Polecamy – 20. NH + 11. AFF

Przedrzeć się przez program połączonych festiwali 20. Nowe Horyzonty i 11. American Film Festival to nie lada wyzwanie. Jest to bowiem gargantuiczna lista licząca 170 filmów pełnometrażowych (w tym aż 130 to nowości) i 40 krótkich metraży. Co gorsza potem trzeba jeszcze podjąć serię trudnych decyzji i stworzyć własny harmonogram. Sami stanęliśmy przed tymi karkołomnymi zadaniami, więc wiemy jakie to trudne, ba niemal niemożliwe. Dlatego wychodzimy Wam naprzeciw i mamy dziesięć pewniaków, dzieł, które widzieliśmy już wcześniej na innych festiwalach (Berlin, Warszawski Festiwal Filmowy, Millennium Docs Against Gravity) czy na platformach (MUBI). To oczywiście kropla w morzu dobrego kina jakie czeka na nas wszystkich, ale może będzie trochę łatwiej. Lista uporządkowana alfabetycznie (ale od tyłu – a co, nikt nam nie zabroni).

10. Vitalina Varela (reż. Pedro Costa)

Najnowszy film genialnego portugalskiego reżysera Pedro Costy, którego retrospektywę mogliśmy oglądać na Nowych Horyzontach dwa lata temu, nie odchodzi zbytnio od formuły, do której nas przyzwyczaił w swoich ostatnich produkcjach – do tego stopnia, że odniosłem wrażenie, że powoli zaczyna on popadać w manierę. Niemniej jednak jest to wciąż piękny, poruszający obraz, który naprawdę warto obejrzeć. Costa poznał Vitalinę przez przypadek, szukając lokacji do swojego poprzedniego filmu Koń Forsa. Jej historia o tym, jak przyjechała do Lizbony z Wysp Zielonego Przylądka w poszukiwaniu swojego męża tak go poruszyła, że umieścił ją już w tamtym filmie, opowiedzianą w hipnotyczny sposób przez nią samą. Tym razem postanowił tę opowieść udramatyzować i pokazać w pełnej rozciągłości, rekonstruując ją na podstawie wspomnień bohaterki. W filmie pojawia się również Ventura, z którym reżyser współpracuje od Pochodu młodości (2006) – tym razem nie gra on siebie samego, ale żyjącego w slumsach księdza, którego Vitalina spotkała na swojej drodze. Staje się on drugim bohaterem tej opowieści, o losie nie mniej naznaczonym cierpieniem. Oboje, żyjąc wśród wspomnień i duchów przeszłości, zdają się ucieleśnieniem Jezusowego „Błogosławieni, którzy płaczą…”.

Paweł Tesznar (Snoopy)
Paweł Tesznar

9. Słudzy (reż. Ivan Ostrochovský)

Słowaka Ivana Ostrochovský’ego światowa publika poznała w 2015 roku za sprawą Kozy, zwycięzcy sekcji Wolny Duch Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Tam w półdokumentalnej formie portretował próbę powrotu na ring po wielu latach biednego boksera wagi piórkowej. Był to mały i tani film, który stronę wizualną poświęcał na rzecz opowiedzianej historii. Tym bardziej zaskoczyć widza może, jak bardzo stylowym obrazem są Služobníci. Nakręcony w czerni i bieli oraz formacie 4:3 obraz wizualną inspirację niewątpliwie zaczerpnął z Idy Pawła Pawlikowskiego, która reaktywowała w kinie artystycznym mały boom na taką formę. Silne kontrasty, skryte w cieniu postaci i deszcz przywodzą jednak na myśl klasyczne amerykańskie noir. Noir w swoich założeniach miało pokazać upadek wartości i przejrzystości powojennego świata, podobnie rzecz ma się tu. Bratysława roku 1980 jest niepokojąca, pełna przegranych i pustych ludzi, wykonujących to, czego się od nich oczekuje, bo nic innego nie umieją robić.

