Netflix po hiszpańsku – najciekawsze nowe kino hiszpańskie na platformie

Zbliża się coroczny Tydzień Kina Hiszpańskiego, święto jednej z najciekawszych europejskich kinematografii, podczas którego co roku możemy zapoznać się z najważniejszymi produkcjami iberyjskimi minionego roku. Zgodnie z niepisaną tradycją oznacza to intensyfikację premier nowych hiszpańskich filmów na Netflixie, który z jakiegoś powodu bardzo lubi psuć frekwencję temu przeglądowi. Przyjrzyjmy się najciekawszym hiszpańskim nowościom zaserwowanym przez czerwone N. Jedynie najciekawszym, gdyż aktualnie w polskiej ofercie giganta streamingu znajdują się aż 42 (!) pełnometrażowe hiszpańskie produkcje z lat 2017-19.

Od środy w ofercie platformy znajduję się „Kto ci zaśpiewa” („Quién te cantará”), czyli najnowsza fabuła Carlosa Vermuta, twórcy głośnej „Magical Girl” sprzed pięciu lat. Aż 7 nominacji do nagród Goya przełożyło się jedynie na nagrodę za debiut aktorski dla Evy Llorach. Póki co jest to jedyny film z Tygodnia Kina Hiszpańskiego, który możemy zobaczyć również na Netflixie.

My oglądaliśmy „Kto ci zaśpiewa” na Warszawskim Festiwalu Filmowym, gdzie był pokazany w sekcji pokazy specjalne. Maciej Kowalczyk pisał o nim tak: Początkowo markuje bycie „Personą”, potem serwuje tyle niedorzeczności, że gdyby nie przekonująca warstwa audiowizualna wychrzaniłby się koncertowo.

Odtwórz wideo

Wczoraj rano zadebiutował „Syn zemsty” („Tu hijo”) przygotowany dla Netflixa revange movie w reżyserii Miguela Ángela Vivasa (chwalone seriale „Dom z papieru” i „Życie bez pozwolenia” – oba dostępne na Netflixie). Przywodzący słuszne wspomnienia z rewelacyjnym „Za późno na gniew” (najlepszy hiszpański film 2016 roku, także w ofercie Netflixa) obraz ma być prawdziwym koncertem aktorskim Jose Coronado, który przeniósł temu uznanemu aktorowi czwartą w karierze nominację do nagrody Goya). Znany z lubianego „Contratiempo” oraz nagradzanego „Człowieka o tysiącu twarzy” (oba w ofercie Netflixa, ten drugi w 2015 roku był wielkim przebojem kinowym i dostał 9 nominacji do nagrody Goya) Coronado wciela się tu uznanego chirurga, postanawiającego się zemścić na oprawcach jego syna. Scenariusz współtworzył Włoch Alberto Marini, znany z udanych filmów gatunkowych takich jak „Nieznany”, „Słodkich snów” czy „Summer Camp”.

Fotograf z Mauthausen” („El fotógrafo de Mauthausen”) to podobno wielki triumf formy nad treścią. To opowieść o Francescu Boixe, Katalończyku osadzonym obozu koncentracyjnego w Mauthausen. Wbrew wszelkim przeciwnością próbuje on uwiecznić okropności z jakimi się spotyka. Obraz powszechnie chwalony jest za stronę techniczną: scenografię, kostiumy, charakteryzacje etc., a jego największym problemem ma być marny scenariusz złożony głównie z klisz. Mimo wszystko dla fanów „Listy Schindlera” czy „Chłopca w pasiastej piżamie” może to być bardzo ciekawa pozycja. Całość bazuje na edukacyjnym komiksie historycznym pod tym samym tytułem.
Odtwórz wideo
Odtwórz wideo
O „Drzewie krwi” („El Árbol de la Sangre”) Julio Médema pisaliśmy już przed kilkoma tygodniami w Na Co Do Kina. To głęboko zanurzony w stylu baskijskiego reżysera obraz przez ponad dwie godziny balansujący na granicy całkowicie kuriozalnego kiczu i łączący w sobie telenowelę z kinem gangsterskim oraz metafizyką i rozwiązaniami rodem z „11 minut” Skolimowskiego. Całość podlana jest wielkimi ilościami seksu w różnych konfiguracjach. Jakby źle to nie brzmiało, „Drzewo krwi” jest ciekawym i zapadającym w pamięć obrazem, całkiem innym od tego co zazwyczaj oglądamy. Zachęcić mogę tym, że w żadnym innym filmie protagoniści nie muszą ratować się przed spadającą na nich z drzewa żywą krową oraz, że jest to dużo bardziej udany film od „Mamy” tego samego reżysera z 2015 roku.
Dokument „Cmentarz na Smutnym Wzgórzu: Rekonstrukcja” („Desenterrando Sad Hill”) to hołd oddany najwybitniejszemu ze spaghetti westernów. Młody reżyser Guillermo de Oliveira śledzi grupę przyjaciół, którzy próbują odwiedzić tytułowy cmentarz znany z finału „Dobrego, złego i brzydkiego”, a jednocześnie prowadzi rozmowy o klasyku ze swoimi gośćmi, na ekranie m.in. Ennio Morricone, Clint Eastwood, Alex de la Iglesia czy Joe Dante.

Kryminał gangsterski „Gun city” („La sombra de la ley”), druga fabuła twórcy „Nieznanego” z 2015 roku, to powrót do współpracy z Luisem Tosarem, trzykrotnym zdobywcą Goi w pierwszej dekadzie XXI wieku. Tym razem aktor wciela się w oficera policji walczącego z przemycającymi broń gangsterami. Stylowa rzecz o mafii, stróżach prawa i napiętej politycznie sytuacji Iberii lat XX ubiegłego wieku w ojczyźnie była porównywana do „Nietykalnych” Briana de Palmy. Czy może być lepsza rekomendacja? Dodam jeszcze tylko informację o nagrodach Goya za scenografię, kostiumy i zdjęcia.

