Wenecja 2017 – prognozy i oczekiwania

Najstarszy z wielkich festiwali filmowych doczekał się swojej 74 edycji. W dniach 30 sierpnia - 9 września pokazywane będą filmy ubiegające się o nagrody w konkursie głównym oraz konkursie Horyzonty, co z pewnością dostarczy wielu wrażeń kinomanom i krytykom, którzy tłumnie zbiorą się w Wenecji. Jako młoda redakcja niestety nie mamy tam swojego przedstawiciela, ale mimo to postanowiliśmy przybliżyć Wam nieco sylwetki tegorocznych konkursowiczów.

Jury konkursu głównego pod przewodnictwem Annette Bening będzie miało w tym roku z czego wybierać. Wśród dwudziestu jeden filmów prezentowanych w konkursie głównym znajdą się między innymi najnowsze dzieła Hirokazu Koreedy, Alexandra Payne’a, Paula Schradera, Darrena Aronofsky’ego czy Giullermo del Toro. Nie można oczywiście przekreślać szans mniej znanych twórców, którzy przecież nie znaleźli się w konkursie przypadkiem. Wszyscy znamy przypadki reżyserów, których rozpoznawalność zaczęła się właśnie od triumfu w weneckim konkursie, czy któryś z tegorocznych „underdogów” podąży ich śladem?

Ammore e Malavita - plakat Venice 74

„Ammore e Malavita”

reżyseria: Antonio Manetti, Marco Manetti

występują: Giampaolo Morelli,
Serena Rossi i inni
gatunek: musical
kraj: Włochy

Bracia Manetti to przykład twórców w konkursie będących tylko dzięki narodowości. Ci młodzi włoscy reżyserzy, swoją karierę rozpoczęli 20 lat temu telewizyjną komedią romantyczną „Torino Boys”, która zdobyła wyróżnienie na turyńskim festiwalu młodego kina. W kolejnych latach kontynuowali eksplorowanie różnych odcieni komedii, tworząc „Wampirzycę Zorę” i kryminalne „Piano 17” oraz — będące ich największym sukcesem zarówno komercyjnym, jak i artystycznym — „Jestem z Neapolu”. Zajmowali się też, raczej niskobudżetowymi, horrorami o tak chwytliwych tytułach, jak: „Strach 3D” i „Świnka Morska”. Przez lata pracowali również dla telewizji, między innymi reżyserując 23 odcinki włoskiej wersji przebojowego serialu „Komisarz Rex”. Do Wenecji przywieźli musical „Ammore e Malavita” („Miłość i Zbrodnia” tł. własne) będący drugą częścią ich neapolitańskiej dylogii, tym razem pokazującym piękniejszą stronę tego miasta. Film opowiada, w humorystyczny sposób, o słynnej Camorrze – neapolitańskiej mafii, a głównym bohaterem ma być cyngiel wysłany w celu zabicia kluczowego świadka, którym okazuje się młodzieńcza miłość bohatera. Konstrukcyjnie film ma się inspirować „Grease”, zatem piosenki będą raczej uzupełnieniem mającym podkreślić dany moment, a nie główną treścią filmu. Dotychczasowa twórczość tych reżyserów pozwala spodziewać się, że „Ammore e Malavita” będzie niebojącym się zabawy kiczem i kampem rozrywkowym kinem, a jego udział w konkursie głównym może zaowocować tym, że filmy Manettich wreszcie będą rozpoznawalne poza Italią.

Marcin Prymas
Marcin Prymas
Aniołki

„Angels Wear White” / „Jia Nian Hua”

reżyseria: Vivian Qu

występują: Le Geng, Weiwei Liu
gatunek: dramat
kraj: Chiny

Vivian Qu jest znana przede wszystkim jako producentka. Studiowała „Historię sztuki i sztuk pięknych” w Nowym Jorku. Jak sama uważa, uczelnia natchnęła ją do zainteresowania się kinem. Gdy powróciła ze Stanów do Pekinu, miejsca urodzenia, postanowiła zająć się pracą z niezależnymi filmowcami. Efektem jej działalności była produkcja „Nocnego pociągu” z 2007 roku, w reżyserii Yi’nana Diao oraz współpraca przy realizacji „Niu lang zhi nu” z 2008. Pierwsza z tych produkcji okazała się sukcesem w Chinach, co pozwoliło Qu rozwinąć skrzydła. Szansę na własny debiut reżyserski dostała dopiero w 2013 roku. Wtedy to nakręciła „Ulicę pułapkę”. Obraz wyświetlano między innymi na Warszawskim Festiwalu Filmowym w konkursie międzynarodowym. Był to thriller dotyczący inwigilacji, przemycający refleksje na temat ojczyzny reżyserki. W 2014 roku Vivian Qu osiągnęła wielkie sukces jako producentka filmu „Czarny węgiel, kruchy lód”, który zdobył Złotego Niedźwiedzia w Berlinie. Drugi, najnowszy film Qu, jako reżyserki, będzie nosił tytuł „Jia Nian Hua” („Angels Wear White”). Jest to opowieść o dwóch młodych dziewczynach, powiązanych tragiczną sytuacją. Dwunastoletnią Wen i jej koleżankę napastuje mężczyzna w średnim wieku. Recepcjonistka w motelu gdzie ma miejsce zajście, Mia, ze strachu przed utratą pracy, udaje że nic takiego nie miało miejsca. Dręczona wyrzutami sumienia, wkrótce nawiązuje kontakt z  Wen. Rodzi się między nimi relacja, mimo że otaczający świat przytłacza dziewczęta coraz bardziej. Jest szansa na świeżą opowieść o dojrzewaniu w współczesnych Chinach.

