Ulubiony film twojego wuja z SLD – recenzja filmu „Na horyzoncie morze jest błękitne” – Millennium Docs Against Gravity 2020

Propaganda to nie jest łatwy gatunek, wszyscy, którzy w ostatnich latach mierzyli się z polskim kinem patriotycznym tudzież politycznym doświadczyli tego na własnej skórze. Jednocześnie jest to typ kina, który upodobało sobie wielu wybitnych artystów, jak chociażby Oliver Stone, Sergiej Eisenstein, czy Joris Ivens. Z prorządowych sympatii, często wyrażanych w swoich produkcjach znany także jest Chińczyk Jia Zhangke, którego najnowszy dokument Na horyzoncie morze jest błękitne miał swoją polską premierę podczas trwającego właśnie festiwalu Millennium Docs Against Gravity.

Łaska Pekinu na pstrym koniu jeździ,  na przykład: Zhang Yimou długo był nadwornym reżyserem reżimu, realizował m.in. filmową relację z Olimpiady w Pekinie w 2008 roku oraz tworzył prestiżowy Wielki mur – pierwszą superprodukcję zrealizowaną w „jawnej” współpracy między Chińczykami a Hollywood. Kilka lat później, w 2019 roku jego długo oczekiwane One Second, podejmujące temat rewolucji kulturalnej, zostało zablokowane przez cenzurę tuż przed planowaną berlińską premierą. Mniejsze, acz podobnej natury, problemy miał Jia Zhangke, który po równie wybitnym, co sławiącym dynamiczny rozwój Państwa Środka Nawet góry przeminą zderzył się z cenzorami przy swojej gangsterskiej epopei Najczystszy jest popiół. Na horyzoncie morze jest błękitne możemy traktować zapewne jako jakąś formę przeprosin i samokrytyki artysty, która to ma mu w przyszłości ułatwić realizację kolejnej fabuły.

Nie po raz pierwszy twórca ten zabiera nas do swojego rodzinnego miasta Fenyang w prowincji Shanxi w centralnej części Chin. Rzecz zaczyna się od wspomnień z lat powojennych, kulisów kolektywizacji i reformowania wsi przez komunistów. Niczym w dokumentach Wanga Binga, takich jak monumentalne Dead Souls, otrzymujemy serię wywiadów ze świadkami mniejszej i większej historii, przeplatanych różnymi ujęciami z codziennego życia, czy też scenkami ze współczesnym spojrzeniem na opisywane lokacje. Początkowa tematyczna spójność opowieści szybko ulega jednak rozmyciu, ci którzy wydawali się bohaterami historii, przestają się w niej pojawiać, a widz zaczyna być skonfundowany.

Jak na poprawną propagandę przystało, w Na horyzoncie morze jest błękitne nie chodzi o treść. Chodzi o uczucia i emocje. O skojarzenia, jakie mają się pojawić u odbiorcy zarówno na poziomie świadomym jak i nieświadomym. Dlatego wywiadom towarzyszy bardzo nachalna europejska muzyka klasyczna, a w monologach przywoływany m.in. Brahms. Dlatego też widzimy jak jakiś Chińczyk ogląda na smartfonie mecz NBA, a wypowiadający się podczas festiwalu literackiego goście, w tym laureat Nobla, Mo Yan, niczym w demokratycznym państwie krytykują jakieś drobne i mało istotne rzeczy, a także zachowanie młodszych pokoleń.

Przekaz, który chce wyrazić swoim dokumentem Jia Zhangke najlepiej podsumowuje tytuł filmu. Na horyzoncie morze jest błękitne, jest błękitne dopiero na horyzoncie, bo tu i teraz błękitne jeszcze nie jest, jeszcze jest zamulone, zanieczyszczone odpadami, glonami, sinicą. Ale gdzieś dalej błękitne jest, my to wiemy, my tam idziemy, więc idziemy, niczym protagonista utworu Dawida Podsiadły „W dobrą stronę”. Siłę przekazu tytułu wzmacnia kończąca film anegdota, w której słyszymy, że morze teraz jest błękitne tuż przy brzegu, ale w młodości opowiadającego tak nie było i trzeba było daleko płynąć, by zobaczyć na horyzoncie błękit.

Chiny okresu zimnowojennego były biedne, były zacofane, były przaśne, ale teraz są wspominane z nostalgią przez mieszkających w nowoczesnym, bogatym i silnym państwie, szczęśliwych, wykształconych ludzi w średnim wieku. Dzięki ich pracy, ich marzeniom, posłuszeństwu partii i komunistycznej władzy udało się osiągnąć sukces i stworzyć z Chin państwo ściśle kulturalnie związane z Zachodem, nie różniące się od Francji, Stanów Zjednoczonych, czy Argentyny. Może poza tym, że trochę stabilniejsze gospodarczo i politycznie. To bajka która jest nam tu sprzedawana. To czy w nią uwierzymy, zależy już tylko od naszej naiwności cierpliwości.

Zwłaszcza ta ostatnia jest niewątpliwie bardzo potrzebna. Osiemnaście rozdziałów, różnych długością, tematem i formą, potrafi być testem nawet dla najbardziej wytrwałego fana kina, zwłaszcza jeśli nie uda mu się wykrzesać zainteresowania dla wielominutowej anegdotki o wyjeździe do Pekinu wiejskiego dentysty w połowie lat 80. 

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Na horyzoncie morze jest błękitne

Tytuł oryginalny: „Yi zhi you dao hai shui bian lan”

Rok: 2020

Gatunek: dokumentalny / propagandowy

Kraj produkcji: Chińska Republika Ludowa

Reżyseria: Jia Zhangke

Dystrybucja festiwalowa: Millenium Docs Against Gravity

Ocena: 2,5/5