Czy to koniec kariery Zygzaka McQueena? – recenzja filmu „Auta 3”

Po 7 latach od premiery poprzedniej części, której osią fabularną były kryminalno-mafijne przekręty, Pixar wraca z kolejną odsłoną losów znanej czerwonej wyścigówki. Jest to powrót na właściwe tory. Dosłownie i w przenośni, bowiem w „Autach 3” Zygzak McQueen trenuje na legendarnych trasach, wraca do korzeni i na stare śmieci.

Kariera mistrza jest zagrożona, ponieważ na tor wjeżdżają pojazdy nowej generacji. Z większą przyczepnością, lepszym opływem powietrza, skomputeryzowane, dizajnerskie, lepiej wytrenowane i przewyższające Zygzaka pod każdym względem. Wszystkie mistrzowskie tytuły zgarnia nowy zawodnik z numerem 20 – Jackson Sztorm. Jednak legendarny numer 95 zamiast się poddać decyduje rozpocząć nową formę treningu pod okiem Cruz Ramirez. W tej części oczywiście spotykamy starych dobrych znajomych jak Złomek czy Marucha, ale większość scen jest zdominowana przez świeżą krew w motoryzacyjnym świecie. Jackson jest fałszywym, złudnie przekonanym o swojej wyższości, pyszałkiem, który w świetle jupiterów przedstawia Zygzaka jako swojego idola, lecz w gruncie rzeczy nie marzy o niczym innym niż aby doprowadzić do jego wielkiej przegranej. Z kolei Cruz jest wyraźną satyrą coachingu i motywacji. W scenach pokazujących jej działania w ośrodku szkoleniowym twórcy puszczają oczko do nieco starszych widzów i wspominają sztucznie wytworzone problemy, wizualizacje wygranej, automotywację i prześmiewczo traktują rozrywki takie jak aerobik czy joga. Patrząc na Złomka odniosłam wrażenie, że jego postać została już maksymalnie wyeksploatowana i staje się powtarzalna jak Jack Sparrow w najnowszych „Piratach z Karaibów”. Za to zauroczył mnie, kolega Zygzaka z toru, Karol i jego „cięte riposty”.

„Auta 3” zdecydowanie wynagradzają niski poziom dwójki, która była nużąca i z intrygą poprowadzoną w sposób niebudzący emocji. Teraz, już na samym początku zostajemy wrzuceni w środek wyścigu, w tle leci dynamiczna muzyka, auta ścinają zakręty, a w powietrzu niemal unosi się smród palonej gumy. Dostajemy brawurowe wyścigi i rajdy w błocie w stylu monster trucków z latającymi oponami, wybuchającymi kanistrami benzyny, akrobacjami oraz mechanicznymi potworami – lokalnym postrachem. Dynamika świetnie zrównoważona jest nostalgią, w końcu Zygzak przecież czuje, że się starzeje, rozważa odejście na emeryturę, obserwuje czyniących to kolegów. Wspominkowy klimat potęgują odwołania do dawnych mistrzów, wizyty na starych śmieciach i widoczne w kadrach wycinki z gazet mówiące o minionych sukcesach. Twórcy grają nam na emocjach i doprowadzają do udanego finalnego zwrotu akcji.

Krytykowany i wyśmiewany jest biznes oraz robienie z siebie marki – Zygzak nie chce sygnować swoim nazwiskiem MacGrillów do smażenia McSteków. Nie ma jasno określonego stanowiska w starciu z nowoczesnymi technologiami: czerwona wyścigówka używa nowoczesnych symulatorów, ale robi ukłon w stronę mistrzowskich tradycji.

Animacja porusza problem przemijania, technologicznego postępu, nostalgii powrotów i wagi wsparcia bliskich. Dotyka tematu rywalizacji, niespełnionych ambicji, spełnionych marzeń, fałszywości, obłudy i etyki biznesu. Mam nadzieję, że ten powrót z klasą był ostatnim wyścigiem Zygzaka McQueena i nie uświadczymy już kolejnych okrążeń w „Autach 4” – żeby nie zniszczyć pieczołowicie rozegranego finału, który mimo wszystkich przeciwności napotkanych po drodze, zostawia nas z uśmiechem na twarzy i ukłuciem nostalgii w sercu.

*BONUS*

Jako totalna fanka animowanych shortów byłam w siódmym niebie, kiedy przed seansem właściwym zaproponowano mi uroczą bajkę „Lou”. O stworku powstałym z rzeczy z kufra „lost and found”, który próbuje nawrócić chuligana terroryzującego szkolny plac zabaw. Najpierw przez moment się ze sobą droczą, aby za chwilę, emocjonalnym chwytem, doprowadzić niegrzecznego chłopca do zwrócenia zgub ich właścicielom.

Ania Wieczorek

Auta 3


Rok: 2016

Gatunek: Animacja, Komedia

Twórcy: Brian Fee

Ocena: 3,5/5