Adrian Burz
Adrian Burz
JUSQU'À LA GARDE

„Custody” / „Jusqu’à la Garde”

reżyseria: Xavier Legrand

występują: Denis Ménochet, Léa Drucker i inni
gatunek: Dramat
kraj: Francja

Xavier Legrand to prawdopodobnie najmniej znany z reżyserów, którzy będą mieli okazje zaprezentować swoje filmy w głównym konkursie festiwalu. Trzy lata temu jego krótkometrażowy dramat „Zanim stracimy wszystko” został nagrodzony statuetką Cezara oraz nominacją do Oscara. W Wenecji francuz pokaże swój debiutancki film pełnometrażowy, co samo w sobie musi być dla tego młodego stażem reżysera olbrzymim wyróżnieniem. „Jusqu’à la Garde”, którego tytuł można przetłumaczyć na słowo „Opieka” jest w dużej mierze rozwinięciem nagradzanej krótkometrażówki do pełnego formatu. Podobnie jak w poprzednim filmie Legranda tematem, wokół którego zbudowano całą fabułę, jest spór o opiekę nad dzieckiem, między dwojgiem rozwodzących się małżonków. Kolejnym wspólnym mianownikiem tych filmów jest obsada aktorska. W rolach rozwodzącej się pary wystąpią Denis Ménochet („Bękarty Wojny”, „Obława”, „Assasin’s Creed”) i Léa Drucker („Pod moją skórą”, „Biuro szpiegów”), czyli starzy znajomi reżysera z planu poprzedniego filmu. Przy takiej konkurencji każda nagroda dla filmu francuza byłaby zaskoczeniem, ale nie takie rzeczy zdarzały się na festiwalach filmowych.

Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż
Downsizing - Plakat - Alexander Payne

„Downsizing”

reżyseria: Alexander Payne

występują: Matt Damon, Christopher Waltz, Neil Patrick Harris, Alec Baldwin i inni
gatunek: Komedia, Sci-fi
kraj: USA

Opis najnowszego filmu Payne’a brzmi jak rodem z familijnej komedii. Główny bohater Paul Safranek (Matt Damon) postanawia zmniejszyć się, by żyć taniej i bardziej ekologicznie. Reżyser przyzwyczaił nas już do dość nietuzinkowego poczucia humoru, ale do tej pory w jego filmach dominował realizm. Wszystko wskazuje na to że po dosyć smutnej i ponurej „Nebrasce” w twórczości Amerykanina greckiego pochodzenia, nadejdzie zmiana o 180 stopni, bo patrząc na opisy filmu spodziewam się lekkiej komedii, która z uwagi na gwiazdorską obsadę może być prawdziwym sukcesem kasowym. Wśród zaangażowanych do „Downsizing” aktorów znajdują się chociażby dwukrotny laureat Oscara Christopher Waltz, Matt Damon, Alec Baldwin czy gwiazda serialu „Jak poznałem waszą matkę” Neil Patrick Harris. Chociaż sam film stawia mnóstwo znaków zapytania, to o jego jakość jestem spokojny. Alexander Payne przyzwyczaił nas do klimatycznych filmów w których olbrzymie znaczenie mają muzyka i zdjęcia i jeśli nie zawiedzie w aspektach, które są jego znakiem rozpoznawczym z pewnością pokaże nam bardzo dobre kino. Chociaż szczerzę wątpię by obraz z taką fabułą miał realne szansę na główną nagrodę weneckiego festiwalu.

Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż
wiseman

„Ex Libris – The New York Public Library”

reżyseria: Frederick Wiseman
gatunek: dokument
kraj: USA

O Złotego Lwa powalczy również najnowszy film weterana amerykańskiego dokumentu. Frederick Wiseman, bo o nim mowa, zaczynał kręcić filmy w późnych latach 60., a więc kiedy inni reżyserzy z konkursu głównego siedzieli w piaskownicy, a niektórych z nich nie było jeszcze na świecie. Do historii przeszły jego cztery pierwsze filmy. „Titicut Follies” nie zdradzał zupełnie, że mamy do czynienia z debiutantem. 37-letni wówczas twórca uderzał boleśnie i srogo, bez upiększeń pokazując życie pacjentów szpitala psychiatrycznego. Z uwagi na drastyczność przekazu zakazano jednak jego dystrybucji. Planowano też zniszczyć wszystkie kopie. Sąd stanu Massachusetts w uzasadnieniu podawał, że Wiseman naruszył prywatność i godność pacjentów, choć ten – z zawodu prawnik – zadbał o wszystkie pozwolenia i nie pokazywał nic poza „nagą prawdą”. Zakaz rozpowszechniania cofnięto dopiero w 1991 roku! Reżyser w kolejnych dziełach z antropologicznym zacięciem węszył w poszukiwaniu wypaczeń i nadużyć, zawsze jednak w zgodzie z ideą direct cinema dążył do pełnego odzwierciedlenia rzeczywistości („High School”, „Law and Order”, „Hospital”). 87-letni twórca przyjeżdża na Lido z „Ex Libris – The New York Public Library”. Film ma trwać 3 godziny i 17 minut. Możemy się po nim spodziewać skrupulatnej obserwacji (jak podpowiada tytuł) przestrzeni nowojorskiej biblioteki. Wiseman kontynuuje tym samym trend w swojej późnej twórczości przyglądania się szacownym instytucjom użytku publicznego. W ostatnich latach lustrował już działalność uniwersytetu w Berkeley czy londyńskiej świątyni sztuki National Gallery.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

