A co z drugą stroną? – recenzja filmu „Póki trwa wojna”

Pochodzący z Chile Alejandro Amenábar od początku tego stulecia jest prawdopodobnie najbardziej uznanym, po Almodóvarze, hiszpańskim reżyserem. Zasłynął wybitnymi horrorami Teza i Inni, a następnie z mniejszym lub większym szczęściem ruszał po różne gatunki, od melodramatu po kino kostiumowe. Twórca kojarzony dotąd raczej z eskapizmem, wobec brunatnienia świata postanowił wyrazić swój głos w debacie politycznej. Z jakim efektem?

Póki trwa wojna już od pierwszego ujęcia nie pozostawia wątpliwości co do podejmowanego przez siebie tematu i jego wagi. Początkowo monochromatyczne ujęcie powiewającej flagi Drugiej Republiki Hiszpańskiej powoli napełnia się barwami. Najpierw widzimy kolory monarsze, aragońskie złoto i czerwień, jako ostatni objawia nam się republikański dolny pas w barwie purpury. Gdy kamera odjeżdża widzimy, jak na Plaza Mayor znajdujące się u stóp salamanckiego ratusza wjeżdżają oddziały junty, by proklamować stan wojenny i ogłosić wprowadzenie swojego terroru. Także tytuł jest tu jednoznaczny, zniknięcie klauzuli “Mientras dure la guerra”, która miała imitować władzę Francisco Franco jest jednym z najbardziej tajemniczych wydarzeń związanych z przejęciem przez niego władzy w kraju.

Reżyser decyduje się na odważny zabieg złożenia swojego obrazu z dwóch niezależnych od siebie historii. Pierwsza z nich, to wręcz hagiograficzna i przywodząca na myśl dzieła w stylu Czasu mroku opowieść o dojściu do władzy późniejszego Caudillo, czyli generała Francisco Franco Bahamonde, wspaniale zagranego przez mało znanego Santiego Prego (dostał nawet nominację do Goi dla najlepszego debiutanta). Opowieść o odysei Franco z dowodzenia w Maroku po tytuł Generallissimusa (tamtejszy odpowiednik Marszałka Polski) uzupełnia się z historią stosunku do owego reżimu wybitnego hiszpańskiego poety, filozofa i językoznawcy Miguela de Unamuno.

Unamuno, w którego wcielił się chyba najbardziej znany baskijski aktor Karra Elejalde (Kolumb z Nawet deszcz czy burkliwy Koldo z Hiszpańskiego temperamentu/Jak zostać Baskiem), był w swoich czasach ikoną. Pisarz ma już 72 lata, czyli swoją drogą aż o dwanaście więcej niż grający go Elejalde, prawdopodobnie reżyser bał się tak zwanej „klątwy Króla Leara”, czyli sytuacji w której aktor w podeszłym wieku słabnie zdrowotnie podczas pracy nad szczególnie trudną i obciążającą rolą, podczas prób do tej sztuki zmarli m.in. Tadeusz Łomnicki i Jerzy Grałek. Wracając do Unamuno, w 1936 roku jest już w podeszłym wieku i stanowi niekwestionowany autorytet intelektualny dla całych pokoleń Hiszpanów. Od początku był też na świeczniku polityki, najpierw jako krytyk skostniałej monarchii i piewca liberalizmu, a także jedna z ikon Drugiej Republiki, gdy ogłaszał z flagą w ręce i wobec skandującego tłumu, obalenie reżimu generała Primo de Rivery. Następnie krytyk anarchii i rewanżyzmu, a także brutalnego antyklerykalizmu, które zapanowały w państwie po przejęciu władzy przez socjalistów, zatwardziały wróg premiera Manuela Azani, którego miał za niedouczonego ignoranta. Podczas jego rządów zbliżył się do prawicowej opozycji, wzywając nawet polityka w liście otwartym do popełnienia samobójstwa w akcie patriotyzmu.  W początkowej fazie powstawania faszystowskiej Hiszpanii, promujący hasło guerra civil, czyli wojny domowej (acz rozumiejący je raczej jako metaforyczną wojnę poglądów, a nie zbrojne ich wymuszanie) i mający być autorem spopularyzowanego przez propagandę frankistowską hasła „obrony wartości cywilizacji zachodniej”, Unamuno stał się nie do końca z własnej woli, jednym z kluczowych ideologów przyszłego reżimu.

