Cygaro jest tylko cygarem – recenzja filmu „Akta Bibiego” – 22. Millennium Docs Against Gravity

W dwóch przebojach tegorocznego Millennium Docs Against Gravity widzowie mieli okazję zajrzeć za kulisy współczesnego imperializmu dzięki przemyconym „taśmom prawdy” – Pan Nikt kontra Putin unaocznił indoktrynację rosyjskich dzieci poprzez wpajanie im jedynej słusznej narracji na temat inwazji na Ukrainę, natomiast Akta Bibiego zaproponowały studium charakteru innego zbrodniarza wojennego o autorytarnych zapędach. Czy tej drugiej produkcji, wyreżyserowanej przez obiecującą autorkę demaskatorskich dokumentów Alexis Bloom i wyprodukowanej przez wyjadacza non-fiction Alexa Gibneya, udało się obnażyć naturę Binjamina Netanjahu i trafnie zdiagnozować bezpośredni wpływ jego uników od odpowiedzialności na obecną sytuację na Bliskim Wschodzie?

Punktem wyjścia do ujawniania wszystkich pomniejszych i najbardziej odrażających win urzędującego premiera Izraela oraz jego familii są upublicznione nagrania z przesłuchań poprzedzających postawienie „Bibiego” w stan oskarżenia w 2019 roku w związku z licznymi dowodami korupcji. Choć główni podejrzani konsekwentnie zaprzeczają wszystkiemu, policja nie pieści się ani z mężem stanu czy jego synem, podcasterem uśmiechającym się do guru altprawicy, ani ze stronnikami miliarderów, którym polityk chętnie sprzedawał swoje względy w zamian za całe wagony drobnych podarunków – tu hawańskie, tu szampanik, a dla żony Tiffany, tylko nie za świecące. Po dobrych paru latach relacje te (z dreszczykiem konspiracji w postaci tajnych haseł) przynosiły darczyńcom frukta – szybsze odnowienie wizy, ulga podatkowa, pomoc w spłaceniu długów. Do międzynarodowych przedsiębiorców, którzy skorzystali na niewinnych gestach przyjaźni wobec Netanjahów, należy chociażby Arnon Milchan, potentat o imponująco szerokim spektrum zainteresowań – wyprodukował m.in. filmy Pan i Pani Smith i 12 Years a Slave, a także pomógł pozyskać uran na potrzeby izraelskiego programu nuklearnego.

Jasno demonstrujące obłudę szefa rządu taśmy policyjne opatrzono obszernym komentarzem przeróżnych mówców, często bezpośrednio związanych ze sprawą, a odbiorcy zostają wprowadzeni w szerszy kontekst przy użyciu standardowych technik ekspozycyjnych najbardziej klasycznej formy dokumentu. Twórcy najpierw streszczają życiorys przyszłego premiera na podstawie jego autobiografii czy wypowiedzi Uziego Bellera, najlepszego przyjaciela Bibiego od przysłowiowego trzepaka, potem wspominają co nieco o sposobie wypowiedzi, rozpoznanej globalnie charyzmie zatwardziałego tępiciela terroryzmu, a jeszcze dalej pozwalają sobie nawet na szczyptę plotkarstwa. Czy to prawda, że Binjamin boi się żony? Czy Sara to współczesna Lady Makbet, szara eminencja, do której należy ostatnie słowo w każdej istotnej sprawie? Czyżby miała go w garści od czasu bezprecedensowego dla izraelskiego życia publicznego seksskandalu z 1993 roku, gdy miało wycieknąć nagranie jego cudzołóstwa? Nieładnie, nieładnie.

Kwestii korupcji poświęcono lwią część obrazu, ale na niej oczywiście nie koniec. Filmowcy rozumieją, że choć odtajnione nagrania są szalenie istotne z punktu widzenia dziennikarza śledczego, to jednak zarzuty o łapownictwo wydają się teraz kwestią niemal błahą, należącą do sfery dworskich intryg, w obliczu tego, co nastąpiło później. Mamy przecież do czynienia z człowiekiem, który jeszcze niedawno był objęty nakazem aresztowania Międzynarodowego Trybunału Karnego pod zarzutem zbrodni wojennych. Twórcy w sposób rzetelny wskazują haniebne czyny, jakich od czasu postawienia w stan oskarżenia dopuścił się długoletni przywódca Izraela. Jawne przytulanie się do ekstremistycznej prawicy, próba osłabienia krajowego sądownictwa czy w końcu bezpośrednie działania na rzecz finansowego wspierania Hamasu i zaogniania sytuacji w Strefie Gazy po atakach 7 października, składając w ofierze życia palestyńskich cywili i izraelskich zakładników w imię utrzymania permanentnego stanu wojny, który pomaga mu utrzymać władzę. Nie pozostając gołosłownym, film nie szczędzi widzom drastycznych materiałów uwidaczniających niedawne akty terroru będące konsekwencją polityki Netanjahu.