„First Reformed”

reżyseria: Paul Schrader

występują: Ethan Hawk, Amanda Seyfried
gatunek: thriller obyczajowy
kraj: USA

Paul Schrader to legenda Nowego Hollywood. Jako scenopisarz dał się poznać w latach 70, współpracując z takimi twórcami jak Brian De Palma, Sydney Pollack czy Martin Scorsese. To właśnie Schrader napisał od podstaw historię szalonego taksówkarza, Travisa Bickle’a, marzącego o oczyszczeniu miasta z szumowin. Po sukcesie czterech pierwszych scenariuszy, postanowił sam wziąć się za reżyserię. W 1978 roku debiutował filmem „Niebieskie kołnierzyki”. Był to dramat sensacyjny, z właściwym twórcy zacięciem społecznym. Kolejne filmy Schradera („Hardcore„, „Amerykański żigolak„, „Margines życia„) często zawierały podobne motywy. Była w nich mroczna intryga, ale sensem opowieści czyniono socjologiczną analizę środowisk wielkomiejskich. Ostatnie dokonania Paula Schradera („The Canyons„, „Zanim nadejdzie noc„, „Geniusze zbrodni„) nie są już tak cenione przez krytykę i widzów, jak jego wcześniejsze dokonania. Autorowi zarzuca się mało finezyjne eksperymenty i coraz mniej wciągające historie, mimo że niegdyś to właśnie oryginalne fabuły były jego wizytówką. Na 74 edycji festiwalu w Wenecji Schrader ma szansę się zrehabilitować, gdyż jego najnowszy film „First Reformed” posiada spory potencjał. Jest to dreszczowiec o dwójce rozbitków życiowych, starających się pogodzić z utratą bliskich. Reżyser obiecuje, że obyczajowa opowieść zostanie udekorowana suspensem. Główne role grają tutaj Ethan Hawke i Amanda Seyfried. Aktorsko raczej zawodu nie będzie.

Adrian Burz
Adrian Burz
Foxtrot - Plakat Festiwalowy - Wenecja

„Foxtrot”

reżyseria: Samuel Maoz

występują: Lior Ashkenazi, Sarah Adler, Yonatan Shiray
gatunek: dramat wojenny
kraj: Izrael

Samuel Maoz to reżyser, którego kariera ma sens tylko w odniesieniu do festiwalu w Wenecji. To właśnie selekcjonerzy Biennale przygarnęli do konkursu głównego debiutancką fabułę tego twórcy – „Liban”. Był to kameralny, klaustrofobiczny wręcz, autobiograficzny, dramat wojenny, którego akcja w całości działa się wewnątrz będącego na placu boju czołgu. Historia o młodych ludziach wysłanych z dnia na dzień na wojnę, której sensu nie widzą, zmuszonych do zabijania i do walki o przetrwanie powaliła swoją siłą i autentyzmem weneckie jury, które sensacyjnie przyznało debiutantowi Złotego Lwa. Jak wielu innych Izraelskich twórców (np. Ali Folman autor „Walca z Baszkirem”) Maoz jako 20-latek przeżył na własnej skórze pierwszą wojnę libańską, będąc właśnie w załodze czołgu, a kolejne 20 lat zbierał w sobie siły, by przelać swój koszmar na papier. Teraz Maoz wraca do Wenecji z filmem „Foxtrot”, antyczną wręcz tragedią o nieuchronności przeznaczenia i o dramacie wojny. W filmie obserwujemy przeplatającą się historię uwięzionego na odizolowanym posterunku młodego żołnierza oraz jego mieszającego w Tel Avivie ojca, który zostaje pewnego dnia poinformowany o śmierci syna. Kilka godzin później oficerowie informują ojca, że zaszła pomyłka, a jego potomek wciąż żyje. Możemy się spodziewać kameralnego klimatu i skupienia na indywidualnym dramacie pośród wojennej zawieruchy, a także pacyfistycznego przesłania.

Marcin Prymas
Marcin Prymas
Hannah - plakat - Wenecja '17

„Hannah”

reżyseria: Andrea Pallaoro

występują: Charlotte Rampling, André Wilms, Jean-Michel Balthazar
gatunek: Dramat
kraj: Włochy, Francja, Belgia

Włoch Andrea Pallaoro zaliczył bardzo udany pełnometrażowy debiut w 2013 roku. „Medeas” zostało wtedy docenione w Wenecji jako laureat nagrody specjalnej – Best Innovative Budget. Jest to historia rodziny mieszkającej na farmie w południowej Kalifornii. Apodyktyczny maż, głuchoniema żona i pięcioro dzieci. Pallaoro nakręcił niespieszny, stonowany film opowiadający przede wszystkim obrazem. Dialogów jest tu bardzo mało, a cisza odgrywa kluczową rolę. Idealna forma by opowiedzieć o problemach komunikacyjnych i stopniowym oddalaniu się od siebie rodziny, co w rezultacie przybiera rozmiary greckiej tragedii. Duża w tym zasługa debiutującego operatora Chayse’a Irvina, którego zdjęcia zdobyły nagrodę dla najlepszego debiutu na festiwalu Camerimage. Senne, poetyckie ujęcia mówią tu więcej niż tysiąc słów. O „Hannah” wiemy tyle, że to dramat psychologiczny skupiający się na postaci starszej kobiety granej przez Charlotte Rampling. Kameralny portret utraty własnej tożsamości, alienacji i presji społecznej. Tytułowa bohaterka zmaga się z konsekwencjami aresztowania jej męża. Spodziewam się intymnej i czułej wiwisekcji rozdartej duszy. Mimo, że znamy mało konkretów, talent reżyserski Włocha i udział nieocenionej Rampling, raczej pozwala być spokojnym o poziom filmu.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny
Human Flow - Ai Weiwei - refugees

