TOP10 – Najlepsze seriale 2017 roku

Mijający 2017 rok przyniósł wiele zaskoczeń w świecie serialowym. Mnóstwo nowości, jeszcze więcej powrotów - stacje telewizyjne oraz platformy streamingowe zalały widzów dziesiątkami produkcji, z których spróbowaliśmy wydobyć dla was najbardziej interesujące perełki. Łatwo nie było, ponieważ nie sposób nadążać za wszystkimi nowościami. Na pewno dla niektórych będzie w naszym zestawieniu kilka kontrowersji, ponieważ zabraknie powszechnie chwalonych tytułów. Czasami jednak król jest nagi; postawiliśmy sobie za cel bycie uczciwymi wobec naszych czytelników, dlatego też wybraliśmy produkcje, które zrobiły na nas największe wrażenie, doceniając, ale jednak nie kierując się opiniami innych. Mamy nadzieję, że przygotowany przewodnik po serialowym 2017 roku stanie się źródłem dyskusji, jak również odsłoni przed wami kilka tytułów, z jakimi warto się zapoznać. Przejdźmy zatem do najlepszych 10 seriali w 2017 roku według Pełnej Sali:

10. Wielkie kłamstewka (sezon 1)

Big little lies

Materiałem wstępnym dla serialu HBO była bestsellerowa powieść Liane Moriarty. Australijska pisarka przygląda się w niej życiu kilku kobiet z malutkiego Monterey w Kalifornii. Mieszkają one w istnym raju na ziemi – ich ogromne designerskie domy, z nierealnie pięknymi widokami, zaludniają śliczne dzieciaki i troskliwi mężowie. Jednak pod skorupką dobrobytu i sielanki kryją się perwersje, grzeszki, patologie. Prawniczka Celeste (Nicole Kidman) stara pogodzić się z rolą kury domowej i obiektu seksualnego dla młodszego od niej męża (Alexander Skarsgård). Madeline (Reese Witherspoon) wydaje się być królową życia. Okoliczna śmietanka towarzyska słucha jej pragnień, w domu czeka wyrozumiały facet, a córki są jedynie pociechą. Idealny obraz to tylko pozór, bo sąsiedzi uważają ją za jędzę, a w relacji z partnerem dawno wygasł żar. W dodatku byłemu mężowi wiedzie się lepiej, a ich wspólna córka właśnie dojrzewa i skupia negatywne emocje na rodzicielce. Renata (Laura Dern) szczyci się swą karierą zawodową, gigantycznym domem i opinią suki, której nikt nie odważy się wejść w drogę. Ale i ona musi coś udowodnić, starając się rekompensować córce wieczną nieobecność, a majątkiem i działalnością społeczną przekonać okolicę o swej perfekcji. Nowo przybyła do miasteczka Jane (Shailene Woodley) wyraźnie odstaje od reszty. Sytuacja materialna wymaga od niej, żeby z rolą samotnej matki łączyła pracę zawodową. W dodatku nosi w sobie traumę z przeszłości, której źródła dowiadujemy się w kolejnych odcinkach. Losy kobiet łączą się z tajemniczym morderstwem. Zanim jednak prawda wyjdzie na jaw, widzowie przemierzą istny karnawał wzajemnych pretensji, niespełnionych marzeń czy tłumionych furii. „Big Little Lies” gorzej prezentuje się jako kryminał, zaś lepiej jako obyczajowa panorama miasteczka, w którym konwenans nadal jest ważniejszy od prawdy. Sukces serialu sprawił, że nawet reżyser Jean-Marc Vallée zgodził się na udział w tworzeniu drugiego sezonu, mimo że pierwotnie miała to być miniseria. To dobra wiadomość, ponieważ produkcja HBO prezentuje bardzo wysoki poziom.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

