Grupa blisko 200 oprawców organizuje atak na dwie osoby trans. Dzieje się to zaledwie dwa miesiące temu, 9 marca wieczorem na ulicy w Salonikach w Grecji. Tłum zamaskowanych opluwa, wyzywa i rzuca butelkami w stronę młodej queerowej pary. W państwie, które właśnie zalegalizowało małżeństwa par jednopłciowych, dochodzi do przerażającego aktu przemocy motywowanej transfobią. Reakcja społeczności queerowej jest oczywiście natychmiastowa – już następnego dnia na ulice miasta wychodzą grupy solidaryzujące się z ofiarami, aby pokazać, że Grecja nie jest państwem tolerującym nietolerancję. Mimo że mało kto faktycznie w to wierzy.
W tym samym momencie na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Salonikach pokazywany jest film Avant-Drag! w reżyserii Fila Ieropoulosa. Po seansie na sesje Q&A wychodzą osoby twórcze z banerem „Destroy Greece!”. Mały gest solidarności, ale wyrwany z kontekstu możliwy do przeinterpretowania. Zdjęcie ekipy zaczyna krążyć po profilach greckich prawicowców – w komentarzach mieszają się słowa dezaprobaty z transfobicznymi i queerfobicznymi wyzwiskami. Organizatorzy festiwalu pod presją wydają oświadczenie, że odcinają się od treści baneru. Ulegają narracji narodowców, nie wspierając artystycznej ekspresji zaproszonych osób twórczych – wyrazu gniewu na wrogość greckiego społeczeństwa. Instagramowy post z oświadczeniem lajkuje m.in. Festiwal w Cannes.
Kontekst sytuacji z Festiwalu w Salonikach jest o tyle istotny, że wskazuje na to, czym Avant-Drag! nie jest: grzecznym filmem, europejskim wydaniem RuPaul’s Drag Race, pochwałą konserwatywnego rządu za przegłosowanie zmiany w prawie małżeńskim. Nie jest też filmem zapraszanym na festiwale LGBTQ+ – zgłoszenie zostało odrzucone nawet przez BFI Flare, jeden z największych queerowych festiwali. Może przedstawiony obraz osób uprawiających drag wywołuje zbyt wiele kontrowersji? Postaci filmu nie wykazują w sobie chęci do asymilacji w cis- i heteronormatywne społeczeństwo. Wręcz przeciwnie – operując kontrastem, negacjami i groteską, niszczą dotychczasowy wizerunek Grecji. Zapraszają nas na wycieczkę do Aten, które nie istnieją – albo istnieją, ale tylko w wyobraźni i wyrazie artystycznym społeczności queerowej.
Dragowy przewodnik po Atenach
W największym skrócie Avant-Drag! to dziesięć portretów drag queens, drag kingów i drag queerów. Segmenty składają się z podobnych elementów – widzimy zdeformowany, kalejdoskopowy obraz osoby, oglądamy VHS-owy performans i akcję uliczną oraz przysłuchujemy się opowieści samych zamieszanych. Do tematów, wokół których orbitują dane portrety, wprowadza głos narratorki odczytującej poezję Foivosa Dousosa (współtwórcy artystycznego duetu FYTA, w którego skład wchodzi też reżyser filmu). Dragsy pozują przy powiązanych lokalizacjach, zaopatrzone w banery z wyzywającymi sloganami – jak gdyby pozowały do pocztówek. Pocztówek prezentujących skazy miasta i odsłaniających zamiatane pod dywan problemy greckiego społeczeństwa.
Każdy z segmentów porusza nowy aspekt wiążący się z polityką państwa. Osoby wyolbrzymiają prezentowane tematy w swoich performansach, aby wskazać na głupotę społecznie przyjętych norm. Widać to szczególnie w czterech pierwszych portretach. Kangela Tromokratisch wskazuje na faszyzm kryjący się w ciągłym powracaniu do tradycji, a Er Libido przełamuje tabu religii prawosławnej swoją kreacją hiperseksualnego połączenia Chrystusa i Maryi, Natomiast Aurora Paola Morado oskarża Greków o ksenofobię i rasizm, szczególnie w podejściu do Albańczyków – proponuje odwrócić porządki i rozpocząć proces „albanizacji” społeczeństwa, symbolicznie sprejując grecką flagę na czerwono i czarno (kolory flagi albańskiej). Czwarty segment wprowadza dwie postaci naraz – to Parakatyanova, glamowa wieśniaczka reprezentująca wypierane cechy kobiecości, i Sergay Parakatyanovy, impresja na temat toksycznej męskości. Pozostając w niejasnej relacji małżeńsko-rodzicielskiej, balansują oni na skraju kazirodztwa. Parakatyanovie queerują wizerunki z magnesów w sklepach z pamiątkami.