Choć jednoznaczne potępienie ludobójcy jest ze wszech miar słusznym celem, który mógłby podnosić wartość nawet tak schematycznego dokumentu jak Akta Bibiego, to jednak poprzez pewne celowe pominięcia twórcy nie ustrzegli się niesmacznej manipulacji. Prezentowana optyka jest w oczywisty sposób ograniczona: na „gadające głowy” wybrano głównie elity polityczne z bliskiego otoczenia Netanjahu (np. jego były rzecznik prasowy Nir Hefetz), których wiarygodność ma potwierdzać to, że w odpowiednim momencie odwróciły się od Bibiego. Choć oczywiście osoby te oferują niecodziennie insiderski wgląd w sytuację na najwyższych szczeblach władzy, ich wypowiedzi, podobnie jak w przypadku komentarzy dziennikarza śledczego Raviva Druckera, bardziej niż głosy eksperckie brzmią jak kanapowe domniemania niedzielnego felietonisty próbującego zdiagnozować motywy i psychologię przestępcy w białych rękawiczkach. 

Jest też pojedynczy głos zwykłej obywatelki Izraela. Gili Schwartz, kibuczniczka, która straciła wielu bliskich podczas masakry w Be’eri, obwinia o zdarzenie nie bojowników Hamasu, a premiera. Jej poruszająca wypowiedź tworzy spójną narrację z obrazami tłumów protestujących przeciwko reformie sądownictwa – widz może śmiało wywnioskować, że izraelscy Żydzi są zgodnie przeciwko Netanjahu oraz mordowaniu cywili i zasługują na kolektywne rozgrzeszenie, co byłoby oczywiście uproszczonym obrazem ogółu społeczeństwa, które konsekwentnie wybiera Likud na partię rządzącą. A co na to wszystko gojowie? Jedynym znaczącym reprezentantem arabskiej mniejszości w filmie jest Sami Abu Shehadeh, były członek Knesetu pochodzenia palestyńskiego, który ośmielił się zdradzić jedynie tyle, że nigdy nie poszedł do pracy z uśmiechem na ustach.

Po obejrzeniu Akt Bibiego odbiorca niezaznajomiony z szerszym kontekstem może dojść do przekonania, że krwawa polityka ostatnich lat to anomalia, wstydliwa plama na kartach historii demokratycznego państwa, które jeszcze niedawno aktywnie dążyło do porozumienia z Palestyną, a za całe zło odpowiadają Bibi i apologeci terroryzmu ze skrajnej prawicy. Być może dokumentaliści nie mają obowiązku poświęcać czasu ekranowego na edukowanie widzów o Nakbie, blisko sześciu dekadach okupacji, dyskryminacji ludności nieżydowskiej czy otwartym wsparciu Stanów Zjednoczonych dla zbrodniczych działań. Jednak w sytuacji, gdy tragedia Palestyńczyków stanowi w filmie ledwie tło dla szarad manipulatora desperacko dążącego do utrzymania władzy w obliczu podejrzeń o zamiłowanie do cygar, a o grzechach przeszłości mówi się głównie w kontekście historycznych premierów, którzy poszli siedzieć za korupcję, taktyczne przemilczenia sprawiają wrażenie elementów świadomej strategii. Zakazane w Izraelu, efektownie zrealizowane Akta Bibiego stanowią niewątpliwie odważny, nieszczędzący ciosów atak na premiera, jednak migają się od osądzenia syjonistycznego etnonacjonalizmu jako takiego, mimowolnie zdradzając sympatie liberalnych twórców.

Dawid Smyk
Dawid Smyk

Akta Bibiego

Tytuł oryginalny:
 The Bibi Files

Rok: 2024

Kraj produkcji: USA

Reżyseria: Alexis Bloom

Ocena: 2,5/5

2.5/5