„Noc przez dwanaście lat” – w drodze na Oscary: Urugwaj

Álvaro Brechner (“Zły dzień na wędkowanie“, “Mr. Kaplan”) po raz trzeci stara się o nominację do Oscara dla Urugwaju. Być może tym razem jego współprodukowany przez Netflixa “Noc przez dwanaście lat” przełamie dotychczasową niemoc. Byłaby to pierwsza w historii szansa na statuetkę dla filmu z tego kraju. Choćby z uwagi na poruszany przez reżysera temat wieloletniego uwięzienia trzech przyjaciół przez juntę wojskową. Realizowana z iście amerykańskim pazurem historia na faktach mimo poważnego tonu, nie unika jednocześnie humoru. Być może to wystarczy, by zainteresować akademików, jak i widzów.

W latach 70. i 80. Ameryka Południowa przeżywała gorący okres dyktatur wojskowych. Jedynie Kolumbia i Wenezuela oparły się zakusom mundurowych, próbujących w imię walki z komunistami zyskać władzę i ograniczyć prawa obywatelskie. W innych krajach szkoleni i opłacani przez rząd Stanów Zjednoczonych oficerowie przejmowali kontrolę nad najważniejszymi urzędami. Krwawe żniwo Operacji Kondor wdrażanej przez rządy latynoamerykańskie z inicjatywy CIA zebrało 50 tysięcy zabitych, 30 tysięcy zaginionych i 400 tysięcy uwięzionych. Jeżeli wspomina się o tych zbrodniach w mediach padają nazwiska: rządzącego 35 lat Paragwajem Stroessnera, Videla w Argentynie czy Pinocheta w Chile.

Niewiele jednak mówi się o tym, że w zaledwie trzy milionowym Urugwaju także rządziła junta. W latach 1972-1985 dochodziło tu do identycznych nadużyć jak w całym regionie. Morderstwa polityczne, okrutne tortury, masowe aresztowania były na porządku dziennym. Wyjątkowo zwalczano członków lewicowej partyzantki Tupamaros. Niektórych z nich, pojmanych na początku dyktatury Juana Maríi Bordaberry’ego, odizolowano i przetrzymywano przez lata. Film Álvaro Brechnera opowiada o trzech takich nieszczęśliwcach, a jego tytuł zdradza jak długi wyrok odsiedzieli, choć żaden sąd nie brał ich spraw na wokandę.

Bohaterami “Nocy przez dwanaście lat” są trzej przyjaciele, których połączyła zbieżna idealistyczna wizja państwa, walka w ramach guerilli Tupamaros i smutna kara za to zaangażowanie. Lekarz José Mujica po latach będzie piastował urząd prezydenta Urugwaju (2010-2015) i zasłynie tym, że 90 procent swojej gaży odda potrzebującym. Jego towarzyszami niewoli byli poeta i dramaturg Mauricio Rosencof oraz dziennikarz Eleuterio Fernández Huidobro zwany El Ñato. Pierwszy po amnestii zostanie ważną figurą w życiu kulturalnym Montevideo, drugi będzie ministrem obrony. Zanim tam dotrą, nieludzki reżim wtrąci ich na ponad dekadę do karceru.

Reżyser wie na szczęście, że widzowie mimo szacunku do losu jaki spotkał bohaterów narodowych nie zniosą smętnego użalania się, ciągłego znęcania się nad ciałami i umysłami więźniów czy nadmiaru patosu. Urugwajczyk umyka przed tymi pułapkami wprowadzając do posępnej fabuły nieco humoru. Zresztą wierzę, że skoro scenariusz oparto na wspomnieniach Rosencofa i Ñato (“Memorias del calabozo”) to większość z tych komicznych sytuacji miała miejsce. Brechner potrafi zrobić z nich świetny użytek. Choćby wtedy, kiedy nasi skazańcy odkrywają jak mogą bez przeszkód komunikować się między sobą. Używając wariacji alfabetu Morse’a przekazują sobie najróżniejsze wiadomości, czytają poezję, grają na odległość w szachy, a z wyjętego ukradkiem z toalety kawałka gazety dowiadują się o nowinkach ze świata, że Eurowizję wygrała Abba, że prezydent Pompidou właśnie zmarł. Swoją drogą scena pozyskania owego periodyku to błyskotliwa miniatura prezentująca nie tylko spryt internowanych, ale i zupełny brak decyzyjności wśród ich oprawców.

