Umieranko – recenzja filmu “Umrzesz jutro” – Pięć Smaków

Publiczności festiwalu Pięć Smaków twórczość Nawapola Thamrongrattanarita jest doskonale znana. Gościł w Warszawie już z debiutanckim “36” (nagroda People’s Jury”), a potem z “Atakiem serca”. Jako ceniony reżyser reklam i teledysków potrafi jak nikt inny opowiadać w przystępnej, lekkiej formie o uniwersalnych wartościach jak i zjawiskach wyjątkowych dla obecnej doby social mediów. W “Umrzesz jutro”, co sugeruje już dość wyraźnie tytuł, koncentruje się na temacie śmierci i narosłego wokół niego tabu.

Thamrongrattanarit przyzwyczaił widzów, że jego filmy są konceptualnymi petardami. “36” podzielił na tyleż ujęć, żeby odwzorować liczbę klatek na analogowej taśmie fotograficznej, choć film korzystał z poetyki mediów cyfrowych, dobrze oddającej nerwowość i fragmentaryczność współczesnych relacji społecznych. Jeszcze dalej szedł w „Mary Is Happy, Mary Is Happy”, gdzie dosłownie adaptował 410 kolejnych wpisów z Twittera tworzących przegląd zdarzeń z życia pewnej nastolatki. W gorąco przyjętym “Ataku serca” sporo działo się głównie w warstwie fabularnej, a tajski reżyser znowu ze swadą godną lepszej sprawy fundował przegląd statystyk i błyskotliwe sklejki montażowe.

“Umrzesz jutro” nie jest w jego dorobku zatem przypadkiem odosobnionym. To kolaż sześciu nowel opowiadający o zgonach niezwiązanych z sobą osób. W każdej kamera porusza się nieco inaczej. W pierwszej historii wykonuje ona dynamiczne ruchy po pokoju, by zobrazować żywą relację czterech przyjaciółek. O ironio, jedna z nich zginie w drodze po piwo, wybrana na podstawie napisanego przez nie same horoskopu. W następnych nowelach ruchliwość coraz bardziej się zmniejsza, aż obraz staje się niemal statyczny. Podkreśla to naturę danej śmierci, od zrządzeń losu, nagłych wypadków, zbiegów okoliczności aż po przyczyny naturalne, choroby i starość. W końcu, w części szóstej zatrzymujemy na chwilę nad łóżkiem muzyka w średnim wieku odchodzącego we śnie. Spokojnie, bez komplikacji i bólu, za ścianą czuwa jego rodzina. Trzymając się stylistyki slow cinema kamera powoli odjeżdża od ciała, z którego uchodzi życie. Nie ma w tym grozy, raczej pogodzenie z naturą, harmonia, spełnienie odwiecznego i nieodzownego rytuału.

Choć dynamika poszczególnych opowiastek różni się diametralnie wszystko oprócz wiodącego tematu łączy format w jakim postanowił kręcić Thamrongrattanarit. Taj wybrał bardzo wąski kadr przypominający okienko Instagrama czy Snapchata, jeszcze węższy niż stosowany czasem w kameralnych dramatach format 4:3 czy użyty w “Idzie” Pawła Pawlikowskiego tzw. academy ratio, czyli 1.37:1. Tylko w kilku momentach kadr rozszerza się pokazując szerszy punkt widzenia. Pomiędzy sześcioma historiami pojawiają się przemyślenia (ponoć autentyczne, a nie zapisane w scenariuszu) kilkuletniego chłopca (“jakbym wiedział, że jutro umrę to byłbym smutny”, wyczytał na forach na Reddicie, że “po śmierci nic nie czujemy”) i 102-letniego starca (“za moich czasów dożywali tylko setki”). Innym urozmaiceniem jest lista dziesięciu najskuteczniejszych samobójstw – pierwsze miejsce zajmuje strzał w głowę z shotguna. W końcu w filmie Thamrongrattanarita nie mogło zabraknąć garści statystyk, nawet jeśli tym razem powodują jedynie smutek. Zajadłość wyszukiwania makabrycznych ciekawostek przypomina o “Kronice wypadków” Petera Greenawaya, ułożoną w kompozycję krótkich zabawnych i przerażających zarazem etiud.

W dobie wszędobylskiej śmierci – sączy się z komunikatów medialnych donoszących o wojnach i zamachach, atakuje również z pełnych przemocy gier i filmów – melancholijny esej tajskiego reżysera wydaje się wyspą na wzburzonym morzu. Inwencja i zabawa formalna, ale i szacunek do każdego zmarłego. Według wstępnego wyliczenia jakim rozpoczyna się się “Umrzesz jutro” codziennie ubywa 172 800 ludzkich istnień, co godzinę – 7200, co minutę – 120, co sekundę – dwa. Na czarnym ekranie podczas projekcji w lewym górnym rogu powraca zegar morderczo i miarowo odliczający kolejne zgony. Po 70 minutach widnieć tam będzie 8442 osoby. Jak w “Refrenie” Krzysztofa Kieślowskiego, człowiek pozostaje numerem w ewidencji prowadzonej przez kostuchę. A jednak dzięki temu jak blisko pozostajemy z bohaterami w krótkich przecież chwilach przed odejściem, bez względu czy jest ono przypadkowe, enigmatyczne, wyczekiwane, tragiczne, trochę bardziej oswajamy własny lęk, a sam akt przechodzenia na drugą stronę wydaje się być bardziej wieloznaczny niż przed seansem.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

Umrzesz jutro

Tytuł oryginalny: „Die Tomorrow”

Rok: 2017

Gatunek: Esej filmowy

Kraj produkcji: Tajlandia

Reżyser: Nawapol Thamrongrattanarit

Występują: Sunny Suwanmethanont, Patcha Poonpiriya, Sirat Intarachote i inni

Ocena: 3,5/5