Kotek pije mleko – recenzja filmu „Babygirl”

Halina Reijn odkrywa wszystkie karty swojego nowego filmu już w pierwszej scenie, kiedy grana przez Nicole Kidman Romy po stosunku zakończonym wymianą wyznań miłości z mężem przechodzi do drugiego pokoju, żeby doprowadzić się do orgazmu przy pomocy porno z „dobrą dziewczynką” i „tatusiem” w roli głównej. Powiewa to kolejną opowieścią o kompleksie nieobecnego ojca albo, biorąc pod uwagę kierownicze stanowisko bohaterki, represjonowaniu potrzeby uległości. Tasowanie hasłami o transgresji w obrębie seksualnych kontekstów w próbach krytycznego namysłu nad Babygirl z każdą kolejną minutą staje się jednak wymierzone w nieco chybionym kierunku.

Romy nie mogłaby być zwyczajna – nie z takim imieniem. Na pozór wszystko ma poukładane: w głowie, w życiu, a przede wszystkim w pracy. Tam oko kamery nakrywa ją po raz pierwszy, kiedy obserwuje produkcyjną machinę, nad której automatyzacją główkowała przez ostatnie lata. Imperatorka na miarę XXI wieku, niby jastrząb na czele jastrzębi, ale daleko jej do stereotypowej zimnej szefowej. Reijn inscenizuje ją ponad rzędami taśm produkcyjnych jak dumny monument o spojrzeniu podszytym niby dumą, ale również nostalgią i nienasyconym pożądaniem. Cristobal Tapia de Veer, kompozytor oryginalnej ścieżki dźwiękowej Babygirl, w inspiracjach dla tej sceny musiał dostać jakieś walce Eugena Dogi. Kipi to ironicznym patetyzmem, który jątrzy świat Romy z taką mocą, z jaką robi to Samuel, młody stażysta właśnie zatrudniony w jej firmie. Bohater Harrisa Dickinsona nawiedza ekran po raz pierwszy jednak nie jako podwładny kobiety, ale zaklinacz agresywnego wilczura rzucającego się na nią w drodze do pracy. Na wypowiadaną przez Samuela „dobrą dziewczynkę” ślini się zarówno pies, jak i wpatrująca się w nich Romy. Och, jakież to symboliczne i przaśne zarazem! Że aż perwersyjne!

Reijn rozwija romans między głównymi bohaterami audiowizualnymi banałami. Analogie między zaklinaniem psa a rozbudzaniem tłumionych pragnień kobiety w średnim wieku mają w sobie coś tandetnie bezpośredniego, a reżyserka dopełnia je zagraniami rodem z Nagiego instynktu (1992) Paula Verhoevena albo 9 i ½ tygodnia (1986) Adriana Lyne’a z rytmicznym montażem schadzek do ejtisowego przeboju na czele. Reijn barwi kiczem każdą minutę Babygirl, trawestując tropy i ładując w audiosferę filmu wszystkie utwory, jakie można by w żartobliwym geście skojarzyć z tą tematyką. Kultowe Never Tear Us Apart INXS spotyka wibrujące ejtisową nostalgią Dancing On My Own Robyn, a istną wisienką na torcie okazuje się nieśmiertelne Father Figure George’a Michaela, w którego rytm Romy popija na czworaka mleko z miski. Zawiewa miejscami trylogią Greya, ale nie jest to problem, bo nie można równocześnie odmówić Reijn ducha Catherine Breillat, pierwszorzędnej portrecistki kobiet, które szukają seksualnego spełnienia poza przyjętymi normami. Poszukiwania w filmowej semiotyce odpowiednika tego przekraczającego granice ruchu w naturze i człowieku, który – jak pisał Bataille – można zredukować jedynie częściowo. W żadnym ekranowym stosunku nie ma u Reijn i Breillat zresztą tyle perwersji, co w podskórnym dążeniu do uśpienia pragnień w celu dobrnięcia do archetypu Maryi Matki Dziewicy.