Inaczej niż chociażby w Różyczce Jana Kidawy-Błońskiego lub Zabić księdza Agnieszki Holland, tu wszystko pozostaje mocno niejednoznaczne. Ostrochovský buduje swój dramat z jednej strony jak rasowy thriller, z bardzo agresywną i wspaniale dobraną warstwą dźwiękową i ciągłym trzymającym za gardło napięciem.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

8. Niechciani w Europie (reż. Fabrizio Ferraro)

Niechciani_w_Europie

Walter Benjamin to legendarny filozof i pisarz niemiecki żydowskiego pochodzenia, którego Pasaże czy Anioł historii są żelazną pozycją współczesnej humanistyki. W latach trzydziestych udał się na emigrację i po kilkuletniej tułaczce osiadł w Paryżu. Kiedy jednak w 1940 roku Niemcy przełamali francuską defensywę, rozpoczął swoją ucieczkę, której celem były Stany Zjednoczone. Chcąc dotrzeć tam przez Hiszpanię i Portugalię, wyruszył w morderczą pieszą podróż przez Pireneje, wraz ze swoją siostrą i grupą uchodźców. Gdy jednak okazało się, że granicy nie można przekroczyć, prawdopodobnie popełnił samobójstwo przyjmując śmiertelną dawkę morfiny. Okoliczności tej śmierci oraz ostatniej podróży myśliciela nie są do końca jasne, ale Fabrizo Ferraro postanowił je ukazać. Nie chodzi mu jednak o jakieś filmowe „śledztwo” czy rekonstrukcję tych wydarzeń. Ascetyczna forma „slow cinema”, na którą składają się długie powolne czarno-białe ujęcia, podkreśla trud wędrówki. Umęczony korpulentny inteligent, w garniturze i z walizką pełną rękopisów, wydaje się tu zupełnie nie na miejscu. Monotonia tej wędrówki i przeszywająca cisza jej towarzysząca jest odczuwana przez widza w sposób niemal namacalny. Doświadczenie potrzebne w czasie, gdy różnego rodzaju nacjonalizmy i ksenofobie znów się panoszą w świecie, a tysiące ludzi, niechcianych w Europie, jest wciąż skazywanych na podjęcie podobnej wędrówki, próbując ocalić życie.

Paweł Tesznar (Snoopy)
Paweł Tesznar

7. Malmkrog (reż. Cristi Puiu)

Podobnie jak w Sieranevadzie Puiu nie ogranicza się do napisania świetnych dialogów i włożenia ich w usta rewelacyjnej obsady (a wszyscy są tu dobrani do swoich ról perfekcyjnie). Cały świat Malmkroga żyje. Gospodarze wykonują drobne czynności porządkowe, służba wciąż pojawia się między dyskutantami, to donosząc napoje, to sprzątając kieliszki czy zapraszając na posiłek, na drugim planie z chorobą walczy nestor rodu władającego pałacykiem. Dopracowana w najmniejszych szczegółach choreografia w połączeniu z aktywną i nie bojącą się zmian perspektyw kamerą, a także żywą i autentycznie wyglądającą scenografią – to wszystko robi gigantyczne wrażenie i pozwala uwierzyć, że oto przenieśliśmy się do innego świata, który możemy obserwować, ale nie możemy dotknąć. Tak jak stało się to udziałem protagonisty (a co za tym idzie także widzów) zjawiskowego Domu Šarūnasa Bartasa. Swoiste podglądactwo staje się naszym celem i obsesją,

Marcin Prymas
Marcin Prymas

6. Malarka i złodziej (reż. Benjamin Ree)

Dostajemy całe spektrum złożonych emocji, opakowanych w nieodmiennie atrakcyjną i znajomą formę filmową, a Malarka i złodziej pozostaje także po prostu dobrze pomyślanym dokumentem. Niewiele tu interwencyjności reżysera, w nikłym stopniu nawet odczujemy jego obecność, bo prawie nie ma tu klasycznych wywiadów, a częściej pozwala się po prostu dwójce bohaterów prowadzić rozmowę naturalnie. Przede wszystkim tej głównej dwójce, ale perełkami są także przenikliwe, daleko idące dialogi pomiędzy Barborą a jej aktualnym partnerem Øysteinem, który elokwentnie i przy pomocy barwnych metafor, niczym domorosły psychoterapeuta, próbuje wyjaśnić malarce, że jej fascynacja złodziejem zachodzi za daleko i może okazać się destrukcyjna dla wszystkich zainteresowanych.

