Come on, Vogue – recenzja filmu „Wszystkie pieniądze świata”

„Wszystkie pieniądze świata” już od publikacji pierwszego zwiastuna wzbudzały wielkie zainteresowanie. Drugi w tym samym roku film Ridleya Scotta, powrót do thrillera po tragicznym „Adwokacie” sprzed czterech lat, wreszcie całkowite przeobrażenie Kevina Spacey’ego. Kiedy po wybuchu afery związanej z molestowaniem seksualnym, producenci podjęli niecodzienną decyzję o podmienieniu w postprodukcji skompromitowanego aktora na Christophera Plummera, świat zamarł w oczekiwaniu. Czy ta karkołomna misja się powiodła?

Scott nie postawił sobie specjalnie trudnego zadania. Bardzo głośna w latach 70. sprawa uprowadzenia Johnna Paula Getty’ego III, wnuka najbogatszego człowieka na świecie, przez włoską mafię, zelektryzowała ówczesną opinię publiczną. Wydawała się również samograjem – dramat porwanego nastolatka, desperacka walka rodziców o pieniądze na okup i wreszcie wewnętrzne starcie serca z rozumem w Johnnym Gettym Seniorze. Do tego wszystkiego media żerujące na ofiarach, tragedia absolutnej elity elit, kryzys naftowy. Było o czym opowiadać.

Tym bardziej szkoda, że Brytyjczyk po raz kolejny udowodnił, że wraz z początkiem XXI wieku zatracił umiejętność kręcenia dobrych filmów. „Wszystkie pieniądze świata” są przeraźliwe nudne. Ani przez chwile na ekranie nie czujemy żadnego napięcia. Skrajna niekompetencja porywaczy, którzy przypominają bardziej antagonistów Kevina MacAllistera niż faktycznie groźną mafię, sprawia, że nie sposób się niepokoić o bezpieczeństwo uprowadzonego chłopaka. Bardzo brutalne interwencje montażystów w spójność czasową filmu (powodujące, że naprawdę trudno się chwilami zorientować, ile dni, bądź tygodni, minęło między poszczególnymi scenami) również nie sprzyjają budowaniu suspensu. Bohaterowie zdają się również regularnie zapominać o Johnnym Paulu Juniorze, jakby pewni, że nic złego się nie wydarzy, a widzowi się to niczym nieuzasadnione poczucie bezpieczeństwa udziela.

Twórcy nie mogą się zdecydować, czy chcą stworzyć thriller z nutą psychologii, jak „Monachium” Spielberga, czy skupić się na dramacie Abigail Getty (Michelle Williams) i rozterkach wewnętrznych seniora rodu. W efekcie otrzymujemy dość nieznośną kompilację. Śledztwo, zarówno to rządowe, jak i prowadzone przez agenta wynajętego przez rodzinę — Fletchera Chace’a (Mark Wahlberg), zwyczajnie nie ma sensu. Podam tylko jeden przykład: porywacz, kiedy przekazuje żądanie okupu, przedstawia się jako „Cinquenta” / „Pięćdziesiątka”. Nie widzimy, jednak na ekranie nawet wzmianki o poszukiwaniach kogoś o tym pseudonimie. Zakładamy zatem, że to na pewno była ślepa uliczka w śledztwie, a reżyser, mający inne piorytety narracyjnie, postanowił nie marnować na nią czasu. W porządku. W drugiej połowie filmu okazuje się jednak, że ów „Pięćdziesiątka” to znany tamtejszy gangster, którego miejsce zamieszkania jest znane policji. Kto by się spodziewał, że to właśnie tam przetrzymywany był nasz chłopak. Czemu ten wątek był niezbadany wcześniej? Tego nie wie nikt.

Mimo tego, że to nie najwyższych lotów kino gatunkowe wciąż można oglądać tę produkcję z dużą przyjemnością. Jest to zasługa naszego rodaka Dariusza Wolskiego odpowiadającego za zdjęcia oraz scenografów Gianpaolo Rifino i Arthura Maxa. Piękni ludzie odziani w stroje od najlepszych projektantów, w tętniących przepychem wnętrzach, estetycznie palą papierosy i deklamują swoje przekonania a to wszystko kręcone wprawną ręką mistrza przy użyciu interesujących i gustownych filtrów. Prawdziwa uczta dla oczu niczym nagranie z sesji dla magazynu Vogue.

Największym skarbem filmu pozostaje jednak obsada aktorska. Błyszczy zwłaszcza, nominowany do Oscara, Christopher Plummer. Mimo że sama nominacja nie była zapewne podyktowana jedynie względami aktorskimi, to jednak jego występ jako bezwzględnego kapitalisty u kresu życia jest czymś, co zapada w pamięć. Za każdym razem, kiedy jesteśmy zmuszani oglądać rozmawiających po angielsku włoskich gangsterów-fajtłapów albo bezcelowe spacery Marka Wahlberga, tylko czekamy, by móc wreszcie wrócić do angielskiej rezydencji Getty’ego. Po raz kolejny klasę pokazuje Michelle Williams, tocząc nierówną walkę z fatalnym scenariuszem i koniecznością wygłaszania drętwych i banalnych kwestii, często wychodzi zwycięsko i przykuwa nasz wzrok do ekranu. Aby jednak nie było tak słodko, to Charlie Plummer w roli porwanego jest absolutnie tragiczny, przedstawiając zaangażowanie godne taniej telenoweli.

Estetyczna uczta, aktorska rewia, scenariuszowe piekło i reżyserska sztampa. „Wszystkie pieniądze świata” to zachowawczy i nudny film, który ma jednak swoje zalety i dostarczy odpowiednio nastawionemu widzowi trochę rozrywki.

Marcin Prymas
Marcin Prymas
Wszystkie pieniądze świata - plakat

Wszystkie pieniądze świata


Rok: 2017

Gatunek: thriller

Reżyser: Ridley Scott

Występują: Michelle Williams, Christopher Plummer, Mark Wahlberg i inni

Ocena: 2,5/5