Southworld – recenzja filmu „Bacurau”

Autor Aquariusa Kleber Mendonça Filho zaprosił na reżyserskie krzesło swego stałego współpracownika, scenografa Juliano Dornellesa. Kolektywnym wysiłkiem stworzyli oni Bacurau, które zdobyło nagrodą Jury w Cannes. Powstała niezwykła hybryda westernu, kina politycznego, antropologicznej ciekawostki i metafory napiętych relacji panujących w brazylijskim społeczeństwie.

Bliska przyszłość, osada zagubiona w sercu sertão w północno-wschodniej Brazylii. Na tych samych nieurodzajnych terenach działy się należące do Cinema Novo “Susza” Nelsona Pereiry dos Santosa czy “Bóg i diabeł w krainie słońca” Glaubera Rochy. Według rządowego programu takim prowincjonalnym zakątkom woda, leki i inne artykuły pierwszej potrzeby są ściśle racjonowane. Jedyną nadzieją dla odseparowanego od wielkich miejskich ośrodków Bacurau stają się nielegalne dostawy na własną rękę. Wraz z kierowcą ciężarówki z zapasami w rodzinne strony powraca Teresa (Barbara Colen). Czyni to zupełnie jak Firmino, protagonista klasycznego już “Szkwału” (wspomnianego Rochy). Dziewczyna o afro-lokach i jak się szybko okazuje buńczucznym charakterze, przybywa na pogrzeb swojej babci. Śmierć 94-letniej Carmelity, dobrego ducha lokalnej społeczności, pogrąża pobratymców w stanie żałoby i szczerego żalu. Wiarygodny tym bardziej, że tę postać gra Lia de Itamaracá (z Mendonçą współpracowała już przy “Recife Frio”), powszechnie kochana królowa cirandy, czyli popularnego w Kraju Kawy tańca ulicznego.

Po uroczystym pogrzebie Carmelity lokalsi powoli wracają do codziennych zajęć, ale nad ich głowami zbierają się znowu czarne chmury. Dosłownie i w przenośni. Nad okolicą fruwa wyspecjalizowany dron zbierający wszelkie informacje o zwyczajach mieszkańców (tacy śledzący żandarmi są symbolem dyktatury w “Ang Hupa”, najnowszym dziele Lava Diaza), a niepokój wzmaga przybycie do miasteczka dwójki nieznajomych motocyklistów w pstrokatych kombinezonach. Na domiar złego Bacurau nagle znika ze wszystkich map online. Wyraźnie z zewnątrz czai się jakieś niebezpieczeństwo.

Ta niepewność związana z nadchodzącą tragedią nie jest nowością w kinie Klebera Mendonçi Filho. To wręcz immanentna emocja jego twórczości. Dość powiedzieć, że już w debiucie („Enjaulado”) zajmował się tym zagadnieniem, wprowadzając bohatera w stan wiecznego dyskomfortu czy drzwi jego apartamentu są aby na pewno dobrze zabezpieczone. W obu dotychczasowych pełnych metrażach: “Sąsiedzkich dźwiękach”, i “Aquariusie”, na żyjących w spokoju rezydentach blokowisk w wielkomiejskim Recife czyhali kapitalistyczni wyzyskiwacze. Oba opowiadały o ludzkiej solidarności w tej nierównej walce. W pierwszym grozę budziła tajemnicza firma ochroniarska buszująca po osiedlu, w drugim – chytry deweloper, chcący w miejscu starego apartamentowca postawić nowe budynki. Tropem poprzedników podążą mieszkańcy z “Bacurau”, choć trzeba im oddać, że zrobią to z największym rozmachem. Tym razem poleje się krew…

bacurau - acquarius cannes

Bo i w międzyczasie (od poprzedniego filmu Brazylijczyka) stawka wzrosła, zmienił się zupełnie układ sił politycznych w kraju. Rządząca od 2003 roku Partia Pracujących pogrążyła się przez serię skandali na najwyższym szczeblach władzy. Przeżarty korupcją system podważyła afera mensalão (przekupywanie deputowanych w zamian za poparcie i wręczenie łapówek w wysokości 30 milionów reali), skalą porównywalna niemal z przekrętem Banestado z lat 90. (nielegalne przelewy publicznych pieniędzy w wysokości 228 milionów dolarów na konta w rajach podatkowych). Gwoździem do trumny okazała się jednak operacja Lavy Jato, której konsekwencjami były impeachment urzędującej pani prezydent Dilmy Rousseff oraz skazanie na wieloletnie więzienie jej poprzednika i mentora, Luiza Inácio Luli da Silvy oraz byłego przewodniczącego Izby Deputowanych Eduardo Cunhi. Czołowi politycy lewicy weszli według prokuratury w podejrzane związki o korupcyjnym charakterze z naftowym gigantem Petrobrasem i budowlaną potęgą Odebrechtem. Także kolejnego prezydenta Michela Temera oskarżano o chodzenie na sznurku koncernów za pieniężne uposażenie. W tym kontekście interesujące może być, że jednym z krytyków jego dojścia do władzy był Mendonça Filho, który na canneńskim czerwownym dywanie wraz z ekipą “Aquariusa” zorganizował manifestację przeciw “zamachowi stanu” w ojczyźnie.

