Gotham Confidential — recenzja filmu „Batman”

Człowiek-nietoperz to prawdopodobnie najbardziej ikoniczny superbohater w dziejach kina, którego wszystkie aktorskie wizerunki zapisały się, z takich czy innych powodów, w popkulturowej historii. Niemal każde powojenne pokolenie miało na wielkim ekranie swoją wersję mściciela w pelerynie, już pomijając kultowy serial animowany czy równie „filmowe” gry z serii Arkham. Boomerzy mieli bezwstydnie campowego Adama Westa, publiczność z przełomu lat 80. i 90. raczyła się eklektyczną mieszanką gotyku, noir, art déco i muzyki Prince’a z wizji Tima Burtona, a widzowie filmów Nolana z początku XXI wieku dostali Batmana-agenta CIA na tropie groźnych terrorystów, który pozyskiwał informacje za pomocą tortur i siatki inwigilacyjnej narzuconej na całe miasto Gotham. Stosownego Batmana nie miało natomiast pokolenie Nirvany i Podziemnego kręgu (na wytwory Joela Schumachera wypada spuścić zasłonę milczenia), a przynajmniej nie miało go do roku 2022…

Trudno stwierdzić, czy film Matta Reevesa ma w sobie więcej właśnie ze zrezygnowania i bezideowości tzw. pokolenia X, naleciałości równie sczerstwiałej kultury emo, nihilistycznych dreszczowców Davida Finchera, powrotu do detektywistycznych korzeni Mrocznego Rycerza czy postmodernistycznej dekonstrukcji bohatera. To ostatnie, rewizjonistyczne podejście, byłoby zapewne marzeniem wielu, gdyż Batman jest być może najbardziej kontrowersyjnym z komiksowych herosów, szczególnie w kręgach lewicowych. Bruce Wayne to w końcu próżny miliarder, który zamiast  sensownie rozporządzać swoją nieskończoną fortuną do podreperowania budżetu miasta Gotham, polepszając tamtejsze standardy opieki społecznej i psychiatrycznej, woli włóczyć się po slumsach w kostiumie nietoperza i tłuc osoby z zaburzeniami psychicznymi swoimi drogimi zabawkami.

W najnowszym filmie z Robertem Pattinsonem dostaniemy jednak tylko pozory odpowiedzi na tę krytykę rycerza samosądu. Wszelkie klasowe antagonizmy będą spływać po bohaterze jak po kaczce (choć scena konfrontacji z głównym złoczyńcą zdaje się nieśmiało cytować finał Nieba i piekła Akiry Kurosawy), mroczne sekrety jego arystokratycznej rodziny to głównie pomówienia, a nie potencjał do autentycznych rozterek wewnętrznych, a pytania o systemowe rozwiązania problemów mrocznej, pełnej „szumowin” metropolii, zbywane będą standardowym „nie wiadomo, od czego zacząć”. 

Mimo wszystko jest to trochę inny Batman niż wszystkie — rozchwiany, czasem niezdarny, pozerski w kostiumie i skrajnie wycofany bez niego. Bruce Wayne to nie znany z innych wizerunków majętny playboy, używający stroju nietoperza w celu przepracowania traumy po stracie rodziców, a zagubiony chłopak, dla którego ta przebieranka stała się sposobem na wyparcie problemu, unikając konfrontacji z rzeczywistością. To arcyciekawa kreacja bohatera, której jedynym poważnym brakiem jest śmiertelność — w pancerzu Batmana wydaje się bardziej niezniszczalny niż kiedykolwiek wcześniej, nie odnosząc ran przy przyjmowaniu na klatę kolejnych kul i eksplozji, co by widz nie musiał praktycznie nigdy troskać się o jego samopoczucie.

Ten brak realnego zagrożenia dla protagonisty kłóci się nie tylko z nakreśloną wyżej wizją nieopierzonego superherosa, ale także z obraną przez Reevesa konwencją gatunkową. Choć wszystkie podstawowe cechy czarnego kryminału pożenionego z thrillerem o seryjnym mordercy są na miejscu — pomimo dość egalitarnej kategorii wiekowej nie jest to film dla najmłodszych dzieci, a silnie oddziałujące na wyobraźnię metody mordów czy wątki stręczycielstwa i przemocy seksualnej są na porządku dziennym — to przy braku bohatera równie kruchego i pełnego ludzkich słabości, jak plugawy świat, do którego wnika, trudno o stuprocentowe zaangażowanie. Szczególnie w przypadku scenariusza rozpisanego na bezzasadne trzy godziny.

Batman Pattinsona nie tylko nie dostaje za wiele czasu, by pokazać swoją ludzką stronę (czy ukrywane pod maską umiejętności aktorskie), ale przy tym okazuje się też mizernym detektywem. Na nic mnogość podejrzanych i złożone sieci powiązań między mafią, politykami i policją, gdy bohater jest skrajnie naiwny i zawsze pozostaje kilka kroków w tyle. Nie rozumie ulicznego slangu, głowi się nad nieskomplikowanymi kalamburami, upiera się na tropieniu jednego szeregowego delikwenta, gdy oczywistością jest, że za sprawą stoi grubsza ryba. Sposób odkrywania intrygi bywa zwyczajnie frustrujący, a nadmierne przypominanie jej podstawowych założeń jawi się jako protekcjonalne wobec widza.