Dawid Smyk
Dawid Smyk

5. Drodzy Towarzysze! (reż, Andriej Konczałowski)

Konczałowski zdecydował się na podobne środki jak w swoim filmie z 2016, czyli Raju. Format obrazu 4:3, wszystko w czerni i bieli kręcone cyfrową kamerą. Autor zdjęć Andriej Najdenow (stały współpracownik Iwana Wyrypajewa) oświetla poszczególne sceny bardzo wyraźnie, malkontenci rzekliby nawet, że za bardzo, że są one zbyt jasne, prześwietlone. W szaleństwie jest jednak metoda. W tej przeraźliwej jasności widać jeszcze wyraźniej absurd i fasadowość ustroju komunistycznego. Gdy wybucha rewolta w fabryce lokomotyw, a robotnicy ruszają na komitet, niewzruszeni dotąd losem ludu partyjniacy tracą natychmiastowo rezon. Są tylko śmiesznymi ludzikami w marmurowych pałacach.

Po rozlewie krwi następuje natomiast chyba najdonioślejszy fragment filmu, bo Drodzy Towarzysze! ujawniają sedno tego, jak wyglądał Związek Radziecki. Z jednej strony paniczne poszukiwania poległych i rannych robotników przez ich bliskich, z drugiej metodyczne zacieranie śladów przez aparat państwowy. Władza nie tylko blokuje wojskowym kordonem dostęp do miasta, ale też fałszuje statystyki, „pudruje” miasto – wymieniając zakrwawiony chodnik na głównym placu, a w końcu zupełnie pogardza pamięcią po poległych, organizując tańce dla mieszkańców.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

4. DAU. Natasza (reż. Ilja Chrzanowski)

Frustracja i znudzenie zalewane hektolitrami wódki, wina i bimbru, ubarwiane mniej lub bardziej przelotnymi romansami i niekończącymi się rozmowami. To nie opis najnowszego projektu Honga Sang-Soo, lecz rzeczywistość w jakiej żyją bohaterowie (a i również aktorzy) w DAU. Nataszy. Tym co różni tutejszych herosów i heroiny od świata Koreańczyka jest, poza dekoracjami, głównie skłonność do dania sobie w mordę i ogólny naturalizm – nie bez powodów rosyjska produkcja została przez tamtejsze ministerstwo kultury zaklasyfikowana jako pornograficzna i niedopuszczona do kinowej dystrybucji.

DAU. Natasza to swoisty fabularny dokument, jedno z dzieł, które zaginają i przebijają cienką granicę między rzeczywistością a fikcją. Aktorzy wcielali się w postacie o takich samych imionach jak oni sami, w większości byli to też naturszczycy, których faktyczna życiowa profesja pokrywała się z tą ich postaci, nie znali wzajemnie swoich „scenariuszy” ani uwag reżysera. To wielki live action role-playing, który jednak wynosi pijacką grę do rangi sztuki najwyższej i tworzy obraz niezapomniany. Wrzynający się w umysł każdego, kto go doświadcza. To film nie dla ludzi o słabych nerwach i żołądkach, rozciągnięty między libacją a pornografią, ale umiejący przy tym dotknąć czegoś ostatecznego i uniwersalnego.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

