W przepastnym programie berlińskiego festiwalu z łatwością można przegapić prawdziwe perełki. W samej sekcji Panorama znalazło się aż 38 filmów, a wśród nich trzy polskie koprodukcje (baśniowy horror The Ugly Stepsister oraz dwa dokumenty: Bedrock i Listy z Wilczej), lesbijska animacja z Australii czy najnowsze dzieło quebeckiego oryginała Denisa Côté. Rzucam zatem światło na jedną z najlepszych produkcji non-fiction tegorocznego Berlinale, czyli Bajo las banderas, el sol Paragwajczyka Juanjo Pereiry, licząc, że festiwale w Polsce zainteresują się tym tytułem.
Reżim generała Alfredo Stroessnera roztaczał mrok nad południowoamerykańskim krajem przez przeszło 34 lata (1954-1989). Gdy smutny dyktator został obalony przez swego najbliższego współpracownika Andrésa Rodrígueza, wciąż pozostająca przy władzy armia i współpracująca z nią Partia Colorado (do dziś rządząca w Paragwaju) pragnęły ocalić swoje zdobycze i przywileje. Dowody dawnych grzechów w postaci zdjęć czy nagrań musiały zniknąć. Juanjo Pereira i jego zespół po skrupulatnej kwerendzie krajowych i międzynarodowych archiwów odnaleźli resztki tych materiałów (w sumie 120 godzin), a z nich zmontowali film-oskarżenie wobec nigdy nieosądzonego przez rodaków prezydenta.
Bajo las banderas, el sol zaczyna się od fragmentów czarno-białych reportaży z telewizji amerykańskich, brytyjskich, francuskich czy hiszpańskich. Mapa Paragwaju z lektorem opowiadającym o „narodzie pełnym życia i nadziei, choć nieznanym światu”, „tajemniczym i zapomnianym kraju leżącym w sercu Ameryki”. Jankesi dodają, że „wielkości Kalifornii, ale mniejszym niż Teksas”, ich angielscy kuzyni, że „mieszka tam tyle ludzi, co w aglomeracji Birmingham”. Migawce z lokalną florą i fauną towarzyszą dźwięki wyrębu lasu, lecz nagranego, jakby drwale pracowali na innej planecie. Dźwiękowiec Julián Galay sygnalizuje tym samym, że zaraz dojdzie do czegoś niepokojącego i nienaturalnego. Póki co motyle i zarośla ustępują potężnemu wodospadowi oraz miejscowym rolnikom, wreszcie pociągiem docieramy do stolicy – Asunción pyszniącego się kolonialnymi gmachami i flotą pływającą po rzece Paragwaj. Ale nie będziemy jak Robert Makłowicz podziwiać architektury ani okrętów, bo reżyser, pędząc na łeb na szyję, już nas rzuca w środek zamachu stanu. Armia gryzie rękę, która ją karmiła, prezydent Federico Chaves obalony, a jego miejsce zajmuje generał Alfredo Stroessner, dotychczasowy naczelny dowódca sił zbrojnych.

Stroessner, potomek pochodzącego z Bawarii księgowego i majętnej Indianki z plemienia Guarani, szybko poukładał sobie państwo wedle własnych potrzeb oraz zadbał o interesy wysoko postawionych wojskowych czy członków zupełnie przez nich zdominowanej Partii Colorado – francuski dziennikarz wyjaśnia w rzadkiej kolorowej kronice, że ugrupowanie posługiwało się czerwonymi chustami i flagami, odmiennie od reszty świata te barwy oznaczały prawicę (na wzór USA), a nie jak zwyczajowo lewicę. To był dopiero pierwszy policzek wymierzony marksizmowi na paragwajskiej ziemi. Ale przecież słuszny, bo Colorado to partia porządku i pokoju. „Sucesos paraguayos presenta” – reportaż z początku rządów El Excelentissimo („Najwspanialszego”), defilada w Asunción na część nowego prezydenta: świta generała hajluje, glamour, mundury, koniki. Nowy władca rozsiada się wygodnie na tronie, szczerbaty i bosy lud wiwatuje na cześć swego przyszłego oprawcy. Ojczyzna ocalona!
Jednak złośliwy trockistowski montażysta kpi z demokracji. Cofa taśmę, a wierni żołnierze maszerują do tyłu. Czyżby twórcy wątpili, że taka piękna feta jest zapowiedzią ery dobrobytu nad Paraną? Stroessner nie przejmuje się docinkami komuszków, dalej wizytuje szkoły, otwiera fabryki i wysłuchuje dziękczynnych przemów. Wkracza w kolejne przestrzenie społeczne, z nim zawsze oficerowie i krawaciarze, on sam nie zdradza oznak charyzmy czy wyjątkowości, a właściwie żadnych właściwości. Arendtowska banalność zła. Ot zwykły żołnierz wyniesiony na piedestał: nalana twarz, zakola, dość masywna sylwetka w białym mundurze. Tym razem podły kompozytor niepokoi nas, gdy kamera pokazuje paragwajskie dzieci. Muzyka i ich oczy zdradzają lęk.