Ślamazarność intrygi można jednak tłumaczyć tym, że ma ona być ledwie pretekstem do ponownego zapoznania widza z galerią ikonicznych komiksowych postaci z miasta Gotham w nowych odsłonach, nawiasem mówiąc znakomitych. Zarówno Andy Serkis jako strofujący lokaj Alfred, jak i Jeffrey Wright wcielający się w nieprzekupnego i pragmatycznego komisarza Gordona doskonale sprawdzają się w rolach ojcowskich figur, które sprowadzają na ziemię młodego gniewnego Batmana/Wayne’a. Ukryty pod warstwami makijażu Colin Farrell bryluje jako zakapiorski, śmieszno-straszny Pingwin, a Paul Dano nie zawodzi swoim ucieleśnieniem maniakalnego Riddlera, nawet jeśli ma niewiele czasu ekranowego i musi obronić najbardziej karykaturalne i patetyczne ze scen obrazu Matta Reevesa. Wątpliwości może budzić jedynie postać grana przez Zoë Kravitz, kolejna z serii mniej lub bardziej rozczarowujących Kobiet-Kot. Bohaterka naznaczona przez scenariusz przytępionym pazurem, kapryśnymi zachowaniami i znikomą chemią ze stoickim Batmanem Pattinsona, która jednak nadrabia kształtującą ją przykrą historią i gustownie miarkowanym seksapilem. Mocno sygnalizowana jest także jej biseksualność, ważna ze względu na niedostatek niesztampowej reprezentacji tej mniejszości seksualnej w popkulturze, jednak mająca tylko symboliczne znaczenie dla opowieści tego akurat filmu.

Choć Batman nie jest, z opisanych powyżej względów, zbyt dobrym kryminałem na poziomie scenariusza, to niezaprzeczalnie spełnia się w swoim ukierunkowaniu estetycznym. Gotham w obiektywie Greiga Frasera jest namacalnie mokre i śliskie, a powietrze w nim ciężkie, niczym lepkie od potu pięści bohaterów czy tiry i cadillaki taranowane przez batmobil na autostradzie. Na pierwszy plan wybijają się znakomita faktura obrazu, dynamicznie zmieniająca się w scenach akcji geometria cieni i konsekwentna (typowa dla postaci Batmana) paleta barw — odcienie czerni, żółci i granatu. Jest to zapewne najbardziej wycyzelowany świat filmowy w kinie wysokobudżetowym ostatniego czasu obok Diuny (tego samego autora zdjęć) i Zaułka koszmarów.

Pochwalić należy także wyrazistą ścieżkę muzyczną Michaela Giacchino, na czele z minorowym motywem przewodnim, bezczelnie czerpiącym z chopinowskiego „Marszu żałobnego”, który doskonale podkreśla przeszywającą grozę zawartą w sylwetce widmowej, jednoosobowej armii kroczącej w stroju nietoperza. Mniej chlubnym wyborem muzycznym okazuje się natomiast ambicjonalnie powtarzane do znudzenia „Ave Maria”, a przeciwwagą dla nieznośnego patosu okazuje się szlagier autorstwa postaci stanowiącej główną inspirację Pattinsonowskiej interpretacji Batmana, Kurta Cobaina. Ten ironiczny kontrapunkt jest ostatecznym sygnałem dla widza — to nadal film komiksowy i w żadnym wypadku nie powinniśmy go traktować zupełnie serio.

Batman to, mimo wielu mankamentów, propozycja wyjątkowo odświeżająca w mdłym krajobrazie produkowanych od sztancy filmów superbohaterskich. Przynajmniej do ostatniego aktu, gdzie czeka nas obligatoryjna destrukcja metropolii, główny złoczyńca znika z pola widzenia, a Batman bije się z anonimowymi najemnikami — dostajemy poprawnie skonstruowany film gatunkowy, w którym nic nas nie zaskoczy, ale fabuła pozostaje składna, intryga ma ręce i nogi, problematyka jest spójna, konflikty są zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne, z prostymi symetriami między bohaterami i złoczyńcami, a całokształt jest ideowo bezpieczny i konsekwentny. To wzorcowy film Hollywoodzki bez wywrotowych treści i pomysłów, jednak wyróżniający się, podobnie jak wcześniejszy Joker Todda Phillipsa, stosunkowo małą skalą (abstrahując od metrażu) i bardziej przyziemną historią. Gdy nie próbuje być równocześnie groteskowym komiksem i rozbuchaną symfonią, może być nawet najciekawszym filmem o Batmanie w historii.

Dawid Smyk
Dawid Smyk

Batman
Tytuł oryginalny:
The Batman

Rok: 2022

Kraj produkcji: USA

Reżyseria: Matt Reeves

Występują: Robert Pattinson, Zoë Kravitz, Jeffrey Wright

Dystrybucja: Warner Bros Polska

Ocena: 3/5