„Human Flow”

reżyseria: Ai Weiwei

gatunek: dokument
kraj: Niemcy, USA

„Human Flow”, z którym chiński artysta przyjechał do Włoch to dokument kręcony przez ponad rok w 23 krajach. Temat filmu to kryzys uchodźczy, z którym borykają się zwłaszcza kraje Unii Europejskiej. Chińczyk patrzy jednak szerzej i czyni z niego problem uniwersalny, odnosi się do całego świata, który z pogardą patrzy na kolejnych migrujących nieboraków. Ai Weiwei nie byłby sobą, jeśli nie wplótłby w całość autobiograficznych treści — w wywiadach podkreślał, że wracając po 12 latach ze Stanów do ojczyzny, także czuł się jak uchodźca. Wrażenie wyobcowania pogłębiły jego własne działania na polu sztuki, poprzez którą badał granice wolności w Państwie Środka. Władze w Pekinie nie znoszące sprzeciwu nakładały na dysydenta kolejne areszty domowe i grzywny, ograniczania podróży i kontaktu z mediami. Kilka lat temu na Planete+ Doc Film Festival puszczano dokument Andreasa Johnsena „Podejrzany: Ai Weiwei”, który aż nazbyt dosadnie udowadniał jak rugowana jest każda jego inicjatywa. Nie mogąc odnosić się swobodnie do polityki we własnym kraju, Ai zainteresował się zagadnieniami globalnymi. Wraz z ekipą odwiedził w sumie 40 obozów dla uchodźców, także w miejscach jak sam podkreślał, o których milczą dzienniki telewizyjne. Znając naturę chińskiego aktywisty skłaniam się ku opinii, że „Human Flow” powstało raczej z potrzeby serca niż jako wykalkulowane granie na emocjach z pomocą ważkiego tematu.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
lean on pete

„Lean on Pete”

reżyseria: Andrew Haigh

występują: Charlie Plummer, Steve Buscemi, Chloe Sevigny i inni
gatunek: dramat, przygodowy
kraj: Wielka Brytania

Brytyjski reżyser znany jest przede wszystkim jako twórca kina queerowego. Zadebiutował „Mężczyzną do wynajęcia” (2009), gdzie w konwencji pseudodokumentu przyglądał się życiu, londyńskiemu seks-przemysłowi i tytułowym rent boys. „Zupełnie inny weekend” (2011) to już typowy melodramat o rodzącym się nagle uczuciu dwóch mężczyzn. Reżyser bierze pod lupę stereotypy na temat homoseksualizmu i obrazuje różne postawy gejów wobec własnej orientacji. Haigh był też współtwórcą serialu HBO „Spojrzenia” (2014-2015), skupiającym się na społeczności LGBT w San Francisco i reżyserem filmu telewizyjnego (2016) go wieńczącego.  Jednak w swojej dotychczas najgłośniejszej produkcji „45 lat” (2015)  zrywa z tematyką gejowską i skupia się na kryzysie w wieloletnim związku starszego małżeństwa. Krytycy docenili rolę Charlotte Rampling, co zaowocowało wieloma nagrodami w tym nominacją do Oscara. Haigh jest wnikliwym obserwatorem, niczym Mike Leigh podchodzącym do swoich bohaterów z dużą dozą sympatii i zrozumienia. Konkursowy „Lean on Pete” sprawia wrażenie czegoś zupełnie innego w jego dorobku. To adaptacja powieści Willy’ego Vlautina. Rzecz dzieje się w USA na początku XX wieku. Opowiada o przyjaźni piętnastoletniego chłopca z koniem wyścigowym i ich wspólnej wyprawie po zachodniej części Stanów, w poszukiwaniu krewnej chłopca.  Opis sugeruje familijne kino drogi, być może z nutką Kina Nowej Przygody, a o powieści mówi się, że budzi skojarzenia z klasykiem Marka Twaina -„Przygodami Hucka Finna”. Ostatnio doskwiera brak dobrego kina młodzieżowego, co w połączeniu z wrażliwością i wnikliwością  Haigha może zaowocować czymś godnym uwagi. Tym bardziej, że w obsadzie są głośne nazwiska, m.in. Steve Buscemi i Chloe Sevigny.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny
photo1_big

„Mektoub, My Love: Canto Uno”

reżyseria: Abdellatif Kechiche

występują:  Shaïn BoumedineLou LuttiauOphélie Bau
gatunek: dramat, romans
kraj: Francja

Abdellatif Kechiche to mieszkający we Francji tunezyjski twórca, znany szerokiej publiczności przede wszystkim jako laureat Złotej Palmy za „Życie Adeli – Rozdział I i II”, uznawany za najbardziej odważny film, jaki otrzymał tę nagrodę. Należy jednak pamiętać, że poprzednie jego dzieła też były doceniane na wielu festiwalach. Zadebiutował w 2000 roku „Winą Woltera”, gdzie opowiadał na poły autobiograficzną historię o młodym tunezyjskim uchodźcy, próbującym odnaleźć się we Francji.  W Wenecji zaowocowało to nagrodą pokojową oraz nagrodą  im. Luigiego de Laurentiisa za najlepszy film. Kechiche zawsze lubił pochylać się nad mniejszościami oraz tematyką dojrzewania. Jako swoją największą inspirację wymienia twórczość Yasujiro Ozu.  Często pracuje z naturszczykami, bo jak twierdzi ceni sobie naturalność i lubi pokazywać szczere niewystudiowane emocje. Aktorkom grającym główne role w „Życiu Adeli” kazał przeczytać scenariusz tylko raz, przez co dialogi sprawiały wrażenie improwizowanych. W tym roku do Wenecji przyjeżdża z Mektoub, My Love: Canto Uno, którego realizacja była dużym wyzwaniem, przez problemy finansowe. Żeby ukończyć film, Kechiche wystawił na sprzedaż swoją Złotą Palmę. Mówi się, że koresponduje z jego najgłośniejszym dziełem. Ponownie mamy do czynienia z coming of age, tym razem o młodym scenarzyście, spędzającym wakacje w swoim rodzinnym mieście, gdzie poznaje producenta gotowego sfinansować jego pierwszy film. Zostaje też uwikłany w miłosny trójkąt. W roli głównej debiutant Shain Boumedine. Jako, że reżyser jest festiwalowym pieszczochem, jest szansa, że i tym razem zostanie odpowiednio doceniony.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny
mother! - plakat - Darren Aronofsky

„mother!”

