Siła przypadku – recenzja filmu „Ikar”

Największe sukcesy wymagają przypadku, a największe dzieła są efektami improwizacji. Powiedzą o tym Kubrick, Rivette, Malick i wielu innych mistrzów kamery. Udowadnia to też Bryan Fogel w swoim najnowszym dokumencie – „Ikar”, dostępnym w serwisie streamingowym Netflix.

Pierwotny pomysł był prosty i tani, przeniesienie sprawdzonej formuły, znanej z takich obrazów jak słynne „Super size me” na świat sportu, a zatem sprawdzenie na własnej skórze, jakie są efekty przyjmowania niedozwolonego dopingu i czy da się oszukać kontrole. W tym celu reżyser, który wcześniej ofiarował nam rasistowską komedię z Jennifer Love Hewitt – „Jewtopia”, prywatnie kolarz – amator, bierze udział w najtrudniejszym amatorskim wyścigu kolarskim świata. Wyścig ten jest jak „5 najtrudniejszych etapów Tour de France ułożonych jeden po drugim” i wyjątkowo fascynuje Bryana – człowieka najpierw podziwiającego, a później próbującego zrozumieć Lance’a Armstronga. Ma zamiar porównać swój wynik (czternaste miejsce) i czas do tego osiągniętego po roku zażywania niedozwolonych środków.

Do współpracy chciał przekonać Dona Catlina, amerykańską ikonę walki z dopingiem i szefa laboratorium w Los Angeles, ten jednak, po początkowej fascynacji pomysłem, odmawia, obawiając się o swoją reputację. Wysyła bohatera do Rosji, do szefa moskiewskiego laboratorium antydopingowego – Grigorija Rodczenkowa. Rosjanin zgadza się na współpracę, zapewne bez sprzeciwu, gdyż film nie mówi nam nic o początkach ich znajomości, i szybko zaczyna układać plan dawkowania, oraz doradza przy sposobie optymalnego wstrzykiwania zakazanych substancji. W trakcie wspólnych prac nad filmem panowie się zaprzyjaźniają, na ekranie widać ewidentną chemię między nimi zwłaszcza ze strony bardzo otwartego Rosjanina. Wzajemnie się odwiedzają, bawią się ze swoimi psami, ich zrozumienie jest dużo bardziej widoczne niż chemia między kochankami w większości współczesnych hollywoodzkich romansów.

I wszystko pewnie potoczyło by się uroczo, gdyby nie to, że wielka polityka postanowiła o sobie przypomnieć, a los dorzucić pięć groszy o niestałości ludzkich planów i celów. Otóż niespodziewanie, po kilku miesiącach tworzenia filmu Fogela, niemiecka telewizja ARD opublikowała swój głośny dokument nt. dopingu w rosyjskim sporcie. Produkcja wysuwająca oskarżenia i dostarczająca dowody na istnienie wielkiej machiny dopingowej w Rosji, stawiała tezę jakoby 95% rosyjskich sportowców brało udział w organizowanym przez państwo programie dopingowym, niczym w jakimś NRD, wstrząsnęła światkiem lekkoatletyki.

Niespodziewanie Grigorij znajduje się w centrum uwagi całego sportowego świata, a film zmienia się w ekscytujący polityczny thriller. Nagle, w wydawałoby się nudnym dokumencie o sporcie, mamy: całkowicie realną ucieczkę z Rosji człowieka porównującego się do Snowdena; heist movie, kiedy Grigorij opisuje, jak pod okiem całego świata podmieniali próbki moczu podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi; dreszczowiec, kiedy okazuje się, że najbliższy przyjaciel i współpracownik Grigorija ginie w tajemniczych okolicznościach i wiele więcej.

Siłą opowieści jest jej naturalność i autentyzm: Fogel, będąc niespodziewanie wrzucony w wir wydarzeń, improwizuje i próbuje się dostosować. Obserwujemy przemianę Grigorija: uśmiechniętego człowieka sukcesu, w bojącego się o własne życie uciekiniera, a w końcu w najważniejszego informatora i świadka. To wszystko oczami jego przyjaciela, a nie jakiegoś obcego dziennikarza, który chce zarobić i się wybić na aferze.

To również opowieść o tragicznym losie trybiku w maszynie, który nie zdaje sobie sprawy, że robi coś złego, albo po prostu nie chce sobie jej zdawać i który sam siebie porównuje do dwójmyślących bohaterów Orwella. To wszystko działa i wciąga i nie pozwala oderwać wzroku od ekranu. Może to dlatego, że wiemy, iż Grigorij nie ma nic do stracenia, a może dlatego, że wcześniej zdążyliśmy już polubić tego „dopingowego mafioso” i zobaczyć jego ludzką, prywatną twarz?

Podsumowując, polecam ten dokument wszystkim, także tym, których zupełnie nie obchodzi sport, bo to po prostu bardzo dobra historia, tak dobra i filmowa, że aż trudno uwierzyć, że to prawdziwe życie, a nie hollywoodzka fabuła.

Marcin Prymas
Marcin Prymas
Ikar - Plakat, Netflix, Icarus

Ikar



Rok: 2017

Gatunek: dokument

Twórcy: Bryan Fogel

Ocena: 4,5/5