Ballada o Ariadnie i Tezeuszu – recenzja filmu „Bestia” – Nowe Horyzonty 2024

Od opowieści o pornotwórcach zderzających się po powrocie do branży z jej zmianami, przez postkolonialne niby-rozważania o inności, po filozoficzną parabolę o nowych technologiach Bertrand Bonello pozostaje jednym z ważniejszych głosów współczesnego kina francuskiego. Jego najnowszy projekt po premierze w konkursie głównym zeszłorocznego MFF w Wenecji i pokazach m.in. w Rotterdamie już za moment będzie można zobaczyć w towarzystwie reszty filmografii reżysera na wrocławskich ekranach i w sieci przy okazji Nowych Horyzontów.

Jeśli Bertrand Bonello byłby bohaterem mema, to na pewno kimś w stylu gościa z niefortunnego zdjęcia z edynburskiego klubu nocnego, niestrudzenie nawijającego makaron na uszy znudzonej koleżanki. W stylu przemyśleń przypomina w końcu domorosłych filozofów, jakich każdy z nas zna po rodzinie czy znajomych. Tych kończących swoje opowieści konstatacją „no i tak to właśnie jest”. Nurtuje go seks, szeroko pojęta inność, egzystencja, dobro, prawda, piękno, tożsamość, a nade wszystko zwyczajne człowieczeństwo. Aż chce się napisać „tematyka uniwersalna”, po czym dodać „i na czasie”, bo fabularne konstrukty, którymi okrasza filozoficzny fundament zawsze mocno odnoszą się do kwestii szeroko dyskutowanych w momencie tworzenia danego filmu, a na dokładkę odpowiadają również kinowym trendom. W ten sposób Pornograf czy Tiresia wchodzą z butem w myśl francuskiej ekstremy, Nocturama spotyka się w odległości trzech lat z Bling Ring Coppoli, a Bestia pojawia się na weneckich ekranach kilka miesięcy po tym, jak w Berlinie oglądaliśmy, jak to samo opowiadanie Henry’ego Jamesa adaptował Patrick Chiha w La Bête dans la jungle [NASZA RECENZJA].

Fascynacja nowelą Jamesa dziwić nie powinna. W niewielkiej gramaturze udało mu się w końcu opracować rozwidlony narracyjnie utwór o – powtórzę się – uniwersalnej tematyce i niezwykłej plastyczności filozoficznej. Kiedy Chiha przenosi egzystencjalną balladę na barwne, transformujące się disco drugiej połowy dwudziestego wieku, Bonello umieszcza ją w palącym kontekście nowych technologii i hipotetycznej inwazyjności sztucznej inteligencji w ludzkie clou – emocje i wspomnienia. Jako wytrawny kinofil ciągnie tu nitkę od mistrza Resnais’go i niezapomnianego Kocham cię, kocham cię. Zamiast Claude’a w maszynie wspomnień kładzie się Gabrielle (w tej roli najsilniej hipnotyzujące oczy francuskich ekranów – Léa Seydoux). Wszystko po to, aby pozbyć się ze swojego DNA emocji, słabości, która zmniejsza wydajność ludzkiego pracownika i nie pozwala na poszerzenie zawodowych perspektyw. Oczyścić trzeba się także ze wspomnień poprzednich wcieleń, widm nawiedzających ludzkiego ducha, nici łączących go w jedno. W tej podróży do przeszłości Gabrielle ma stałego kompana Louisa, własną Ariadnę o wielu twarzach, którymi znakomicie czaruje George MacKay. Raz spotykają się we Francji początku dwudziestego wieku, gdzie ona jest zamężną pianistką, a on – beznadziejnie zakochanym adoratorem. Sto lat później grają już pewną siebie aktorkę i zepchniętego na margines, uzbrojonego incela (inspirowanego zresztą prawdziwym mordercą). Zawsze straceni od pierwszego zawieszonego spojrzenia do ostatniego zduszonego krzyku, który niczym atak bestii musi w końcu nastąpić.

