Podwodny balet – recenzja filmu „Niezatapialni”

Na zeszłorocznym festiwalu w Cannes furorę zrobił skromny komediodramat z plejadą gwiazd francuskiego kina zatytułowany “Le grand bain”. Film w reżyserii znanego aktora Gillesa Lellouche’a obronił się znakomicie również na rynku, przyciągając nad Sekwaną ponad 4 miliony widzów (i 34 miliony w skali globalnej). Wisienką na torcie było 10 nominacji do Cezarów. Teraz już z nowym tytułem “Niezatapialni” trafiają na polskie podwórko.

Już w prologu narrator po błyskotliwej wyliczance sugeruje, że wiele może się zdarzyć, ale koło nigdy nie wejdzie w kwadrat. Tym samym zapowiada misję niemożliwą stojącą przed bohaterami opowieści. W podobnych kategoriach ocenić można było szansę zrobienia udanego i sensownego filmu akurat przez Gilles Lellouche’a. Gwiazdor francuski pokazuje różne oblicza, grywał role twardzieli w filmach pokroju “Nie mów nikomu”, “Wroga publicznego numer jeden” czy “Marsylskiego łącznika”, romansował z kinem społecznym (jak wchodzący do polskich kin w maju “Wymarzony”) oraz zawsze realizował się w popularnych komediach. Podobnie jak jego druh, Guillaume Canet, kilka lat temu postanowił spróbować swoich sił z reżyserią. Jednak ani “Sny o potędze” robione w tandemie z Tristanem Aurouetem, ani tym bardziej obraźliwe i wulgarne filmidło “Niewierni” będące owocem współpracy z grupą kumpli (m.in. aktorką i reżyserką Emmanuelle Bercot, laureatami Oscarów Michelem Hazanaviciusem i Jeanem Dujardinem, czy twórcą kontrowersyjnego “Dobermana” Janem Kounenem) nie napawały zaufaniem do samodzielnego projektu Lellouche’a. Niesłusznie!

Pierwsze odpowiedzi jaki to będzie film, jaki nastrój będzie nim rządzić i jakiego typu postaci będą zaludniać ekran, napływają (obawiam się, że nie będę w stanie porzucić pływackich określeń do końca tego tekstu) już w drugiej scenie. W rymie ejtisowego hitu Tears for Fears
“Everybody Wants to Rule the World” kamera przemierza uliczkę podmiejskiego osiedla domków jednorodzinnych i zagląda przez okno jednego z nich. Oto sypialnia wyrwanego niczym z koszmaru Bertranda. Ten bezrobotny ojciec dawno po przekroczeniu smugi cienia życzeniem matki natury został obdarzony smutną mordką Mathieu Amalrica. Na domiar złego wielomiesięczne poszukiwania zatrudnienia odbijają się na nim depresją i apatią. Żona i dwójka dzieci, małoletnia córeczka i nienawidzący świata jak każdy nastolatek syn, coraz mniej widzą w nim pana domu, partnera, rodzica czy autorytet, a bardziej zagracający salon mebel.

Tak, tak, czai się tu nie tylko kryzys wieku średniego, ale i regres figury ojca i mężczyzny w ogóle. Nieprzypadkowo Bertranda poznajemy przy dźwiękach wspomnianej piosenki, prawdziwego hymnu niedorajd i małomiasteczkowych donkiszotów (w wersji optymistycznej: niespełnionych marzycieli). Gdy w końcu postanawia się przełamać, dostaje słabo opłacane i niezbyt szanowane stanowisko w sklepie meblarskim Meubles Pont Royal (czerwona koszula jak mundurek, identyfikator z cudzym imieniem “bo jest już inny Bertrand”, bardzo sprawny sprzedawca), ale jego prawdziwe pragnienie to sukces drużyny pływaków synchronicznych*, do której dołącza, jak sam twierdzi, bez większego przekonania. Czyli z braku laku, by coś robić w czasie wolnym, ruszyć się wreszcie z kanapy.

niezatapialni

Pasji czy wielkiego zaangażowania nie widać też w innych kolegach z teamu. Każdy z nich jest na swój sposób pokiereszowany, doświadczony przez życie, wykolejony. Każdy już jest po czterdziestce, ogarniają ich myśli kiedy i gdzie podjęli feralne decyzje, czemu ich ostatnie lata jawią się jako pasmo porażek. Laurent (Guillaume Canet) mimo sukcesu zawodowego (jest dyrektorem huty żelaza) boryka się z psychicznymi zahamowaniami syna oraz pozostaje w konflikcie z matką. Na rodzinne tarapaty reaguje agresją i zniecierpliwieniem. Marcus (Benoît Poelvoorde), wieczny kawaler i bankrutujący po raz czwarty właściciel sklepu z basenami (BasenyLove), skarży się kolegom, że chciałby być tak przedsiębiorczy jak Michael Douglas w “Wall Street”. Zamiast wziąć sprawy w swoje ręce, woli zaglądać do kieliszka i podrywać barowe syreny. Jego kumpel Thierry (laureat Cezara za tę rolę Philippe Katerine) zupełnie nie radzi sobie natomiast z kobietami, a uroku nie dodaje mu ani profesja basenowego dozorcy, ani wrodzona uczciwość i serdeczność. Najstarszy z pływackiej szajki, Simon (Jean-Hugues Anglade), rozwodnik wiecznie rozczarowujący swą nastoletnią córkę Lolę (znana z “Avy” Noée Abita), wciąż pielęgnuje w sobie marzenie o karierze muzycznej. Choć teraz mieszka w zagraconej przyczepie kempingowej i gra na gitarze podczas bingo dla grupy staruszków, to tli się w nim pragnienie sławy i wybicia się ponad przeciętność.

