa. Postać ta w filmie jest pełna pasji, pełnokrwista i współgra z całością. W biografiach łatwo o przestoje, ale tu ich znikoma ilość. Duża w tym zasługa zręcznego pióra słynnego na scenach brytyjskich dramatopisarza. Scenariusz Davida Hare’a jest mniej zaskakujący i prowokacyjny niż „Wetherby” czy „Lektor” i mniej kontrowersyjny niż jego wczesne sztuki, ale nadal spójny.

Rudolf Nuriejew chce czerpać jak najwięcej z młodości i rozumie marność życia podobnie jak samolubny sceptyk oddany bez granic marzeniu z „Eugeniusza Oniegina”. Niestrudzony baletmistrz z “Białego kruka” w chwili szczerości mógłby przemówić podobnymi słowami dygresji narratora z poematu Puszkina (tłum. L. Belmont):

„(…) pochwał dym
Nie nęci mnie! Lecz celem mym —
Zaznaczyć żywot swój pokutny,
By kiedyś o mnie śród tych stron
Przypomniał choć jedyny ton!”

A w drodze na szczyt:

„Blask marzeń będzie ci zapłatą
I w sferę uczuć wyższy wzlot,
I czarujących marzeń splot”.

Anna Strupiechowska
Anna Strupiechowska

Biały kruk

Tytuł oryginalny: The White Crow

Rok: 2018

Gatunek: dramat biograficzny

Kraj produkcji: Wielka Brytania / Francja

Reżyser: Ralph Fiennes

Występują: Oleg Iwenko, Ralph Fiennes, Adèle Exarchopoulos i inni

Dystrybucja: UIP

Ocena: 3,5/5