Co się stało z Państwem ludzi-orzechów? – recenzja filmu „Strażnik Dahufa” – Pięć Smaków

Tegoroczny festiwal Pięć Smaków wziął na tapet azjatyckie animacje, chcąc pokazać, że gatunek ten nie kończy się na anime. Jedną z flagowych propozycji oferowanych przez tę sekcję festiwalu, był chiński film “Strażnik Dahufa”. Chociaż estetycznie nie odbiega on daleko od kultowych obrazów studia Ghibli, widać w nim mocne zakorzenienie w kulturze i mitologii Państwa Środka.

Głównym bohaterem filmu jest niegroźnie wyglądający grubasek w czerwonym stroju, będący tytułowym strażnikiem. Rusza on w poszukiwania zaginionego księcia o duszy artysty, który uciekł z królestwa po tym, jak zabroniono mu malować akty, wykorzystując do tego pozujące mu damy dworu. Jego misja miała być prosta. Musiał tylko odnaleźć buntownika i przekazać mu, iż król jest gotów wycofać się z zakazu, jeśli tylko następca tronu wróci do domu. Kiedy wydawało się, że są na dobrej drodze, by bezpiecznie wrócić w rodzinne strony, zaczęły mnożyć się komplikacje.

Zagłębiając się w historię tajemniczej krainy odwiedzonej przez Dahufę, odkrywamy kolejne tajemnice. Struktura filmu przypomina nieco “Spirited Away”. Podobnie jak w nieśmiertelnym anime Miyazakiego nieco wycofany bohater stara się obserwować wyjątkowo dziwny świat, powoli ucząc się jego reguł. Różnica jest jednak taka, że strażnik zdecydowanie nie jest w tym świecie mile widziany, co często kończy się krwawą jatką, której nie powstydziłyby się filmy akcji i to te kategorii R. Dzieło Busifana czerpie z kina gatunkowego garściami. Historia miasta “ludzi orzechów” przypomina science-fiction, w którym bohater trafia do świata po ingerencji szalonego naukowca, sceny dziejące się w rozległych podmiejskich kanałach przywołują estetykę kina przygodowego, a finałowy pojedynek nawiązuje do spaghetti westernów Sergio Leone. Paradoksalnie ten miszmasz stylów zupełnie nie powoduje uczucia niespójności finalnego dzieła. Jeśli coś miałoby ją powodować, to raczej sam scenariusz, w którym momentami zbyt dużo dzieje się u bohaterów, których przez pewien czas nie pokazywali nam twórcy.

Reżyser oprócz licznych smaczków dla kinomanów, zdołał podstępnie umieścić w swojej animacji krytykę systemu komunistycznego. Tworząc miasto “ludzi orzechów” zobrazował społeczność, w której wszyscy mają równy status i nie różnią się od siebie niemal niczym, ale jak się okazuje, są jedynie pionkami, w rękach manipulującego nimi i okłamującego władcy, który wyzyskując ich, opływa w luksusy. Aż dziw, iż “Strażnik Dahufa” ominął chińską cenzurę, a jego buntownicze przesłanie zauważyła dopiero Liga Młodzieży Komunistycznej, nawołująca do bojkotu owego obrazu. Oczywiście przyniosła ona skutek mniej więcej taki, jak nagonka części polskich mediów na “Kler”, czyli delikatnie mówiąc odwrotny od zakładanego.

Nie sposób nie wspomnieć o warstwie wizualnej filmu, która sprawia, że można się w nim zakochać od pierwszych minut. Kadry są niezwykle dopracowane i wiele z nich to małe dzieła sztuki. Użycie technologii 3D nadaje im wyjątkowo przyjemną dla oka głębię, pozwalającą docenić kunszt, z jakim powstawały krajobrazy otaczające bohaterów. Autorzy grafik silnie inspirowali się tradycyjną chińską sztuką, ale również animacjami ze studia Ghibli.

Bez cienia wątpliwości można polecić “Strażnika Dahufa” wszystkim wielbicielom Orientu, gdyż Chiny to dla tego filmu więcej niż kraj, który podjął się finansowania. Twórcy darzą tradycję i kulturę swojego kraju  olbrzymim szacunkiem i widać, że czerpią przyjemność w dzieleniu się tą fascynacją. Kulą u nogi obrazu niestety jest scenariusz, w którym zbyt dużą wagę przywiązano do scen akcji, ale pewnie i takie rozwiązanie znajdzie swoich entuzjastów.

Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż

Strażnik Dahufa

Tytuł oryginalny: „Da Hu Fa”

Rok: 2017

Gatunek: Animacja

Kraj produkcji: Chiny

Reżyser: Busifan

Występują: Xiao-Lian-Sha, Tu-Te-Ha-Meng, Shih-Chieh King i inni

Ocena: 3/5