Bestię rozpoczyna scena castingu, eksponująca – grając z fabularnym tropem – DNA filmu. Gabrielle ma w niej odegrać konfrontację z tytułową kreaturą. Do drepczącej boso po wszechobecnym greenscreenie aktorki odzywa się zza ekranu reżyser – Bonello we własnej osobie. Wskazuje na emocje, które ma podkreślić bohaterka, prowadzi do dramaturgicznego wybuchu kończącego ten wymowny prolog. Z tej sekwencji pochodzi również znany z materiałów promocyjnych kadr wypełniony przestraszonym spojrzeniem Seydoux. Prawdziwa grande ouverture wprowadzająca do narracyjnej polifonii, która rozkoszuje się każdym wypowiedzianym przez bohaterów słowem, rozpływa się w kolejnych minutach powolnych spacerów w niedoczasie, konwersacjach bez kropki na końcu i niewyjaśnionych spojrzeniach pełnych pożądania. Zanim kamera trafia do filmowej współczesności – opanowanego przez sztuczną inteligencję o głosie Xaviera Dolana 2044 roku, rozgląda się po kątach dwóch pozostałych temporalnych partii tej polifonii. Partii nasyconych estetycznym smakiem epok: od formatów po nośniki. Bonello kręcić na 35 mm lubi, więc to żadna nowość. Podobnie jak ma w swoim zamiłowaniu do aktualności pewną słabość do eksperymentowania z nowinkami technologicznymi. W ten sposób nie uświadczymy tu tradycyjnych napisów końcowych, ale ich rozwiązania w stylu „twojego starego” odkrywającego z dumą jakąś ciekawostkę sprzed roku. I tak jak ten „stary” jest w tym urokliwy. Poświęca porządny metraż na rozważanie nad niebezpieczeństwem utraty człowieczeństwa w jego najbardziej organicznym wydaniu, żeby na koniec zmusić widza do natychmiastowego przeniesienia wzroku ze srebrnego ekranu na swoją elektroniczną prawą rękę w postaci telefonu komórkowego. Ironii w tym znacznie więcej niż gram.

Bestia wprowadza w dwuipółgodzinny trans, podczas którego ani na moment nie wypuszcza z objęć swej intensywnej hipnozy. Przedstawia losy tragicznych kochanków, na poły sentymentalną balladę o straconych, międzyczasowych Ariadnie i Tezeuszu, uwięzionych w zwodniczym labiryncie przeznaczenia. Wyrwać nie może ich z tego już nawet kantylena nieodżałowanego Evergreena Roya Orbisona. Kiedy o tym piszę, sama śmieję się z egzaltacji i rozpoetyzowania powyższych zdań. Taki jednak klucz do twórczości Bonello – gościa, który na pytanie: „Dlaczego zrobił pan Comę [NASZA RECENZJA]?” potrafi odpowiedzieć: „Wielki wpływ wywarło na mnie zdanie Deleuze’a, że…” (parafrazowane!). Też czasem bywam tym gościem, nie przeczę. Natomiast pewien komizm trzeba takiemu stylowi bycia przyznać. Szczególnie kiedy nasz Francuz tłumaczy w ten sposób powstanie jego ekscentrycznej i niesamowicie niepokojącej dedykacji filmowej dla córki. Podłego idealisty, oczytanego filozofa, a przede wszystkim niepoprawnego romantyka. Bestia stanowi w tej perspektywie ukoronowanie całej twórczości Bonello. Jest dziełem wypełnionym po brzegi duchami nawiedzającymi filmografię reżysera od czasu debiutu, czarującym spotkaniem pasjonującej kinofilii, intelektualnego bajdurzenia, narracyjnej magii i przaśnego banału. Balladą stawiającą włosy na rękach do hymnu, dławiącą oddech, wpadającą w ucho, a zarazem banalną jak te wszystkie evergreeny: Roye Orbisony, Barbry Streisand czy Anny Jantar, do których bujamy się od dekad. I obyśmy się dalej bujali. W imię banału.

Julia Palmowska
Julia Palmowska

Bestia

Tytuł oryginalny:
La Bête

Rok: 2023

Kraj produkcji: Francja, Kanada

Reżyseria: Bertrand Bonello

Występują: Léa Seydoux, George MacKay, Guslagie Malanda, Dasha Nekrasova, Xavier Dolan i inni

Dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty 

Ocena: 4,5/5

4,5/5