Dokument rekonstruuje nie tylko krajowe podwórko, ale też wycieczki Stroessnera: brata się z prezydentem Lyndonem Johnsonem w Waszyngtonie, który wychwala jego demokratyczne reformy, a chwilę później z innymi juntami z Ameryki Południowej Paragwajczyk ochoczo dołącza do operacji Kondor. Henry Kissinger będzie rad z takiego sojusznika. Generałowi Franco wysyła pumy do madryckiego zoo, odwiedza też prezydenta Pompidou w Paryżu i kuzyna piekarza w niemieckim Hof, rodzinnej miejscowości swego ojca. Świat kocha liberalnego gospodarczo generała, który zyskuje też szacunek sąsiadów: Brazylijczykom oferuje tanią energię ze zbudowanej z jego inicjatywy zapory Itaipú, największej wówczas elektrowni wodnej na świecie, ściska się też z innymi kolegami dyktatorami, Vidalą z Argentyny i Pinochetem z Chile. Brunatne mundury przytulają mundur śnieżnobiały. Demokracja znowu uratowana.
Rośnie korupcja, szkolona przez byłych członków SS Policia de la Capital aresztuje i torturuje kolejnych opozycjonistów, ruguje się kulturę rdzennych Guarani, prześladuje się duchownych, a w Hotelu Tirol de Paraguay żyje spokojnie zbrodniarz wojenny Josef Mengele i wielu jego towarzyszy z III Rzeszy. „Paragwajska demokracja jest piękna”, bo wszystkie te zarzuty to przecież wymysły pachołków Moskwy i nie ma żadnych dowodów na pokrycie tych kłamstw. Bajo las banderas, el sol bezczelnie dyskutuje z propagandowym przekazem reżimu: wizerunek Stroessnera porusza się niczym fata morgana, co rusz taśma cofa się, burząc iluzję, a gdy dyktator ściska się z Andrésem Rodríguezem, najbliższym zausznikiem spowinowaconym przez ślub z jego córką, kadr zatrzymuje się w martwym negatywie jak u Billa Morrisona. Kokainowy Generał zaraz wyjawi swą Brutusową naturę i wyśle mentora na emeryturę do Brazylii. Juanjo Pereira, korzystając z archiwalnych materiałów, pozostawia na nich „szumy” obrazu, jakie znamy ze starych kopii analogowych. Każda z klatek taśmy inaczej pamięta odbyte już seanse, pokiereszowana przez ząb czasu i odznaczona medalem za zasługi w kinematograficznym boju. Śnieżnobiały mundur El Excelentissimo również splamiły krwawe ślady jego zbrodni, lecz pralka propagandy przez 34 lata mamiła Paragwajczyków, że nigdy ich tam nie było. Na szczęście dzięki opracowaniom historyków, ale i takim dokumentom jak Bajo las banderas, el sol, paragwajski wybielacz przestaje działać.


Under the Flags, the Sun
Tytuł oryginalny: Bajo las banderas, el sol
Rok: 2025
Kraj produkcji: Paragwaj, Argentyna, Francja, Niemcy, USA
Reżyseria: Juanjo Pereira
Ocena: 4/5