Spoza czasu – recenzja filmu „Wspomnienia wschodu”

Gustaf John Ramstedt (1873-1950) był fińskim językoznawcą, etnografem i dyplomatą. Wspomnienia tego poligloty i naukowca stały się kanwą, na której swą opowieść snują Martti Kaartinen i Niklas Kullström, reżyserzy „Wspomnień wschodu”.

Film nie jest zwykłą biografią Ramstedta, lecz poetyckim dokumentem wykorzystującym jego głębokie zainteresowanie kulturą i sposobem życia mieszkańców wschodniej Azji, by zadać pytanie, jak w ciągu stu lat zmieniła się ta część kontynentu. Kamera podróżuje śladami Fina, który w trakcie swych badań i kariery dyplomatycznej odwiedził m.in. Mongolię, Japonię, Chiny i Koreę. On sam jest narratorem tej opowieści o ludziach i kulturze, ilustrowanej zdjęciami dzisiejszego oblicza Dalekiego Wschodu. Zestawienie ze sobą narracji z początku XX wieku oraz zdjęć o sto lat późniejszych we frapujący sposób oddaje nie tylko fascynację i głód wiedzy, ale też tęsknotę połączoną z wyobcowaniem, jakie kołaczą się w umyśle samotnego wędrowca w nieznanej krainie – oraz kieruje uwagę na problemy przemijania, procesu zmian i istoty czasu.

Kaartinen i Kullström wielokrotnie odwołują się do buddyjskiego pojęcia czasu, mającego ścisły związek z miejscem człowieka w systemach filozoficznych Wschodu. Gdy egzystencja warunkowana jest karmą i kołowrotem reinkarnacji, postrzeganie czasu jako mającego początek i koniec traci sens. Egzystencja jest cyklem, któremu podporządkowane są wszystkie istoty żywe. Jednocześnie, skoro doczesny świat nie jest ostatecznym celem wędrówki, jaki sens ma posiadanie dóbr materialnych i dążenie do pozostawienia po sobie fizycznych świadectw swego istnienia? Być może rzeczy materialne także powinny podlegać cykliczności czasu zamiast trwać przez pokolenia. W tym ujęciu najważniejsze wydaje się dziedzictwo kulturowe, dorobek naukowy, niematerialne dobra, jak folklor i język – obiekty badań Ramstedta. Również jego wspomnienia, odczytywane niejako spoza czasu, nabierają charakteru intelektualnej spuścizny. Jednocześnie jest to nie tyle mądrość przodków, co zapis doświadczeń jednostki z pokorą przyjmującej wyroki losu, otwartej na nowe doświadczenia i potrafiącej przyznać się do błędów i niewiedzy.

Pamiętniki Ramstedta obfitują w celne obserwacje i niebanalne refleksje, będąc do dziś bezcennym zapisem ówczesnego charakteru azjatyckich krajów. Zestawione z narracją współczesną błyszczą jeszcze mocniej. Niestety wybrane przez Kaartinena i Kullströma opowieści z Azji XXI wieku są nierówne – niektóre zaskakują nietypowym spojrzeniem, inne są banalne i płytkie. To właśnie ten element dzieła wypada najsłabiej. „Wspomnienia wschodu” sprawdzają się bowiem jako artystyczna wypowiedź o istocie czasu i umysłowości człowieka Wschodu, którą należy pochwalić za wrażliwość w podejściu do tego niełatwego dla języka filmu tematu – lecz są tylko średnio udaną próbą przybliżenia różnorodności kontynentu azjatyckiego.

Ramstedt był człowiekiem renesansu – swoich badań nie ograniczał do lingwistyki i etnografii. Interesowały go różnorodne aspekty dorobku kulturowo-naukowego Azji – od rolnictwa, poprzez historię i architekturę, po filozofię i religię. Reżyserzy „Wspomnień wschodu” kontynuują tę metodologię, przybliżając tak odległe elementy azjatyckiej układanki, jak architektura kapsułkowa, manga, komunistyczna utopia miasta idealnego i życie nomadów. Niemal zupełnie pomijają współczesne konteksty historyczno-polityczne, a takie właśnie opisy zajmują dużo miejsca w cytowanych wspomnieniach Ramstedta. Komentarz ilustrujący wybrane przez reżyserów zjawiska nie jest tak zajmujący jak przemyślane teksty Fina, pisane z perspektywy czasu i na fundamencie bogatego doświadczenia.

Ten brak równowagi psuje nieco odbiór dzieła, podobnie jak dobór zdjęć ilustrujących podawane z offu opowieści. Choć wiele obrazów pozwala dostrzec, jak (i czy) zmieniło się oblicze Dalekiego Wschodu, to zapierające dech w piersiach kadry często są tylko pięknym obrazkiem, bardzo luźno związanym z treścią, a miejscami ocierającym się o banał (np. pływy morskie jako ilustracja rozważań o czasie). Dwa porządki czasowe są jednak całkiem dobrze połączone, a całość jest wyraźnie zrytmizowana, co w połączeniu z operującą niskimi tonami muzyką (wykorzystującą ludowe i religijne pieśni) pozwala wczuć się w mistyczną aurę, jaką próbują roztoczyć przed widzem twórcy filmu.

Mimo pewnych słabości „Wspomnienia wschodu” są bowiem frapującą wędrówką próbującą przybliżyć swoistą umysłowość człowieka Dalekiego Wschodu. Martti Kaartinen i Niklas Kullström podjęli się niełatwego zadania, nie dysponując doświadczeniem Gustafa Johna Ramstedta. Podeszli jednak do trudnego tematu z wielkim szacunkiem i za to należą im się słowa uznania.

Wojciech Koczułap
Wojciech Koczułap

Wspomnienia wschodu


Rok: 2018

Gatunek: dokumentalny

Reżyser: Martti Kaartinen, Niklas Kullström

Ocena: 3/5