Z ośmiu członków drużyny szykującej się do mistrzostw w Norwegii poznajemy dość dobrze losy wymienionej piątki, oprócz nich wspomniani i raczej marginalizowani są 38-latek sygnalizujący brak perspektyw mieszkaniowych (nie dostał kredytu), jego przyjaciel pochodzący ze Sri Lanki Avanish (traktowany przez twórców raczej jako comic relief niż autentyczna figura zbolałego imigranta) oraz postać, której tożsamości nie mogę zdradzać z uwagi, że dołącza do teamu nieco później. By spełnić warunek konwencji filmu sportowego o nieudacznikach, treningi prowadzą na zmianę dwie byłe pływaczki, same niosące bolesny bagaż doświadczeń i początkowo wcale nie wierzące w końcowy sukces. Delphine (Virginie Efira) jara jak smok papierosa za papierosem siedząc na trampolinie, a co gorsza ma poważny problem z alkoholem, ale czyta też podczas pływackich wprawek swoim podopiecznym wiersze Paula Verlaine’a (“Pieśni bez słów”) czy Rainera Marii Rilkego (“Listy do młodego poety”). Druga trenerka nie będzie miała tyle poetyckiego zacięcia, ale weźmie w karby rozleniwionych facetów i urządzi im prawdziwe treningowe piekło, co będzie powodem wielu gagów i nieporozumień.

Lellouche traktuje swoich bohaterów z czułością i wyrozumiałością, choć żadnego nie oszczędza przecież przy rozdzielaniu przywar i wad. W końcu basenowa szatnia staje się kozetką psychiatryczną czy może raczej zastępstwem dla terapii grupowej, której faceci normalnie wstydziliby się podjąć. Tym samym, czym była dla ich fińskich kuzynów sauna w znakomitym dokumencie “Para do życia”. Nietrudno zgadnąć, że budowanie społecznego tła czy dotykanie współczesnych bolączek są dla twórców fundamentami starej opowieści o przezwyciężaniu własnych słabości. Fajtłapy, frajerzy czy też osoby w pewnych kręgach/czasach/krajach dyskryminowane muszą dać z siebie sto procent, by na turnieju osiągnąć ostateczny triumf. Nie jest ważne zwycięstwo, kluczowy jest udział, team spirit czy zwalczenie własnych słabości. Tak było choćby w klasycznych już “Potężnych kaczorach”, “Reggae na lodzie”, “Mistrzowskim rzucie”, ale też współczesnych filmach sportowych “Jak chłopaki” czy “Campeones”.

W “Niezatapialnych” dowcip pojawia się zazwyczaj znikąd, nie bywa wymuszony. O jego powodzeniu decydują doskonale wygrane relacje między postaciami, bardzo sprawnie pisane, kilkoma pociągnięciami, obdarzone dwoma-trzema cechami, które mówią nam wszystko o problemach i pragnieniach każdego z pływaków. Ostatnio tak pięknie o kryzysie męskości, leniwie tlącej się potrzebie przemiany, potrzebie zerwania z apatycznymi przyzwyczajeniami, opowiadał Fernando León de Aranoa w zapomnianych dziś nieco
“Poniedziałkach w słońcu”. Lellouche nie ukrywa, że dobrze czuje się w przepychankach słownych (np. kłótnia o to, jaka muzyka ma lecieć podczas występów) i sprawnie poprowadzonych gagach (choćby zgrabną miniaturą z kradzieżą kąpielówek przypominającą heist movie w krzywym zwierciadle), ale o dziwo wypada też bardzo przekonująco w momentach bardziej dramatycznych, tylko kilka razy fałszując, gdy na potrzeby kojącego spektaklu wyrównuje ranty i otula je poduszkami. Dzięki wieloletniej pracy w komediach ma odpowiedni timing, ale jednocześnie umie być refleksyjny, nie popadać w slapstickową przesadę. Sukces tego filmu jest niezaprzeczalny. Zanurzcie się w niego, śmiech i wzruszenia gwarantowane.

* od 2017 roku Światowa Federacja Pływacka forsuje nazwę tej dyscypliny jako pływanie artystyczne (artistic swimming), choć póki co jest ona stosowana zamiennie i raczej niechętnie

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
niezatapialni plakat

Niezatapialni

Tytuł oryginalny: „Le grand bain”

Rok: 2018

Gatunek: komediodramat, film sportowy

Kraj produkcji: Francja

Reżyser: Gilles Lellouche

Występują: Mathieu Amalric, Guillaume Canet, Benoît Poelvoorde, Jean-Hugues Anglade i inni

Dystrybucja: Kino Świat

Ocena: 3,5/5