It’s a man’s world! – recenzja filmu „Wdowy”

Steve McQueen jest reżyserem wywodzącym się ze świata sztuki i w jego filmach zawsze jest widoczna duża kompetencja i wrażliwość wizualna. Poza tym, jak na współczesnego artystę przystało, nie boi się podejmowania trudnych tematów. W debiutanckim „Głodzie” (2008) mówił o konflikcie irlandzkim, stawiając pytania o konsekwencje radykalnych wyborów; we „Wstydzie” (2011) podjął się wiwisekcji erotomanii, eksplorując intymne relacje człowieka również na emocjonalnym poziomie; a w nagrodzonym Oscarami „Zniewolonym…” (2013) dotknął kwestii niewolnictwa i rasizmu, na których zbudowana została Ameryka.

Wydawałoby się, że sięgając po wydaną również po polsku powieść Lyndy La Plante próbuje kina nieco lżejszego. I rzeczywiście, „Wdowy” da się oglądać jako niemal klasyczny „heist movie”, czyli historię napadu rabunkowego. Jest to w dodatku rasowy thriller, który potrafi trzymać w napięciu niemal przez cały seans. Owszem, gdzieniegdzie przebija się ten sznyt artysty wizualnego: nieoczywista kompozycja kadrów, subtelne zabawy czasem i przestrzenią, ale jest to w zasadzie dosyć klasycznie zbudowany kryminał, z suspensem i pomysłowymi zwrotami akcji.

Wnikliwy widz jest w stanie dostrzec jednak pod tą sensacyjną powierzchnią mnóstwo ważnych i aktualnych tematów, zarysowanych w sposób bardziej lub mniej wyraźny. Pod ręką brytyjskiego reżysera ta kryminalna historia zamienia się bowiem w bolesną opowieść o losie kobiet.

Obserwujemy tu wyjątkowo męski świat: świat władzy i polityki, biznesu i wielkich pieniędzy, brutalności i przemocy. Dla kobiet jest on niedostępny. Mogą w nim one pełnić bardzo określone role: ozdoby w postaci żony, kochanki lub pani do wynajęcia; asystentki lub sekretarki, wręcz „spinacza biurowego”, jak wyraża się jeden z bohaterów; ewentualnie traktowanego instrumentalnie listka figowego, wykorzystywanego do załatwiania swoich interesów.

Film ukazuje wizję świata na wskroś patriarchalnego. Niezależność kobiet to w większości tylko pozory. Gdy zabraknie męża, wdowa zostaje zdana na samą siebie – niemal jak za czasów starożytnych. Okazuje się, że niczego tak naprawdę nie ma własnego. Znika prestiż i szacunek – o ile w ogóle kiedykolwiek istniały. Co zaskakujące, dotyczy to kobiet z wszystkich grup społecznych, co film wyraźnie pokazuje na przykładzie swoich bohaterek. Pochodzą one z różnych środowisk i klas, a ich sytuacja wcale nie jest diametralnie różna. Wszystkie w taki czy inny sposób narażone są na przemoc fizyczną, psychiczną i ekonomiczną ze strony mężczyzn.

McQueenowi udało się to pokazać w sposób nienachalny, dzięki czemu nie wpada w koleiny taniej propagandy. Nie chodzi tu bowiem tylko o to, że głównymi bohaterkami filmu są kobiety. To jedynie punkt wyjścia. Wiele spraw jest zaledwie sygnalizowanych, wielu musimy się domyślać. Reżyser opowiada o skomplikowanych problemach nie tylko fabułą i dialogami, ale za pomocą obrazu, jak chociażby w kapitalnej scenie, gdy widzimy jednego z męskich protagonistów (granego przez Colina Farrella), jadącego samochodem z miejsca, w którym prowadzi kampanię wyborczą do swojego domu. W tych kilkadziesiąt mistrzowskich sekund, za pomocą obrazu, dowiadujemy się sporo nie tylko o bohaterze, ale i o mechanizmach, którymi rządzi się to społeczeństwo.

Poza tym historię i stawiane tezy komplikuje fakt, że większość zarówno męskich, jak i kobiecych postaci nie wpada w czarno-biały podział na „dobrych i złych”. Motywacje wielu z nich są złożone i niejednoznaczne, co też nie jest od razu widoczne i również przyczynia się do uniknięcia propagandowych schematów.  

Pozornie rzecz biorąc, liczne bohaterki i bohaterowie filmu zostały zaledwie zarysowane. Aż żal, że niektórym nie dano więcej czasu ekranowego (Cynthia Erivo!). Twórcy postawili tu jednak znowu na wrażliwość i spostrzegawczość widza. Możemy się dowiedzieć o nich mnóstwo właśnie z obserwacji, skonstruowane zostały bowiem z detali. Wszystko jest tu ważne: akcent i sposób mówienia, drobne gesty i mimika twarzy, strój, a nawet sposób poruszania się – zdradzają one ich pochodzenie, aspiracje, kompleksy i pozwalają odczytać rys charakterologiczny postaci. Zabieg ten był możliwy dzięki rewelacyjnej, zdyscyplinowanej i dobrze prowadzonej obsadzie. Błyszczy tu szczególnie Viola Davis oraz Robert Duvall, ale i inne role zasługują na uznanie.

„Wdowy” można obejrzeć „po łebkach”, kręcąc nosem na dłużyzny i dziwny sposób narracji oraz dając się porwać momentom pełnym napięcia. Można też oglądać ten film z uwagą wyczuloną na różne detale i niuanse, szperając pod powierzchnią ukazywanych zdarzeń. Dla mnie ten drugi sposób był o wiele bardziej frapujący, dzięki czemu seans okazał się ogromną frajdą.

Paweł Tesznar
wdowy plakat

Wdowy

Tytuł oryginalny: „Widows”

Rok: 2018

Gatunek: Kryminał

Kraj produkcji: USA

Reżyser: Steve McQueen

Występują: Viola Davis, Michelle Rodriguez, Elizabeth Debicki i inni

Dystrybucja: Imperial – Cinepix

Ocena: 4/5