Współczesny Fitzcarraldo – recenzja filmu „Stroiciel Himalajów”

Kino zna wiele historii wypraw w nieznane, będących spełnieniem marzeń i pokonywaniem wewnętrznych słabości, które jednak postronni obserwatorzy okrzyknęli dziwactwem czy głupotą. Niemiecki twórca Werner Herzog wielokrotnie pokazywał nam dzieje szaleńców, gotowych na wszystko by zrealizować swoje cele. Takim bohaterem był tytułowy Fitzcarraldo, który postanowił wybudować operę w środku amazońskiej dżungli i aby sfinansować nierealny projekt musiał, nie zważając na ofiary i wydane pieniądze, przetransportować statek pełen zebranego kauczuku przez leśne wzgórze. Dzieło Herzoga było niemal równie karkołomnym odtworzeniem tego wydarzenia, a sam reżyser jak i odtwórca głównej roli Klaus Kinski również zostali okrzyknięci obłąkanymi. Czy podobny los spotka twórców i bohatera „Stroiciela Himalajów”?

Traf chciał, że polscy filmowcy Michał Sulima i Jarek Kotowski trafili pewnego dnia do warsztatu Desmonda O’Keeffe’a, londyńskiego stroiciela pianin w Camden Market. Rzemieślnik zwany przez znajomych Mr Gentle opowiedział im historię kobiety, która planowała osiedlić się w himalajskiej wiosce Lingshed w indyjskim stanie Zanskar i uczyć dzieci muzyki w lokalnej szkole podstawowej. Jej marzeniem było przeniesienie tam pianina. Problem polegał na tym, że do osady nie prowadzi żadna droga samochodowa i nawet Google Maps głupieje przy próbie wyznaczenia trasy. Zadanie wymagałoby zatem zorganizowania wyprawy pieszej z tragarzami i jakami. Desmondowi długo sprawa ta nie dawała spokoju, mimo iż kobieta ze swoich planów już zrezygnowała. Nie znalazł w sobie jednak wystarczająco dużo wewnętrznej siły, by podjąć się tego przedsięwzięcia.

Dopiero spotkanie z Polakami zaowocowało realnym planem. Twórcy postanowili towarzyszyć londyńskiemu rzemieślnikowi w wyprawie, filmując ją na potrzeby reportażu, który niespodziewanie przekształcił się w pełnometrażowy film. Niewiele brakowało, by rejestracja nie doszła do skutku z powodów finansowych, jednak Desmond zaofiarował się sfinansować wyprawę reżysera sprzedając drogocenne pianino i stając się de facto producentem wykonawczym przyszłego dzieła.

Pan Gentle zabrał ze sobą dwoje młodych zapaleńców, dopiero poszukujących swojej życiowej drogi: Annę – bojowniczkę o ochronę środowiska naturalnego i Haralda – długowłosego ekscentryka. Wyprawa na dobre zaczęła się w dniu, w którym musieli wysiąść z samochodu i ruszyć pieszo w Himalaje. Wynająwszy grupę lokalnych Szerpów i kilka jaków rozebrali pianino na najmniejsze możliwe części. Dwie z nich nadal jednak pozostały duże i ciężkie. Wbrew oczekiwaniom Desmonda juczne zwierzęta okazały się zbyt małe, by targać kluczowe elementy instrumentu, rola ta przypadła więc ludziom. Sam stroiciel z racji na swoje 65 lat na karku i mimo braku obciążenia już pierwszego dnia przekonał się na własnej skórze jak karkołomne to przedsięwzięcie. Wielokrotnie potem podkreślał, że gdyby wiedział, czego się podejmuje, nigdy nie zgodziłby się ryzykować zdrowie i życie ludzkie.

Sulima zaproponował bohaterom, aby w czasie podróży notowali w pamiętnikach swoje przemyślenia, co znalazło odzwierciedlenie w narracji z offu dogranej w postprodukcji. Dzięki temu na bieżąco widz mógł poznać myśli nie tylko Desmonda, ale i Haralda czy Anny. Samo filmowanie dla niedoświadczonego reżysera-samouka okazało się również niełatwym zadaniem w realiach świata pozbawionego prądu. Kamery ładowane były akumulatorami na energię słoneczną. Mimo zastosowania podręcznego sprzętu cyfrowego zdjęcia robią jednak olbrzymie wrażenie. Piękno górskich krajobrazów aż kipi z kinowego ekranu. Nasz bohater okazał się zaś niezwykle ciepłym i rozmownym człowiekiem, nasycając film melancholijnymi przemyśleniami i dużą dawką humoru.

Współczesny Fitzcarraldo pokazał nam zarówno prawdziwą siłę woli w świecie, gdzie pieniądze nie mają takiej wartości jak na Zachodzie, jak i triumf muzyki wykraczającej poza językowe bariery. Po udanej wyprawie powracał jeszcze do Zanskaru co roku, aby nastroić pianino i odwiedzić miejsce, które na zawsze pokochał. Jak można się było przekonać z napisów końcowych, stroiciel nie doczekał niestety premiery filmu. W sali kinowej w warszawskiej Kinotece znalazł się jednak kolejny Fitzcarraldo, właściciel sklepu muzycznego, który zaofiarował się pojechać do himalajskiej wioski i nastroić pianino. Muszę przyznać, że to jedna z tych historii, które przywracają wiarę w ludzkość.

Krystian Prusak
Krystian Prusak

Stroiciel Himalajów

Tytuł oryginalny: „Piano to Zanskar”

Rok: 2018

Gatunek: dokumentalny

Kraj produkcji: Wielka Brytania

Reżyser: Michal Sulima

Ocena: 4/5