Na tych zgliszczach władzę zdobył Jair Bolsonaro. W czasach kryzysu zmęczone narody miewają czasem pomysły, aby postawić na rządy twardej ręki i dopuścić kontrowersyjne pomysły. Nowy prezydent, nazwany przez prasę “brazylijskim Trumpem”, już na etapie kampanii nie krył, że jego poglądy odbiegają od powszechnie przyjętych norm. Lider Partii Socjalliberalnej deklaruje uznanie dla okrutnej dyktatury wojskowej w latach 1964–1985. Hołduje także poglądom seksistowskim i homofobicznym. Ponadto w swoich wypowiedziach wielokrotnie dawał poparcie dla tortur, likwidacji rezerwatów przyrody w Amazonii (co w związku z płonącymi obecnie lasami w tamtym rejonie wygląda jak spełnianie obietnic wyborczych) oraz, co w kontekście omawianego filmu istotne, poszerzenia dostępu do broni palnej na terenach wiejskich. Niech pikanterii całej sprawie doda też fakt, że produkcję Mendonçi Filho i Dornellesa sfinansowali nafciarze z Petrobrasu. Koncern jest państwową spółką i bardzo chętnie wspiera działania kulturalne (w ostatnich latach 3 miliardy reali), czemu sprzeciwia się Bolsonaro twierdzący, że państwo „ma wyższe priorytety”.

Dopłynąwszy do brzegu tego przydługiego, ale niezbędnego dla poszerzenia pola interpretacyjnego rejsu po niespokojnych wodach brazylijskiej polityki, możemy powrócić na ląd i skupić się na tym, co reżyserzy przygotowali w ramach spektaklu. We wstępie pada bowiem obietnica, że “Bacurau” to również western. A to już obiecuje jakiś konflikt, strzelaniny, twarde kowbojskie odzywki, saloonowe przekomarzanki, może nawet Indian skalpujących niewinne ofiary. Posokę i eksces. W ramach tej konwencji miasteczko z filmu czeka atak ze strony bandytów. W tym przypadku rzezimieszkami, którzy planują krwawą łaźnię miejscowej ludności okazuje się grupa białych najemników kierowana przez enigmatycznego Niemca Michaela (granego przez samego Udo Kiera). Twórcy nie pozostawiają złudzeń, że działają oni w porozumieniu z politykami, że mają ich ciche przyzwolenie (uosabiane przez groteskowego kacyka Tony’ego Juniora). Zupełnie jak pod koniec XIX-wieku, gdy na tych terenach harcowali jagunços, najgorszego sortu szumowiny ochraniające latyfundystów. Bogaci plantatorzy zawdzięczali ich brutalności spokój w szeregach niewolników, a po roku 1888, gdy oficjalnie zakazano ich posiadania – kiepsko opłacanych robotników rolnych. Z czasem ochroniarze coraz częściej zastraszali lub likwidowali oponentów politycznych. Wielu z nich stawało się potem regularnymi złoczyńcami, tzw. cangaceiros. W interiorze i puszczy amazońskiej działały bandy rodem z westernu, a najgorszą sławą cieszył się Lampião, o którym powstał nawet film w 1967 w reżyserii Carlosa Coimbry.

Przywołanie w poprzednim akapicie dzikich band grasujących na terenach obecnego Regionu Północno-Wschodniego nie było li tylko kaprysem, ale kolejną cegiełką do pojęcia jak mocno osadzono w tamtejszej kulturze omawiane dzieło. Brazylijskie dzieci w szkołach, a niektóre i w domach, mogą słuchać o wojnie w Canudas. Konflikt toczący się w latach 1896-1897, dziś – pod dyktatem Bolsonaro – wydaje się nader aktualny. Wówczas miasteczko pod wodzą kaznodziei Antônio Conselheiro stało się ziemią obiecaną dla nieboraków – robotników z plantacji, drobnych rolników, a nawet wielu cangaço schodzących z drogi występku. W Canudas nie było podziału na klasy społeczne, zniesiono też własność prywatną (domostwa, stada bydła, a nawet ziemia były wspólne). Ta marksistowska utopia jest uważana po dziś dzień przez miejscową lewicę za symbol tego jak mogłoby wyglądać państwo, gdyby naród poszedł za ich wytycznymi. Rząd centralny inspirowany przez kler i latyfundystów szybko przerwał sielankę w głębi sertão, choć osada łatwo nie poddała się naciskom lojalistów. O tych zmaganiach powstało wiele dzieł literackich, pisał o nich, m.in.  Sándor Márai („Sąd w Canudos”) czy Mario Vargas Llosa („Wojna końca świata”).

