Londinium Calling – recenzja filmu „Król Artur: Legenda miecza”

Ciężko doliczyć się ile to już razy historia Króla Artura była przenoszona na wielki ekran. Od najbardziej docenianych adaptacji tej historii minęły dekady. Najświeższą próbą wskrzeszenia angielskiej legendy był film w reżyserii Antoine Fuqua, który niestety ciężko uznać za udany. „Król Artur” (2004) mimo niezbyt pochlebnych opinii krytyki przyciągnął do kin niemałą widownię. Nie dziwi więc fakt, że producenci postanowili po raz kolejny odświeżyć tę legendę i wykorzystali do tego twórcę nietuzinkowego, który z innej klasycznej brytyjskiej opowieści (Sherlock Holmes przyp. red.) potrafił zrobić prawdziwą maszynkę do zarabiania pieniędzy.

Widząc plakat i pierwsze zwiastuny, spodziewałem się pełnego rozmachu epickiego widowiska pozbawionego autorskiego zacięcia. Czegoś na kształt „Bravehearta” czy „Gladiatora”. Już pierwsza scena pokazała mi, jak bardzo się myliłem. Dostajemy w niej zarys wydarzeń poprzedzających główne wątki fabularne, podany w niezwykle efektowny, teledyskowy sposób. Każdy, kto miał do czynienia z kinem Richiego, od razu poczuje tutaj jego styl. Fenomenalne sekwencje kondensujące wiele zdarzeń w jeden dynamicznie zmontowany klip muzyczny pojawiają się z resztą tutaj nie raz i nie trudno odmówić im uroku. Nie są to jednak najbardziej charakterystyczne dla reżysera sceny. Pod tym względem palmę pierwszeństwa dzierżą retrospekcje, takie jak, chociażby dorastanie głównego bohatera. Jestem przekonany, że każdy fan „Przekrętu” (2000) i „Porachunków” (1998) będzie zachwycony tym, w jaki sposób anglik powraca do swoich korzeni. Kolejnym piętnem autora, odciśniętym na „Legendzie Miecza” jest używany w filmie język. Mimo tego, że obiektem adaptacji jest jedna z najstarszych wyspiarskich opowieści, nie uświadczamy staroangielskiego. Momentami zapominamy, w jakich czasach toczy się akcja filmu i mamy wrażenie słuchania dialogów współczesnych bandziorów z pubu w Dover.

Jednym z najmocniejszych punktów tego kinowego widowiska jest też ścieżka dźwiękowa. Nowoczesna, pełna energii ścieżka dźwiękowa inspirowana muzyką ludową Anglii, jest idealnym wypełnieniem dla wszelkiego rodzaju scen akcji, których zresztą w filmie nie brakuje.
Wszystko to wydaje się mieszanką wybuchową. Jednak na niektórych płaszczyznach „Król Artur”, mówiąc wprost, kuleje. Największą bolączką jest narracyjny chaos i niespójny styl. Fenomenalne wstawki, od których zacząłem swoją recenzję, są tutaj bronią obusieczną. Mimo tego, że przyjąłem je entuzjastycznie, mają destrukcyjny wpływ na całą narrację. Prowadzona w sposób klasyczny fabuła, zaczyna być dłużącym się, zupełnie zbędnym dla widza objaśnieniem wątków.

O ile scenariusz filmu można cenić za nieszablonowe podejście do postaci i całej legendy, to zdarzają mu się słabsze momenty. Najgorszy z nich – przynajmniej dla mnie – dzieje się w samym finale, gdzie pojawienie się pewnej kreatury sprawia, że świetnie zbudowany klimat punktu kulminacyjnego ustępuje miejsca grotesce.

Zakończę pozytywnym akcentem w postaci mojej opinii o odtwórcy głównej roli, Charlie Hunnam’ie. Stara się ukraść uwagę widza w każdej scenie, w której pojawia się na ekranie. Bije od niego charyzmą i dopasowaniem do swojej roli łobuza o królewskich korzeniach. Król Artur staje się postacią, z którą nie sposób widzowi nie sympatyzować. Jest to olbrzymia zaleta produkcji, zwłaszcza że po drugiej stronie barykady stoi nie mniej charyzmatyczny Jude Law. Nie można przejść obojętnie obok starcia tak wyrazistych i dobrze zagranych bohaterów. Nie zdziwię się, jeśli w najbliższych latach kariera Hunnama zaliczy dynamiczny progres.

Ciężko mi ocenić tę produkcję. Mam wrażenie, że w kategoriach kina rozrywkowego zdecydowanie się sprawdza i jestem przekonany, że wielu widzów zakocha się w tym filmie. Z drugiej jednak strony wisi nad nim widmo niewykorzystanego potencjału. Oglądając przesiąknięty stylem Richie’ego film, zastanawiałem się, po co był mu właściwie  potrzebny Król Artur. W końcu ten gość potwierdził nam już nie raz, że najlepiej czuje się we współczesnym Londynie.

Marcin Grudziąż

Plakat Króla Artura

Król Artur: Legenda Miecza


Rok: 2017

Gatunek: przygodowy, fantasy

Twórcy: Guy Ritchie

Występują: Charlie Hunnam, Jude Law, Eric Bana i inni

Ocena: 3/5