Całus z zaświatów – recenzja filmu „Moja babcia jest czarownicą” – Pięć Smaków

„Moja babcia jest czarownicą” jako opowieść o zmarłych i duchach przywołuje mimowolne, acz niekoniecznie słuszne skojarzenia z produkcjami Hayao Miyazakiego, takimi jak „Spirited Away: W krainie bogów” czy „Mój sąsiad Totoro”. Widz poznaje ten wiejski świat pełen przesądów z perspektywy dziecka.

Rodzice Dou Dou wyjeżdżają za granicę pracować i malec na czas wakacji zostaje oddany pod opiekę swojej babci. Tych dwoje z początku nie potrafi się porozumieć. Dziecko nie może powstrzymać łez, wręcz ze slapstickową manierą, obawiając się odstręczającej, tajemniczej staruszki, która jest taoistyczną kapłanką. Sceny obrazujące chwile, jak bohaterowie spotykają się, przepełnione są humorem sytuacyjnym, gdzie nieustraszona starowinka przegania złe moce, aby te nie wystraszyły jej wnuka. Do śmiesznych fragmentów można zaliczyć pojedynek babcia kontra Iron Man, odwołujący się do złotej ery gier arcade. Film przywodzi na myśl „Dragon Balla”, a skojarzenie wynika w dużej mierze ze specyficznej kreski, jaką posługuje się animacja, ale i za sprawą magicznych ciosów herosów przy użyciu energii ki, która zmaterializowana zmieniana jest w pocisk energetyczny, tzw. kikōhę. Gdy tylko demon opęta ciało kota, tarapaty zbliżą do siebie dwójkę bohaterów i pomogą przełamać dzielące ich różnice międzypokoleniowe. Receptą na unicestwienie potwora jest dotyk żywej istoty połączony z magicznym zaklęciem padającym z ust Dou Dou. W trudnych dla małego chłopca chwilach, z dala od najbliższej rodziny, pełna wigoru staruszka odegra niebagatelną rolę, przede wszystkim wspierając mentalnie chłopca.

„Moja babcia jest czarownicą” przykuwa uwagę nagromadzeniem elementów folkloru. Do postaci wzorowanych na mitologii chińskiej zalicza się nie tylko obecny tam antagonista, ale i strażnicy eskortujący dusze zmarłych, nazwani zabawnie – Byczy Łeb i Końska Twarz, znane również jako Niumowang i Baigujing – jedne z yaoguai, czyli złowrogich demonów ukrywających się pod postaciami zwierząt.

Gdy bramy zaświatów otwierają się, na nabrzeżach Tajwanu duchy przybywają od strony morza, aby spotykać się z żywymi, nadciągającymi od strony lądu. Ci drudzy przygotowują ofiary, w tym żywność, aby goście mogli się najeść. W filmie obecna jest scena uczty pǔ dù, gdy na długich stołach układane są obficie pokarmy. Należy przy tym pamiętać, że Święto Zmarłych jest adresowane do duchów. W tym wyjątkowym dniu mogą upomnieć się o siebie zagubione dusze i odnaleźć spokój, odrodzić na nowo, a kierunek, jaki mają obrać, wytyczają małe łódeczki z lampionami puszczane na wodzie.

Historii można zarzucić infantylność, ale nie zmienia to faktu, że jest pocieszna i opowiedziana z sercem. Animacja gwarantuje błogie przeniesienie się na czas seansu do lat dzieciństwa – uwierzcie na słowo, od razu robi się lżej na duszy – a dla młodej widowni sprawdzi się jako mądra opowieść dotykająca tematów umierania, ale raczej docelowo nie dla bardzo małych dzieci, bo może nieźle nastraszyć.

Anna Strupiechowska
Anna Strupiechowska

Moja babcia jest czarownicą

Tytuł oryginalny: Mo fa a ma

Rok: 1998

Gatunek: animowany, familijny

Kraj produkcji: Tajwan / Korea Południowa

Reżyser: Wang Shaudi

Występują: Wen Ying, Hsu Chieh-hui i inni

Ocena: 3,5/5