
Pierwsza scena, czołówka, lista płac. Jakiś początek musi przecież być. Tylko jaki?
Wydaje się, że początek to początek, co tu można zrobić lub dodać? Opowiadasz historię, gdzieś ona się zaczyna, więc i ty tam zaczynasz. Jeszcze sto lat temu wszystkie wielkie książki musiały opisać skąd wzięła się nazwa okolicy, w której będzie toczyć się w przyszłości akcja. Potem wprowadzano bohaterów i opisywano ich życiorysy. Wszystko po to, by przejść stopniowo do opowiadania losów ich dzieci i w końcu wnuków, którzy dopiero okażą się właściwymi bohaterami wziętej przez nas do ręki lektury*. Początków jednak może być nieskończenie wiele. Wszyscy znamy produkcje, które zaczynają się od tyłu – od pokazania ostatniej sceny, czy od środka, a nawet w cholera-wie-którym-momencie (kiedy zaczyna się „Obywatel Kane” albo „Lost„?). Początek twojej historii nie musi być początkiem twojego filmu. Im lepszy scenarzysta, tym więcej ma możliwości – koniec końców chodzi o to, aby widz zrozumiał jego wizję. Jeśli uda mu się opowiedzieć historię w taki sposób, aby widz ją pojął, to niech robi to jak tylko chce. Nawet skacząc cały czas do przodu i do tyłu, w każdej scenie skupiając się na czym innym.
*pisałem to z myślą o „Na wschód od Edenu” J. Steinbecka (1952). Przez sto stron nie miałem pojęcia, co czytam – tak daleko film E. Kazana z 1955 roku odbiega od pierwowzoru.
Zaznaczę od razu jedno: nie chcę w tym miejscu robić rankingu lub wymieniać swoje ulubione openingi. Raz, to temat na inny felieton, dwa – mój ulubiony pochodzi z książki („Atlas zbuntowany„, 1957), o którym mógłbym napisać samodzielny tekst. Teraz chcę wam przybliżyć jeden konkretny opening. Chcę się nad nim pochylić, bo przypomniał mi, jak pięknym momentem może być początek każdej opowieści i ile można wtedy robić.
CIEKAWOSTKA
W Internecie można znaleźć scenariusz tego odcinka, ale w wersji ze stycznia 2013 roku. Na okładce pisze „Second draft” (czyli coś na kształt wstępnej drugiej wersji pierwotnego tekstu). Z jego lektury wynika między innymi, że ta pierwsza scena miała rozgrywać się w supermarkecie. Warto przeczytać aby wyłowić więcej tego typu smaczków. Tekst w formie PDF dostępny jest w TYM MIEJSCU
