Pacem in Terris – recenzja filmu „Słudzy” – Berlinale 2020

Relacje reżimu i Kościoła w czasach zimnej wojny są niełatwym oraz fascynującym tematem. Z jednej strony świątynie często stawały się opozycyjnymi centrami i oazami oporu, a kler był inwigilowany i prześladowany. Z drugiej jednak pewna współpraca często stawała się koniecznością, wszak każdy chce żyć i działać. Wszędzie są też czarne owce, które chętnie wykorzystają sytuację, by się wzbogacić lub uniknąć odpowiedzialności prawnej za błędy przeszłości. Pokazywane w berlińskiej sekcji Encounters „Słudzy” właśnie na tym się skupia.

Fabuła koncentruje się na Michale i Juraju, dwójce młodych ludzi, którzy w 1980 roku przybywają do seminarium w Bratysławie. W tym czasie kościół czechosłowacki jest podzielony, po Praskiej Wiośnie powstała organizacja Pacem in Terris, potępiona przez Watykan i Radio Wolna Europa, ściśle kontrolowana przez komunistów i będąca z tej przyczyny niezwykle wpływowa. Ci, którzy nie chcą się zaangażować w jej działalność, są nadzorowani i obserwowani przez służbę bezpieczeństwa. Próbują organizować się w ramach tajnych spotkań i stowarzyszeń. Sytuacji nie ułatwia fakt, że duża część literatury kościelnej, biografii świętych, encyklik Jana Pawła II etc. jest zakazana przez rząd.

Zgodnie z maksymą Hitchcocka, że film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, a następnie napięcie ma wzrastać, wszystko zaczyna się od morderstwa. A dokładnie od wyrzucenia z bagażnika samochodu przez grupę agentów bezpieki anonimowego jeszcze dla nas ciała. Po wszystkim towarzyszymy szefowi operacji i trzeciemu głównemu bohaterowi filmu Ivanowi (w tej roli czołowy rumuński aktor Vlad Ivanov znany z 4 miesięcy, 3 tygodni i 2 dni czy Pozycji dziecka). Wraca on do swojego ciasnego mieszkanka, myje półbuty z błota i smaruje maścią niepokojące wybroczyny na skórze.

Słowaka Ivana Ostrochovský’ego światowa publika poznała w 2015 roku za sprawą Kozy, zwycięzcy sekcji Wolny Duch Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Tam w półdokumentalnej formie portretował próbę powrotu na ring po wielu latach biednego boksera wagi piórkowej. Był to mały i tani film, który stronę wizualną poświęcał na rzecz opowiedzianej historii. Tym bardziej zaskoczyć widza może, jak bardzo stylowym obrazem są Služobníci. Nakręcony w czerni i bieli oraz formacie 4:3 obraz wizualną inspirację niewątpliwie zaczerpnął z Idy Pawła Pawlikowskiego, która reaktywowała w kinie artystycznym mały boom na taką formę. Silne kontrasty, skryte w cieniu postaci i deszcz przywodzą jednak na myśl klasyczne amerykańskie noir. I to prawdopodobnie byłoby dobre skojarzenie. Noir w swoich założeniach miało pokazać upadek wartości i przejrzystości powojennego świata, podobnie rzecz ma się tu. Bratysława roku 1980 jest niepokojąca, pełna przegranych i pustych ludzi, wykonujących to, czego się od nich oczekuje, bo nic innego nie umieją robić.

Inaczej niż chociażby w Różyczce Jana Kidawy-Błońskiego lub Zabić księdza Agnieszki Holland, tu wszystko pozostaje mocno niejednoznaczne. Ostrochovský buduje swój dramat z jednej strony jak rasowy thriller, z bardzo agresywną i wspaniale dobraną warstwą dźwiękową i ciągłym trzymającym za gardło napięciem. Przy tym jest to film niezwykle powolny, pewny siebie. W żadnym momencie nie przymila się do widza, jak to się zdarza choćby Smarzowskiemu czy Pawlikowskiemu. Brak tu jakiegokolwiek efekciarstwa narracyjnego, większość scen jest cicha, milcząca, mimo krótkiego metrażu ujęcia są długie, zazwyczaj ze stojącej kamery, tak samo jak to czynił na przykład czeski zwycięzca Karlowych Warów 2018 Mały krzyżowiec. Całemu seansowi towarzyszy atmosfera oczekiwania, niepewności. Wszystko jest bardzo powolne i wysmakowane, ale przy tym wydaje się naturalne i prawdziwe, a nie wystudiowane.

Przed seansem niezwykle obawiałem się tego, że reżyser zdecyduje się pójść w klisze i proste rozwiązania, wszak historia, w której dwójka przyjaciół przyjeżdża do podzielonego świata i ma możliwość albo ryzykownej walki, albo prostej współpracy i kariery, wydaje się wręcz stworzona do tego, by dodać jej hollywoodzkiego sznytu. Jednak na szczęście reżyser (który napisał tu również scenariusz) zdecydował się na coś innego: artystyczny film gatunkowy, portretujący trudny moment historyczny bez ferowania wyroków i odhumanizowania bohaterów. Wątpię, by na tej edycji Berlinale pojawił się jakiś bardziej kompletny i poruszający obraz, który przy tym nie zapomina o widzu i nie próbuje go zmęczyć i złamać.

Marcin Prymas
Marcin Prymas
słudzy plakat

Słudzy

Tytuł oryginalny: „Služobníci”

Rok:
2020

Gatunek: dramat

Kraj produkcji: Słowacja, Czechy, Irlandia, Rumunia

Reżyseria: Ivan Ostrochovský

Występują: Vlad Ivanov, Martin Sulík, Milan Mikulcík i inni

Ocena: 4,5/5