Sz6ść – recenzja filmu „Plagi Breslau”

Dziwnie się myśli o filmie, który na dwa dni przed swoją szeroką premierą traci rację bytu. „Plagi Breslau” powstawały jako symbol mający wprowadzić Showmax, a za nim cały polski rynek VoD, w całkiem nową erę. Teraz stają się tylko i aż pamiątką po targanym problemami i nie zawsze docenianym, ale jednak pięknym i ważnym projekcie.

Pierwszy pełnometrażowy i wysokobudżetowy film oryginalny powstały w naszym kraju na zamówienie portalu VoD. Spod rąk najbardziej kasowego polskojęzycznego twórcy, jednego z niewielu, którzy ze swojego nazwiska uczynili szeroko rozpoznawalną markę. To wszystko brzmi dumnie. Kooperacja Vegi z południowoafrykańskim serwisem nie jest zresztą nowością. Serialowe (czytaj: te faktycznie reżyserskie) wersje „Kobiet mafii” i „Botoksu” były produkowane właśnie dla Showmaxu. Współpraca ta do tej pory obu stronom wychodziła na dobre, portal zyskiwał na rozpoznawalności a twórca dostał poletko do realizacji swoich wizji.

Wygląda na to, że opinie tutejszych producentów twórca „Pitbulla” poważa wyjątkowo, dzięki czemu po raz pierwszy zdecydował się stworzyć twór, będący w istocie filmem, a nie jedynie streszczeniem większej całości. Najnowszy obraz trwa trochę ponad 100 minut, podczas których otrzymujemy wstęp, rozwinięcie i zakończenie spójnej jednowątkowej historii, z wyraźnie zarysowaną, jedną główną bohaterką. I samo to jest dobrym powodem, by się nim zainteresować.

Protagonistką jest Helena (Małgorzata Kożuchowska), trzydziestokilkulatka z problemami(!) i traumatyczną przeszłością(!!), zawodowo policjantka wrocławskiego wydziału zabójstw. Jej partnerem jest Tomasz Oświeciński w tej samej roli co zawsze. Wspólnie dostają do rozwiązania sprawę tajemniczego morderstwa – na targu znaleziono ciało mężczyzny zaszyte w skórę byka. Równo dwadzieścia cztery godziny później w krwawych i widowiskowych okolicznościach w samym centrum miasta ginie kolejny mężczyzna, a postać Oświecińskiego zostaje poważnie ranna. Komenda Stołeczna przysyła swojego człowieka, by pomógł wytropić psychopatycznego mordercę. W tej ostatniej roli – najnowsze odkrycie Patryka Vegi, świetna Daria Widawska, do tej pory znana głównie z drugich planów w serialach TVN-u.

Podobnie jak w „Siedem” Davida Finchera ofiary dobierane są według ściśle określonego klucza i „znakowane”. Tutaj zamiast siedmiu grzechów głównych otrzymujemy realizację, najprawdopodobniej wymyślonej na potrzeby scenariusza, legendy o siedemnastowiecznych codziennych publicznych egzekucjach niegodziwców odpowiedzialnych za tytułowe plagi. Na szczęście Vega nie miał ambicji mierzenia się z legendą amerykańskiego obrazu. Wyzwolony z okowów kinowej cenzury w pełni zanurzył się w toń krwawego kampu rodem z kina nocnego.

Film jest piekielnie brutalny jak na warunki produkcji skierowanej bądź co bądź do masowej publiczności. Nie tylko trup ściele się gęsto, ale jest nam to pokazywane z lubością i na zbliżeniach. Mamy miażdżenie głów (różnymi narzędziami), łamanie kości, rozrywanie na pół, palenie żywcem, a to wszystko dopiero początek “zabawy”. Całości daleko jednak do naturalizmu: podczas licznych sekcji zwłok ciała wyglądają aż nazbyt gumowo, krew ma w sobie wiele z keczupu, a egzekucje są bardziej komiksowe niż rzeczywiste. To w połączeniu z prostą, przejrzystą fabułą, ubraną w fatałaszki miejskich legend i przyprawioną mocnym oraz chętnie serwowanym komentarzem społecznym, a także karykaturalnie przeszarżowanym, kuriozalnym aktorstwem i kloacznym vegowskim humorem, tworzy mieszankę iście wybuchową. Już dawno w naszym kraju nie powstał film tak samoświadomy i spełniony, dumny z bycia kinem śmieciowym.

W warstwie przesłania mamy tu wszystko, do czego Patryk Vega nas już przyzwyczaił. Silne kobiety przekonują się, że przemoc jest jedyną drogą wyzwolenia spod zapijaczonej męskiej opresji. Państwo nie dba o szarą Kowalską, skorumpowani politycy i urzędnicy myślą tylko o czubku własnego nosa i obronie przywilejów swojej kasty. Nie lepsi są lekarze, co do zasady pozbawieni jakichkolwiek resztek sumienia i ludzkich odruchów, wydający wyroki i mordujący swoim tumiwisizmem pacjentów. W takim świecie aż się chce zakrzyknąć: „Zemsta, zemsta, zemsta na wroga….”. Scenariusz zresztą nie ukrywa, której stronie krwawego pojedynku między policjantką i mordercą powinniśmy kibicować.

„Plagi Breslau” to film dla wszystkich zarywających noce na przebojach TV4, dla ludzi z nostalgią myślących o VHS-owych akcyjniakach, dla tych lubujących się w kinie gore i tych, dla których Nocne Szaleństwo stanowi najważniejszą sekcję Nowych Horyzontów, a Splat!Film Fest jest wydarzeniem jesieni. Montaż woła o pomstę do nieba, aktorstwo powoduje niekontrolowane wybuchy śmiechu, a fabuła jest idiotyczna. I dobrze.

PS: A dla reżyserów jedna rada, żużel jest pięknym i bardzo filmowym sportem. Idźcie drogą Patryka i korzystajcie z jego dobrodziejstwa.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Plagi Breslau

Rok: 2018

Gatunek: kryminał, kino klasy B

Kraj produkcji: Polska

Reżyser: Patryk Vega

Występują: Małgorzata Kożuchowska, Daria Widawska, Andrzej Grabowski i inni

Dystrybucja: Showmax

Ocena: 3/5