Zagraj to jeszcze raz, Josip – recenzja filmu „Małżeństwo” – Transatlantyk 2018

Chyba nie ma drugiej kinematografii tak naznaczonej i obciążonej jednym tematem jak ta krajów byłej Jugosławii. Niszcząca i bolesna wojna jaka się przetoczyła przez Bałkany w latach 90 odcisnęła swoje krwawe piętno na duszach, ciałach i umysłach. Dlatego trudno się dziwić, że teraz kiedy mamy po raz pierwszy okazję oglądać na polskich ekranach w pełni kosowski film to duch historycznych wydarzeń jest w nim obecny.

Anita i Bekim to przedstawiciele klasy średniej, zakochana para koło trzydziestki, już za dwa tygodnie mają wziąć ślub. Ona wciąż żyje przeszłością i nie mogąc się pogodzić z utratą rodziców, którzy zaginęli podczas wojny, jeździ po kraju na oględziny kolejnych ciał ekshumowanych ze wspólnych grobów. On stara się odciąć od przeszłości, ruszyć do przodu lecz jednocześnie jest targany wątpliwościami co do racjonalności szybkiego ożenku. Jak to jednak w kinie bywa, stabilność pary zostanie zaburzona poprzez pojawienie się niespodziewanego aktora na scenie.

Nol, człowiek z przeszłości. Człowiek będący przeszłością. Student mieszkający na stancji w rodzinnym domu Bekima, jego przyjaciel, być może więcej niż przyjaciel? Mężczyzna po latach francuskiej emigracji powraca do Prisztiny już jako uznany w ojczyźnie piosenkarz i brutalnie wchodzi w życie protagonisty. Tworzy się swoisty miłosny i emocjonalny trójkąt podszyty pytaniami o istotę przeszłości. Czy powinniśmy jej szukać, czy też należy zapomnieć o tym co było? Czy wskrzeszanie relacji dawno umarłych to nekromancja a może powinność dobrego człowieka? Wreszcie czy możemy być szczęśliwi nie będąc z sobą samym szczerym?

Niestety, mimo stawiania intrygujących pytań i dość obcej nam scenerii całość nie oferuje nam nic odkrywczego,, ani nowego. Przedstawiona na ekranie Prisztina zasadniczo nie różni się niczym od innych współczesnych miast Europy Wschodniej, z typowym postkomunistycznym biednym, przepełnionym ludzką życzliwością, ale też uprzedzeniami, homofobią rasizmem i nienawiścią społeczeństwem. Można się pokusić o stwierdzenie, że gdyby nie kilkukrotne wspomniana niechęć do Serbów i dialogi po albańsku, to można by było zapomnieć, że to nie Rosja, Litwa czy Bułgaria. Piętnowanie męskiego homoseksualizmu, pogarda pudrowana narzuconym przez Zachód fałszywym uśmiechem,wszystko jest tu obowiązkowo pokazane w dość nachalnie wrzucanych do dialogów deklaracjach i przypadkowej agresji.

„Małżeństwo” jest bardzo kompetentnie zrealizowanym filmem, nie mającym większych dziur scenariuszem zgrabnie łączącym konwencjonalne kino LGBT, kolejną opowieść o szukaniu swojej tożsamości i braku wsparcia otoczenia z jugosłowiańskim bagażem wojny. Szkoda tylko, że autorce zabrakło pomysłu na coś więcej, jakichś rozwiązań, które odróżniłyby ten obraz od całej reszty podobnych dzieł, rozwiązań które dałyby powód do oglądania go. W tym momencie to niestety letni film środka, który mógłby powstać w dowolnym zakątku świata i wyglądać praktycznie identycznie. Twórcy nie mają się czego wstydzić, ale oglądać nie trzeba.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Małżeństwo

Tytuł oryginalny: „Martesa”

Rok: 2018

Gatunek: Melodramat

Reżyser: Blerta Zeqiri

Występują: Alban Ukaj, Adriana Matoshi, Genc Salihu i inni

Dystrybucja: Tongariro

Ocena: 2,5/5