reżyseria: Darren Aronofsky

występują: Jennifer Lawrence, Javier Bardem , Ed Harris, Michelle Pfeiffer i inni
gatunek: horror
kraj: USA

Nowy projekt Aronofsky’ego, z którym przyjeżdża do Wenecji, utrzymany jest w dość dużej tajemnicy. Festiwal w Wenecji będzie pierwszą okazją dla krytyków do oceny „mother!”, o którym wiemy tyle, że dotyczyć będzie sielanki małżeństwa zaburzonej niezapowiedzianymi odwiedzinami, a obligatoryjny wykrzyknik w tytule podkreślać ma szokujące wydarzenia. Można domyślić się, że po wątpliwym sukcesie „Noego” ten nowojorski reżyser wraca na znajome tereny, zarówno pod kątem realizacji, jak i miejsca premiery – wszak Wenecja była dla Darrena miejscem bardzo pomyślnym. To tutaj w 2006 r. premierę miało jego najbardziej osobiste „Źródło„, którego krytycy nie przyjęli z entuzjazmem, jednak dwa lata później odbierał już statuetkę Złotego Lwa za „Zapaśnika„, a w 2010 roku Festiwal otwierał również bardzo dobrze przyjęty „Czarny łabędź„. Rok później Aronofsky przewodniczył Jury najstarszego festiwalu filmowego na świecie. Realizacyjnie „mother!” zdaje się czerpać z sześciu poprzednich filmów reżysera. Podobnie jak debiutanckie „Pi” powstaje na skromnej, szesnastomilimetrowej taśmie (poza finałowymi scenami z eksplozją, widocznymi w zwiastunie). Fabuła, którą utalentowany Nowojorczyk opisuje jako „rakietę pędzącą w stronę ściany”, może szokować równie jak swego czasu „Requiem dla snu„. W „Źródle” Aronofsky obsadził swoją ówczesną narzeczoną, Rachel Weisz – w „mother!” postacią centralną jest jego aktualna partnerka, Jennifer Lawrence. Jest na tyle ważna, że cały film składać się ma ponoć prawie wyłącznie z ujęć przedstawiających ją lub jej punkt widzenia. Reszta obsady, czyli Javier Bardem, Michelle Pfeiffer i Ed Harris nastraja raczej dobrze, podobnie jak pozostali twórcy, wśród których mamy stałych współpracowników Darrena od zdjęć i montażu (odpowiednio Matthew Libatique i Andrew Weisblum), a jedyną znaczącą zmianą jest autor muzyki. Tak, „mother!” będzie pierwszym filmem Aronofsky’ego bez muzyki Clinta Mansella. Zastąpi go Islandczyk Jóhann Jóhannsson, który dał nam choćby klimatyczne dźwięki „Nowego początku” Villeneuve’a.

Michał Palkowski
Michał Palowski
suburbicon

„Suburbicon”

reżyseria: George Clooney

występują: Matt Damon, Juliane Moore, Glenn Flesher i inni
gatunek: komedia kryminalna
kraj: USA

George Clooney, to postać której nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. Dość powiedzieć że to jedna z dwóch osób, obok Walta Disneya, która została nominowana do Oscara w pięciu różnych kategoriach. Clooney jest aktorem, scenarzystą, producentem i w każdej z tych dziedzin należy do absolutnej hollywoodzkiej ekstraklasy. Na festiwalu w Wenecji zaprezentuje swój szósty pełnometrażowy film i chociaż do tej pory nie udało mu się stworzyć dzieła wybitnego, to każdy jego film, nie ważne czy będący wesołą sportową komedyjką romantyczną czy poważnym thrillerem politycznym, był co najmniej poprawny. Po „Suburbicon” można spodziewać się wyjścia ponad poziom dotychczasowych filmów z jednego powodu, za scenariusz współodpowiedzialni są bracia Coen, których styl jest wyraźnie widoczny w zwiastunach filmu. Będzie to osadzona na amerykańskich przedmieściach późnych lat ’50 komedia kryminalna. Zwykła rodzina zostanie wplątana w intrygę, która zakłóci ich spokojne życie. Co wydarzy się jeszcze? Tego nie wiemy, ale myślę że to idealny film dla wszystkich fanów komediowego wydania braci Coen.

Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż
Sweet Country - Warwick Thornton - Sam Neil - Austarlia

„Sweet Country”

reżyseria: Warwick Thornton

występują: Sam Neill, Bryan Brown, Hamilton Morris i inni
gatunek: western
kraj: Australia

Warwick Thornton reprezentuje kinematografię australijską, a co ciekawsze jest reżyserem pochodzenia aborygeńskiego. Nie przywołuję jego korzeni, aby podkoloryzować wywód, ale podkreślić kluczowe dla jego twórczości dziedzictwo rodzimych mieszkańców najmniejszego z kontynentów. Reżyser pochodzący z plemienia Kaytej ze środkowej Australii wokół podobnej społeczności zbudował swój fabularny debiut „Samsona i Dalilę” (2009). Film opowiadał o parze nastolatków, których połączyła miłość i wspólna podróż przez australijskie bezdroża. Młody twórca (choć miał wówczas już 39 lat) wszedł do świata filmowego z przytupem. Z festiwalu w Cannes wracał ze Złotą Kamerą dla najlepszego nowego filmowca. Był to zresztą pierwszy laur na pełnej sukcesów drodze tego dzieła (m.in. Camerimage, Dublin, Palm Springs), a jej zwieńczeniem było wystawienie go jako oficjalnego kandydata do Oskara. Od lat Thornton zajmuje się też swoim wyuczonym fachem, czyli pracą operatora. Wygląda na to, że jego najnowsze dziecko, czyli „Sweet Country” może być odkryciem weneckiej imprezy. Będzie to western rozgrywający się w latach 20. minionego wieku, a jego gwiazdami zostali eksportowi aktorzy kraju kangurów: Sam Neil („Park Jurajski„, „Opętanie„) i Bryan Brown („Koktajl„). Ekipa kręciła na Terytorium Północnym, czyli obszarze wyjątkowo nawet jak na Australię pustynnym i wyludnionym. Właśnie tutaj znajdują się dwie święte góry Aborygenów, Uluru i Kata Tjuta, co jak się można domyślać będzie wykorzystane w fabule. Z pierwszych przecieków wynika, że główny bohater (w tej roli Hamilton Morris, Aborygen z plemienia Warlpiri z pobliskiego Yuendumu) po dokonanym w samoobronie zabójstwie białego właściciela stacji będzie musiał umykać przed zemstą ranczerów. Zapowiada się zatem pełna przemocy i napięcia opowieść o zaszczuciu i odkupieniu, w zapierających dech w piersiach krajobrazach.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

