We Francji jestem Polką, w Polsce – Francuzką. Tak mogłaby się przedstawić Julia Kowalski, reżyserka i scenarzystka, której najnowsze dzieło – Bądź wola moja – stanowi połowę nielicznej reprezentacji naszej kinematografii w selekcji tegorocznego festiwalu w Cannes. Chociaż zamiast konkursu głównego film znalazł się w bocznej, acz wciąż prestiżowej sekcji Quinzaine des cinéastes, to jakością i artystyczną odwagą w niczym nie ustępuje swoim poprzednikom na canneńskiej ziemi, takim jak Dziewczyna z igłą, Strefa interesów czy Silent Twins.
Kowalski mimo skromnego dorobku filmowego nie jest w we francuskiej branży postacią anonimową. Wykłada na filmówkach, zasiada w przyznających dotacje komisjach, tworzy scenariusze dla innych reżyserów. Ta mnogość zajęć i źródeł dochodu pozwala naszej krajance na metodyczne i nieśpieszne realizowanie autorskiej wizji kina, bez konieczności przymilania się do producentów i widzowskich upodobań. Chociażby na planach nad Loarą z całą ekipą porozumiewać się ma po polsku, jak Wajda odbierający Oscara. Zresztą także zainteresowanie tożsamością polskości w czasie chaosu jako przewodnia myśl twórczości łączy oboje filmowców. W odróżnieniu jednak od autora Człowieka z marmuru Kowalski nie relacjonuje rewolucji społecznej, a tę wewnętrzną, wchodzenie w dorosłość, bunt przeciw społecznym, rodzinnym i wewnętrznym oczekiwaniom w stosunku do samej siebie. W rytm przebojów polskiego popu, od Hanki Ordonówny po Akcent, pisze rozedrgane historie córek imigranckich rodzin wywalczających niepodległość na francuskiej ziemi.
Pokazywane w canneńskim ACID, a następnie odrzucone przez polską krytykę i widownię Znam kogoś, kto cię szuka w duchu przywodzącym na myśl napięte emocjonalnie i moralnie kino Claire Denis ukazywało nastoletnią Rose, która w poszukiwaniu sensu swojego własnego życia wplątuje się w rodzinną intrygę między remontującym jej kuchnię Józefem, a opuszczonym przez niego przed laty synem, zbuntowanym i przemocowym Romanem. Następnie przyszła pora na zakwalifikowany do Quinzaine des cinéastes krótki metraż Zobaczyłam twarz diabła, gdzie osiemnastolatka udawała się do egzorcysty, by wypędził z niej demona lesbijskości. Te dwie produkcje możemy traktować jako fundamenty, na których wzniesiono Bądź wola moja, najbardziej spełnione i intrygujące dzieło w dotychczasowej karierze reżyserki.
Taśma z ostrym ziarnem, czołówka z nazwiskami wypalonymi czerwonym fontem, (samo?)spalenie czarownicy obserwowane przez małą dziewczynkę. Nastrój przywodzący na myśl erę video nasty wprowadza widza w zapoconą historię pożądania, wstydu, wiary i winy. Akcję Bądź wola moja niby osadzono współcześnie, lecz zastosowane przez reżyserkę, operatora Simona Beaufilsa (Anatomia upadku) i montażystkę Isabelle Manquillet (horror Noc pożera świat, sudańska Tama) zabiegi rodem z twórczości Nicolasa Roega nadają całości ponadczasowej uniwersalności. Oto wywieziona przed laty na taczkach Reymontowska Jagna (w tej roli największa gwiazda produkcji, znana m.in. z serialu Plotkara Roxane Mesquida) powraca na niewdzięczną wieś, gdzie jej losy przecinają się z rozpiętą między wiarą a wewnętrznymi głosami Nawojką (Maria Wróbel). Świat stworzony przez Kowalski miesza neorealizm współczesnej wsi Tyle, co nic z pierwszym Weselem Smarzowskiego i wulgarnie zepsutą przemocą Na krańcu świata Kotcheffa. Z jednej strony wszystko jest dociśnięte do dechy i przerysowane do granicy karykatury, a z drugiej reżyserka niby Zanussi w najlepszych czasach oddaje każdej z postaci cząstkę siebie, nie ocenia na ekranie nikogo; zamiast odautorskiej analizy moralnej serwuje widzom zbiór bohaterów, którzy w zdegenerowanej rzeczywistości stają się osobnymi polami walki między ograniczającą etyką a wyzwalającymi zwierzęcymi popędami.
Metaforę czarownicy jako symbolu wchodzenia nastolatki w dorosłość w formie czystej i zachwycającej zaprezentował światu w swoim debiucie Robert Eggers. Julia Kowalski, zastępując głodującą Nową Anglię dotkniętą niepokojącą serią zdychających krów Francją, dopisała do tej starej jak europejska kultura symboli kolejny ekranowy rozdział. W Bądź wola moja przewodnim uczuciem jest ambiwalencja, niedopowiedzenie nie tylko granicy między przyziemnym a nadprzyrodzonym, ale także sukcesem i klęską, winą i karą czy w końcu polskością i francuskością. Czy importowanie z Warszawy Harnasia na swoje wesele w stodole ma racjonalny sens? A nawet jeśli nie, to w czym on ustępuje logicznością rytuałowi oddania się diabłu poprzez nagi taniec wokół ogniska?


Bądź wola moja
Tytuł oryginalny: Que ma volonté soit faite
Rok: 2025
Kraj produkcji: Francja, Polska
Reżyseria: Julia Kowalski
Występują: Maria Wróbel, Roxane Mesquida i inni
Ocena: 3,5/5