3. Czarny niedźwiedź (reż. Lawrence Michael Levine)

Lawrence’a Michaela Levine’a wraz z żoną Sophią Takal zalicza się do czołowych twórców mumblecore’u. Oboje piszą, reżyserują i grają w swoich filmach. Czarny niedźwiedź pokazywany w Sundance i na Warszawskim Festiwalu Filmowym to ich dwunasta współpraca, Levine stanął za kamerą i napisał scenariusz, Takal odpowiadała zaś za produkcję. Twórców interesuje przede wszystkim natura tworzenia historii, opowiadania o świecie, ta cieniutka granica dzieląca fikcję od rzeczywistości. Tak w życiu codziennym, jak i w sztuce możemy przecież mamić odbiorcę naszych komunikatów. Do zacisznego miejsca w poszukiwaniu inspiracji przybywa Allison (Aubrey Plaza), niespełniona aktorka, obecnie próbująca robić karierę reżyserską. Na letnisko zostaje zaproszona przez wspólnego znajomego, do młodej pary, Gabe’a (Christopher Abbott) i Blair (Sarah Gadon), wahających się czy swoje lokum zmienić w wyszukane airbnb czy raczej schronienie dla zaprzyjaźnionych artystów. On – muzyk żyjący z marnych tantiem, ona – tancerka, która obecnie zarzuciła karierę z uwagi na zaawansowaną ciążę. Wakacyjna aura i kilka butelek wina zapoczątkuje grę, której chcąc, nie chcąc podda się cała trójka.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

2. Berlin Alexanderplatz (reż. Burhan Qurbani)

By pokazać, że na każdego człowieka czeka jego niebo i należy w życiu ponad wszystko mieć nadzieję Quentin Tarantino cofnął się w swoim Pewnego razu… w Hollywood aż do końcówki lat 60. XX wieku. Niemiecki reżyser Burhan Qurbani spojrzał jeszcze dalej w przeszłość, do klasycznej powieści Alfreda Döblina z 1929 roku. Zdecydował się jednak, miast potykać się z materiałem źródłowym i porównaniami do dzieła Rainera Wernera Fassbindera, przenieść międzywojenną historię do współczesności. To zabieg słuszny także dlatego, że problemy i sytuacja Niemiec i Europy Anno Domini 2020 jest całkiem inna niż przed dziewięćdziesięciu laty, podobnie jak demograficzna sytuacja Berlina.

Berlin Alexanderplatz można skrótowo podsumować hasłem – Malick w estetyce Refna. Z jednej strony to kino głęboko filozoficzne, wielu mogłoby powiedzieć pretensjonalne i przemądrzałe. Z drugiej jednak całość przesycona jest dynamicznym montażem, seksem, neonami i realiami gangsterskiego półświatka. Śmieszy, przeraża, fascynuje i zachwyca. Po pierwsze zachwyca. To jeden z tych obrazów, w które widz wpatruje się godzinami z poczuciem obcowania z arcydziełem.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

1. Atlantyda (reż. Walentyn Wasjanowicz)

Estetyka Atlantydy może przywodzić na myśl kino postapokaliptyczne i nie ma w tym przypadku. Wasjanowicz pokazuje nam, że wojna w Donbasie miała znamiona takiej apokalipsy i dla całego regionu może oznaczać absolutną niezdatność do życia. Poznawani bohaterowie i rozmowy z nimi pogłębiają uczucie braku nadziei. Konflikt zbrojny, chociaż już dawno miniony, wciąż pozostaje w głowach tubylców jako wydarzenie przełomowe, stawiające granicę między czymś pięknym, co minęło bezpowrotnie, a teraźniejszością, w której wszyscy wciąż pracują nad naprawą strat materialnych i mentalnych.

Chociaż Atlantyda należy do najbardziej przygnębiających filmów, jakie widziałem, trudno nie doszukać się w nim głęboko humanistycznego przesłania. Wasjanowicz zderzając nas z przenikającą wszystko beznadzieją, pokazuje, że tylko otwierając się przed innym człowiekiem możemy znaleźć wsparcie w walce z własnymi demonami i upragnione ukojenie.

 
Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż