Prawdziwy romans – recenzja filmu „Pierwsza miłość” – WFF

Po premierze w Cannes Takashi Miike zapytany dlaczego zatytułował swój nowy film “Pierwsza miłość”, przewrotnie odpowiedział, że dla pieniędzy. A jednak uczucia w nim nie brakuje, choć przede wszystkim tego do eksploatacji i beztroskiej zabawy gatunkowej. Ten szalony mariaż energetycznego kina akcji i smoliście czarnej komedii był niewątpliwie jedną z największych atrakcji tegorocznego Warszawskiego Festiwalu Filmowego.

Kase (znany m.in. z „Himizu” Siona Sono Shôta Sometani) to podrzędny yakuza, który razem ze skorumpowanym gliną Otomo (Nao Ohmori)  jest sprawcą całego zamieszania. Wspólnie opracowują plan przejęcia towaru od zwierzchników Kase i wrobienia wrogiej chińskiej triady. W tym celu mają zamiar wykorzystać uzależnioną od narkotyków, prostytutkę Monicę (debiutująca Sakurako Konishi). Dziewczyna została sprzedana do burdelu z powodu długów ojca i jest przetrzymywana tam wbrew woli. Do tego cierpi na halucynacje oraz zaburzenia osobowości. Przypadkowo z opresji ratuje ją Leo (Masataka Kubota), poczciwy bokser, który właśnie dowiedział się że trawi go śmiertelna choroba. W wyniku kilku zwrotów akcji para znajduje się w posiadaniu hurtowej ilości narkotyków, czym ściąga na siebie uwagę antagonistów. Przemierzając rozświetlone neonami ulice tokijskiej dzielnicy Shinjuku, przeżywają najbardziej niesamowitą noc w swoim życiu.

Mogący się poszczycić  ogromnym reżyserskim dorobkiem, Miike od lat nie był w tak dobrej formie. Główną składową sukcesu jest tu wyjątkowo przemyślany scenariusz Masy Nakamury, który napędza McGuffin w postaci torby z narkotykami i szereg walczących o nią postaci. Nieśmiertelny motyw, wydawałoby się wyeksploatowany przez kino na wszelkie możliwe sposoby, umiejętnie zaserwowany zawsze działa. Walizka z “Pulp Fiction”, pieniądze z “Fargo”, czy diament z “Przekrętu”  są tylko najbardziej jaskrawymi tego przykładami, zresztą echa wszystkich trzech wymienionych odbija się w dziele Japończyka. Największą inspiracją wydaje się jednak jeden z najlepszych scenariuszy pióra Quentina Tarantino, czyli “Prawdziwy romans”, który budzi skojarzenia już na poziomie tytułu. W obu produkcjach protagoniści to nie mająca nic do stracenia para, sama przeciw całemu światu. Leo i Monica to współcześni Clarence i Alabama. 

Jednak “Pierwsza miłość” to stabilna konstrukcja, nie tylko dzięki fundamentom powstałym z  popkulturowej spuścizny, ale także dzięki wyrazistym bohaterom, złożonym interakcjom między nimi i błyskotliwym pełnym humoru dialogom. Należy jednak pamiętać, że nawet najlepszy tekst nie obroni się bez wprawnej reżyserskiej ręki. Japończyk na szczęście całkowicie panuje nad materiałem, a dzięki kilku zaskakującym wyborom obsadowym wydobywa ze swoich postaci ogromne pokłady charyzmy. 

Bryluje tu Sometani, jako socjopatyczny, lecz wyjątkowo nieporadny yakuza. Prawie każda scena z jego udziałem gwarantuje wybuch nerwowego śmiechu, zwłaszcza w duecie z nieobliczalną Julie, dziewczyną innego przestępcy. Ta niepozorna bohaterka to prawdziwa bomba z opóźnionym zapłonem. Brawurowo wciela się w nią, znana z popowych piosenek i programów rozrywkowych, japońska celebrytka Becky. Kto by pomyślał, że nastolatka, która zdobyła popularność dzięki czytaniu angielskich nazw Pokemonów, tak wiarygodnie wypadnie jako napędzana żądzą zemsty maszyna do zabijania. Wisienką na torcie jest jednoręki Chińczyk z łatwością obsługujący shotguna.

Twórca „Gry wstępnej” choć na wstępie raczy widza sceną dekapitacji, ogólnie nad wyraz niespiesznie buduje intrygę i ustawia pionki na szachownicy. Tylko po to, by znienacka uderzyć ze zdwojoną siłą i trzymać za gardło już do samego końca seansu. Po kilku słabszych filmach Miike przypomniał sobie, że zjadł zęby na bijatykach, pościgach i strzelaninach, a kreatywności mu w ich realizowaniu nie brakuje. Choćby jedną z bardziej wymagających technicznie scen (zapewne z powodów budżetowych) zdecydował się zrealizować w formie animacji, co nie tylko nie zaszkodziło, ale jeszcze spotęgowało jeszcze efekt kinofilskiej fantazji. 

Nie oszukujmy się, że znajdziemy w “Pierwszej miłości” realistyczny portret świata japońskiego półswiatka, wyszukane metafory, odkrywcze społeczne diagnozy, czy złożone psychologicznie charaktery. W końcu przyszliśmy tu dla krwawej jatki i błyskotliwych one-linerów przyprawionych odrobiną niespodziewanego liryzmu (Światło poranka nie pasuje niegodziwcom).  Eskapizm w czystej postaci.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny

Pierwsza miłość

Tytuł oryginalny: „Hatsukoi”

Rok: 2019

Gatunek: akcja, czarna komedia

Kraj produkcji: Japonia

Reżyser: Imię i nazwisko

Występują: Shôta Sometani, Masataka Kubota, Sakurako Konishi, Becky i inni

Ocena: 4/5