Tożsamość – recenzja filmu „Powrót”

Magdalena Łazarkiewicz, podobnie jak jej siostra Agnieszka Holland nie mają w ostatnich latach dobrej passy. Po ważnych i udanych filmach z ubiegłego wieku („Ostatni dzwonek”, „Białe małżeństwo”) pozostały już raczej coraz bardziej mgliste wspomnienia, a jej ostatnia fabuła – „Maraton tańca” z 2010 roku stanowiła porażkę na każdej płaszczyźnie. Tytuł jej najnowszego filmu „Powrót”, dopiero drugiego nie-dokumentu w XXI wieku, możemy zatem odczytywać dwojako – zarówno jako odniesienie do treści filmu jak i w warstwie meta, jako próbę powrotu reżyserki na kinowe salony. Czy jej się to udało?

W „Powrocie” poznajemy Ulę (Sandra Drzymalska). Dziewczyna pewnego dnia zjawia się w domu rodzinnym, z którego zniknęła kilkanaście miesięcy wcześniej za sprawą swojego chłopaka, miejscowego gangstera. Na głębokiej, małomiasteczkowej prowincji Ulę szybko spotyka ostracyzm społeczny. Sąsiedzi wytykają dziewczynę palcem, z lekka autystyczny brat ma jej za złe, że śmie wracać i zabierać mu pokój, a ojciec całym zamieszaniem jest otwarcie zirytowany i nie waha się użyć swojej ciężkiej ręki. Trudno w tym miejscu uniknąć skojarzeń z „Twarzą” Małgorzaty Szumowskiej, wszak oba te filmy poruszały temat ponownego wejścia do prowincjonalnej społeczności jednostki sztucznie i gwałtownie stamtąd wyrwanej. Niestety tam gdzie nagrodzony na Berlinale obraz miał kreatywne sceny a tabloidowość dało się wyjaśnić drugim dnem i chęcią opowiedzenia czegoś większego, film Łazarkiewicz całkowicie upada.

Polska B (czyli w domyśle wszystko co nie jest Warszawą) jest tu pokazane jako piekło na ziemi, z którego nie sposób się wyrwać, karzące alkoholizmem i depresją wszystkich, którzy mają jakiekolwiek ambicje. Twórczyni jak na porządnie tabloidową wizję rzeczywistości, nie zapomina o jasnym wskazaniu palcem winnego tego stanu rzeczy – Kościoła Katolickiego. Religia tak jak opium dla ludu zaćmiewa umysły i potęguje wewnętrzną dulszczyznę bohaterów. W tej ostatniej bryluje Anna (Agnieszka Warchulska), czyli matka naszej bohaterki. Kobieta w średnim wieku nie cofnie się przed niczym w imię obrony dobrego imienia swojego domu przed „zdegenerowaną” córką. Będzie ją bez wyraźnego powodu zamykać od zewnątrz w pokoju a gdy to nie pomoże, posuwa się nawet dalej. W tych wszystkich momentach centralne miejsce kadru będzie zajmował (zawsze dodatkowo podświetlony) krzyż tudzież święte obrazki. Te drugie służą tu zresztą również jako metafora chrześcijańskiej hipokryzji gdy rama obrazu Maryi stanie się niezawodnym schowkiem dla zakazanych papierosów a plebania siedliskiem grzechu.

By oddać filmowi jego zalety warto podkreślić, że samo budowanie tajemnicy wokół wydarzeń, które doprowadziły do zniknięcia Uli zostało zrealizowane tu bardzo sprawnie. Film trzyma wtedy w napięciu, a niektóre sceny na długo zapadają w pamięć. Takie jak pierwsza wizyta protagonistki u jej jedynej aliantki, dawnej nauczycielki śpiewu – Leny (Katarzyna Herman). Bardzo dobrze wypadły tu też niektóre kreacje, zwłaszcza Katarzyny Herman i Agnieszki Warchulskiej. Także zdjęcia chociaż niezbyt kreatywne to są zrealizowane więcej niż poprawnie. Szkoda, że im dalej w las tym bardziej społeczne kino zmienia się w telenowele z odkrywaniem rodzinnych tajemnic i biegiem ku katarycznej katastrofie.

„Powrót” trudno nazwać filmem dobrym, sprawnie wpisuje się jednak w wizję świata i Polski wiodącą wśród jego twórców i jako taki jest na swój sposób spełniony. Pomimo kuriozalnych fragmentów (z finałem na czele) jest to kino, które dostarcza rozrywki także w sposób zamierzony i jako takie nie powinno być całkowicie odrzucone i zignorowane.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Powrót

Rok: 2018

Gatunek: dramat społeczny, sensacja

Kraj produkcji: Polska

Reżyser: Magdalena Łazarkiewicz

Występują: Sandra Drzymlaska, Agnieszka Warchulska, Katarzyna Herman i inni

Dystrybucja: Holly Pictures

Ocena: 2,5/5