„The House by the Sea” / „La villa”

reżyseria: Robert Guédiguian

występują: Ariane Ascaride, Jean-Pierre Darroussin, Gérard Meylan i inni
gatunek: dramat
kraj: Francja

Robert Guédiguian to zupełnie nieznany w naszym kraju filmowiec francuski. Urodził się jako syn Niemki i Ormianina, którzy ledwo wiązali koniec z końcem (ojciec tyrał w marsylskich dokach, żeby utrzymać całą familię). Być może właśnie przez robotniczy rodowód tak mocno zaangażował się w działania partii komunistycznej, do której wstąpił w wieku 14 lat. Po tym burzliwym romansie z polityką zaczął kręcić pierwsze filmy. Guédiguian sam pisze scenariusze, które realizuje z grupą przyjaciół, muzykę zwykle komponuje Jacques Menichetti, a na ekranie występują ci sami aktorzy: Ariane Ascaride (prywatnie jego żona), Gérard Meylan i Jean-Pierre Darroussin. Upodobał sobie społeczne dramaty, w których bohaterowie zostają wyrwani ze spokojnej egzystencji nagłym zwykle tragicznym wydarzeniem (oskarżenie o gwałt w „Bez serca”, ciężka choroba w „Podróży do Armenii”, obrabowane mieszkania w „Śniegach Kilimandżaro”). Plan zdjęciowy prawie zawsze urządza w rodzinnej Marsylii, w szczególności w dzielnicy L’Estaque. Filmom to zresztą nie szkodzi, bo okolica jest wyjątkowo, jak to mówią Francuzi, „pittoresque” (malownicza). Jej urok doceniali impresjoniści, Paul Cézanne i Auguste Renoir, uwieczniając żółte domki przylepione do zalesionych pagórków, które bezwstydnie podmywa błękitna zatoka. W 1981 za swój pierwszy film „Dernier été” otrzymał nagrodę ​​Georges-Sadoul, dla najciekawszego młodego filmowca (jej laureatami byli m.in. Walerian Borowczyk, Théo Angelopoulos, Jane Campion, ale także szereg zupełnie anonimowych twórców). Jego późniejsze filmy pokazywano na festiwalach w Berlinie, Cannes, San Sebastian; największą estymą cieszyły się wspomniane „Śniegi Kilimandżaro” oraz komedia romantyczna „Marius i Jeannette”. Przygotowana z myślą o festiwalu w Wenecji „La villa” to jego dwudziesty pełnometrażowy film. W tytułowym domu nad Morzem Śródziemnym mieszka starszy mężczyzna, który w związku ze śmiertelną chorobą wzywa do siebie trójkę swoich dorosłych dzieci. Jak można się domyślić sytuacja skłoni ojca do snucia wspomnień i refleksji nad uciekającym życiem, a jego dziecom pozwoli na powrót na łono rodziny i pogodzenie się z umierającym rodzicem. Jeżeli tylko autor „Historii szaleństwa” nie uderzy w manieryczne tony — jak ostatnio Xavier Dolan – istnieje spora szansa na oczyszczającą rodzinną psychodramę, w której widz będzie mógł przejrzeć się jak w lustrze.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
The Insult

„The Insult” / „L’insulte”

reżyseria: Ziad Doueiri

występują: Adel Karam, Kamel El Basha i inni
gatunek: dramat
kraj: Francja, Liban

Kariera libańskiego reżysera Ziada Doueiriego jest bardzo nietypowa: w trakcie wojny domowej, która wybuchła w jego kraju wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, tam pracował jako ostrzyciel w pionie operatorskim m.in. u Quentina Tarantino. W tej pracy zdobywał doświadczenie i obserwował proces produkcyjny filmu, co pozwoliło mu przygotować swój reżyserski debiut, „West Beirut”. Była to jego autorska opowieść pokazującą wojnę domową i podział Bejrutu z perspektywy nastolatka. Poruszające dzieło wykorzystujące sprawdzony motyw skontrastowania dziecięcej niewinności i otwartości z dorosłą brutalnością i uprzedzaniami zdobyło m.in. nagrodę Francoisa Chalaisa w Cannes i było największym dotychczasowym sukcesem artystycznym reżysera. W późniejszych latach Doueiri nie był zbyt płodnym twórcą, w 2004 zrealizował „Uwodzicielkę” – opowieść o losie marsylskich Arabów po 9/11. Po tym europejskim epizodzie powrócił do analizowania stosunków na Bliskim Wschodzie. W nagrodzonym w San Sebastian „Zamachu” towarzyszyliśmy arabskiemu lekarzowi, który szukał prawdy o terrorystycznej działalności swojej żony, a „Foreign Affairs” (z Gerardem Depardieu w roli głównej!) przybliżało kulisy Izraelsko-palestyńskich negocjacji pokojowych. W swoim najnowszym dziele Doueri powraca do rodzinnego Libanu, snując „współczesną baśń o godności i sprawiedliwości”. Fabuła ma dotyczyć drobnego wypadku między libańskim chrześcijaninem a palestyńskim uchodźcą, który przeradza się w medialne widowisko i antagonizuje te grupy społeczne. Tak aktualna i uniwersalna opowieść z rąk specjalisty w tego typu historiach może być czarnym koniem konkursu.