9. Master of None (sezon 2)

Master of none

Aziz Ansari, znany wcześniej głównie jako stand-uper oraz Tom z serialu „Parks and Recreation”, już pierwszym sezonem swojego autorskiego „Master of None” dał się poznać jako wnikliwy obserwator nowojorskich milenialsów. Choć to serial na poły autobiograficzny, w lekki, zabawny sposób dotknął uniwersalnych społecznych problemów z nietolerancją na czele. Jeszcze lepszy drugi sezon utrzymuje ten trend, ale dodatkowo zachwyca formą i  dokłada wybijającą się na pierwszy plan, wielką miłość do kina. Już pierwsza scena pierwszego odcinka, w którym Nowy Jork zmieniamy na włoską Modenę zaczyna się ujęciem na półkę z płytami klasyków Felliniego, Antonioniego i De Siki, a cały epizod to nakręcony w czerni i bieli hołd dla „Złodziei rowerów”. Ansari flirtuje też z francuską nową falą, czy klasykami Woody’ego Allena, zawsze zaskakując poczuciem humoru, świeżym podejściem i przy okazji sprytnie żonglując konwencjami, przez co, każdy z 10 odcinków jest równie dobry, choć zupełnie inny.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny

8. Gra o tron (sezon 7)

Gra o tron

Dla niektórych wybór siódmego sezonu „Gry o tron” do takiego zestawienia może być kontrowersyjny, niemniej jednak jest to świadoma decyzja z naszej strony. Nie da się ukryć, że twórcy serialu pozwolili sobie na mnóstwo nieścisłości czy uproszczeń. Nie da się też ukryć, że niektórzy bohaterowie przechodzą przemiany, których nijak nie da się uzasadnić. Mimo to serial HBO nadal pozostaje fenomenem. Ogromny budżet, z rzadka spotykany w telewizji, pozwala na budowanie historii z rozmachem zapierającym niekiedy dech w piersiach. A wtedy wszelkie głupie scenki, jak np. z Edem Sheeranem, schodzą na dalszy plan, ustępując miejsca rozrywce na najwyższym poziomie. Trzeba sobie powiedzieć jasno – „Gra o tron” nie jest już analizą mechanizmów władzy. Kwestie socjologiczne ustąpiły pola wielkim bitwom. Nie jest to wadą, o ile przyjmiemy, że po tylu sezonach trudno spodziewać się jakichś odkrywczych tez. Zwłaszcza że twórcy na różne sposoby zaskakiwali widzów. Ustanowili sobie poprzeczkę tak wysoko, że doskoczenie do niej jest na tym etapie niemożliwe. Postawili zatem wszystko na kwestie rozrywkowe i wychodzą z tego zadania obronną ręką. Wciąż przygody Jona Snow czy Daenerys Targaryen przyciągają ogromne rzesze widzów. Internet kipi od teorii fanowskich, które czasami wydają się o wiele ciekawsze od fabuły. „Gra o tron” nadal rozpala wyobraźnię i stała się produkcją, do której inne są ciągle porównywane. Może zatem siódmy sezon odstawał od wcześniejszych, niemniej jednak nadal jest to serial na wysokim poziomie, oferujący doznania, jakich nigdzie indziej w telewizji odnaleźć się nie da. Warto czasami porzucić kameralne opowieści i ponownie dać się ponieść przygodzie na ziemiach Westeros, zwłaszcza że wielkimi krokami zbliża się wyczekiwany finał. Wypatrujemy go ze zniecierpliwieniem, ponieważ to absolutnie będzie oznaczać koniec pewnej epoki.

Marcin Kempisty
Marcin Kempisty

7. Mindhunter (sezon 1)

mindhunter

Wciąż powstaje niezliczona ilość produkcji na temat seryjnych morderców. Większość z nich karmi się tanią sensacją, ale na pewno do tego niechlubnego grona nie należy „Mindhunter”. To zdecydowanie jeden z najlepszych seriali Netflixa. Losy agenta FBI Holdena Forda (Jonathan Groff) służą przedstawieniu korzeni współczesnego myślenia o psychopatach. Przedzierając się przez anachroniczny system, młody idealista grzęźnie w świecie zwichrowanej logiki i bezdusznej moralności. Kolejne wywiady z mordercami prowadzą do kompletnie nieznanych ówczesnej nauce wniosków. Poruszanie się po tym bagnie musi jednak zostawiać ślady w duszy bohatera, toteż twórcy znakomicie pokazują, jak cienka jest granica między normalnością a szaleństwem. Joe Penhall, razem z reżyserującym cztery odcinki Davidem Fincherem, stawiają przede wszystkim na dialogi. Równie dobrze oddają aurę lat ’70. Skąpane w brązach kadry cieszą oko i pomagają oddać delikatnie nihilistyczny klimat, jaki unosi się nad tym serialem. „Mindhunter” nie jest wolny od wad – zgrzyta zwłaszcza zawiązanie akcji w pierwszym odcinku – jednakże w dalszych epizodach na tyle wnikliwie porusza fundamentalne sprawy dla współczesnego społeczeństwa, że plasuje się w czołówce kryminalnych produkcji. Cieszy fakt, że włodarze Netflixa dali zielone światło twórcom, dzięki czemu można spodziewać się kolejnego sezonu.

