Najtrudniejszy pierwszy krok – recenzja filmu “Call Me Tony”

Szukając bohatera zaliczeniowego dokumentu student łódzkiej Filmówki Klaudiusz Chrostowski zajrzał do kółka teatralnego w Katowicach, do któregoś niegdyś sam uczęszczał. Nie spodziewał się jednak, że w ośrodku prowadzonym przez lubianą aktorkę Dorotę Pomykałę znajdzie kogoś takiego jak Konrad. Licealista z Jastrzębia-Zdroju, niewysoki, cichy chłopiec z pozoru nie wydawał się osobą, na której można zawiesić ciężar całego filmu. Tymczasem podczas rozmowy młody reżyser dowiedział się, że łączy on pasję do kina z uprawianiem kulturystyki.

Jeżeli pamiętacie zaradne rodzeństwo z rewelacyjnej “Komunii” prezentowanej dwa lata temu na Warszawskim Festiwalu Filmowym, to i tego ananasa polubicie. Mimo młodego wieku i głowy pełnej marzeń Konrad niesie całkiem ciężki worek życiowych porażek, upadków, zawodów. Podobnie jak Ola i Nikodem z filmu Anny Zameckiej pochodzi z rozbitej rodziny i musi stawać przed wyborami mogącymi zaważyć na jego przyszłości. Tam kulminacją była pierwsza komunia święta i próba odbudowania więzi z matką, tutaj obok matury przeszkodami do pokonania są konkurs debiutów dla kulturystów i egzamin do szkoły aktorskiej. W tle czai się też nieprzepracowana relacja z nieobecnym rodzicem.

Doświadczeniem, jakie wpłynęło najmocniej na chłopaka, było właśnie opuszczenie rodziny przez jego ojca. Nie wiemy czemu, jak i po co. Zresztą i Chrostowskiego nie interesuje poznanie tych faktów, bo, jak dodawał na spotkaniu po filmie, właśnie absencja taty stała się niemal immanentna dla jego bohatera. To ona go zdefiniowała, stanowiła źródło jego traum i trampolinę dla zainteresowania kreacją własnego wizerunku. Być może przez brak męskiego wzorca i dojmujące uczucie odrzucenia Konrad z takim uporem dąży do tego, by być kimś, kogo się szanuje, kogo się pamięta. Tłumaczy nawet kumplowi, że budowanie idealnej sylwetki, dietetyczne wyrzeczenia i prężenie muskułów to tylko droga do pokazania siebie, ujawnienia światu jaki naprawdę jest.

Chłopak jednym tchem wymienia ulubionych kinowych herosów: Dustina Hoffmana, Ala Pacino, Roberta De Niro. To ich wyrazistość, pewność siebie, charyzmę utożsamia z sukcesem. Wskazówek jak być prawdziwym mężczyzną szuka w amerykańskiej popkulturze, czerpie z filmów takich jak “Taksówkarz”, “Rocky”, “Człowiek z blizną” (Tony Montana trafia do tytułu samego dokumentu). Prawdziwy mężczyzna musi walczyć o swoje, nie boi się żadnych wyzwań, nie poprzestaje na laurach, brnie ku realizacji celów i pragnień.

“Call Me Tony” to historia opowiedziana z biglem, masą humoru, ale i sporym szacunkiem do portretowanej postaci. Klaudiusz Chrostowski z racji młodego wieku pamięta przecież, że okres adolescencji to raczej ślizganie po cienkim lodzie niż bieg po bieżni. W końcu zanim dotrzemy do dorosłości, kilka razy musimy wylądować po szyję w zimnym przeręblu. Konrad potyka się, upada, ale brnie dalej, bo spełnienie marzeń jest najważniejsze. Niby salwy śmiechu na widowni wybuchają co rusz, a jego działania wydają się szczeniackie, niedojrzałe, naiwne. Ostatecznie jednak nasz śląski Schwarzenegger zasługuje na słowa uznania, choćby za podjęcie ryzyka, za próbę wzięcia losu w swoje muskularne ręce.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
call me tony plakat

Call Me Tony


Rok: 2018

Gatunek: Dokument

Reżyser: Klaudiusz Chrostowski



Ocena: 4/5