Marcin Prymas
Marcin Prymas
The Leisure Seeker - Plakat Festiwalowy - Wenecja '17

„The Leisure Seeker”

reżyseria: Paolo Virzì

występują: Hellen Mirren, Donald Sutherland i inni
gatunek: komediodramat
kraj: USA

Paolo Virzi to jeden z najbardziej znanych i najbardziej utytułowanych włoskich reżyserów. Debiutował w 1994 wyświetlanym w Wenecji komediodramatem „La bella vita” („To piękne życie” – tł. autorskie) opowiadającym o konfrontacji uczuć kochanków z widmem utraty pracy i konieczności obniżenia standardu życia. Zaangażowany społecznie komediodramat „uczłowieczający” problemy klasy uprzywilejowanej i konfrontujący je z tymi przeżywanymi przez najuboższych to typ filmu, jakiemu Virzi pozostanie wierny przez całą karierę. Nagroda dla najlepszego filmu włoskiego w Wenecji oraz Dawid dla najlepszego debiutującego reżysera stanowiły bardziej niż obiecujący początek kariery. Już kolejna produkcja – podszyta polityką komedia „Ferie d’agosto” („Sierpniowe wakacje”) – opowiadająca o konfrontacji dwóch rodzin podczas urlopu nad Morzem Śródziemnym, przyniosła Virziemu jego pierwszą statuetkę dla najlepszego włoskiego filmu roku (przed m.in. „Sprzedawcą marzeń” Tornatore). Trzeci film – „Ból Dorastania”, przyniósł mu w 1997 roku Wielką Nagrodę Jury na festiwalu w Wenecji i ustabilizował jego pozycje jako topowego włoskiego twórcy. Po tym filmie nastało 13 lat posuchy i raczej nieudanych pomysłów (jak film „Napoleon i ja”, gdzie Virzi przyrównuje do siebie Napoleona i Sylvio Berlusconiego). Ostatnie lata to jednak powrót reżysera na szczyt, którego symbolem pozostaje świetny „Kapitał ludzki”, czyli wielowątkowa i nielinearna opowieść o ludzkiej małości i pogoni za bogactwem i fanaberiami. Została ona uznana w ojczyźnie za lepszy film od „Wielkiego Piękna” Sorrentino, pokonując tego oscarowicza w wyścigu po Dawida. W tym roku do Wenecji Virzi przywiózł swój anglojęzyczny debiut, adaptację powieści Michaela Zadooriana z Helen Mirren i Donaldem Sutherlandem w rolach głównych. „The Leisure Seeker” ma być opowieścią o dojrzałej parze, która decyduje się na ostatnią wielką wyprawę swojego życia i wyrusza w wysłużonym kamperze w podróż z Bostonu na Florydę. Opis ten kojarzy się z feel good movies w stylu „Choć goni nas czas”, ale już w poprzednim „Zwariować ze szczęścia” Virzi udowodnił, że potrafi z takiego, taniego dość, pomysłu zrobić ambitniejsze kino.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

„The Shape of Water”

reżyseria: Guillermo del Toro

występują: Sally Hawkins, Michael Shannon i inni
gatunek: Horror
kraj: USA

To debiutancki festiwal w Wenecji dla tego meksykańskiego reżysera, nazywanego razem z Alfonso Cuaronem i Alejandro Gonzalezem Inarritu „Trzema Amigos Kina”. Tę trójkę łączy oczywiście fakt, że sporą część swojej kariery zrobili w Hollywood, jednak del Toro w swoim dziesiątym obrazie, z którym przyjeżdża do Włoch, zdaje się wracać nastrojem do swojej najsłynniejszej „Trilogía de Guillermo del Toro” uwzględnionej w kolekcji Criterion („Cronos„, „Kręgosłup diabła” i „Labirynt fauna„). I choć „Shape of Water” jest angielskojęzycznym filmem, to Guillermo kolejny raz wkracza do świata horroru, tym razem z zabarwieniem romantycznym. Zwiastun pokazuje, że historia dotyczyć będzie niemej sprzątaczki (Sally Hawkings) nawiązującej relację z przedmiotem eksperymentu w rządowym laboratorium, sprytnie ukrywając mroczną otoczkę fantasy, którą zasłynął swego czasu del Toro i którą mamy nadzieję zobaczyć ponownie na ekranie. Za zdjęcia odpowiada Dan Lausten, z którym Meksykanin zrealizował swój drugi film, „Mimic„, a muzyka Alexandra Desplata może pomóc poznać tytułowy kształt wody. Po sukcesach kasowych takich hitów jak „Hellboy” czy „Pacific Rim” Guillermo del Toro wie czym kupić publikę, zwłaszcza, że nowy film czerpie z lubianej stylistyki eksperymentów w zamkniętych placówkach znanych choćby z serii „Bioshock”. Jeśli tylko uda mu się uniknąć błędów „Crimson Peak„, być może ponownie oczaruje świat, a może nawet przytrafi mu się pierwszy festiwalowy sukces. Seans „Shape of Water” już 31 sierpnia.

