Kilka dni temu Mel Gibson został jednym ze specjalnych wysłanników prezydenta Trumpa mających uczynić Hollywood wielkim again. Misję tę wziął sobie najwyraźniej mocno do serca, gdyż zaraz po tym ogłoszeniu do kin trafia jeden z najlepszych filmów akcji ostatnich lat, właśnie spod jego ręki. Mniej zadowoleni mogą być jednak waszyngtońscy mocodawcy, gdyż stary dobry Mel stał się woke: oto kobieta stoi na straży porządku Ameryki, złolem jest redneck i gwałciciel z Teksasu, sprawy komplikuje wątpliwość wobec solidarności jajników, a wszystko udaje się tylko dzięki flirciarskiemu Arabowi. Ale od początku, czym jest 3000 metrów nad ziemią?
Napisany w 2020 roku przez Jareda Rosenberga scenariusz od początku wydawał się łakomym kąskiem dla Fabryki Snów. Ledwie trzech aktorów, ograniczona przestrzeń, skondensowane emocje przerywane scenami akcji i fabuła wpisująca się w modny nurt „naparzanek w komunikacji publicznej”. Tym razem może mniej publicznej, bo za miejsce akcji robi czarterowa awionetka, którą agentka US Marshals Service (zbrojne ramię sądownictwa) transportuje księgowego niedawno aresztowanego mafioza. Na pokładzie przebywa z nimi jedynie pilot. Aczkolwiek hej, z wiochy na Alasce w inny sposób wydostać się nie można, więc czyż nie czyni to z takiego lotu specyficznego rodzaju komunikacji publicznej?
Mel Gibson w Breaveheart. Walecznym sercu, Pasji czy Apocalypto dał się poznać jako fanatyk dociśniętego do dechy patosu, często przekraczającego granicę kiczu tudzież kampu. Tym bardziej zaskakujące, że teraz nasz ulubiony antysemita postawił na komedię. Kloaczny humor rodem z filmów Adama Sandlera wita nas w 3000 metrów nad ziemią¸ gdy do chatki pośrodku lasu zamieszkałej przez przerażonego nerda wpada marshal Madelyn Harris (Michelle Dockery) z obstawą dwóch policjantów-statystów wyrwanych z odcinka Przystanku Alaska parodiującego Fargo. Nieszczęśnikiem, którego wątpliwy spokój został zakłócony, jest Winston (Topher Grace, szerzej znany jako Eric z Różowych lat siedemdziesiątych), haker, księgowy bez studiów, i finansowa prawa ręka szefa mafii Morettiego. Facetowi, równie co kręgosłupa moralnego, charyzmy i charakteru, brakuje także odwagi czy lojalności. Momentalnie zgadza się więc sypać, byle jemu oraz mieszkającej samotnie gdzieś w Ameryce matce, nic nie zabrakło. No i wszystko się dobrze skończy, wszak bliżej nieokreślona wszechpotężna i bogata organizacja przestępcza nie będzie miała nic przeciwko bezpiecznemu dotarciu przez kluczowego świadka koronnego do sądu. Ochraniany jest zresztą przez najlepszą możliwą osobę, agentkę zdegradowaną za spartaczenie misji, która przez ostatnie lata pracowała na zesłaniu za biurkiem. Zatem pora i na tego trzeciego. Doświadczonego lotnika, syna teksańskiego opryskiwacza pól, Daryla Bootha (Mark Wahlberg w jednej z najciekawszych i najlepszych ról w swojej karierze). Łysiejący przewoźnik jest charyzmatyczny, pewny siebie, co chwila rzuca prymitywnymi żarciochami z poprzedniej epoki. Wprowadza dobrą atmosferę w dość nerwowej sytuacji transportu kluczowego świadka przez pokryte śniegiem góry. Po Alive, dramacie w Andach lub Śnieżnym bractwie (NASZA RECENZJA) wiemy, jak loty na takich trasach mogą się skończyć. Bywa jednak przesadnie domyślny, a rana pod uchem czy dziwna czerwona plama na swetrze mogą się wydać podejrzane, chociaż z drugiej strony może jest po prostu bystrym facetem, który nie dba w pełni o swój wizerunek.

Neurotyczny allenowsko-sandlerowski Winston, maczystowski Daryl i między nimi przepełniona wątpliwościami co do samej siebie oraz własnego oglądu sytuacji Madelyn. Mel Gibson wspólnie ze scenarzystą ustanawiają nam trójkąt miłosny rodem z wczesnomilenijnego romcomu, a następnie umieszczają go w kontekście „męskiego” świata przemocy i techniki. Podobnie jak w Babygirl Haliny Reijn film zostaje osnuty wokół tematu osuwania się naszych masek, sprzedawania siebie światu w określony sposób przy jednoczesnym braku umiejętności utrzymania danej fantazji, wymykaniu się, między słowami, prawdziwego „ja”. Z Winstona wypełza więc oportunista, z Daryla zarozumiały przestępca seksualny, a z Madelyn osoba przerażona własną sprawczością. Przy tym ani to, jak chcą się sprzedać, ani ciekawska słabość nie definiują ich w pełni, lecz składają się na paradoksalny obraz istot umieszczonych w podniebnym trójkącie.
3000 metrów nad ziemią jak mało który film w ostatnich miesiącach żeni ze sobą prostą rozrywkę z przyczynkiem do socjologicznej oraz psychologicznej analizy. Nie znajdziemy tu politycznych manifestów, twitterowego sygnalizowania cnoty czy uśmiechów wobec prawicowego komentariatu. Mel Gibson, śladem Clinta Eastwooda w Przysięgłym nr 2 (NASZA RECENZJA), w swojej gatunkowości umieszcza szarość ludzkiej psychiki i egzystencji. Proste archetypy wypełnione zostają znaczeniami i pomysłami, innymi słowy – charakterem pozbawionym efekciarstwa. Bez żadnych wątpliwości jest to najdojrzalszy, najzabawniejszy i po prostu najlepszy film jednego z najbardziej niezasłużonych zdobywców Oscara w głównej kategorii.


3000 metrów nad ziemią
Tytuł oryginalny: Flight Risk
Rok: 2025
Kraj produkcji: USA
Reżyseria: Mel Gibson
Występują: Mark Wahlberg, Michelle Dockery, Topher Grace i inni
Dystrybucja: Monolith Films
Ocena: 4/5