Powtarzana jak mantra fraza o tym, żebyśmy się jakoby wreszcie doczekały portretów kobiecych pragnień seksualnych w kinie, zdaje mi się obraźliwa wobec jego długiej historii, w którym na swój sposób codzienne represje erotyzmu się jak najbardziej uobecniają. Od Uśmiechniętej pani Beudet (1922) Germaine Dulac, przez twórczość Chantal Akerman czy Margarethe von Trotty, aż po filmografię Claire Denis. Doszukiwanie się rewolucji seksualnej tam, gdzie jej nie ma, zdaje się bezcelowym wlepianiem oczu w marketing filmu, oparty na najbardziej rozerotyzowanych hasłach i obrazach. Nicole Kidman (nagrodzona za ten występ Pucharem Volpiego dla najlepszej aktorki na MFF w Wenecji)  czaruje w roli Romy każdym spojrzeniem i centymetrem swojego ciała, a dotąd trzymane pod zadekowanym kluczem korytarze pożądania zgłębia z taką ciekawością, jakby odwracała tym występem postać Alice z Oczu szeroko zamkniętych (1999). Harris Dickinson ze wcielającym się w męża Romy Antonio Banderasem pozostawiają jej zresztą na tyle wiele miejsca, że ma okazję się wyszaleć w całej gamie stanów, kiedy ci zostają sprowadzeni raczej do drugoplanowych towarzyszy, chodzących symboli, niż równoważnych charakterów.

Nietrudno zatopić się w przypadku Babygirl w strumieniu ironii o self-insercie, autobiograficznym charakterze filmu czy spełnianiu swoich fantazji przez reżyserkę. Reijn już w debiutanckim Instynkcie (2019) zaglądała w głąb perwersyjnych obsesji seksualnych, portretując więzienną psycholożkę, którą pociąga pacjent – seryjny gwałciciel. Nieobce są jej więc podskórne żądze, nawiedzające znienacka i pobudzające poczucie wstydu. Romy zdaje się jej jednak jeszcze bliższa niż Nicoline – bohaterka poprzedniego filmu. Reijn wypożycza bohaterce Kidman ważną cząstkę życiorysu. Wychowana w domu artystów wyznających antropozofię, przez pierwsze lata życia przyszła aktorka i reżyserka nie miała dostępu do kina ani telewizji. Represjonowane pragnienie ma w żyłach jako córka homoseksualnego ojca. Nieprzypadkowo więc Romy z Babygirl popychają dziecięce przeżycia, do których z łatwością można odnaleźć odwołania w biografii Reijn. Autobiograficznych wariacji na ekranach kin uświadczamy rokrocznie wiele, natomiast w samym podejściu reżyserki do własnej historii dopatrywać się można odwrotu wobec normy przyjętej w hollywoodzkim krajobrazie. Miast przeprowadzać na sobie infantylną quasi-terapię siłami filmowego medium, Reijn wykazuje się dojrzałym dystansem i uprawia miejscami kabaretowe wręcz szaleństwo, w sposób, w jaki Olga Chajdas i Lena Góra robią to z historią matki tej drugiej w znakomitym Imago.

Babygirl być może nie stanowi w historii kina żadnej nowej karty, a widzom zapoznanym z rozerotyzowanymi klasykami, czy to hollywoodzkiego centrum, czy awangardy, zmysłów szczególnie nie rozpali. Halina Reijn z gracją muska po delikatnej skórze, sprzedaje zawadiackiego prztyczka w nos, a jest przy tym zarazem niesamowicie elegancka. Jako kolejna reżyserka opowiada o poszukiwaniu przyjemności wbrew moralności i małżeńskiej uczciwości, etyce pracy czy nawet obyczajowości, ścierając przy tym potencjalne kanty. Pozostawia na świeczniku drapieżność centralnego tematu i charyzmę Nicole Kidman, co jest już wystarczająco wyrazistym połączeniem. Taka dobra dziewczynka erotycznej postmoderny głównego nurtu.

Julia Palmowska
Julia Palmowska

Babygirl

Rok: 2024

Kraj produkcji: USA, Niderlandy

Reżyseria: Halina Reijn

Występują: Nicole Kidman, Harris Dickinson, Antonio Banderas, Sophie Wilde i inni

Dystrybucja: M2 Films

Ocena: 3,5/5

3,5/5