Michał Palkowski
Michał Palowski

„The Third Murder” / „Sandome No Satsujin”

reżyseria: Koreeda Hirokazu

występują: Masaharu Fukuyama, Kôji Yakusho, Suzu Hirose i inni
gatunek: Kryminał
kraj: Japonia

Dokładnie 22 lata temu Koreeda pojawił się na festiwalu w Wenecji jako młody japoński reżyser, który po nakręceniu 4 dokumentów dostał okazję zaprezentowania swojego debiutanckiego pełnometrażowego filmu fabularnego na międzynarodowym festiwalu. Został tam nagrodzony złotą Osellą dla najlepszego reżysera. Po tamtym sukcesie Japończyk opuścił włoski festiwal, pokazując swoje kolejne premiery w Cannes, San Sebastian czy nawet na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Na tegoroczną edycję wraca jako zupełnie inny twórca, doceniony i znany wśród kinomanów na całym świecie, bez wątpienia jedno z największych nazwisk konkursu głównego. Co ciekawe jego najnowszy film prawdopodobnie będzie mocno różnił się od Koreedy, którego dobrze znamy. Specjalista od kameralnych dramatów tym razem będzie próbował swoich sił w kinie gatunkowym, w którym staniemy przed zagadką morderstwa, dokonanego przez bezdusznego recydywistę. Zwiastuny filmu obiecują nam emocjonującą kryminalną zagadkę, którą będziemy obserwować z perspektywy procesu sądowego. W obsadzie filmu zobaczymy między innymi Masaharu Fukuyamę, znanego nam z głównej roli w jednym z wcześniejszych filmów reżysera „Jak ojciec i syn”. Gdybym miał wybrać jeden film festiwalu, który mógłbym zobaczyć osobiście bez wahania wybrałbym właśnie ten. Nie tylko dlatego, że uwielbiam Koreedę i chciałbym zobaczyć jego kolejne dzieło, ale również ze względu na jego problemy z polską dystrybucją, poprzedni film Japończyka „Po burzy” mimo bardzo pozytywnej reakcji światowej krytyki wciąż nie doczekał się polskiej premiery, a ja widziałem go tylko dzięki zeszłorocznej edycji Nowych Horyzontów.

Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż
Three-Billboards-Outside-Ebbing-Missouriouri

„Three Billboards Outside Ebbing, Missouri” 

reżyseria: Martin McDonagh

występują: Frances McDormand, Woody Harrelson, Sam Rockwell i inni
gatunek: komediodramat, kryminał
kraj: USA, Wielka Brytania

Irlandzki dramatopisarz, który szlifuje swój fach komponując rozchwytywane na scenie brytyjskiej sztuki teatralne, zorientowane na postacie. Wyrobił sobie renomę w środowisku. Niesamowitego rytmu, złożoności i energii jakim obdarzone są jego scenariusze mógłby pozazdrościć niejeden twórca. Mowa o Martinie McDonagh – specjaliście od subtelnego przedstawiania treści, bez walenia nią między oczy. „7 psychopatów” pokazuje, że w każdym z nas jest coś z psychopaty. „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj” to w domyśle: najpierw rozerwij się, potem zanurz się w tę historię. W jego filmach bohaterowie w obliczu podejrzeń, odmienności poglądów komunikują się przy użyciu broni, kwitując nawet drobne konflikty aktem przemocy, czy bezpardonowym wyznaniem. Pobrzmiewa tu echo trudnego, surowego dorastania, kształtujących korzeni czy prześladujących nas wykluczeń społecznych. Już na początku widz zostaje wrzucony w centrum akcji i dopiero wraz z upływem czasu wyjaśnia się o co właściwie chodzi w fabule, a postacie niczym dziecięca kolorowanka nabierają z czasem coraz głębszych i wyraźnych barw. Doświadczamy historii pozbawionych pretensjonalności, gdzie makabreska miesza się na równi z lżejszymi ironicznymi tonami. Jest w tym rozrywka i czarny humor, ale i gorzkie przemyślenia, np. samobójstwo i morderstwo nie jest rozwiązaniem. Konsekwencje takich działań komplikują sytuację, ale nie pogrążają całkiem bohaterów, dopóki nie ulegają oni poczuciu beznadziei. Tak jak w „Six shooter”, wykorzystania również tego motywu można spodziewać się w „Three Billboards Outside Ebbing, Missouri”. Sam twórca prezentuje swój film następująco: „Historia 50-letniej kobiety, której córka zostaje zamordowana, a ona walczy z policją w jej rodzinnym mieście, ponieważ uważa, że ​​bardziej interesuje ich prześladowanie czarnych ludzi niż sprawiedliwość”. Brzmi dość sztampowo, ale grę aktorską i poziom scenariusza mamy zagwarantowane na niezrównanym poziomie.

Anna Strupiechowska
Anna Strupiechowska
una familgia

„Una famiglia”

reżyseria: Sebastiano Riso

występują: Marco Leonardi, Patrick Bruel, Fortunato Cerlino
gatunek: dramat
kraj: Włochy

Sebastiano Riso to młody, nieznany szerzej włoski reżyser, który w 2014 zadebiutował w pełnym metrażu filmem „Piu buio di mezzanotte” opowiadającym o młodym chłopcu, o androgenicznym wyglądzie, który z tego powodu jest prześladowany przez ojca. W końcu ucieka z domu i postanawia zamieszkać na ulicach Katanii, gdzie wkracza w świat prostytucji. Produkcja ta przeszła raczej bez większego echa zbierając mało entuzjastyczne recenzje. Zarzucano jej przede wszystkim mało wiarygodnie napisane postacie i pretensjonalną wymowę. Dlatego tym bardziej dziwi obecność jego drugiego obrazu w weneckim konkursie głównym. Najwyraźniej narodowość robi swoje. Informacje o „Una familgia” są dość lakoniczne. Film opowiada o na pozór typowym związku Vincenta i piętnaście lat od niego młodszej Marii. Na pozór, bo to tylko fasada dla realizowanego przez niego z determinacją projektu, polegającym na pomaganiu parom, które nie mogą mieć dzieci. Maria pełni w tym rolę surogatki „użyczając” swojej macicy i godzi się na to tylko dzięki bezwarunkowej miłości do swojego partnera. Jednak w końcu buntuje się przeciw mężczyźnie i decyduje, ze nadszedł czas na stworzenie prawdziwej rodziny. Nie spodziewam się wiele po tym filmie, ale nie wykluczam, że może mnie zaskoczyć i okazać się interesującą rodzinną dramą.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny