Wszystko płynie – recenzja filmu „Rzeka” – WFF

“Rzeka” stanowi zwieńczenie „trylogii Aslana”, kazachskiego reżysera Emira Baigazina. Od początku kariery zgłaszał on akces raczej do malarzy kina, niż tych, którzy operują dialogiem czy zgrabną intrygą. W nagrodzonym w Wenecji filmie nie porzuca swojego stylu i tka z obrazów niezapomniany całun.

Kiedy Baigazin w 2013 roku przyjechał do Warszawy z debiutanckimi “Lekcjami harmonii”, mimo berlińskiego lauru niewielu wierzyło, że twórca z Kazachstanu będzie kimś więcej, niż egzotycznym gościem. Jednak jego film okazał się jednym z najciekawszych na festiwalu. Opowiadając o szkolnej przemocy, wpisywał konflikt w uniwersalny i zrozumiały kontekst dla widza w każdym zakątku świata. Nie brakowało tam odniesień do lokalnej kultury, poetyckich kadrów i specyficznego, miarowo odmierzonego tempa.

W “Rzece” Kazach upraszcza jeszcze sprawę. Osadza bowiem akcję na zupełnym pustkowiu, gdzieś na stepie, z dala od miast, zgiełku, problemów współczesności. Jedynym urozmaiceniem monotonnego krajobrazu jest pełna zgubnych wirów rwąca rzeka – kwintesencja niepowstrzymanego wodnego żywiołu. Ta ziemia nie należy do człowieka, to domena Natury. Jedyną enklawą w okolicy pozostaje małe gospodarstwo zamieszkałe przez małżeństwo z piątką synów. Figura matki zostaje sprowadzona do roli służebnej. Tymczasem głowa rodziny, srogi niczym starotestamentowy Bóg, wystawia swoje dzieci na próbę. Od świtu chłopcy muszą pracować w pocie czoła, a każde ich uchybienie względem ustalonego porządku karane jest chłostą. W tym domu nie wiedzą co to bezstresowe wychowanie.

Najmłodsi bracia uczą się czytać, nieco starsi bliźniacy wytwarzają z gliny cegły, a pierworodny Aslan zostaje obdarzony przez ojca zaufaniem i jednocześnie brzemieniem pilnowania reszty stadka. Łagodna natura tego ostatniego skutkuje tym, że często, zamiast harować jak woły w obejściu, chłopcy lądują w orzeźwiających prądach pobliskiej rzeki. Z uwagi na licznie występujące w filmie tropy odnoszące się do Biblii, niewinne zdałoby się kąpiele wyrostków można na poziomie symbolicznym odczytać jako wyraz nieposłuszeństwa wobec boskiego planu, korzystania z wolnej woli, z prawa samostanowienia. Z tym że, podobnie jak nieodgadniona siła napędzająca pęd potoku, tak decyzja podjęta w przypływie emocji może człowieka porwać i zatopić.

Baigazin nader chętnie posługuje się symbolami i zamiast wykładać swoją filozofię w rozbudowanych scenach dialogowych, woli pozostawiać interpretację odbiorcom. Jedną z kwestii, jakiej dotyka film, jest wychowanie, portretowane tu z surowością godną “We władzy ojca“ braci Taviani. Reżysera interesuje jednak nie tylko to zagadnienie. Sięga po odwieczny konflikt Natura – Cywilizacja, tu bardziej funkcjonujący jako starcie tradycyjnego pojmowania stanu rzeczy z tym reprezentowanym przez ponowoczesne społeczeństwo.

Wprowadzona bez większego przygotowania postać mknącego na hoverboardzie i nierozstającego się z tabletem kuzyna z miasta to dla widza, jak i bohaterów szok kulturowy. Już blond czupryna chłopca odróżnia go od krewniaków o kruczoczarnych włosach. Przywieziona przez niego technologia burzy harmonię, jaka panowała dotychczas na farmie. Z naprawionego telewizora, niczym z otwartej puszki Pandory, płynie litania wieści o światowych klęskach, wojnach, zbrodniach. Chłopcy wolą godzinami wpatrywać się w ekran minikomputera, dźwięk zainstalowanej tam gry jakby ich hipnotyzował, zniewalał, mącił w młodych umysłach. Mając dostęp do internetu sięgają też po pornografię, budzi się w nich tym samym nieuświadomiona dotąd seksualność. W tym kontekście przybysz jawi się raczej jako szatańskie nasienie, niż niosący Dobrą Nowinę Mesjasz, niczym fałszywi prorocy i złoty cielec z Księgi Wyjścia.

Autor “Lekcji harmonii”, odpowiadający także za zdjęcia, podczas spotkania z publicznością opowiadał, że podobnie jak stały współpracownik Yasujirō Ozu, Yūharu Atsuta, założył sobie, żeby kręcić z użyciem tylko jednego obiektywu. Tworząc kompozycje kadrów, wzorował się na starokazaskich witrażach cerkiewnych oraz ekspresjonistycznej twórczości Franza Marca. Z trudem dostrzegam związki palety barwnej użytej w filmie z malarstwem niemieckiego artysty, specjalistą od mieniących się kolorami przedstawień zwierząt. Baigazin zanurzył całość w stonowanych kolorach, choć stosuje prosty podział – związana z domem pustynna żółć zostaje przeciwstawiona występującymi w scenach nad rzeką: granatom, szafirom, kobaltom. Z kolorem niebieskim Marc utożsamiał męskość i duchowość, a żółtemu przypisuje zazwyczaj pierwiastek kobiecy. Być może to kolejny klucz interpretacyjny, według którego można odczytać to wyjątkowe dzieło?

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
rzeka plakat

Rzeka

Tytuł oryginalny: „Ozen”

Rok: 2018

Gatunek: Dramat

Kraj produkcji: Kazachstan / Norwegia / Polska

Reżyser: Emir Baigazin

Występują: Zhalgas Klanov, Ruslan Userbayev, Zhasulan Userbayev i inni

Ocena: 3,5/5