Marcin Kempisty
Marcin Kempisty

6. Sense8 (sezon 2)

Sense8 Plakat

„Sense8” to produkcja oryginalna Netflixa, za którą odpowiedzialne są siostry Wachowskie. Ze względu na olbrzymie nakłady finansowe, jakich wymagał serial, po drugim sezonie został anulowany, a fani czekają na obiecany na 2018 rok odcinek specjalny. Produkcja ta jest osadzona w świecie wypełnionym dzisiejszymi problemami. Mamy ośmioro głównych bohaterów, zróżnicowanych narodowościowo, etnicznie, moralnie, jak również pod względem preferencji seksualnych. Są oni członkami jednej gromady, co oznacza, że wytworzone między nimi jest swego rodzaju mentalne połączenie. Każdy z protagonistów ma unikalne zdolności, które często przydają się reszcie. „Sense8” jest bardzo idealistyczny, ale w pozytywnym sensie. Promuje piękno, ale go nie definiuje – to pozostaje otwartą kwestią. Można je odnaleźć wszędzie –  zarówno w muzeum z klasykami sztuki, jak również w kobiecie z kolorowymi dredami, mnóstwem kolczyków i specyficznym stylem ubierania. Serial bywa krytykowany za to, że jest osobistym manifestem Wachowskich i środowisk LGBT, ale to nie jest jego główna myśl. Ważnym problemem w przedstawionym świecie (i nie tylko) jest akceptacja na wielu płaszczyznach: samego siebie, w rodzinie, relacji pracownik-pracodawca i po prostu podejścia do drugiego człowieka. Poruszany jest delikatnie temat ludzkiej godności i szacunku – czy to podczas badań na ludziach, zaaranżowanego związku, czy pobytu w więzieniu. Opinie na jego temat są bardzo zróżnicowane i raczej skrajne – nawet w naszym redakcyjnym gronie.

Ania Wieczorek
Ania Wieczorek

5. Legion (sezon 1)

Legion

Stacja FX kolejny raz mnie zaskoczyła. Tym razem za jednym zamachem bijąc wszystkie dotychczasowe produkcje o superbohaterach i zapełniając pustkę po mindfuckach z „Mr. Robota”. Nasz bohater David Haller (Dan Stevens znany choćby z „Gościa”, czy serialu „Downtown Abbey”) to z pozoru typowy schizofrenik, jakich na ekranie widzieliśmy już tysiące razy. Tak naprawdę osadzony w szpitalu psychiatrycznym mężczyzna jest mutantem. Ba, płynie w jego żyłach krew samego profesora X, Charlesa Xaviera (!), co sugeruje, że podobnie jak ojciec, może posiadać potężną moc. Wyjątkowy dar czyni z Davida łakomy kąsek dla agencji rządowej, która poluje na jemu podobnych oraz dla grupy renegatów, którzy starają się im w tym przeszkodzić. Showrunner serialu Noah Hawley, odpowiadający wcześniej za „Fargo”, zapewnił, że nie możemy się nudzić. Mieszanie estetyk i gatunków, odwracanie kota ogonem, wolty scenariuszowe, mylenie tropów i symboli – na widza czeka to wszystko i jeszcze więcej. Przyjęta konwencja wytrzymuje wszystko: scenę musicalową, wyłączenie dźwięku w kulminacyjnej scenie, w jeszcze innej zamiast dialogów wrzucenie tablic jak z kina niemego, animowane wstawki, dialogi wewnętrzne. Twórcy nie mają hamulców dla naszych przyzwyczajeń, intrygę stawiają na równi z wizualnym rozpasaniem. Grają kolorami, scenograficznym detalem, inspirowanym latami 60. ubiegłego wieku kostiumem. W dodawaniu gazu pomagają też fantastyczne kreacje aktorskie, zwłaszcza Stevens jest niepowstrzymany, ma w sobie pokłady gniewu, komizmu, chłopięcej niewinności. Jeńców nie bierze Aubrey Plaza, której przyznam, do tej pory nie doceniałem, kojarząc tylko z prymitywnych komedii. Tymczasem w „Legionie” ta dziewucha rozsadza sceny ze swoim udziałem. To jest dynamit, bomba, petarda. Ponadto na drugim planie zobaczycie znane z „Fargo” Jean Smart (Melanie) i Rachel Keller (Syd) oraz Jemaine’a Clementa (fanów Taiki Waititiego nie trzeba przekonywać do jego talentu). Więcej nie zdradzam, dajcie się zaskoczyć!