Obraz państwa odwracany jest też przez zawłaszczenie przestrzeni, wychodzenie na ulicę i organizowanie niewielkich ulicznych performansów. Er Libido rozdaje proaborcyjne ulotki, Aurora śpiewa albańskie piosenki na środku ulicy, a Parakatyanovie zabawiają przechodzących turystów. To małe gesty, ale istotne dla budowania nowej tożsamości przestrzeni miejskiej. Podążając ateńskimi ulicami kamera zatrzymuje się na poniektórych napisach na murach i ścianach budynków, dołączając i ich głos do queerowej narracji. Staje się alternatywnym przewodnikiem po stolicy dla turystów-widzów, zapraszając do obskurnych uliczek, piwnic i prywatnych mieszkań osób artystycznych.
Przepoczwarzanie się
Osoby performerskie wyrażają stanowczo swoje radykalne poglądy. Zdecydowanie odrzucają łączenie tradycji dragu jako wyrazu artystycznego osób queerowych, ich głosu z praktykami teatralnymi czasów antycznych. Słowa o potędze greckiej kultury antycznej skrywają pod sobą nacjonalistyczną myśl – osoby twórcze Avant-Drag! wychodzą naprzeciw tej narracji. Tworzą własne mity. Herosem staje się Zak Kostopoulos, zamordowany w 2018 roku aktywista, występujący też jako drag queen pod imieniem Zackie Oh. Żeby pomścić niewinną śmierć na ulice wychodzi McMorait w kreacji udekorowanej odłamkami szkła i krwią, mściciele gotowe do odwetu na queerfobach. To persona stworzona ze strachu o własne życie i gniewu na brak reakcji (rządu, policji i greckiego społeczeństwa) na akty przemocy motywowanej homo- i transfobią. Jest ono medium dla krzyków z protestów i ostrzeżeniem przed siłą płynącą z queerowej solidarności. Jednocześnie w antypatriotycznym nastawieniu drag queera, a nawet skandowanej frazie „Niech Grecja umrze, żebyśmy my mogli żyć” kryje się troska o społeczność, chęć poprawienia warunków życia osób LGBTQ+ w ojczystym państwie. Czy na zasadzie paradoksu nie da się tu dopatrzeć alternatywnego wyrazu patriotyzmu?
Tożsamość narodowa jest performatywna, stwarzana ciągle na nowo. Zakładany kostium uwarunkowany zostaje przez tych, którzy aktualnie patrzą. Tak samo jak płeć, czego idealnym przykładem, niemalże prezentującym tezy Judith Butler, jest drag artystyki ukrywającej się pod personą Cotsosa. Konfliktujące ze sobą uczucia wyzwolenia i żałoby towarzyszące tranzycji wyraża poprzez odegranie swojej przeszłości – albo alternatywnej wersji siebie, która postanowiła dopasować się do oczekiwań społecznych związanych z narzuconą przy urodzeniu płcią. Cotsos sklejony został z cech charakteru ojca, brata i innych męskich wzorców w jego życiu, a jego fałszywość wywołuje wręcz dysonans poznawczy. Sztuczność ta odsłania teatralność koncepcji płci. Drag pomaga artystce pożegnać się z wyobrażeniem innych na jej temat. To ostatnie wyjście do oklasków, ciągle w roli i charakteryzacji, po spektaklu swojego życia.