Przedstawienie osoby, która wspiera reżim ideowo będący mu niezgodnym przywodzić musi na myśl Marcello z powieści Alberto Moravii i filmu Bernando Bertolucciego. Podczas gdy jednak tytułowy Konformista, albo Pan Klein z filmu Josepha Loseya, byli anonimami, ludźmi znikąd, którzy chcieli w danym systemie wzbogacić się i wybić, korzystając z giętkości własnych kręgosłupów moralnych, to sytuacja Unamuno jest skrajnie inna. On chciał po prostu stać z boku, czuł się lepszy, znajdując się poza „plemienną wojenką”. Był adwokatem swojej własnej utopijnej wizji państwa liberalnego, wolnego od nacisków, prześladowań, ale też ostracyzmującego „nieuków”, którzy „nie znają hiszpańskiego”. Gdy pytany był o zbrodnie junty tudzież frankistów, zawsze miał odpowiedź z gatunku „a ci Czerwoni…”; gdy przyjaciel-socjalista zwracał mu uwagę na postępujące represje w narodzie i zamordowanie Federico Garcíi Lorki, niezwłocznie otrzymywał odpowiedź na temat zbrodni stalinowskich. W 1936 roku w liście do przyjaciela, noblisty Nikosa Kazantzakisa pisał: „Nie stałem się prawicowcem, nie zwracaj uwagi na to, co mówią ludzie. Nigdy nie zdradziłem idei wolności. W tym momencie jednak, absolutnie kluczowym jest, by porządek został przywrócony. Nie jestem ani faszystą, ani bolszewikiem. Jestem sam.”

Można powiedzieć, że Unamuno stanowił wzorzec kogoś, kogo nazwaliśmy inteligenckim symetrystą. Osobą, która w czasie dzisiejszych protestów na całym świecie udostępniłaby hashtag #alllifesmatters lub mówiła: „mają prawo protestować, ale sklepy…”, czy oburzała się na trochę farby na pomniku rewolucjonisty. Amenábar w Póki trwa wojna w sposób niebywale konsekwentny, a przy tym nieubłagany kompromituje taką postawę. Pokazuje upadek Unamuno skonfrontowanego ze światem, który sam stworzył. Ironią jest to, że w filmie na hipokryzję pisarza zwraca uwagę, ktoś kto jest jego całkowitym przeciwieństwem – generał José Millán Astray, zwany „sławetnym inwalidą” przez brak oka i jednej z rąk, stracone podczas walk u boku Franco w Maroku w latach 20. U boku Franco był jego głównym propagandzistą, autorem hasła ¡Viva la Muerte!”. Był też jawnym nazistą, świadomym swojego braku jakiegokolwiek wykształcenia poza tym militarnym. Rewelacyjnie sportretowany przez, nagrodzonego za to Goyą, Eduardo Fernándeza generał mówi pod koniec filmu Unamuno: „Wy, intelektualiści, zawsze jesteście w swoich okopach, boicie się walczyć, odezwać, narazić. To my, ignoranci i krwawe bestie, walczymy i ryzykujemy dla sprawy na linii frontu.”

Póki trwa wojna to odmalowana z wielką dbałością o szczegóły, wierna historycznym przekazom co do wydarzeń z 1936 roku, przypowieść o roli ideałów i tym, że obojętność i naiwność wobec zła jest zbrodnią. Przy tym wszystkim, reżyser nie popada w politykowanie. Nie obarcza Unamuno winą, zgodnie z zasadą, że od nikogo nie można wymagać heroizmu. Przedstawia Franco ze swoistą empatią, wskazuje zarówno jego słabości, jak strachliwość, ale nie zapomina o przebiegłości czy przywiązaniu do rodziny. Punktuje zbrodnie frankistów, nie pudrując barbarzyńskości drugiej strony. Robi to wszystko jednak 80 lat po wydarzeniach. Bo to historia osądza, to historia jest od zagłębiania się w jasne strony zbrodniarzy i grzechy ich ofiar. A polityka to to, co się dzieje tu i teraz.

Głoszone przez Unamuno hasło o „zbrodniach drugiej strony” zostanie przeciw niemu użyte przez uzasadniającego polityczne morderstwa Franco. I nawet jeśli ironią jest, gdy chcący zlinczować pisarza tłum zaraz po wzniesieniu przez Millán-Astray’a hasła „Śmierć inteligentom” zaczyna śpiewać faszystowską pieśń pod melodię Międzynarodówki, to jest to co najwyżej gorzka ironia polityki, wszak jak śpiewał Kaczmarski „Jakby się historii zgięła inaczej sprężyna, to rehabilitowalibyśmy dziś Stalina”. Podobnie jak ironią jest to, że antyfaszystowskie wyzwanie Unamuno „Wygracie, ale nikogo nie przekonacie” po latach skandowali przeciwnicy lustracji okresu frankistowskiego.

Reżyser nie pozostawia wątpliwości: wskazywanie symetryczności tam, gdzie wojna toczy się o pryncypia, milczenie, stawanie po stronie tych, którzy mają po swojej stronie brutalną siłę, to plamienie sobie rąk krwią. Czas na oceny, analizy i porównania przychodzi wtedy, gdy prześladowcy upadną.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Póki trwa wojna

Tytuł oryginalny: „Mientras dure la guerra”

Rok: 2019

Gatunek: historyczny, polityczny, biograficzny

Kraj produkcji: Hiszpania

Reżyseria: Alejandro Amenábar

Występują: Karra Elejalde, Eduard Fernández, Santi Prego i inni

Ocena: 4/5