Podwójna przyjemność – recenzja filmu „Podwójny kochanek”

Po wyjątkowo powściągliwym, eleganckim, klasycznym wręcz „Frantzu”, François Ozon, jako jeden najbardziej eklektycznych europejskich filmowców, postanowił zwolnić hamulec i zapuścić się w zupełnie inne, choć nie do końca dla niego dziewicze, rejony. Nadal jest zainteresowany badaniem najskrytszych zakamarków ludzkiej psychiki, zgłębianiem żądz i pragnień, ale tym razem bezwstydnie, z szelmowskim uśmieszkiem wrzuca to w estetykę powieści brukowej najgorszego sortu. Przy tym, żeby dolać oliwy do ognia, na potęgę cytuje kolegów po fachu. I o dziwo wychodzi obronną ręką, bo „Podwójny kochanek” to kamp najwyższej próby.

Biorąc na warsztat opowiadanie Joyce Carol Oates – „Lives of the Twins”, Ozon całkiem świadomie podjął zabawę z widzem. Punkt wyjścia jest banalny – Chloé (ponętna i chłodna jednocześnie Marine Vacth), niestabilna emocjonalnie dwudziestoparolatka, cierpi na bóle brzucha rzekomo o podłożu psychosomatycznym. Zostaje skierowana na leczenie, podczas którego ze wzajemnością zakochuje się w swoim psychoterapeucie (Jérémie Renier). Po pewnym czasie dziewczyna przypadkowo odkrywa, że jej partner ma brata bliźniaka, trudniącego się tą samą profesją, z którym także nawiązuje ona osobliwą relację.

Wprawnemu widzowi od razu przyjdzie na myśl David Cronenberg i jego „Nierozłączni”. Będzie to jak najbardziej słuszny trop, bowiem podobnie jak w twórczości Kanadyjczyka, cielesność odgrywa tu kluczową rolę: Ciała splecione w miłosnym uścisku, pulsujące kobiece organy płciowe ukazane od wewnątrz (Gaspar Noe lubi to), czy wreszcie groteskowa makabra. Reżyser brawurowo balansuje na granicy dobrego smaku i choć czasem niebezpiecznie się do niej zbliża, to nie pozwala kamerze być świadkiem tych najpikantniejszych momentów.

Okazuje się, że wcale nie epatowanie wizualną dosadnością przyciąga tu największą uwagę, a umiejętne stopniowanie napięcia. Historię śledzimy z perspektywy protagonistki i przez cały czas zastanawiamy się, na ile możemy ufać jej percepcji, pogrążając się w coraz bardziej odrealnionych wizjach. Tworzy to poczucie ciągłego zagrożenia, gdyż wizje te płynnie przeplatają się z rzeczywistością. Czy jej partner jest tym za kogo się podaje? Czy wścibska sąsiadka, miłośniczka kotów, to tylko niegroźna, znudzona starsza pani? W tym kontekście Ozon garściami czerpie z twórczości Romana Polańskiego i jego apartamentowej trylogii, czasem dosłownie cytując np. „Dziecko Rosemary”. Zresztą reżyser z gracją żongluje całym spektrum nawiązań do klasyki gatunku. Od Hitchcocka, przez De Palmę, po Verhoevena. Ten ostatni też wciąż lubi perwersyjne zabawy, co niedawno udowodnił w „Elle”, która mimo wielu subtelnych mrugnięć okiem, jest inteligentnym kinem podanym raczej z kamienną twarzą. „Podwójny kochanek” zaś kilkakrotnie przeskakuje rekina, my przecieramy oczy z niedowierzaniem, a w rezultacie i tak bawimy się świetnie.    

Ograny na wszystkie możliwe sposoby motyw bliźniąt i podwójnej tożsamości, odnajduje tu na nowo pewną świeżość. Przykładowo kiczowata, ale kontrastująca ze sobą scenografia w gabinetach obu bliźniaków zwraca uwagę. Jeden niewielki, przytulny skąpany w ciepłych barwach, drugi ogromny, chłodny i bezosobowy.  Całościowo film jest wspaniale ograny formalnie. Nawet jeśli symbolika stojąca za zobrazowaniem psychologicznej zasady lustra wydaje się zbyt oczywista i nachalna, z podziwem patrzyłem na różnorakie ich użycie w filmie. W wielu scenach widzimy zwielokrotnionych bohaterów, nie będąc pewnym, która to rzeczywista postać, a które lustrzane odbicie. To, w jaki sposób ograno tu symetrię zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Nawet wydawałoby się zwyczajne sceny sesji terapeutycznych pełne są operatorskich i montażowych sztuczek, przez co ani chwili nie ma mowy o nudzie. Przez cały seans nie mogłem oderwać wzroku.

Oczywiście wciąż pozostaje świadomość, że mamy do czynienia z wystawnym kinem eksploatacji i nie należy rozpatrywać tej produkcji w kategorii filmów pretendujących do czegoś więcej niż czysta rozrywka. Nawet, jeśli powstanie „Podwójnego kochanka” to pokłosie sukcesu kasowego „Piędziesięciu twarzy Greya”, to właśnie on, a nie ekranizacja powieści dla niezaspokojonych gospodyń domowych są dowodem na renesans thrillera erotycznego, z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny
podwójny kochanek plakat

Podwójny kochanek


Rok: 2017

Gatunek: thriller erotyczny

Twórcy: François Ozon

Występują: Marine Vacth, Jérémie Renier i inni

Ocena: 4/5