Gra o honor – recenzja filmu „Wojna płci”

Lata 70. to niezwykle ważny okres dla amerykańskich kobiet. To czas feminizmu drugiej fali, którego jednym z najważniejszych postulatów była równość na rynku pracy. Nic dziwnego więc, że walkę o te prawa przeniosła na kort jedna z najlepszych ówczesnych tenisistek, aktywnie zaangażowana w trwającej od lat debacie- Billie Jean King. ‘Bitwa płci’, rozegrana w 1973, nie była zwykłym meczem, a starciem topowego gracza lat 40. z dużo młodszą i równie utytułowaną zawodniczką. Wydarzenie przyciągnęło przed telewizory około 90 milionów widzów z całego świata, a zwycięstwo w tej rozgrywce miało mieć kluczowe znaczenie dla przyszłości kobiecego tenisa.

Film jest niezwykle osobistym obrazem obojga sportowców, a zarówno Emma Stone, jak i Steve Carell, wcielają się w swoje postacie pierwszorzędnie. King jest osobą o silnym charakterze, niezrównaną na korcie, a w życiu prywatnym cichą i niepewną siebie dziewczyną, wciąż szukającą swojej drogi. Obserwujemy, jak do samego końca, próbuje podjąć niezwykle trudny wybór, między tym, czego pragnie, a tym, co jest od niej oczekiwane. Bobby Riggs, 55 letni były tenisista, będący na utrzymaniu żony, oddaje się na emeryturze urokom hazardu. Nie jest w rzeczywistości takim szowinistą jak niektórzy koledzy z branży. To zwykły showman, który przeżywając kryzys wieku średniego, postanawia udowodnić sobie coś jeszcze, a przy okazji zarobić krocie.

Przez ekran przebija się niezwykły klimat lat 70., przyblakłe kolory kadrów, modernistyczna architektura, fryzury, jaskrawe stroje i ówczesne nowinki technologiczne sprawiają, że wizualnie obraz jest niezwykle przyciągający. Nadrabia tym samym brak dynamiki. Konstrukcja fabularna bardziej przypomina dramat niż komedię, a pomimo ciągłej podróży, jaką jest życie głównej bohaterki, można odczuć znużenie zbyt powolnym tempem akcji.

Pierwsza połowa filmu poświęcona jest przybliżeniu nam prywatnego życia bohaterów, które z największą starannością próbują zachować przed światem. Billie Jean ma męża, Larry King jest jej najlepszym przyjacielem i zrobiłby wszystko byle nie wypaść nigdy z życia swojej ukochanej. Zdaje sobie jednak sprawę, że ona nigdy nie będzie go kochać tak, jak by tego chciał. Jesteśmy świadkami pierwszego zauroczenia. Tego jak tenisistka postanawia podjąć walkę o własną miłość, kiedy poznaje Marylin, dziewczynę nie bojącą się ostracyzmu społeczeństwa. Bobby nie był w lepszej sytuacji, uzależniony od hazardu i pieniędzy żony, kochający ojciec i mąż, zostaje wyrzucony z domu po jednej z bardziej szczęśliwych nocy, podczas której wygrywa Rolls-Royce’a. Jest dobry w dwóch rzeczach, w tenisie i zwracaniu na siebie uwagi, dlatego ze zranionym ego postanawia rzucić wyzwanie płci żeńskiej, aby udowodnić sobie, że jednak może coś jeszcze w życiu osiągnąć.

Druga połowa to przede wszystkim rozgrzanie widza przed kulminacyjnym meczem . Emocjonalna poprzeczka sięga coraz wyżej. Z jednej strony mamy Stone, oblaną potem, lodem i łzami, z drugiej Carella, świetnie bawiącego się wymyślaniem coraz to bardziej pomysłowych happeningów mających na celu, poprzez ośmieszenie kobiet, zebranie jak największego rozgłosu i zdenerwowanie rywala. Wszytko, to buduje ogromne napięcie, towarzyszące aktorom oraz widzom, aż do ostatniej minuty seansu.

„Wojna płci” nie jest głośną czy nachalną w przesłaniu produkcją, krzyczącą ideami. To przede wszystkim dzieło skupiające się na człowieku i jego ludzkiej stronie, na uczuciach i problemach. Jego zakończeniem nie jest zwycięstwo jednej płci nad drugą, w końcu ciężko zapomnieć o ogromnej przepaści w formie i wieku, jaka dzieliła King i Riggsa, a konfrontacja człowieka z całym swoim strachem i niepewnością. To historia, którą warto zobaczyć na dużym ekranie, ze względu na interesujących wątek dokumentalno-biograficzny oraz dla jednej z najlepszych ról w karierze Emmy Stone.

Ania Grudziąż
Anna Grudziąż
Wojna Płci Plakat

Wojna płci


Rok: 2017

Gatunek: Biograficzny, Sportowy

Reżyser: Jonathan Dayton, Valerie Faris

Występują: Emma Stone, Steve Carell i inni

Ocena: 3/5