bacarau udo kier

Bacurau jawi się w tym kontekście jako kolejny bastion ludowego buntu. Już sam jego nazwa kryje pewną wskazówkę z jaką osadą mamy do czynienia, bo oznacza ona takiego niewielkiego ptaka z rodziny lelkowatych (zwany też curiango lub acuranã) żyjącego na pustynnych ostępach Ameryki Południowej i Środkowej. Osobniki z tego gatunku są same drapieżnikami (polują na owady), a konfrontacji z większymi od siebie potrafią uniknąć dzięki kamuflażowi z liści. Konfrontacja z białymi najeźdźcami nabiera rumieńców, gdy zauważymy, że większość mieszkańców to przedstawiciele pardo (czyli ludzi pochodzących z mieszanych związków ras białej, czarnej, żółtej, włączając w to także przodków indiańskich), pochodzący z klas niższych (rolników, sklepikarzy, pracowników fizycznych), ale i wykształceni specjaliści tacy jak lekarka Domingas (jak zwykle wspaniała Sônia Braga). Mieszkają tu również akceptowane przez resztę prostytutki, a nieopodal stacjonują zaprzyjaźnieni cangaceiros z nienormatywnym hersztem Lungą (Silvero Pereira) – będący jak się zdaje wspomnieniem band lewicowych guerrillasów z czasów dyktatury wojskowej. Zresztą scenarzyści zachowują się trochę jak partia Razem, która nie może się zdecydować kto jest ich liderem i stawia na kolektywne zarządzanie. Brak protagonisty być może na początku jawić się jako dość problematyczny, za czym pójdą zarzuty, że postaci rysowane są jedną kreską, zamiast być pogłębione. Jednak Mendonçi Filho i Dornellesa nie interesują te niuanse, a budowa piętrowej metafory napiętych relacji panujących w brazylijskim społeczeństwie. Jak się wydaje można w niej widzieć też coś bardziej uniwersalnego, bo trudno nie zauważyć, że w ostatnich latach świat skręcił raptownie w prawo.

By dotrzeć z przekazem pod strzechy twórcy ubierają swój film w gatunkowe fatałaszki, w postmodernistycznym szale mieszają konwencje. Trzonem pozostaje, jak się rzekło powyżej, western i to raczej w wydaniu spaghetti. Nie bez kozery w “Bacurau” pojawia się motyw trumny, tak ważny w “Django” Corbucciego, a przywoływany i w dwa lata wcześniejszym “Za garść dolarów” Leone. Oprócz panoramicznego formatu i zabiegów formalnych, które wprowadzają raczej satyryczny charakter opowiadania, od Włochów, którzy znieśli podział na dobro i zło charakterystyczny dla klasycznego westernu zaczerpnięto to, że ludność miasteczka wcale nie jawi się jako krystalicznie czysta, ale wyraźnie odróżnia się od bestialskiej szajki szykującej safari, w której zwierzyną mają być ludzie. Rzecz jasna mieścina atakowana przez najeźdźców musi przypomnieć arcydzieło Kurosawy “Siedmiu samurajów”, ale Brazylijczycy odnoszą się raczej do jego amerykańskiego remake’u. Finałowa rozwałka ewokuje “Antonio das Mortes” Glaubera Rochy, ale jej intensywność  oczywiście pożyczono z peckinpahowskiej “Dzikiej bandy”. Znalazło się miejsce nawet na ukłon w stronę wielkiego fana westernów, czyli Quentina Tarantino. Kilka zabiegów czy ujęć wyjęto żywcem z jego filmów: widok na oprawcę z perspektywy ofiary (obecna choćby w “Bękartach wojny”), poprzedzające ją zaskoczenie skradającego przy drzwiach intruza strzałem z broni palnej (“Kill Bill”), przeciągnięta dysputa kilku postaci w zamkniętym pomieszczeniu, która oddala, ale nie unieważnia wybuchu agresji przerywającej nagle jej tok (stosowana z lubością już od “Wściekłych psów”). Duchem tarantinowskim przesycony jest climax ostatniego aktu, gdzie zemsta zyskuje status katartycznego doznania (jak w najnowszym “Pewnego razu…w Hollywood”).

Co więc reżyserzy chce nam swym dziełem powiedzieć? Czy lewicowa fantazja zbytnio ich nie ponosi? Kino nie pierwszy wszak raz, poprzez walor eksploatacyjny, odbija niczym zwierciadło lęki społeczne, ekonomiczne frustracje i niewypowiedziane kastowe pretensje. Ludowy gniew niemal odczuwalny w powietrzu, nie tylko w Brazylii, zyskuje tu swoją reprezentację. Mendonça Filho i Dornelles dotykają istoty problemu – rozumieją, że resentymenty jakie ożywia prezydent Bolsonaro mogą doprowadzić niedługo do prawdziwej tragedii. Korupcja, matactwa i cynizm klasy rządzącej idące w parze z bufonadą nacjonalizmu i pogardy dla inności jakiej sprzyja głowa państwa potęguje negatywne odczucia panujące wśród milionów obywateli. “Bacurau” jest zatem ostrzeżeniem, które jednocześnie daje widzowi sporo satysfakcji dzięki humorowi i mariażowi gatunków. 

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
bacurau plakat

Bacurau

Rok: 2019

Gatunek: western, film polityczny

Kraj produkcji: Brazylia, Francja

Reżyser: Kleber Mendonça Filho, Juliano Dornelles

Występują: Barbara Colen, Udo Kier, Sônia Braga i inni

Ocena: 4/5