Brechner pokazuje wieloletnią mękę na różne sposoby. Jest daleki od stwierdzenia, że cierpienie więźniów miało przez cały czas to samo natężenie. Na dnie tego piekła na ziemi też można odczuwać małe radości, mieć chwile odpoczynku, uciec poza mury dzięki wyobraźni. Czyni tak Ñato (portretowany przez urugwajskiego aktora Alfonso Torta – m.in. “25 watów” i “Whisky” duetu Rebella-Stoll), który myjąc ręce przenosi się magicznie nad jezioro, gdzie przy zachodzącym słońcu tuli żonę i malutką córkę. Klinicznym przypadkiem wydaje się natomiast Mujica (grany przez Hiszpana Antonio de la Torre znanego z filmów Almodóvara). Przyszły prezydent popada w obłęd, słyszy każdy szmer, sądzi, że jest podsłuchiwany. W tej psychozie stwierdza nawet, że ma wbudowaną w głowę antenę. Szaleństwo pogłębia także izolacja od ukochanej matki, której władze zakazują wizyt.

Z dziką satysfakcją śledzi się, jak jeńcy junty potrafią wywalczyć sobie drobne ustępstwa, zapewnić spełnienie podstawowych potrzeb jak pragnienie, łaknienie, higiena osobista czy dostęp do kultury. Załatwienie kawałka mydła, notatnika z ołówkiem czy skonfiskowanej uprzednio yerba mate wymaga w tym zamkniętym świecie nie tylko niezłego intelektu i cwaniactwa, ale i łutu szczęścia. Taki ma człowiek pióra Rosencof (grany przez Argentyńczyka Chino Darína, syna Ricardo, niedawno na polskich ekranach mignął w “Królowej Hiszpanii“ Fernando Trueba), słuchający godzinami rozmów strażników o nieudanych randkach. Kiedy zaczyna pisać im listy miłosne dla dziewczyn, zyskuje ich wdzięczność i może choć na moment odczarować szarą egzystencję. Ci sami klawisze dziś obdarowujący swego zdolnego podopiecznego, kilka dni wcześniej nie wahali się lżyć go, obijać mu kości, podtapiać (metodę waterboardingu wpajano przez CIA wszystkim reżimom). I jak nie wierzyć w banalność zła.

Być może seans wydaje się nieco monotonny. Niektóre roczniki uwięzienia wyraźnie zostają rozciągnięte, a końcowy okres 1980-1983 opowiedziany w sekwencji montażowej podczas trwania coveru “Sound of Silence”. Jednak autor “Mr. Kaplana” uatrakcyjnia całość jak może, choć trzyma się raczej klasycznej narracji. Szatkuje akcję poprzez wprowadzenie retrospekcji i marzeń protagonistów, kolejne miejsca czasowego pobytu (spichlerz, kopalnia, klasyczny budynek więzienny) zazwyczaj wprowadza wraz z wyraźnym zaznaczeniem roku w jakim trafili tam osadzeni.

W zainteresowaniu Brechnera pozostaje głównie tworzenie kroniki wypadków ku chwale ikon opozycji. Ta strategia zostaje ujawniona bardzo szybko, ale udziela się widzom, bo trudno nie kibicować trzem umęczonym przez system biedakom. Chwilami zresztą “Noc przez dwanaście lat“ wznosi się na wyższy poziom – tak jak w błyskotliwej sklejce tortur zamieniającej się w retrospekcję z dnia, gdy schwytano Mujicę, rozegranej przy dźwiękach “Carmen” Bizeta czy w symbolicznej scenie, gdy Ñato drybluje wyimaginowaną piłką przy aplauzie całego więzienia. Jak widać z filmu więziennego da się jeszcze wykrzesać nieco iskier. Koniec końców urugwajski kandydat do Oscara mimo prostej formuły sprawdza się bowiem jako good feel movie, jak i poruszający dramat.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
Noc przez dwanaście lat plakat

„Noc przez dwanaście lat”

Tytuł oryginalny: „La noche de 12 años”

Rok: 2018

Gatunek: Dramat

Kraj produkcji: Argentyna, Francja, Hiszpania, Urugwaj

Reżyser: Álvaro Brechner

Występują: Antonio de la Torre, Chino Darín, Alfonso Tort i inni

Ocena: 3,5/5