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

4. Twin Peaks (sezon 3)

Twin Peaks

Jeden z najgłośniejszych serialowych powrotów ostatnich lat. Czekałem na premierę z duszą na ramieniu. Na szczęście David Lynch wraz z Markiem Frostem po raz kolejny na nowo zdefiniowali pojęcie serialu autorskiego, udowadniając wizjonerski geniusz. We dwóch napisali scenariusze do wszystkich 18. odcinków, które wyreżyserował sam Lynch, przez co formuła przypomina bardziej osiemnastogodzinny film niż tradycyjny serial.  Stacja Showtime podjęła ryzyko i dała im całkowitą wolność artystyczną, co zaowocowało prawdziwie transcendentalnym doświadczeniem. Wielu fanów oryginalnego „Twin Peaks” odbiło się od kontynuacji losów agenta Coopera, gdyż autor „Mulholland Drive” znacznie bardziej urozmaicił swoje dzieło, nie ograniczając już miejsca akcji do tytułowego miasteczka i odrzucając kostium telenoweli.  Także zagadka kryminalna nie stanowi już trzonu intrygi. Nie znaczy to oczywiście, że brakuje atrakcji, bo tych mamy bez liku. Głównym atutem jest właśnie wspomniana wolność, z czym wiąże się brak przewidywalności i ogranych już przez telewizję motywów. Klasyczna narracja zostaje często przełamana, serwując nam surrealistyczne, mindfuckowe wizje, liczne muzyczne występy, czy po prostu kilkuminutową scenę zamiatania podłogi w jednym statycznym ujęciu. Jaki inny serial pozwoliłby sobie na coś takiego?  Na dodatek udało się zebrać prawie całą aktorską ekipę sprzed ćwierćwiecza oraz dawne muzy reżysera (Naomi Watts, Laura Dern), przy okazji serwując kilka arcyciekawych niespodzianek obsadowych. Kyle MacLachlan przechodzi zaś samego siebie, w podwójnej (a nawet potrójnej) roli. Wybitna rzecz zasługująca na swój kultowy status.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny

3. Pozostawieni (sezon 3)

The Leftovers

Serial Damona Lindelofa wyprzedził swoją epokę. Aż cisną się na klawiaturę same górnolotne frazesy, gdy myśli się o trzech sezonach przygotowanych przez tego nietuzinkowego twórcę. To on dał światu „Zagubionych”, a w zeszłym roku, dzięki pełnej swobodzie, jaką zapewniła mu stacja HBO, zafundował widzom prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Nigdy bowiem koniec świata nie był przedstawiony w tak piękny i poruszający sposób. Wprawdzie od zniknięcia 2% populacji minęło już kilka lat, niemniej jednak w trzecim sezonie wciąż widoczne są reperkusje tamtej tragedii. Ludzie nadal czują, że to było li tylko preludium do prawdziwego armagedonu. Niemalże namacalnie wyczuwa się oczekiwanie na katastrofę. Świat staje na głowie, bohaterowie przeżywają coraz to bardziej absurdalne perypetie… A może to wszystko blaga? Może tak naprawdę nie ma gniewnego Boga, chcącego zakończyć swój szalony projekt pt. „Człowiek”, tylko to ludzie nie są w stanie pogodzić się z niewytłumaczalnym zniknięciem najbliższych? Szalona podróż przez wszystkie stany emocjonalne dostarcza więcej pytań niż odpowiedzi. Nigdy nie wiadomo, czy to prawda, czy jednak urojenia, pojawiają się przed oczami bohaterów. I to jest właśnie w tym serialu najwspanialsze – ta niejednoznaczność uderzająca w emocje widzów. To my musimy sobie sami odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę się dzieje, ponieważ Lindelof w żaden sposób nie chce ułatwiać sprawy. Owszem, mnoży poszlaki, lecz często one same sobie przeczą. Pozostawia odbiorców z pewnym niedosytem – naprawdę chciałoby się poznać dalsze losy Kevina i Nory (fenomenalnie zagranych przez Justina Theroux oraz Carrie Coon) – ale na szczęście wiedział, kiedy ze sceny zejść niepokonanym. Dzięki temu „Pozostawieni” to dzieło wybitne, do którego na pewno będzie się wracać. Produkcja HBO wyznaczyła ścieżkę, do której inne seriale muszą jeszcze dojrzeć, by zacząć nią podążać.