Odtwórz wideo
Odtwórz wideo

Nagrodę dla najlepszej aktorki na gali Goya dostała w tym roku Susi Sánchez za główną rolę w „Niedzielnej chorobie” („Enfermedad del domingo”) – obyczajowym dramacie rodzinnym wyświetlanym w sekcji panorama zeszłorocznego festiwalu w Berlinie. To chyba najbardziej dojrzała fabuła scenarzysty kojarzonego raczej z kinem młodzieżowym „Trzy metry nad niebem”, „Tylko Ciebie chcę”, (oba w  ofercie Netflixa) czy „Trini: nowe życie Violetty”. To osadzona w świecie hiszpańskiej elity opowieść o błędach i poświęceniach. Gdy podczas uroczystości organizowanej przez bogatą Anabel pojawia się jej porzucona przed laty córka, prosząc o spędzenie razem kilku dni, obie kobiety zostają zmuszone do przemyślenia podjętych decyzji.

Fani nietypowego kina młodzieżowego nie powinni przegapić dziwnego „Errementari: Kowal i diabeł”. To widowiskowa, zrealizowana całkowicie bo baskijsku adaptacja ludowej opowieści o kowalu, który uwięził podstępem samego diabła. Gdy Lucyfer za sprawą małej dziewczynki się uwalnia, wszystko się komplikuje. Dobre średniowieczne kino zawsze w cenie.

Historię Kraju Basków przybliża także „Olbrzym” („Handia”), wielki pokonany zeszłorocznej gali nagród Hiszpańskiej Akademii Filmowej. Mimo aż 10 statuetek ten, również zrealizowany po baskijsku, dramat kostiumowy przegrał w dwóch najbardziej prestiżowych kategoriach – najlepszym filmie i reżyserii. W tym obrazie śledzimy losy chłopaka, który po powrocie z frontu wojny domowej, gdzie stracił rękę, na rodzinną farmę odkrywa, że jego młodszy brat ma 2,5 metra wzrostu i ciągle rośnie. Wkrótce wspólnie wyruszają w podróż po całej Iberii, wszędzie wszak chętnie zapłacą za zobaczenie „najwyższego mężczyzny na świecie”. 

Odtwórz wideo

Na koniec trochę lżejszego kina. Swoistym „must see” jest niewątpliwie „Powołanie” („La Llamada”), szalony kataloński muscial, który w 2018 roku zdobył 5 nominacji do nagród Goya (w tym dwie w aktorce drugoplanowej i niczym „Faworyta” obie przegrał). Historia opowiada niesfornych nastolatkach na obozie prowadzonym przez zakonnice, początkowo wolących narkotyki i wymykanie się na imprezy od podporządkowania. Jednak kto by nie poczuł powołania, gdy objawi mu się sam Jezus Chrystus śpiewający piosenki Whitney Houston? Pomysły niczym z najbardziej śmieciowego kina zrealizowane profesjonalnie i fascynująco w rytm szlagierów twórczyni „I Will Always Love You” a także udanych piosenek oryginalnych. Przed rokiem ten film uplasował się na najniższym stopniu podium w konkursie publiczności Tygodnia Kina Hiszpańskiego.

Wspomniany konkurs wygrał „Bar”, czyli ostatni film Alexa de la Iglesii („Hiszpański cyrk”). To ciekawa wariacja na temat filmów o zombie. Pewnego poranka grupka nieznajomych sobie ludzi zostaje uwięziona w knajpce w centrum Madrytu. Co się dzieje na zewnątrz? Czy dadzą radę się wydostać zanim zarażeni ich dopadną? Czy wewnętrzne tarcia przedstawicieli różnych grup społecznych i etnicznych uniemożliwią współpracę? Nie jest to całkowicie udany film, ale wspaniale się nadaję na posiadówkę z alkoholem i znajomymi. Tak o nim pisze nasz redaktor – Grzegorz: Trochę zagadka zamkniętego pokoju, a trochę „Noc żywych trupów” z hipsterem, bezdomnym i Blancą Suarez. Obiecywał więcej niż dał.

Odtwórz wideo

Fani klasycznych komedii romantycznych nie powinni przegapić komedii „Szef” („El Jefe”). To bardzo konwencjonalnie opowiedziana i nominowana za najlepszy scenariusz oryginalny historia egocentrycznego i zarozumiałego kapitalisty, który staje się lepszym człowiekiem i znajduje miłość dzięki nowozatrudnionej sprzątaczce. Kobiecie pięknej, silnej, niezależnej i pewnej siebie, która przypomina mu co w życiu jest ważne. 

Daniel Monzón zrealizował głośne i udane „Celę 211” i „9 mil”. To były widowiskowe, bardzo poważne opowieści. W zeszłym roku postanowił trochę zmienić repertuar. W „Jukatanie” („Yucatán”) swoich ulubionych aktorów (na czele z Luisem Tosarem) zabrał w komediowy rejs luksusowym wycieczkowcem do Meksyku. Na pokładzie poza zwykłymi turystami znalazła się też grupa rywalizujących ze sobą oszustów i starszy pan – świeżoupieczony milioner. Szkoda by wielka wygrana w loterii, marnowała się w rękach kogoś, kto nie będzie jej umiał dobrze wykorzystać – z tego założenia wychodzą złodziejaszki. Któremu z nich uda się położyć ręce na milionach?