Od tego momentu drag kolejnych bohaterek zdaje się mieć już inny wydźwięk. Jest nierozłączny od ich tożsamości, bezpośrednio połączony z życiem i śmiercią. Lala Kolopi z humorem opowiada o życiu z przewlekłą chorobą Crohna, swoimi rubasznymi żartami przypominając ikonę dragu – Divine. Jednocześnie jako przyszła psychiatrka krytykuje system opieki zdrowotnej od środka, zarzuca mu wypychanie słabszych jednostek na obrzeża społeczeństwa. Z tego jednak korzysta Veronique Tromokratisch, HIV pozytywna artystka, która powraca do dziecięcej estetyki i tworzy swoją własną bańkę wraz z Małą Cruellą. Tajemnicze czerwone dziecko karmione taśmami filmowymi wygląda jak postać z teatru Markusa Öhrna. Czy jest jeszcze osobą w dragu? Czy w ogóle jest człowiekiem? A może wspólną imaginacją, wyrazem okrucieństwa i absurdu całego świata?
Finalne scalenie dziesięciu portretów w jeden wspólny obraz następuje podczas kolacji u Kangeli. Rozpoczyna się dyskusja, w trakcie której osoby wymieniają się spostrzeżeniami dotyczącymi współczesnego greckiego dragu, współodczuwania żałoby i polityki opiekuńczości. Odczuć można jednak pewien brak. Cotsos nie pojawia się w ostatniej scenie, swoją nieobecnością reprezentując osoby queerowe wykluczone, niewidzialne, przestraszone i niewyoutowane. Reżyser podkreśla, że społeczność queerowa nie tworzy automatycznie przestrzeni bezpiecznej dla wszystkich – i może nigdy nie będzie w stanie jej stworzyć.
„Brokat żyje wiecznie”
Oglądając premierę Avant-Drag! w trakcie Festiwalu Filmowego w Rotterdamie, z perspektywy polskiej osoby queerowej trudno było mi nie doszukiwać się cech wspólnych z sytuacji z naszego podwórka. Towarzyszą nam poczucie beznadziei, złość na władzę państwa i pesymizm związany z brakiem poprawy życia osób nieheteronormatywnych. To silnie intersekcjonalny problem, dlatego też tak uniwersalny. Użycie hymnu Unii Europejskiej, który wieńczy film jako podkład do finalnych portretów osób dragowych, zarówno wyśmiewa koncept wspólnoty zjednoczenia narodów europejskich, jak i łączy społeczność LGBTQ+ w doświadczanym absurdzie czasów tęczowego kapitalizmu.
Zapis głośnej, krzykliwej i bulwersującej reprezentacji będzie inspirować też przyszłe pokolenia. Na myśl przychodzi oczywiście skojarzenie z Paryż płonie, kluczowym dla historii osób LGBTQ dokumentem nowojorskiej sceny ballowej. Postaci Avant-Drag! mają jednak większą autonomię w tym, co uwiecznione, wyrażają się przede wszystkim poprzez swoją sztukę, dzięki czemu osoba widzowska nie wpada w złudne poczucie postrzegania obiektywnej prawdy. Forma wykreowanego dokumentu przywodzi na myśl raczej Żałobną Paradę Róż – fabularne przełożenie mitu o Edypie, a jednocześnie zapis japońskiej sceny dragowej lat sześćdziesiątych. Podkreślenie sztuczności formy filmowej współgra z istotą dragu. Przed naszymi oczami rozpada się zarówno konstrukt płci i tożsamości narodowej, jak i sam oglądany obraz.
W końcu Avant-Drag! to nie tylko portret dziesięciu drag queens, drag kingów i drag queerów. To też próba wyostrzenia wad państwa i narodu. Niesamowicie wykreowane persony i ich artystyczna ekspresja, pomysłowe performanse nie tylko inspirują, ale (przede wszystkim!) motywują do radykalnego działania. Zachęcają każdą osobę do refleksji nad momentem konstytuowania się tożsamości narodowej. Czy bycie częścią społeczności queerowej potencjalnie łączy silniej niż posiadany paszport? Co zrobić, by sztuka osób LGBTQ+ pozostała polityczna i nie poddała się tęczowemu kapitalizmowi?
Ostatecznie Grecja, jaką znamy z widokówek, zostaje zniszczona na zawsze. Na jej miejscu powstaje nowa kraina – różnorodna, współodczuwająca i obrzydliwie kampowa.