Marcin Kempisty
Marcin Kempisty

2. Kroniki Times Square (sezon 1)

The Deuce

David Simon po raz kolejny udowodnił, że należy do ścisłej czołówki showrunnerów w serialowym świecie. Kolejne produkcje święciły triumfy, zatem nie powinna dziwić wysoka pozycja, jaką zajmuje jego kolejne dziecko – „Kroniki Times Square”. Nareszcie dokonana została demitologizacja Nowego Jorku. Przestał to być świat zaludniony przez inteligentów rodem z filmów Allena, czy nuworyszy z impetem wkraczających na giełdowe parkiety. Big Apple w serialu HBO to wysypisko osobników szemranego autoramentu – skorumpowanych policjantów, alfonsów-dandysów, jak również ogołoconych z marzeń prostytutek. Wielość bohaterów, z których wyróżnia się Vincent Martino (James Franco) służy przedstawieniu możliwie jak najszerszej panoramy amerykańskiej metropolii. Co istotne, twórcy nie oceniają żadnej postaci. Przyglądają im się raczej z chłodnym dystansem, bo przecież za każdym czynem kryje się osobista tragedia. Wprawdzie pojawiają się wątki dotyczące narodzin branży pornograficznej (co zapewne zostanie bardziej rozwinięte w drugim sezonie), niemniej jednak znacznie bardziej interesujące są kolejne perypetie przedstawianych wykolejeńców, budzących jednocześnie odrazę oraz odrobinę współczucia.

Marcin Kempisty
Marcin Kempisty

1. BoJack Horseman (sezon 4)

BoJack jaki jest, każdy widzi. Animowane przygody starzejącej się gwiazdy sitcomu z lat ’90 stały się popkulturowym fenomenem. Cynizm, nieumiejętność pogodzenia się z traumatyczną przeszłością, uwikłanie w tendencje autodestrukcyjne – na tych filarach opiera się osobowość bohatera, który dobra pragnąc, wiecznie zło czyni. Serial Netflixa dotyka wielu ważnych kwestii – tego, co tak naprawdę oznacza idea amerykańskiego snu; samorealizacji w hedonistycznym i konsumpcyjnym świecie; relacji damsko-męskich (bo o miłości w świecie zamieszkanym przez narcyzów nie można mówić) w czasach zarazy. W czwartym sezonie twórcy nie dokonują już takich szaleństw formalnych, jak wcześniej, bardziej skupiając się na subtelnej i czasami intymnej opowieści o poranionych duszach. Mnóstwo w tej produkcji empatii dla bohaterów, mimo że oni sami nie mają dla siebie litości. Coraz mniej humoru, za to więcej prawdziwego tragizmu, zapędzającego jednostkę na skraj przepaści. „BoJack Horseman” to szalenie mądra produkcja, oferująca szeroką gamę emocji na długo pozostających z widzem. Owszem, ten serial pozbawia wiary w lepsze jutro, sugerując, że z wytyczonej ścieżki ku samozagładzie nie sposób zboczyć, ale gdzieś tam, po kątach, można również odnaleźć okruchy nadziei. Sczerstwiałe, częściej budzące niesmak niż zaspokajające głód, niemniej jednak tak bardzo poszukiwane przez bohaterów. Fascynujące jest przyglądanie się postaciom tak łapczywie pragnącym normalności.

Marcin Kempisty
Marcin Kempisty